Reklama

Choć ostatnie doniesienia brzmią dramatycznie, to problem nie jest wcale nowy. Już przed dziesięcioma laty alarm podnieśli francuscy przyrodnicy. Blady strach padł na rolników i smakoszy wraz z pojawieniem się śluzowatego robaka, który miał doprowadzić do zniknięcia ze stołów jednego z dań narodowych - ślimaków.

Ostrzeżenia wydano po odnalezieniu w ogrodzie botanicznym w Caen w Normandii dziwnego, ciemnego i prawie płaskiego robaka wśród roślin szklarniowych.

"Obcy" poddany testom DNA

Reklama

Natychmiast powołano zespół ekspertów, który przebadał "obcych", poddał ich m.in. testom DNA. Te nie dały wątpliwości, potwierdzając najgorsze obawy, Platydemus manokwari przybył do Europy.

W raporcie opublikowanym w czasopiśmie "PeerJ" naukowcy zauważyli, że ten pochodzący z Nowej Gwinei drapieżny, niezwykle żarłoczny płaziniec lądowy znajduje się na liście 100 najniebezpieczniejszych gatunków inwazyjnych na świecie. Wszystko przez to, że ma nieustający apetyt na ślimaki i dżdżownice.

Głosy francuskich naukowców brzmiały dramatycznie. - To gatunek niezwykle inwazyjny - mówił wówczas wybitny parazytolog prof. Jean-Lou Justine z Narodowego Muzeum Historii Naturalnej, który od dziesięcioleci bada płazińce. - Wszystkie ślimaki w Europie mogą zostać wytępione. Może to wydawać się ironiczne, ale warto zwrócić uwagę na wpływ, jaki to będzie miało na kuchnię francuską.

Obawy nie były pozbawione podstaw. Robak potrafi ścigać ślimaki po pniach drzew, a gdy przetrzebi ich populację, może rozsmakować się w innych gatunkach glebowych, w tym w dżdżownicach.

Płazińce z Nowej Gwinei mierzą około 5 cm długości i 5 mm szerokości. Mają czarne grzbiety i blade podbrzusza, gdzie znajduje się otwór gębowy. Ich głowy są wydłużone i mają widoczne czarne oczy.

Pierwotnym siedliskiem robaka są góry Nowej Gwinei, na wysokości 3000 m n.p.m. i wyżej. Testy wykazały, że robak może przeżyć w temperaturach do 10°C, co daje mu duże szanse na przetrwanie w umiarkowanych, przyjaznych ślimakom częściach Europy.

- Platydemus manokwari stanowi nowe i poważne zagrożenie dla bioróżnorodności we Francji i Europie, gdzie występują setki gatunków ślimaków, z których niektóre są zagrożone i chronione - powiedział "PeerJ" Philippe Grandcolas, wydawca recenzowanych badań. - Dlatego ważne jest rozważenie wdrożenia eradykacji (całkowitej likwidacji - red.) i kontroli tego płazińca.

Platydemus manokwari ma dalekiego kuzyna, nowozelandzkiego płazińca Arthurdendyus triangulatus, który już wcześniej wywołał panikę w Europie Zachodniej. Osiągający nawet 17 cm długości robak zaatakował całą północną część Wysp Brytyjskich i obwinia się go o zmniejszenie populacji dżdżownic, zarówno na terenach rolniczych, jak i w ogrodach. Obliczono, że robak potrafi zmniejszyć biomasę dżdżownic o 20 procent na pastwiskach, co prowadzi do zmniejszenia plonów trawy o 7 procent.

W 2019 roku Arthurdendyus triangulatus został wpisany na listę gatunków inwazyjnych stanowiących zagrożenie dla Unii Europejskiej. Oznacza to, że nie można go importować, hodować, transportować, komercjalizować ani celowo uwalniać do środowiska.

Płaziniec przybył na Wyspy - i opanował Irlandię Północną i Irlandię - wraz z zanieczyszczoną glebą doniczkową z antypodów.

Arthurdendyus triangulatus nie jest jednak największym zagrożeniem dla Europy - jego zasięg zatrzymał się bowiem na Wyspach Brytyjskich i Wyspach Owczych. Jednak gatunków inwazyjnych przybywa. W Europie doliczono się już ponad 25 gatunków obcych płazińców lądowych (rodzimych jest 28, ale co roku identyfikuje się nowe ze względu na rosnące zainteresowanie naukowe), a niektóre z nich są znacznie większymi i szkodliwymi drapieżnikami niż Arthurdendyus triangulatus czy Platydemus manokwari.  

