W znakomitej większości konfliktów rola kobiet ograniczała się jedynie do opieki nad rannymi i zastąpieniem mężczyzn w fabrykach. Jeśli trafiały do wojska, to jedynie w męskich przebraniach i pod męskimi nazwiskami. Podczas Wielkiej Wojny wyjątkiem była armia Austro-Węgier i po pewnym czasie Serbii oraz Rosji, które w pewnym zakresie dopuszczały służbę kobiet.
Ówczesna prasa angielska z zaskoczeniem donosiła:
Były to nieliczne wyjątki. Zwykle gazety pisały o odkryciu, że dotychczasowy kolega z okopu, to tak naprawdę koleżanka. Dziennik "Toronto Globe" poinformował w 1915 roku, że wśród rannych, którzy wrócili z frontu, znalazła się Olga Krasilnikow. Dziewiętnastolatka dotychczas była uznawana za mężczyznę. Fortel wydał się dopiero po zranieniu w nogę.
Nie inaczej było w Legionach Polskich, dowodzonych przez brygadiera Józefa Piłsudskiego. Był on zatwardziałym przeciwnikiem służby kobiet w armii. Twierdził, że praca w formacjach ściśle wojskowych nie nadaje się dla kobiet, ale gdzie indziej - na tyłach armii - do każdej pracy mogą być użyte, aby zastąpić mężczyznę, a przez to zwiększyć szeregi armii." Doprowadził do tego, że z Legionów oficjalnie pozbyto się kobiet. Tylko oficjalnie.
Ówczesny podporucznik Wacław Lipiński wspominał (wszędzie zachowano oryginalną pisownię):
Takich "Adamów" było więcej. W 2. baterii 1. Pułku Artylerii służył Kazimierz Żuchowicz, czyli Wanda Gertz. W jednym z pułków II Brygady służył Olgierd Dzik, urodzony jako Olga Gnatowicz. Pod przybranym nazwiskiem przeszła cały szlak bojowy 1. Pułku Piechoty Legionów Olga Leopoldyna Stawecka. Wszystkie one organizowały i służyły później w Ochotniczej Legii Kobiet.
Kobiety nie kryły rozczarowania takim traktowaniem. Uciekały z rodzinnych domów, od ojców i mężów. Kiedy wydawał się cel ucieczki, mężczyźni siłą zabierali żony do domów. De facto kobietom udawało się osiągnąć swoje cele tylko wówczas, kiedy nie wtrącały się władze państwowe i kościelne. W kompaniach, nawet kiedy dowiedziano się prawdy, jak w przypadku malarki Zofii Plewińskiej-Smidowiczowej, nie stwarzano kobietom problemów. Taką sytuację wykorzystała Aleksandra Zagórska, tworząc w oblężonym Lwowie nie tylko służby pomocnicze, ale także oddział kurierek, przenoszących meldunki i przeprowadzających ochotników przez linię frontu. W takiej służbie poległy dwie ochotniczki.
W grudniu 1918 roku oddziały kobiece zostały przeformowane w Milicję Obywatelską Kobiet, a wkrótce na Ochotniczą Legię Kobiet, która rozpoczęła służbę patrolową i wartowniczą. Jeden z plutonów przydzielono do ochrony baterii 4. Pułku Artylerii Ciężkiej. Porucznik Roman Kwak raportował, że kapral Maria Szymańska "swą dzielność i nieustraszoną odwagę okazała dnia 17 lutego, gdy jako ochotniczka brała udział w kontrataku na Kościarnlę, zaś 24 tegoż miesiąca w strzelaniu z działa na wyprawie Malechowskiej, gdzie zachowała się bardzo odważnie i dawała dobry przykład towarzyszom, obsługującym działo".
Wszystko to robiły bezpłatnie i w zdobycznych mundurach, gdyż nie przyznano im żołdu, a "kobiecych mundurów nie posiadano". Mimo to dziewczęta rwały się do walki.
W walkach o Lwów wzięło udział około 400 kobiet. 66 z nich zginęło. Żołnierze frontowi podziwiali ich służbę. Zofia Kremerówna otrzymała od Karola Kraussa, dowódcy 40. Pułku Piechoty następującą pochwałę:
"(...) Przez cały czas jej pobytu na froncie, dzięki wielkiej dzielności, odwadze osobistej i sprawności w boju, oraz wzorowemu zachowaniu się w miejscach postoju, oddziałała Pani swym przykładem nadzwyczaj korzystnie na podniesienie poziomu sprawności bojowej i moralności we wszystkich podległych mi oddziałach. (...) W Imieniu służby i sprawy Narodowej dziękuje Dow. Pułku Pani za zasługi złożone na ich ołtarzu i mianuję Panią sierżantem W. P. W razie, jeśliby Ojczyzna wymagała dalszej akcji zbrojnej, będzie Pani zawsze chętnie w Pułku przyjęta i widziana, ażeby znowu stanąć do boju ramię w ramię z tymi, z którymi Walczyła Pani przez sześć miesięcy."
