Na początek trochę teorii: sharenting (zbitka angielskich słów "share", czyli dzielić się oraz "parent", czyli rodzic) to bezrefleksyjne udostępnianie w Internecie, głównie na portalach społecznościowych (Facebook, Instagram, TikTok) zdjęć i filmów, których głównymi bohaterami są dzieci. Drugim, pokrewnym pojęciem, ale o nieco szerszym zakresie, jest oversharenting, czyli nadmierne udostępnianie w sieci ich wizerunku. Na całym świecie, oczywiście również i w Polsce, widać wyraźnie oba te zjawiska, a z roku na rok - coraz intensywniej. Rodzice są dumni ze swoich dzieci, chcą podzielić się ich sukcesami z innymi, więc dokumentują codzienne życie, niemalże wszystko, co wydaje im się zabawne, urocze, ciekawe i tak dalej... a później regularnie to publikują. I właśnie tak działa ponad 40% z nich. Niestety, wielu rodziców nieświadomie przekracza granicę rozsądnego udostępniania tych materiałów, publikując także zdjęcia lub filmy ze specjalnie zaaranżowanych sytuacji przedstawiających zabawnie wystylizowane maluchy.
Filmy zamieszczane są w popularnych serwisach i często opatrzone żartobliwym komentarzem, który tak naprawdę nierzadko może nie być zabawny, a po prostu ośmieszający lub wręcz upokarzający dla dziecka, szczególnie gdy nagrania lub zdjęcia przedstawiają je w dość intymnych sytuacjach, np. nagie lub ubrane tylko w bieliznę, podczas kąpieli, na plaży, w trakcie czynności higienicznych. Nierzadko przy tym ujawniane są też jego dane, jak imię i nazwisko, wiek, data urodzin. Wiele osób uważa je za niewinne i niegroźne, bo przecież "to tylko zdjęcia dzieci".
Oczywiście nikt nie zakłada, że publikując takie posty, rodzice mają złe intencje, ale często chyba jednak po prostu brakuje im przy tym świadomości, jakie zagrożenia dla swoich dzieci sami tworzą. Łukasz Wojtasik, koordynator programu "Dziecko w sieci" Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, podkreśla jednak, że tu granica między niewinnym zdjęciem a ryzykownym działaniem jest bardzo cienka, dlatego warto zastanowić się, czy warto dla kilku polubień i komentarzy opublikować wizerunek naszej pociechy: - Najbezpieczniej jest takich zdjęć po prostu nie publikować, szczególnie że nie stoi za tym jakaś realna potrzeba czy dobro dziecka, a po prostu chcemy dzielić się naszym życiem w sieci. Warto to przemyśleć, bo dzielimy się nie tylko swoim życiem, ale i życiem naszego dziecka. Jako rodzice czy opiekunowie jesteśmy zobowiązani do zapewnienia mu bezpieczeństwa i poszanowania jego prywatności.
Co jeśli mimo wszystko bardzo zależy nam na dzieleniu się zdjęciami swoich pociech?
- Jeśli już jednak chcemy to robić to w sposób wyważony i z rozsądkiem: nie w sytuacjach intymnych, medycznych czy higienicznych, nie w bieliźnie. Jeśli nawet takie zdjęcia nie zostaną wykorzystane w sieci przez przestępców seksualnych, to mogą zawstydzać dziecko i narażać je na hejt ze strony rówieśników nawet po kilku latach.
Oczywiście, wielu rodziców selekcjonuje zdjęcia dzieci, rozważając potencjalne ryzyko, wybierają neutralne kadry, te najbardziej "bezpieczne". Publikują takie zdjęcia lub filmy, na których trudno jest rozpoznać dziecko, bo np. jest odwrócone plecami. Spora grupa rodziców po prostu też nakłada "naklejki", czy zamazuje twarz tak, aby nie była ona widoczna. Robią to już nie tylko aktorzy, piłkarze, gwiazdy muzyki. Może wszyscy powinniśmy pójść tą drogą?