Obrzydliwy Obama nungara

Wśród najgroźniejszych z pewnością wymienić trzeba sporych rozmiarów Obama nungara, agresywnego płazińca, który błyskawicznie rozprzestrzenia się w Europie kontynentalnej. I wzbudza obrzydzenie wśród ogrodników, ale nie tylko u nich. Żadne europejskie zwierzę go nie tknie. Dlatego może bezkarnie pożerać dżdżownice.  

Pochodzący z Argentyny (początkowo mylnie wskazywano na Brazylię, gdyż był bliźniaczo podobny do występującego tam Obama marmorata), pokryty śluzem robak płaski osiąga do 10 cm długości. Wyglądem przypomina ślimaka bez muszli, tylko że walczyć z nim jest znacznie trudniej.

Obama nungara zagraża rodzimym gatunkom wielu zwierząt, ba całemu ekosystemowi. Mięsożerny płaziniec pożera przede wszystkim małe zwierzęta. Jego ofiarami padają ślimaki, robaki i różne owady.  

Problem z nim potęguje brak naturalnych wrogów na Starym Kontynencie. Nasze ptaki, jeże i inne zwierzęta chętnie sięgające po płazińce, po Obama nungara nawet się "nie schylają". Jest zbyt gorzki w smaku, żeby mogły się na niego skusić. 

W ostatnich latach pojawił się we Francji, Włoszech, Holandii oraz w Niemczech i na Słowacji. "Zainfekowane" są także Hiszpania, Włochy, Portugalia, Irlandia, Belgia i Szwajcaria. Teraz eksperci obawiają się, że opanuje również Szwecję. Dziennik "Aftonbladet" opublikował w marcu alarmującą informację: śluzowaty robak przetrwał skandynawską zimę. - To niepokojąca wiadomość - stwierdziła Cajza Eriksson z Rady Administracyjnej Prowincji w Skanii. Dodała, że "to absolutnie nie jest to, czego oczekiwaliśmy". - Walka z tym gatunkiem będzie dużym i bardzo trudnym zadaniem.

Czy jest już w Polsce? Najprawdopodobniej obcy już do nas dotarł, tylko jeszcze nikt tego oficjalnie nie potwierdził. - Niestety nie ma u nas ekspertów, którzy nim się zajmują - stwierdził Rafał Maciaszek ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, który od lat zajmuje się gatunkami obcymi, prowadzi też profil na Facebooku - Łowca Obcych.

Walka z Obama nungara jest przy obecnie znanych metodach w zasadzie niemożliwa. Wiadomo już, że rozmnaża się błyskawicznie i nie ma wrogów naturalnych. Natomiast - jak na razie - nie ma skutecznych środków chemicznych eliminujących tego robaka. Ich zbieranie i rozgniatanie niewiele pomaga, natychmiast wracają nowe. Niemniej ogrodnikom zaleca się wrzucanie okazów Obama nungara do wody z mydłem, by je unicestwić. Zabijanie za pomocą szpadla nie jest skuteczne. Jeśli obie części płazińca mają co najmniej centymetr długości, potrafią się zregenerować i żyć dalej jako dwa osobne organizmy.

Mięsożernych przybywa, plony zagrożone

Mięsożernym "obcym", o którym w ostatnich tygodniach pojawiły się teksty w polskich mediach i wywołał sporo niepokoju, był australijski mięsożerny płaziniec z gatunku Caenoplana variegata. Wszystko przez to, że ze względu na zmianę klimatu coraz lepiej czuje się w Europie, a ostatnie obserwacje pochodzą m.in. z graniczących z nami Niemiec.

"Tagesschau" - niemieckojęzyczny dziennik informacyjny stacji ARD - doniósł w styczniu, że naukowcy z Bawarskich Zbiorów Historii Naturalnej (SNSB-ZSM) oraz "Haus des Meeres" (austriackie publiczne akwarium) w Wiedniu szczegółowo podsumowali wcześniejsze ustalenia dotyczące płazińców wprowadzonych do Niemiec i Austrii. Okazało się, że do 2022 r. w Niemczech zidentyfikowano zaledwie trzy gatunki obcych płazińców lądowych, ale ich aktualna liczba wzrosła do dziewięciu. Wśród najgroźniejszych wymieniono właśnie Caenoplana variegata. Ale odkryto go już wcześniej, bo po raz pierwszy zaobserwowano tego robaka we wrześniu 2023 roku. W Korschenbroich-Kleinenbroich, małym miasteczku w Nadrenii Północnej-Westfalii niedaleko Mönchengladbach. 

