Reklama

Historia bez sensu? Można się trochę pogubić? By ją zrozumieć, wystarczy cofnąć się w czasie i zajrzeć do zbioru obrzędów i tradycji, które dawniej towarzyszyły rolnikom w czasie żniw.

W sobotę na wezwanie przepiórki

Do rozpoczęcia żniw, według tradycji ludowej, miał wzywać głos przepiórki. Gospodarz sprawdzał wówczas, czy słoma łamie się bez trudności, a kłos zostawia w ręku twarde ziarna.

Reklama

Kiedyś sądzono, że żniwa powinno się zaczynać w sobotę. Chodziło o to, żeby tego dnia skosić chociaż trochę żyta. Później rytm pracy wyznaczała pogoda. - Sobota to dzień Matki Boskiej. Uważano, że ona pobłogosławi prace i wszystko będzie się dobrze układało - mówi Małgorzata Jaszczołt z Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie.

Najnowsze wydanie Tygodnika co sobotę w Twojej skrzynce. Zapisz się do newslettera >>

Pierwszy pęk żyta zżynał sierpem najważniejszy gospodarz. Za jego przykładem reszta zabierała się do pracy. Często zbierano się na tłokę - czyli sąsiedzką pomoc przy pracach polowych.

Na początku do żniw dość niechętnie używano kosy. Kojarzono ją ze śmiercią, a to był przecież czas, kiedy zbierano ziarna, z których powstaje życiodajny chleb. Chłopi z czasem przekonali się jednak do tego narzędzia, co znacznie usprawniło pracę.

Pierwszy snopek nazywano "królem". Przechowywano go starannie przez kolejne miesiące, a w Wigilię przynoszono do domu i stawiano w kącie izby, gdzie był do święta Trzech Króli. Później ziarna z króla dosypywano do tych przeznaczonych na wiosenny siew, co miało zapewnić urodzaj. Tradycję przynoszenia snopka do domu na Boże Narodzenie wyparła... znana nam dzisiaj choinka.

Wyzwoliny kosiarza i przeciąganie po rżysku

O tym, jak ważną od zawsze rolę odgrywały w życiu rolników żniwa, świadczy chociażby fakt, że do "społeczności żniwiarzy" wstępowało się przez specjalny rytuał - "wyzwoliny kosiarza". Zwyczaj ten pochodzi z XVII wieku, kiedy do koszenia zboża zaczęto używać kos. Młody chłopak, którego nazywano "frycem" lub "wilkiem", musiał dowieść swoich umiejętności w polu. Przez cały dzień oceniany był przez starszych kosiarzy, wśród których najbardziej uznanego nazywano marszałkiem.

Kiedy młodzieniec przeszedł próby, uroczysty pochód, który składał się z kosiarzy i muzykantów, szedł do domu gospodarza, gdzie "wyzwoleńca" kładziono na bronie przykrytej płachtą i bito, czyli dawano "frycówkę". Mężczyznę mogła "wykupić" jedna ze żniwiarek, rzucając na bronę białą chustę.

Obrzęd kończyła zabawa w karczmie oraz humorystyczne przemówienie jednego ze starszych żniwiarzy, dotyczące praw i obowiązków młodego kosiarza. 

Koszenie zboża kończyła przepiórka. Tym razem nie chodzi jednak o ptaka, a o garść zboża, którą nieskoszoną zostawiano polu. Związywano je u góry słomą, a w późniejszym czasie wstążkami. Na Podlasiu w środku przepiórek zostawiano chleb, szczyptę soli i monetę. Miały to być podarunki dla ptaków.

W zależności od regionu przepiórki nazywano także brodą, kozą, pępkiem i wiązanką.

Dawniej po zrobieniu przepiórki następowało jej oborywanie. - Na Podlasiu i na Kurpiach po ściernisku wokół przepiórki przeciągano młode dziewczyny. Dzisiaj wydaje się to absurdalne, ale kiedyś miało to symbolikę płodnościową - mówi Małgorzata Jaszczołt z Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie.

W innych regionach do "oborywania" łapano gospodarza i to jego przeciągano po rżysku. Robili to mężczyźni, którzy przyszli pomóc mu w żniwach. W ramach podziękowania za pomoc gospodarz-właściciel urządzał dla nich poczęstunek.

Siódemki, dziesiątki, mendle i milczenie

Po skończeniu koszenia przychodził czas na zwożenie zbiorów do stodoły.

Snopki ustawiano na polu w siódemki, dziesiątki albo mendle (15 sztuk), zawsze kłosami do góry. Kiedy słoma wyschła, rozpoczynała się zwózka. Pierwszą furę trzeba było załadować i przywieźć w zupełnym milczeniu. Wierzono, że rozmowy mogą usłyszeć myszy i wejść do stodoły, a potem zniszczyć zbiory.


