Polska, której powierzchnia administracyjna wynosi 312 696 km², to dziewiąte państwo co do wielkości w Europie. Ze względu na duży rozmiar, choć jest krajem jednolitym narodowościowo, to również silnie zróżnicowanym wewnętrznie - nie tylko etnicznie, ale również geograficznie. Wcale nie trzeba więc wyjeżdżać za granicę, żeby zobaczyć wiele interesujących miejsc. Na trasie pomiędzy nadbałtyckim Helem a tatrzańskimi Rysami znajdują się liczne atrakcje turystyczne. Jest też jednak sporo nieodkrytych tajemnic, o których nie wspomina się w przewodnikach. Zlokalizowane w różnych regionach kraju przyciągają uwagę wszystkich szukających dreszczyku emocji lub pragnących poznać Polskę od podszewki.
Kudowa-Zdrój to miasto uzdrowiskowe położone w województwie dolnośląskim, w dolinie na pograniczu Gór Stołowych i Pogórza Orlickiego. Jednym z oryginalnych zabytków sakralnych, który znajduje się w Czermnej, czyli północnej dzielnicy miasta, jest Kaplica Czaszek. Usytuowana została między kościołem św. Bartłomieja a wolnostojącą dzwonnicą. Jej nazwa sugeruje już od razu, z czego została wykonana. W jednych wzbudza lęk, w innych - refleksję przed śmiercią, a u niektórych -ciekawość i zachwyt.
Kaplica powstała w latach 1776 - 1784, z inicjatywy czeskiego księdza Václava Tomáška, który pełnił wówczas funkcję proboszcza parafii. W 1776 roku duchowny dostrzegł ludzkie czaszki w skarpie w pobliżu kościoła. Z pomocą grabarza i kościelnego wydobyli setki kości. Były to najpewniej szczątki ofiar szerzącej się epidemii cholery oraz wojen na ziemi kłodzkiej - trzydziestoletniej, prusko-austriackiej i siedmioletniej. Wszystkie wykopane kości i czaszki oczyścili oraz zgromadzili w kaplicy.
Wizyta księdza Václava Tomáška w rzymskich katakumbach zainspirowała go do stworzenia kaplicy ossuarium (miejsca przechowywania kości). Lokalny możnowładca, Leopold von Leslie, wspomógł budowę, którą rozpoczęto w 1776 roku. Jeszcze przez ponad 20 lat proboszcz wraz z grabarzem zbierali szczątki i uzupełniali nimi kaplicę. Sami poprosili, żeby 20 lat po ich śmierci, ich szczątki również zdobiły sakralny zabytek.
Niewielka murowana kaplica barokowa na planie kwadratu to wyjątkowa atrakcja województwa dolnośląskiego. Jest to jeden z trzech podobnych obiektów w Europie, co czyni ją niezwykle unikatową. Przed wejściem widnieje pomnik z napisem "Ofiarom wojen ku upamiętnieniu, a żywym ku przestrodze 1914", umieszczonym w języku polskim, czeskim i niemieckim. W centrum kaplicy znajduje się skromny ołtarz z krzyżem, ale jej ściany i sklepienie pokryte są niemal trzema tysiącami przylegających do siebie czaszek i kości udowych czy piszczelowych (w tym grabarza czy sołtysa Czermnej). Wśród nich znaleźć można dwie drewniane rzeźby aniołów, z łacińskimi napisami: "Powstańcie z martwych" i "Pójdźcie pod sąd". Pozostałe ludzkie szczątki (ok. 20 tys. czaszek) ukryte są w krypcie znajdującej się pod kaplicą.
Kaplica Czaszek to nie tylko oryginalne dzieło architektoniczne, ale też piękny pomnik historii tamtejszego regionu. Można ją zwiedzać w określonych godzinach i za drobną opłatą.
Budowle megalityczne występują na całym świecie. To duże formacje kamienne, najczęściej stanowiące kompleksy budowlane, które powstały w czasach prehistorycznych. Miały wówczas charakter kultowy, grobowy lub były przeznaczone do obserwacji astronomicznych. Najbardziej popularne to Stonehenge w południowej Anglii, kompleks w okolicach Carnac w Bretanii czy najstarsze w Europie świątynie wybudowane przez cywilizację maltańską.
Mało kto jednak wie o tym, że budowle megalityczne znajdują się także w Polsce. Trzy kamienne kręgi położone są w województwie pomorskim, niedaleko kaszubskiej wsi Węsiory. W tym samym miejscu jest również 16 kurhanów, czyli mogił w kształcie kopca z wewnętrzną komorą grobową. Intrygują swoją historią, bo na pewno nie zbudowali ich Polacy.
