Masowe doświadczenie samotności lub poczucia osamotnienia staje się powoli znakiem naszych czasów. - Źle było już przed pandemią, a potem ta samotność wybuchła jak popcorn - mówią autorki książki "Epidemia samotności. Jak budować trwałe więzi we współczesnym świecie" Agnieszka Łopatowska i Monika Szubrycht. O różnych aspektach samotności, w tłumie, związku czy w rodzinie, rozmawiały z najlepszymi w Polsce psychologami, psychiatrami, coachami i terapeutami. Nam mówią, jaki jest najgorszy rodzaj samotności i czy można jej w ogóle zaradzić.
Karolina Siudeja-Dudek: Reprezentuję pokolenie wychowane na rozterkach singielek z "Seksu w wielkim mieście" i "Dziennika Bridget Jones". Swego czasu mawiałam, że o samotności mogłabym książkę napisać. Ale już na szczęście nie muszę - bo zrobiłyście to wy. Powiedzcie, czy to dlatego ta książka powstała? Wy też byłyście samotne?
Agnieszka Łopatowska: Ta książka jest wynikiem samotności. Kiedyś i ja się tak czułam. Paradoksalnie, bo organizowałam wtedy wielkie imprezy dla znajomych, w których brało udział nawet kilkaset osób, miałam wielu towarzyszy, podejmowałam mnóstwo aktywności. Natomiast po wszystkim wracałam do domu i byłam w nim sama. Często nawet nie chciałam do niego wracać, bo wiedziałam, że nie ma w nim nikogo.
- Zaczęłam się zastanawiać, skąd to się bierze, że ludzie coraz częściej nie są w stanie pociągnąć dalej nawiązanych relacji, dlaczego znajomości stają się powierzchowne, dlaczego nie dopuszczamy do siebie innych osób. Planowałam nawet badania na ten temat we współpracy z wydziałem psychologii UJ, ale niebawem przyszła pandemia i wszystko stanęło w miejscu, a ta nasza zbiorowa samotność zaczęła puchnąć jak popcorn. Po wszystkim szybko okazało się, że tak naprawdę jest jeszcze gorzej niż było. Postanowiłam więc, że ta książka musi powstać, a moja wizja zbiegła się z wizją wydawnictwa Filia na Faktach. Do jej współtworzenia zaprosiłam Monikę Szubrycht, żeby pokazała te oblicza samotności, o których ja wiedziałam mniej.
Monika Szubrycht: Z kolei ja miałam sytuację odwrotną niż Agnieszka. Miałam wokół siebie zbyt wielu ludzi, włącznie z rodziną, choć może to dziwnie zabrzmi. Podczas pisania książki zrozumiałam, że samotność była mi wręcz niezbędna, żeby poukładać sobie pewne rzeczy w głowie, żeby odpocząć i mieć więcej zasobów dla innych, także dla moich bliskich.
Doskwierało wam poczucie osamotnienia, bardziej niż słownikowa samotność. Oba określenia w książce konfrontowane są bardzo często. Czy możecie podać ich definicję? Czym samotność różni się od poczucia osamotnienia?
Agnieszka Łopatowska: Na początku myślałyśmy, że nie ma żadnej różnicy. Ale po przeprowadzeniu wszystkich rozmów wiemy już, że to nieco inne stany. Samotność jest wtedy, gdy po prostu jesteś sam. Nie masz żadnej osoby, do której możesz zwrócić ze swoimi problemami, lub której możesz się czymś pochwalić. Natomiast poczucie osamotnienia polega na tym, że może być milion osób wokół ciebie, ale ty czujesz, że nikt cię nie rozumie. Czujesz się zupełnie osobny. Czujesz się tak, jakby wszyscy inni myśleli i czuli to samo, a twoje uczucia i twoje myśli były zupełnie odmienne od ich.
Monika Szubrycht: Dla mnie samotność jest wtedy, kiedy nikt cię nie widzi i nikt cię nie słyszy.