W badaniu EU Kids Online 9,5% nastolatków przyznało, że ma świadomość tego, że jego rodzice publikują od czasu do czasu treści na jego temat, ale bez pytania ich o zgodę, co zresztą wywołuje u nich zdenerwowanie, bo woleliby to jednak omówić. W Austrii pełnoletnia dziewczyna poszła o krok dalej i pozwała swoich rodziców, którzy nie chcieli usunąć z Facebooka zdjęć dokumentujących jej codzienność, kiedy ta była dzieckiem. We Francji z kolei, do Kodeksu Cywilnego wpisano pojęcie "życia prywatnego dzieci" oraz rozszerzono obowiązki rodziców o "zagwarantowanie poszanowania praw dziecka do swojego wizerunku", co ma ograniczyć bezrefleksyjne publikowanie zdjęć przez rodziców. Co więcej, sąd może nawet powierzyć prawa do wizerunku dziecka komuś innemu niż jego prawni opiekunowie, w przypadku, kiedy ci przekraczają granice, nadużywają jego wizerunku i tym samym działają na jego szkodę. Jak mówi Łukasz Wojtasik z FDDS - takich sytuacji na całym świecie jest naprawdę wiele:
-W wielu miejscach m.in. Stanach Zjednoczonych jest coraz więcej przypadków, kiedy "młodzi dorośli" wchodzą na drogę prawną z rodzicami, oskarżając ich o niewłaściwe dysponowanie ich wizerunkiem, gdy ci byli jeszcze dziećmi. To pokazuje, że po latach dzieci mogą mieć pretensje do swoich rodziców, bo przez nieostrożne wybieranie materiałów stali się na przykład obiektem drwin czy hejtu wśród swoich rówieśników.
Nie wszyscy rodzice robią to jednak nieświadomie.
- To zjawisko określamy słowem "shaming", a więc celowe zawstydzanie swoich dzieci poprzez publikowanie ośmieszających ich zdjęć za karę. Taki jest cel. Możemy znaleźć w sieci zdjęcia dzieci, które na przykład trzymają w rękach kartonik z napisem "znów byłem niegrzeczny", "znów nie posprzątałem w pokoju", "znów zrobiłem siku". Może to mieć bardzo poważne konsekwencje. Pamiętam historię, kiedy to ojciec za karę obciął córce włosy i opublikował dokumentujące to zdjęcie, a później ta dziewczyna popełniła samobójstwo i było to efektem publicznego ośmieszenia jej w mediach społecznościowych.
To pokazuje, jak niebezpieczne może być bezrefleksyjne publikowanie zdjęć.
- Istnieją narzędzia prawne, po które może sięgnąć dana osoba po osiągnięciu pełnoletności, aby usunąć np. niechciane zdjęcia swojego wizerunku dostępne online. Jest to, chociażby tzw. prawo do bycia zapomnianym na gruncie RODO. Warto zdawać sobie jednak sprawę, że nie zawsze można skutecznie kontrolować informacje - wyjaśnia Dorota Głowacka, prawniczka z Fundacji Panoptykon.
A przecież dziecku, podobnie jak każdej osobie dorosłej, przysługuje prawo do ochrony wizerunku, który jest jednym z tzw. dóbr osobistych już od narodzin. Rodzice, publikując zdjęcia dziecka w sieci muszą pamiętać, że są zobowiązani zawsze działać na jego korzyść i dla jego dobra. Nieodpowiedzialne wrzucanie do sieci zdjęć przedstawiających wizerunek uwłaczający godności dziecka bądź zdjęć wykonanych w intymnych sytuacjach, z pewnością łamie tę zasadę i narusza jego dobro. A ponieważ cyfrowe ślady pozostają w sieci na długo, dziecko na zawsze może zostać maluchem w pieluchach lub na nocniku, z buzią ubrudzoną zupą, choć niekoniecznie pasuje to do obrazu, jaki chciałoby mieć w Internecie jako nastoletnia lub już dorosła osoba.