Kobiety chciały dalej walczyć, dlatego przygotowały projekt odpowiedniej ustawy, a delegacja pod przewodnictwem por. Zagórskiej przekazała go Piłsudskiemu.
Być może to jedynie przypadkowa zbieżność, ale wówczas rozpoczęła się kampania na rzecz wyrugowania kobiet z armii.
O ile gen. por. Kazimierz Sosnkowski pozytywnie zaopiniował projekt Legii, tak Naczelne Dowództwo Wojska Polskiego, będące pod przemożnym wpływem Piłsudskiego, nie było przekonane co do tego "eksperymentu". Pułkownik Stanisław Haller odpisał Aleksandrze Zagórskiej:
"Oddziały Ochotniczej Legji Kobiet oddały w czasie oblężenia Lwowa i później aż do ostatnich dni wielkie usługi Wojskom Polskim. Ich ofiarność będzie na zawsze chlubnym przykładem bezgranicznej miłości Ojczyzny polskiej kobiety. Organizacja ta powodowana nadzwyczajnymi warunkami obrony Lwowa i brakiem żołnierza, musiała jednak z góry uważaną być tylko za przejściową. Z chwilą usunięcia linji bojowej z bezpośredniej blizkości Lwowa i dojścia organizacji Armji Polskiej do tego stopnia rozwoju, w którym jest w stanie wystarczyć sobie i w służbie etapowej, znika cel dalszego istnienia O. L. K., jako jednostki zwartej, taktycznej. Dalsze utrzymywanie lub rozszerzanie tej organizacji, uzbrojonej, umundurowanej w ubrania skarbowe i komenderowanej przez oficerów W. P. okazuje się wobec braku tychże dla oddziałów regularnych, nieracjonalnym. Kobieta może w Armji Polskiej, jak we wszystkich armiach pełnić na przyszłość tylko służbę pomocniczą, odpowiadającą naturze kobiecej, to jest, jako pielęgniarka chorych lub rannych, pisarka, (maszynistka), względnie być użytą do prac gospodarskich. Z regularnych oddziałów W. P. i ze służby z bronią w ręku musi być bezwarunkowo wykluczona."
Aby jeszcze podkreślić to stanowisko, został wydany rozkaz:
Nie zgodzili się na to dowódcy liniowi. Między innymi gen. por. Stanisław Szeptycki, który w Wilnie powołał 2. Oddział Legii. Choć zabronił służby liniowej.
Warunki służby kobiet były równie złe, jak i mężczyzn. Zwłaszcza z początku dawał się odczuwać brak umundurowania, sienników czy choćby słomy, na której można by było się zdrzemnąć. Służyły więc w cywilnych spódnicach, a mundury otrzymywały stopniowo. Nawet po umundurowaniu legionistki wyglądały dość pstrokato, ponieważ "Kolor (munduru - przyp. red.) uzależniony jest od ilości posiadanego materjału".
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Bitwy, strajki i "ludzie zbędni". Jak w lata 1920 i 1939 wchodzili Polacy?
Aleksandra Zagórska, która została mianowana komendantką wszystkich oddziałów Legii, meldowała:
"Tak więc: dachy przeciekają i zalewają sale wodą w czasie każdego deszczu. Brakuje w wielu salach okien. Legjonistki z powodu braku łóżek sypiają na siennikach, położonych w prost na wilgotnej desce. W jedynej, znajdującej się na terenie koszar, studni, po przeprowadzeniu analizy wody, znalezione bakterje które wywołały silną epidemję, objawiającą się wymiotami, biegunką, gorączką i bólem głowy. Na chorobę tę zapadło, w ciągu kilku pierwszych dni, 63 legjonistek."
Mimo to kobiety garnęły się do armii. Do lipca 1920 roku w wileńskim oddziale służyły 1354 kobiety, w tym 550 w oddziałach wartowniczych, 97 jako gońcy, a ponad 400 w intendenturze. Generalnie kobiety odpowiadały wówczas za logistykę Frontu Litewsko-Białoruskiego i ochronę transportów.
Początkowo rekrutacja szła dość opornie, ze względu na procedury przyjęcia. Była np. wymagana pisemna zgoda męża lub ojca. Mimo że kobiety miały już prawa wyborcze, to nie zawsze mogły decydować o sobie. Zmieniło się to po klęsce pod Kijowem. Wówczas nawet Piłsudski zmienił zdanie.