Albo gdy nikt ci nie wierzy... Tu przypomina mi się definicja empatii przytoczona w książce przez Joannę Chmurę - empatia jest wtedy, gdy ktoś mówi albo pokazuje, że cię widzi i ci wierzy.
Monika Szubrycht: Możesz być wysłuchanym, ale co z tego, jeżeli ktoś nie wierzy w to, co mówisz lub podważa to, co czujesz. Człowiek, któremu nikt nie wierzy, automatycznie staje się osobą samotną.
Czasem, żeby kogoś pocieszyć, bagatelizujemy jego samotność. Wyobraźmy sobie młodą osobę przed trzydziestką, która nie spotkała nikogo, z kim mogłaby być w związku, tymczasem niemalże wszyscy znajomi dookoła właśnie biorą śluby albo mają małe dzieci. I gdy tylko taka osoba odważy się zwierzyć i powiedzieć, że jest jej ciężko, bo jest samotna, że chciałaby bliskości, związku i rodziny, zwykle usłyszy: "Przestań, ciesz się wolnością, korzystaj, masz czas dla siebie".
Agnieszka Łopatowska: W takich sytuacjach zawsze mówię o braku czułości - samotność ściśle się z nią wiąże. W momencie, gdy zaczyna wysychać w nas czułość, szerzej otwiera się furtka dla samotności. I wcale nie chodzi tylko o czułość między partnerami, ale dwojgiem ludzi w ogóle - między rodziną, przyjaciółmi, kolegami. Polega ona na tym, żeby czule i z atencją pokazać drugiemu człowiekowi: "Widzę, że jest ci źle" albo zapytać: "Czy mogę wypić dziś z tobą kawę?"
Dlaczego mamy teraz napędzającą się epidemię samotności? Bo że ją mamy, podobnie jak epidemię cukrzycy czy depresji, to nie ulega wątpliwości. Gdzie upatrujecie przyczyny? Czy za wszystko można winić te nieszczęsne social media, które, jak to się ładnie mówi "są silne tylko w słabych więziach".
Monika Szubrycht: Nie przesadzałbym z tymi mediami społecznościowymi, bo z nimi jest trochę jak z nożem. Masz nóż - więc możesz nim ukroić chleb, ale możesz też kogoś zranić. Są tylko narzędziem i tak powinny być traktowane. Uważam, i potwierdza się to w wielu rozmowach w tej książce, że bardzo często przyczyną samotności jest to, że nie znamy, nie rozumiemy i nie lubimy siebie. Jak mamy budować relacje i wzmacniać więzi z innymi, jeśli nie mamy ich sami ze sobą? Przecież to jest niemożliwe.
- Jedyny realny wpływ mamy w życiu tylko na siebie. Nie mogę wymagać, żeby ktoś mnie pokochał, jeśli się nie lubię, albo wręcz nienawidzę. Albo jeśli nie znajduję dla siebie zrozumienia, tylko mam wieczne pretensje i ciągle mi coś nie pasuje. A większość z nas tak właśnie postępuje. "Znowu zrobiłam coś źle", "zawaliłam", "taka jestem beznadziejna", "nie chciało mi się posprzątać", "nie wyrobiłam się", "nie przeczytałam książki", "nie jestem dość kompetentna", "nie jestem dość szczupła i ładna" - wymieniać można długo. Cały czas nakładamy na siebie tysiące oczekiwań, których nie jesteśmy w stanie spełnić. A już mistrzowsko robią to sobie kobiety.
O kobiecej samotności jest w waszej książce naprawdę dużo. Mam poczucie, że to jest płeć społecznie predestynowana do samotności. Także momentów, gdy samotność daje im o sobie znać, jest mnóstwo. Można na przykład być samotną w macierzyństwie, choć paradoksalnie zostanie mamą, niesie ze sobą obietnicę: "już nigdy nie będziesz sama".