Dorota Głowacka podkreśla jednak, że zagrożeń i tych bardziej prawdopodobnych scenariuszy, jest o wiele więcej, bo na przykład publikując zdjęcia w nadmiarze, zamieszczając na nich lub pod nimi informacje na temat naszych dzieci, naszej rodziny, możemy stać się ofiarami wielu oszustów działających w sieci:
- Im więcej oszust wie o tobie, tym łatwiej może być im wyłudzić od Ciebie kolejne dane czy skłonić Cię do kliknięcia w zaraźliwy link i w ten sposób uzyskać dostęp do Twojego konta bankowego albo konta na portalu społecznościowym. Mogą też wykorzystać te informacje w tzw. metodzie "na wnuczka" (dzięki nim łatwiej będzie im się uwiarygodnić, żeby np. wyłudzić pieniądze od Ciebie lub kogoś z Twojej rodziny). Informacje w sieci mogą też ułatwić stalking, zarówno online (np. uporczywe wysyłanie obraźliwych wiadomości czy gróźb), jak i offline - ostrzega Głowacka.
Istnieją też inne zagrożenia:
- Warto pamiętać, że m.in., dzięki temu, że wrzucamy rodzinne zdjęcia na portale społecznościowe, ułatwiamy tym serwisom jeszcze dokładniejsze profilowanie nas w Internecie. Trzeba mieć z tyłu głowy, że największe platformy na wiele sposobów prowokują nas do udostępniania jak największej liczby informacji, w tym informacji wizualnych, bo na tym opierają się ich modele biznesowe. Mogą dzięki temu podsuwać nam jak najbardziej angażujące, odpowiednio skrojone pod nas treści, w tym tzw. śledzące reklamy, czasem w praktyce eksploatując wiedzę o naszych słabościach czy różnych czułych punktach. To ułatwia "manipulowanie" naszymi wyborami: tym, jaki produkt kupimy albo na jakiego polityka oddamy głos w wyborach. Jeśli wrzucasz na platformę zdjęcie małego dziecka, platforma szybko "załapie", że prawdopodobnie jesteś rodzicem, któremu łatwiej "wcisnąć" niekoniecznie potrzebne produkty dla niemowląt albo podsunie reklamę partii politycznej przygotowaną specjalnie dla tej grupy, licząc, że będziesz szczególnie wrażliwy/a na "prorodzinny" przekaz. Może Cię też straszyć treściami dotyczącymi chorób genetycznych dzieci, a potem "kusić" reklamami badań, dzięki którym będzie można je wykluczyć u Twojego potomstwa - dodaje Głowacka.
Internet jest jak studnia bez dna-przyjmie od nas absolutnie wszystko, w każdej ilości, i bardzo szybko tracimy nad tym kontrolę. Materiały, które wzbudzą zainteresowanie internautów, szybko się rozprzestrzeniają, zyskują dużą popularność i bardzo trudno usunąć je całkowicie, bo ktoś już mógł je udostępnić na innych profilach, a ktoś inny na przykład skopiować, zapisać, przerobić i okaże się wówczas, ze usunięcie ich z naszego profilu nie przyniesie żadnego efektu. Zdjęcia mogą posłużyć do stworzenia ośmieszających dziecko memów albo znaleźć się w bazach przestępców seksualnych, którzy kradną z mediów społecznościowych różne publikacje, nawet te, które nam wydają się bezpieczne i neutralne, a później handlują nimi na zamkniętych forach internetowych. Szacuje się, że nawet połowa materiałów gromadzonych przez pedofilów pochodzi z portali takich jak Facebook, Instagram czy TikTok. Coraz popularniejszy staje się też tzw. cyfrowy kidnaping, czyli używanie skradzionego wizerunku dziecka do realizacji różnych fantazji, w tym seksualnych, przez nieznane osoby. Pobrane z sieci zdjęcia dziecka stają się materiałem do stworzenia fałszywego konta, na którym później, pod zdjęciami, można znaleźć komentarze o podtekście seksualnym. Tylko na Instagramie w 2015 roku było ponad 55 tysięcy zdjęć otagowanych znacznikami #babyrp, #adoptionrp, #orphanrp ułatwiającymi użytkownikom odszukanie zdjęć służących właśnie do "baby role play".