- Ze względu na trujący śluz, który wydzielają, prawie nie mają wrogów. I mają niezwykłą zdolność do regeneracji - przypomniał dr Frank Glaw z SNSB-ZSM, pod którego przewodnictwem pracował zespół naukowców.

Dr Glaw obawia się, że w perspektywie średnioterminowej płazińce lądowe mogą zagrozić żyzności gleb. Warto w tym miejscu zauważyć, że dżdżownice, które głównie padają ofiarą obcych płazińców, mają niebagatelny wpływ na globalną produkcję kluczowych upraw. Według badań opublikowanych przed dwoma lat w czasopiśmie "Nature Communications" ten "wkład" uzyskany dzięki dżdżownicom to ok. 6,5 proc. światowych zbiorów pszenicy, ryżu, kukurydzy i jęczmienia. Przekłada się to na "produkcję" 140 mln ton zboża rocznie, niemal tyle ile dostarcza cała Rosja (w tym kraju zebrano w 2022 roku - według Rosstatu - rekordowe 157,6 mln ton).  

Pochodzący z Australii, mierzący nawet 20 centymetrów długości Caenoplana variegata trafił do Europy zapewne w podobny sposób jak inne gatunki fauny i flory inwazyjne dla naszych ekosystemów, wraz z glebą z importowanymi egzotycznymi kwiatami.

Niemcy nie są jedynym krajem przyjmującymi imigrantów z Australii. Caenoplana variegata pojawił się w tym roku w Szwecji, w oranżerii w Göteborgu. Zdjęcie "obcego" zamieścił prof. Jean-Lou Justine.

"Polowanie na stonogę, jak zwykle" - zauważył prof. Justine.

W hołdzie ofiarom koronawirusa

Ale nie tylko Europa boryka się z problemem obcych. Podobnego najazdu doświadcza właśnie Ameryka Północna.  

Inwazja zaczęła się przed paroma laty. Pokryte śluzem robale zaatakowały w kilku stanach i zaczęły pożeranie pożytecznych gatunków bezkręgowców. Najeźdźcą był Amaga pseudobama (wyglądem bliźniaczo podobna do opisanego wcześniej Obama nungara), który swój triumfalny pochód, a dokładnie rzecz ujmując pełzanie, rozpoczął od Karoliny Północnej. Później opanował Georgię i Florydę, teraz stopniowo dociera do kolejnych ziem.

Podobnie jak Obama nungara, Amaga pseudobama pochodzi z Ameryki Południowej, choć - co ciekawe - nigdy nie został tam zaobserwowany ani przeanalizowany.

Wśród naukowców badających zwyczaje tego "potwora" znalazł się dr Romain Gastineau, adiunkt z Instytutu Nauk o Morzu i Środowisku Uniwersytetu Szczecińskiego, członek zespołu pracującego pod kierunkiem prof. Jean-Lou Justine’a.

- Tego typu zwierzętami nikt się nie interesował przez ponad 100 lat, poza kilkoma ścisłymi specjalistami od bezkręgowców. Teraz nastąpiło szerokie zainteresowanie, także osób spoza społeczności naukowej, ponieważ są one inwazyjne. Dzięki temu nastąpił rozwój badań nad tymi płazińcami (...) I dzięki temu odkrywamy np. nowe gatunki - wyjaśniał w rozmowie z Polską Agencją Prasową dr Gastineau.

Zespół, w którym pracował naukowiec z polskiej uczelni, dokonał w 2022 roku odkrycia dwóch nowych gatunków lądowych płazińców zwanych młotkogłowymi. Jednego nazwali, nawiązując do czasu jego odkrycia, w pandemii COVID-19, i oddania hołdu ofiarom koronawirusa - Humbertium covidum. Chociaż badane okazy znaleziono we francuskich Pirenejach oraz w Veneto we Włoszech, może również znajdować się w Chinach, Japonii i Rosji, a zapewne też w USA.

Humbertium covidum ma najprawdopodobniej korzenie azjatyckie, co czyni nazwę jeszcze bardziej symboliczną. Jest też wyjątkowy jeśli chodzi o wygląd, bo jednolicie czarny, bez żadnych pasków, co wśród płazińców stanowi rzadkość.

Drugi gatunek, Diversibipalium mayottensis, ma lśniący odcień niebiesko-zielony. Nie jest jasne, w jaki sposób trafił na wyspę Majotta, terytorium francuskie na Oceanie Indyjskim, gdzie na niego natrafiono. Naukowcy wstępnie zakładają, że mógł pochodzić z Madagaskaru.