Monika Szubrycht: To mit, który obalamy. Bo jakie, jeśli nie samotne, są te matki pozamykane na strzeżonych osiedlach, których partnerzy czy mężowie pracują od rana do nocy, żeby spłacić kredyt? Zostają ze swoimi najcudowniejszymi dziećmi, które bardzo kochają, ale nadal są same. Znacznie łatwiej wychowywało się dzieci w rodzinach wielopokoleniowych. Zawsze były w okolicy dodatkowe pary oczu i uszu, które mogły zauważyć, że coś z dzieckiem się dzieje, albo zająć się nimi przez chwilę, żeby mama miała moment oddechu. Założyliśmy sobie sami pętlę na szyję, programując rodziny w ten sposób.
Agnieszka Łopatowska: Można też być samotnym w związku i latami sobie z tego nie zdawać sprawy, albo może i zdawać, ale nic z tym nie robić.
Tak jak w twoim wspomnieniu z dzieciństwa o rodzicach, którzy teoretycznie byli w związku, ale w praktyce - każdy oglądał telewizję w innym pokoju.
Agnieszka Łopatowska: Typowa nieobecność, życie obok siebie zamiast bycia razem. To były lata 90., ale dziś jesteśmy dekady później i ta sytuacja niespecjalnie się poprawiła. Przez doświadczenie wyniesione z rodzinnego domu, czasem lekko panikuję, kiedy wieczorem mój narzeczony idzie sobie coś robić do innego pomieszczenia i nie spędzamy razem czasu. Ale dopóki nie jest to długotrwałe, nie tylko możemy, ale nawet powinniśmy sobie na to pozwolić. Natomiast gdy to staje się normą, nawet nieświadomie stajemy się samotni.
Joanna Chmura mówi w "Epidemii samotności" o prostym zwyczaju aktualizacji w relacji.
Agnieszka Łopatowska: Tak jak w telefonie aktualizujesz oprogramowanie, tak w związku czy w rodzinie robisz aktualizację wiedzy o bliskich. Wystarczy 10 minut dziennie, czy nawet raz na kilka dni, żeby zapytać, co słychać i dać sobie nawzajem uwagę.
Monika Szubrycht: Tylko to znów wymaga bardzo dużej samoświadomości. Bo żeby aktualizować swoją wiedzę o partnerze, przede wszystkim trzeba być na bieżąco ze sobą. Innymi słowy - musisz znać siebie, mieć czas i możliwości na własny rozwój, żeby móc realizować się w związku.
A gdybyście miały wymienić jedną grupę społeczną, której życie wypełnia najbardziej dojmująca samotność, to kto to będzie?
Agnieszka Łopatowska: Tu jesteśmy jednomyślne - to opiekunowie osób niesamodzielnych.
Monika Szubrycht: Kiedy w rodzinie pojawia się niepełnosprawność, nie jest tak, że jest jeden człowiek z niepełnosprawnością, tylko niepełnosprawna staje się cała rodzina. Powiedzieć, że jest to dyskryminowana grupa, to nic nie powiedzieć. Brak w naszym kraju systemowego wsparcia dla takich osób, co automatycznie spycha je na margines. I nasza ostatnia rozmowa w tej książce z Dorotą Próchniewicz - mamą dorosłego, autystycznego mężczyzny - to udowadnia. Ona mówi o życiu, którego nie ma, o tym, że skończyła jedne i drugie studia, więc mogłaby pracować, chciałaby przysłużyć się społeczeństwu, innym ludziom, ale nie może tego zrobić, bo jest skazana na bycie opiekunem swojego dorosłego syna. Dlaczego? Bo państwo na nią nakłada ten obowiązek z powodu braku systemowego wsparcia. Tymczasem Dorota słusznie zauważa, że każdy dorosły mężczyzna powinien mieszkać bez mamusi. Jednak ona musi z nim być 24 godziny na dobę. Czasem najbardziej samotny jest ten, kto nie może być sam choć przez chwilę.