Jak niebezpieczne może być bezrefleksyjne publikowanie zdjęć czy filmów z udziałem dzieci pokazuje choćby historia zza oceanu - trzyletniej Wren Eleanor, której posty cieszą się ogromną popularnością na TikToku i Instagramie. W pewnym momencie sami obserwujący zaczęli zwracać uwagę na to, że filmiki z jej udziałem bardzo szybko rozprzestrzeniają się w sieci i są wyświetlane miliony razy, ale też przez wielu były zapisywane. Pojawiły się również niepokojące komentarze pod postami publikowane przez dorosłych mężczyzn, które miały ewidentny podtekst seksualny. Mama Wren otrzymywała też prośby od niektórych obserwujących, by na przykład nagrać wideo, na którym dziewczynka zje potrawy, które kojarzyły się jednoznacznie. Okazało się, że to właśnie te publikacje były najczęściej wyszukiwanymi hasłami po wpisaniu nazwiska dziewczynki w wyszukiwarkę Google. To zaniepokoiło matkę Wren, która postanowiła usunąć część filmów i niestosownych komentarzy, a sprawę zgłosiła służbom i twórcom TikToka. Historia Wren wpłynęła na podejście wielu mam w USA do publikacji wizerunku ich dzieci w Internecie. Według New York Post:
"Trzyletnia dziewczynka nieświadomie zapoczątkowała masowy ruch matek w mediach społecznościowych, które usuwają z sieci publiczne zdjęcia i filmy swoich dzieci po tym, jak internetowi śledczy zauważyli niepokojący trend".
Ta historia nie tylko pokazuje jak ostrożni muszą być rodzice, dokumentując życie swoich dzieci w Internecie, ale też jak wiele pracy mają do wykonania platformy społecznościowe, które powinny chronić swoich użytkowników przed takimi nadużyciami, szczególnie gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo dzieci. Potrzebne są nowe, szczelniejsze regulacje.
Kilka dni temu przez irlandzką Komisję Ochrony Danych ukarany został TikTok. Zostali posądzeni o naruszenie przepisów o ochronie danych osobowych dzieci w Unii Europejskiej. DPC stwierdziła, że w 2020 roku konta użytkowników w wieku poniżej 16 lat były domyślnie ustawione jako "publiczne" i nałożyła na twórców aplikacji grzywnę w wysokości 345 milionów euro (blisko 1,6 miliarda złotych). Zauważono też, że TikTok nie weryfikował, czy użytkownik był rzeczywiście rodzicem lub opiekunem dziecka, gdy włączano funkcję "parowania rodziny", która pozwala rodzicom i opiekunom połączyć swoje konto na TikToku z kontem nastolatka i umożliwiać im przeglądanie oraz dostosowywanie treści i ustawień prywatności. DPC dała platformie trzy miesiące na dostosowanie wszystkich procesów przetwarzania danych do unijnych przepisów.
TikTok nie zgadza się z decyzją irlandzkiej komisji, tłumacząc, że już przecież przed wszczęciem postępowania wprowadzono wiele zmian: w listopadzie 2020 roku bardziej rygorystyczną kontrolę rodzicielską w przypadku korzystania z funkcji "parowania rodziny", a dwa miesiące później platforma domyślnie uczyniła "prywatnymi" wszystkie istniejące i nowe konta dla osób w wieku 13-15 lat. TikTok zapowiedział też, że "jeszcze w tym miesiącu" rozpocznie wdrażanie zmienionego procesu rejestracji kont dla nowych użytkowników w wieku 16 i 17 lat, które zostaną wstępnie ustawione jako "konto prywatne".
Jak ryzykowne jest bezrefleksyjne publikowanie zdjęć dzieci w sieci, pokazują też działania policji. W Polsce, zwalczanie zjawiska seksualnego wykorzystywania dzieci w Internecie stanowi jedno z zadań policjantów Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości. Funkcjonariusze, prowadząc sprawy z zakresu posiadania przez podejrzanych materiałów przedstawiających seksualne wykorzystanie małoletnich, dostrzegają, że wśród zabezpieczonych zdjęć i filmów znajdują się również i takie pobrane z przypadkowych profili społecznościowych różnych osób:
- Policjanci CBZC podczas tylko jednej z operacji, jaką przeprowadzili w marcu b.r. wymierzonej w sprawców przestępstw o podłożu seksualnym, zabezpieczyli 92 komputery i 172 dyski twarde zawierające ponad 40 tys. plików video i ponad 130 tys. zdjęć przedstawiających seksualne wykorzystywanie dzieci. W efekcie tej operacji zatrzymano 49 osób, z których 21 zostało tymczasowo aresztowanych - mówi podkomisarz Marcin Zagórski z Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości.