Z kolei przed piorunem plony miały chronić wtykane między snopki gałązki brzozy, zabrane z ołtarzyków przygotowywanych na Boże Ciało.

Kiedy zbiory były już bezpieczne w stodole, przychodził czas na świętowanie - dożynki.

Wieniec z żywym ptakiem

Najpopularniejszą nazwą tego święta rolników są dożynki, ale określa się je również jako "wyżynki", "obżynek", "wieńcowe" i "wieńczyny".

- Trudno do końca powiedzieć, skąd się wziął zwyczaj dożynek. Może mieć on swoje korzenie w Święcie Plonów, obchodzonym podczas jesiennej równonocy które, jak przypuszczamy, mogli obchodzić jeszcze przed chrześcijaństwem nasi słowiańscy przodkowie. Zwyczaj ten był związany z kultem roślin, a później rolnictwem - wyjaśnia ekspertka z Państwowego Muzeum Etnograficznego.

W źródłach pisanych pierwsze wzmianki o dożynkach pochodzą z XVI wieku. Zwyczaj ten wywodzi się z gospodarki folwarczno-dworskiej. Dożynki gościły więc we dworach i w majątkach ziemskich.

Początkowo obchodzono je w czasie równonocy jesiennej, później po zakończeniu żniw.

Wówczas dla dziedzica kobiety, tzw. przodownice pracy, niosły wieniec dożynkowy, upleciony ze zbóż, przybierający różne kształty. On odwdzięczał się pracującym przy żniwach biesiadą, na której było jedzenie i tańce. Małgorzata Jaszczołt, wyjaśnia:

Dziś wieńce przybierają różne formy, chociaż najczęściej są to tradycyjne korony. Zawierają często elementy związane z religią, np. napis IHS lub elementy patriotyczne. Niektóre wieńce są niejako komentarzem wydarzeń minionego roku. - W roku 2010 zarejestrowaliśmy na przykład wieniec "smoleński", który nawiązywał do katastrofy. Był w nim m.in. samolot - mówi ekspertka.

Do wyboru, do koloru

Dożynki, może nieco później niż inne święta, ale też doczekały się komercjalizacji. Wieńce bez problemu można kupić przez internet. Niektóre z nich to prawdziwe popisy rękodzieła. Ceny wahają się od 200 do nawet 1500 zł. Wybór jest ogromny - od pokaźnych rozmiarów postaci Matki Boskiej na osiołku z dzieciątkiem Jezus, przez tradycyjne korony, kielichy, po polskie godło czy mapę kraju. Wszystko oczywiście misternie ozdobione ziarnami, kwiatami i owocami.

Najnowsze wydanie Tygodnika co sobotę w Twojej skrzynce. Zapisz się do newslettera >>

- Jak wpadłam na takie ogłoszenia, to trochę mnie one zaskoczyły, bo byłam przekonana, że wieńce wykonywane są przez mieszkańców danej miejscowości czy Koła Gospodyń Wiejskich i to taki czas wspólnotowy. A okazuje się, że po prostu można taki gotowy wieniec kupić - mówi Małgorzata Jaszczołt.

Zwraca uwagę, że odbiera to indywidualny charakter prac, bo te dostępne w internecie, często produkowane są w kilku egzemplarzach.

Na Jasnej Górze i u prezydenta

Dziś nie ma jednego, stałego terminu dożynek. Obchodzone są najczęściej we wspólnotach gminnych i parafialnych od połowy sierpnia do końca września.

Co roku organizowane są też dożynki na szczeblu krajowym. Te o charakterze ściśle religijnym połączone są z pielgrzymką rolników, a dziękczynienie za plony odbywa się w duchowej stolicy Polski - na Jasnej Górze.

Rolników do świętowania zaprasza też prezydent. Dożynki Prezydenckie od 1927 roku odbywają się w Spale. Tak, z przerwami, było do 2019 r. W 2020 roku, ze względu na pandemię, odbyły się w Warszawie. Podobnie będzie w tym roku. Poprzedzi je ogólnopolski konkurs na najpiękniejszy wieniec dożynkowy.


Śladami przodków

Dawne tradycje związane ze żniwami powoli odchodzą w zapomnienie. Warto znać jednak zwyczaje naszych przodków i dostrzegać ich pozostałości, choćby w postaci symbolicznych przepiórek spotkanych gdzieś latem na polu czy wieńca dożynkowego w kształcie korony.

Wtedy też historia z początku nabierze sensu:

Sierpniowy dzień powoli chylił się ku końcowi, ale słońce nadal grzało tak mocno, że gospodarz raz za razem przecierał pot z czoła. W tym roku, było kilku fryców, więc praca idzie zdecydowanie szybciej. Król już dawno leży w domu i czeka na wigilię, lada dzień przyjdzie czas robić przepiórkę. Potem już tylko stawianie dziesiątek, zwózka i dożynki!