Nie da się zmierzyć poczucia samotności.
Monika Szubrycht: Człowiek może poczuć się bardzo samotny na każdym etapie życia i z bardzo różnych względów. Dziewczyna, która ma 16 lat, rozstała się ze swoją miłością, nie rozumieją jej rodzice, nauczyciele, może się czuć nieprawdopodobnie samotna. Albo płaczące niemowlę, które leży w łóżeczku pozostawione samo i w pewnym momencie traci nadzieję, że ktoś je przytuli, więc milknie. Osoby starsze, które nie mają przy sobie rodziny, bo dzieci powyjeżdżały gdzieś do innych miast albo za granicę, żeby spełnić swoje potrzeby i walczyć o lepsze życie, chociażby to materialne - to kolejny temat rzeka.
Agnieszka Łopatowska: Dla mnie najbardziej dojmującą formą samotności jest ta, którą widzisz dopiero wtedy, kiedy się na niej skupisz. Bo czasami samotności nie widzimy na pierwszy rzut oka. Kiedy na ulicy stoi starsza pani, która sprzedaje kwiatki ze swojego ogródka, myślimy "musi sobie dorobić do leków czy na życie". A tymczasem dla niej ważniejsze jest to, że wyszła z domu, z kimś porozmawia choć przez chwilę. Bo w domu są tylko cztery ściany.
Co może być szczepionką lub plastrem na samotność?
Agnieszka Łopatowska: Miałyśmy niedawno spotkanie autorskie w ramach promocji naszej książki, pojawiło się na nim kilkadziesiąt osób. Zwróciłyśmy się do nich ze słowami, że bardzo się cieszymy, że do nas przyszli, bo to jest pierwszy krok do zmiany. Rozumiałyśmy, że oni właśnie cierpią na samotność.
- Bardzo często, kiedy samotność nas tak opanowuje, że aż przyciska do ziemi, boimy się wyjść do ludzi. Warto wtedy zacząć się odważać. Czasami wystarczy uśmiechnąć się do człowieka na ulicy, zagadać z kimś w sklepie, wykupić sobie pierwszą z brzegu zorganizowaną wycieczkę w biurze podróży, nawet na jeden dzień. Samotność trzeba zacząć przeganiać, ona sama nie zniknie.
Ale na to trzeba mieć pieniądze - powie ktoś samotny i ubogi.
Agnieszka Łopatowska: Nie możemy udawać, że pieniędzy nie potrzebujemy, ale one służą zapewnieniu innych potrzeb. Nawet największe pieniądze nie uchronią nas przed samotnością, ale też ich brak nie zamyka nam drogi do innych ludzi. To mogą być choćby inicjatywy sąsiedzkie, gdzie zbieramy się w swojej okolicy i poznajemy się spędzając ze sobą czas, albo zajęcia organizowane przez organizacje pozarządowe, które często są darmowe.
Monika Szubrycht: Czasem możemy odłożyć telefon i pogadać z kimś, kto siedzi na ławce obok, w poczekalni, w autobusie, na przystanku.
Książkę rozpoczynacie stwierdzeniem, że samotność jest groźna dla zdrowia. Wpływ samotności na organizm człowieka porównuje się do palenia piętnastu papierosów dziennie. Co jeszcze nam robi samotność - fizycznie i psychicznie?
Monika Szubrycht: Nawet nie rozdzielałabym tego na wpływ psychiczny i fizyczny, zgodnie z dawnym kartezjańskim podziałem na ciało i ducha, od którego już się odchodzi, bo po prostu jesteśmy jednością. Kiedy jesteś samotny, źle się czujesz, nasilają się zaburzenia lękowe. One z kolei mają wpływ na zdrowie fizyczne. Podniesione jest ciśnienie, zaburzona akcja serca...
Stąd już krok do stanów zapalnych, zaburzeń hormonalnych, chorób autoimmunologicznych.