Dodając: Pamiętajmy, że to tylko jeden z przykładów. Podobnych działań policjanci CBZC przeprowadzili tylko w tym roku, o wiele więcej. Należy wyraźnie zaznaczyć, że wśród tych zabezpieczonych materiałów znajdowały się i te pozyskane z wielu profili społecznościowych różnych osób. Tym bardziej apelujemy o ostrożność przy zamieszczaniu w sieci zdjęć dzieci, a zwłaszcza o zwrócenie uwagi na to, w jakich sytuacjach są przedstawiane - mówi podkomisarz Marcin Zagórski z Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości.
Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa (NASK) stworzyła poradnik "Sharenting i wizerunek dziecka w sieci", który jest zbiorem rad, czy też zasad, którymi powinni kierować się rodzice, decydując się na opublikowanie w Internecie zdjęcia lub filmu, którego bohaterem jest ich dziecko i które mają wyeliminować potencjalne zagrożenia.
Oto najważniejsze zasady:
- wybieraj zdjęcia rozważnie, zastanów się, czy zdjęcie/film przypadkiem nie pokazuje zbyt wielu danych - np. adresu, szkoły itp.,
- nie publikuj daty urodzenia i zdjęć, na których dziecko ma tylko bieliznę, strój kąpielowy czy jest nago; nawet niewinne zdjęcie z plaży lub filmik z kąpieli może trafić w ciemne zakamarki Internetu,
- warto przemyśleć kwestię ustawień prywatności, pamiętając jednak, że nawet publikacje "prywatne" nie uniemożliwiają skopiowania i rozpowszechniania treści poza kontrolą autora; nigdy nie pozostawiaj ustawień publicznych, zadbaj, aby dostęp do treści mieli tylko wybrani znajomi,
- nie publikuj zdjęć, filmów, opowieści, które ukazują dziecko w kompromitujących sytuacjach, narażających na upokorzenie lub krytykę, np. siedzenie na nocniku, pozowanie w ośmieszającym przebraniu, zdjęcia dokumentujące bałagan w pokoju nastolatka itp.,
- nie publikuj krytycznych komentarzy i podpisów pod zdjęciami dziecka.
Łukasz Wojtasik, koordynator programu "Dziecko w sieci" Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę radzi, by wprowadzić jeszcze jedną zasadę:
- Zasada, która też może od pewnego momentu obowiązywać to pytanie dziecka o zgodę na opublikowanie zdjęcia. Rodzice wiedzą najlepiej kiedy będzie na to odpowiedni moment, ale im wcześniej zaczniemy to robić, tym lepiej. Pokazujemy w ten sposób, że szanujemy jego prywatność, traktujemy podmiotowo, ale też edukujemy jak dysponować swoim wizerunkiem w przyszłości - wyjaśnia ekspert.
Do porad dodaje również inne zasady: - Jeśli już chcemy rozpowszechniać zdjęcia, to warto wybierać te, które są w jakiś sposób dobre, czy też "wzmacniające", budujące dla naszych dzieci, czyli na przykład z sytuacji, w których odnoszą one jakiś sukces: trenuje jakąś dyscyplinę sportu, odnosi sukces i wtedy publikujemy z tego wydarzenia zdjęcie albo wchodzimy wspólnie na jakąś górę i tak dalej. Spróbujmy jednak ograniczać zasięg takich publikacji, ważny jest umiar. Może więc warto zastąpić media społecznościowe serwisami komunikacyjnymi i utworzonymi grupami - czy to przyjaciół, czy członków rodziny - i tam publikować zdjęcia dokumentujące nasze podróże, różne wydarzenia, przygody czy doświadczenia. W ten sposób ograniczymy do minimum ryzyko, że osoby zupełnie postronne, obce, wykorzystają zdjęcia naszych dzieci w niewłaściwy sposób.
Zatem rozsądek, umiar i przemyślane publikacje, bo najważniejsze jest dziecko, a nie liczba polubień opublikowanego zdjęcia czy filmu. Lepiej zapobiegać, bardzo ostrożnie dzieląc się zdjęciami swoich najbliższych, niż później "leczyć".