Płazińce młotokogłowe sprawiają największe kłopoty Amerykanom. Są długie i cienkie. Ich głowy kształtem przypominają młotek (choć niektórzy dopatrują się w kształcie bumerangu lub łopaty) i są pokryte toksycznym śluzem, mogą wydzielać tetrodotoksynę - śmiertelnie niebezpieczną neurotoksynę występującą u ryb rozdymkowatych i ośmiornic niebieskopierścieniowych.  

Tetrodotoksyna sprawia, że pojawia się postępujący paraliż mięśni. Innymi objawami są zawroty głowy, wyczerpanie, nudności i problemy z oddychaniem. Jeżeli dawka trucizny jest śmiertelna ponad połowa ofiar umiera w ciągu 24 godzin. Zatruty jest przez większość czasu przytomny, nie może jednak się ruszać ani mówić, wkrótce zaś także oddychać.  

Ale spokojnie, płazińce nie dysponują wystarczającą dawką substancji, by nam śmiertelnie zagrozić. Niemniej bezpośredni kontakt z robakami może spowodować podrażnienie skóry. - Skutki mogą być poważniejsze, jeśli toksyny dostaną się do organizmu przez skaleczenie - ostrzega Peter Ducey, profesor nauk biologicznych na Uniwersytecie Stanowym Nowego Jorku w Cortland. Bardziej niebezpieczne moją być dla małych dzieci i niewielkich zwierząt domowych.

- W laboratorium studenci i ja zakładamy rękawiczki, gdy mamy do czynienia z tymi płazińcami - powiedział - Ogólnie rzecz biorąc, staramy się ich nie dotykać.

Naukowcy sądzą, że jad młotkogłowych służy im do obezwładniania ofiar lub odstraszania drapieżników.

Inwazyjne płazińce młotkogłowe mają prążkowane ciała o kolorze od jasnożółtego do ciemnobrązowego. Niektóre gatunki nie mają więcej niż 2,5 centymetra długości, inne mierzą do 38 centymetrów długości, a są i takie osiągające metr.

Tysiące młotkogłowych dziennie

Młotkogłowi truciciele znani są przede wszystkim w południowo-wschodniej części USA, ale - idąc śladem pierwszych osadników Nowego Świata - zaczynają przemieszczać się na zachód i na północ. Dotarły również do południowych krańców Kanady. Najpierw trujący robak pojawił się w prowincji Quebec, a w ubiegłym roku widziano go w Ontario.

- Są tutaj. Ludzie są zaskoczeni, ponieważ są bardzo niezwykłe. Nie są przyzwyczajeni do ich widoku. Pierwotnie były organizmami półtropikalnymi - powiedział John Reynolds, biolog i ekspert od płazińców, w wywiadzie dla stacji CTV News Toronto.

- Problem w tym, że robaki prawdopodobnie opanowały większą część kraju niż dotąd sądziliśmy - powiedział w rozmowie z CNN prof. Peter Ducey.

Prof. Ducey i jego studenci poszukiwali dwóch gatunków najbardziej rozpowszechnionych w USA - Bipalium adventitium i Bipalium kewense. Znajdowali robaki niemal wszędzie, gdzie szukali, nawet tam, gdzie wcześniej nie zgłaszano ich występowania. Dlatego naukowiec ostrzega, że ich populacja na północy może dynamicznie wzrastać, do czego zapewne przyczyniają się zmiany klimatyczne.

Do tej pory do bazy danych obywatelskich iNaturalist trafiło ponad 3000 obserwacji w stanach południowo-wschodnich tylko jednego gatunku inwazyjnego młotkogłowca Bipalium kewense.  Jednak dotarły już do Kalifornii i Oregonu, a od 2022 roku pojawiają się doniesienia o obserwacjach w południowym i środkowym Maine.

A gatunków tych nietypowych z wyglądu płazińców nie jest mało. Naliczono pięć inwazyjnych - cztery z rodzaju Bipalium i jeden z Diversibipalium - które pojawiły się w Ameryce Północnej.

Tym, który może sprawić najwięcej szkód jest Bipalium vagum. Choć, jak zauważa prof. Ducey, nie jest tak rozpowszechniony jak dwa pozostałe.  Ma jednak inne nawyki żywieniowe - zjada wszystkie ślimaki. 

Czy zagrożenie jest naprawdę poważne? Po siedmiu latach badań zespół kierowany przez prof. Jean-Lou Justine’a ustalił, że wrogie płazińce reprodukują się w tempie tysiąca robaków na hektar dziennie.