Monika Szubrycht: Tylko kluczowe jest to, że objawy samotności nie zawsze widać. Zauważ, że często myślimy, że ktoś nie wygląda na samotnego. Ale przecież podobnie jest depresją. "Jak ona może mieć depresję, skoro się tak ciągle uśmiecha i maluje?" - mówią ludzie. "Jak dusza towarzystwa może być samotna?" Ano może. Dokładnie tak, jak Agnieszka, która organizowała imprezę dla setki osób, ale wracała do pustego domu. Albo ktoś, kto spędza czas na wakacjach za granicą, zwiedza świat, wrzuca uśmiechnięte fotki do sieci, ale czuje się nierozumiany - wtedy też można czuć się osobą samotną.
- Często wstydzimy się mówić o swojej samotności czy depresji, dlatego, że nie chcemy być postrzegani jako ludzie przegrani. Chcemy pokazywać tylko sukces. Chcemy, żeby tak nas widziano. Niestety w najgorszym rozrachunku samotność, z którą nic nie zrobimy, taka nieleczona, niezaopiekowana, może doprowadzić do tragedii.
Dla przeciwwagi zapytam jeszcze o, to kiedy samotność jest dobra lub wręcz potrzebna?
Monika Szubrycht: Jest ważniejsza, niż nam się może wydawać. Nie doceniamy dobroczynnej strony samotności, a często boimy się jej spróbować.
Masz na myśli samotne wyjścia czy wyjazdy osoby, która jest w związku lub ma dzieci? Takie, żeby się wyrwać, przewietrzyć głowę?
Monika Szubrycht: To też. Ale mówię również o momentach, w których łapiemy samotność na krótką chwilę. Uwielbiam taki czas, kiedy nie ma w pobliżu nikogo, oprócz moich kotów. Wtedy mogę poczuć absolutną wolność, mogę tańczyć po całym domu, robić wszystko, na co mam ochotę, bez skrępowania i bycia ocenianym przez innych, nawet tych najbliższych. Tylko w samotności człowiek może poukładać sobie w głowie rzeczy, o których nawet nie miał czasu pomyśleć, bo zawsze było coś do zrobienia.
- Ale zaznaczam - taka samotność służy tylko ludziom, którzy nie boją się siebie i mają tę samoświadomość. Timothy Wilson z Uniwersytetu Wirginijskiego przeprowadził badania, które pokazały, że uczestnicy woleli być rażeni prądem - co prawda w łagodny sposób - niż pozostawać sami ze swoimi myślami. Wielu z nas boi się siebie, dlatego ucieka w toksyczne związki, w przelotne znajomości, w imprezy, w używki, we wszystko, co jest hałasem, bo boi się ciszy samotności i refleksji: kim jestem i co czuję?
Samotność z wyboru jest luksusem?
Monika Szubrycht: Ogromnym. I wyzwaniem. Bo żeby czuć satysfakcję z samotności, naprawdę trzeba się lubić. I umieć być dla siebie dobrym.
***
Agnieszka Łopatowska - dziennikarka z 25-letnim doświadczeniem. Swoją pracę uwielbia przede wszystkim za możliwość rozmów z mądrymi i inspirującymi ludźmi. Mieszka we Francji, gdzie napisała książkę "W Paryżu możesz być kim chcesz". W wolnych chwilach staje się łowczynią staroci i ratuje piękne przedmioty od zapomnienia.
Monika Szubrycht - z wykształcenia polonistka, dziennikarka i neurologopedka. Autorka cyklu reportaży i wywiadów Autyzm. Bliski daleki świat, wywiadu rzeki z dr Moniką Wasilewską Jak być szczęśliwym dorosłym bez szczęśliwego dzieciństwa oraz książki Szczęśliwe i silne dziecko. Jak uchronić dzieci przed kryzysami psychicznymi. Współzałożycielka Fundacji Po Mojemu.