Wileński oddział jako pierwszy spotkał się z Armią Czerwoną. Oddział przeformowano w Kobiecy Batalion Liniowy, podzielony na dwie kompanie. Batalionem dowodził por. Olejniczakowski, jego zastępczynią została ppor. Gertz. Bronił on linii od Nowej Wilejki do Pogir, gdzie starł się z konnicą Gaj-Hana. Ochotniczki poniosły ciężkie straty i w straży tylnej przez Grodno, wycofały się do Warszawy. Do stolicy dotarła zaledwie wzmocniona kompania. Tam przy ul. Agrykoli formowano kolejny kobiecy batalion, do którego włączono wilnianki.
Warszawski Kobiecy Batalion Liniowy, liczący około 400 ludzi, również składał się z dwóch kompanii piechoty i kompanii karabinów maszynowych. Dowództwo nad nim objął kpt. Rudzki. Jego zastępczynią została ppor. Gertz. Batalion otrzymał rozkaz obrony mostu na Pradze przy szosie grochowskiej.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Specjalista od łamania szyfrów. Historia cichego bohatera Bitwy Warszawskiej
Decydujące dni Bitwy Warszawskiej upłynęły dla nich spokojnie. Z dala tylko dochodził huk armat, a nocami widać było na niebie łuny pożarów. Dopiero 21 sierpnia 1920 roku legionistki otrzymały rozkaz przeszukania lasów w okolicach Świdra i Otwocka, gdzie ukrywać się mieli rozbitkowie bolszewickich pułków.
Pod Świdrem stoczono potyczkę, w której pojmano dwóch jeńców. W kolejnych dniach legionistki zostały odesłane do Łukowa, gdzie pełniły służbę garnizonową. Kolejny batalion został zorganizowany we Lwowie, jednak nie wziął udziału w walkach. Bolszewicy zostali powstrzymani, nim dotarli do pozycji żołnierek ppor. Marii Szymańskiej.
Kolejne bataliony powstały w Krakowie, Poznaniu, Grudziądzu, a kompania zapasowa w Warszawie na Agrykoli. Od 1918 roku przez Ochotniczą Legię Kobiet przewinęło się około 10 tys. żołnierek. Jednorazowo jednak nie było ich więcej niż 2500.
Po podpisaniu rozejmu i traktatu pokojowego SG nakazał rozformowanie oddziałów ochotniczych, w tym Legii Kobiet. Sprzeciwiali się temu szefowie intendentury i komendanci placów, gdyż legionistki znakomicie wykonywały swoje obowiązki.
Jednak wówczas do gry włączyły się prawicowe organizacje i kler. Dziennik Ludowy pisał:
Mimo tego, że gen. Sosnkowski był wielkim orędownikiem istnienia Legii, wciąż na niego naciskano, aby zakończył "osobliwy eksperyment". W końcu musiał ulec. 9 grudnia 1921 roku podjął decyzję o likwidacji Ochotniczej Legii Kobiet.
"Konieczne oszczędności budżetowe zmusiły mię do zlikwidowania organizacji, która w okresie ciężkich bojów o Lwów złożyła dowody męstwa, a potem w walkach o Wilno okryła się chwałą bojową, zaświadczając swoją krwią o polskości obu tych miast" - napisał w pożegnalnym rozkazie.
"Zwalnianie z wojska legionistek było najcięższym dla nich zawodem życiowym. Niektóre za nich zostały bez środków do życia i w miesiącach zimowych bez dachu nad głową. Odchodziły w poczuciu wielkiej krzywdy, którą, jak uważały, uczyniło im wojsko, któremu oddane były bez reszty..." - napisała Maria Wittek, żołnierka lwowskiego batalionu, późniejsza generał brygady.
W II RP historia Ochotniczej Legii Kobiet nie była szczególnie czczona. Powstały dwa opracowania w ramach Wojskowego Biura Historycznego i tyle. Nawet Aleksandra Zagórska nie była przedstawiana jako dowódca Legii, a matka poległego Lwowskiego Orlęcia. Historia niemal zapomniała o zaszczytnej służbie kobiet w obronie granic Polski.
***
Źródła: Ochotnicza Legja Kobiet. Szkic Historyczny, Lwów 1921, Kiedrzyńska W., Zarys Historji Wojennej O.L.K., Warszawa 1931, Kobiety aktywne w walce o wolną Polskę i własne prawa, red. Skoczek T, Załęczny J. Warszawa 2019, Drozdowska A. Kobiety w czasie I wojny światowej, Białystok 2018, Kienzler I, Waleczne kobiety 1920, Warszawa 2020, Cieślikowa A, Ochotnicza Legia Kobiet 1918-1922, Warszawa 1998r.