Choć pasjonaci zdarzeń nadprzyrodzonych wierzą w magiczne pochodzenie kamiennych kręgów, to archeologowie upatrują genezy w zdarzeniach historycznych. Z badań przeprowadzonych w XX wieku przez naukowców z Uniwersytetu Łódzkiego wynika, że budowle pozostawili po sobie Goci. To jedno z największych germańskich plemion zamieszkujących Skandynawię.
Już w kronikach z VI wieku można znaleźć zapiski o przybyszach ze statków. Uciekali oni przed niezwykle mroźnymi i dotkliwymi skandynawskimi zimami, osiedlając się na Pomorzu. W północnej Polsce można zresztą znaleźć znacznie więcej megalitycznych konstrukcji, które stworzyli Goci. Według teorii badaczy miały one być grobowcami lub miejscem spotkań i narad plemiennej starszyzny.
Najbardziej znanym polskim "Stonehenge" są jednak Kamienne Kręgi w Odrach w województwie pomorskim, których pochodzenie datuje się między I a II wiekiem n.e. To drugie co do wielkości skupisko budowli megalitycznych w Europie (o powierzchni 8 hektarów) i prawdziwa gratka dla odkrywców dawnych cywilizacji. Znajduje się tam 10 pełnych kręgów kamiennych i 2 jego fragmenty. Najmniejszy ma średnicę 15 metrów, a największy - 33 metrów. W pobliżu da się znaleźć także 30 kurhanów. Pod koniec lat 50. XX wieku wokół budowli wytyczono rezerwat przyrody, chroniący ponad 90 gatunków rzadkich porostów, zwykle występujących na terenach wysokogórskich.
Według analiz to również Goci odpowiadają za stworzenie większości leśnego kompleksu. Choć na początku XX wieku pojawiały się teorie, że Kamienne Kręgi w Odrach mogły służyć za prehistoryczne zegary, to przeważająca większość badaczy twierdzi, że była to ogromna nekropolia Gotów i tubylców.
Niektórzy doszukują się jednak głębszego znaczenia megalitów. Miłośnicy geomancji uważają, że to strefa "niezwykle pozytywnej energii", skupiającej moc Ziemi i Kosmosu. Osoby, które pojawiają się w okolicy kamiennych kręgów nocą, donoszą, że można wówczas zaobserwować niespotykane zjawiska i doświadczyć pozaziemskich form życia. Świadkowie twierdzą, że na nocnym niebie przemieszczają się całe gwiazdozbiory, w lesie można spotkać duchy, a nawet dochodzi do chwilowych zniknięć i pojawień się osób. Rezerwat przyrody wpisano na listę dóbr dziedzictwa narodowego, dlatego wstęp na jego teren jest płatny. Zwiedzanie trasy zajmuje około godziny.
Co ciekawe, powstanie tego nietypowego miejsca w Polsce wcale nie zawdzięczamy przyrodzie, a całkowicie - lokalnemu przemysłowi. Cztery stawy, w których woda przybiera różne barwy, zlokalizowane są w Rudawach Janowickich w Sudetach, w województwie dolnośląskim. Zbiorniki leżą na terenie Rudawskiego Parku Krajobrazowego, u podnóża Wielkiej Kopy, czyli jednego z czterech lokalnych szczytów.
W XVIII wieku pruski przedsiębiorca - Christian Preller - założył największą w kraju wytwórnię kwasu siarkowego w Szklarskiej Porębie. Był on niezbędny np. do wytwarzania prochu strzelniczego. W pobliskich niemieckich kopalniach od 1785 roku wydobywano więc piryt (siarczek żelaza), który następnie przerabiano na kwas siarkowy. W 1925 roku zawartość siarki była już jednak tak niewielka, że wyrobiska zamknięto. Z czasem zalała je woda, tworząc sztuczne zbiorniki.
Dziś, w miejscu wyrobisk, na różnych wysokościach, można znaleźć cztery jeziorka - żółte (na wysokości ok. 555 m n.p.m.), purpurowe (560 m n.p.m.), błękitne (zwane też szmaragdowym, lazurowym lub niebieskim, ok. 635 m n.p.m.) i najmniejsze zielone (inaczej określane jako czarne, ok. 730 m n.p.m.). Ich kolor wynika ze składu chemicznego podłoża - okolica zbudowana jest ze skał metamorficznych.
Na przykład ostra, czerwona barwa i intensywny zapach dużego jeziora purpurowego pochodzą głównie od związków żelaza i siarki, w które obfitują ściany i dno zbiornika. Z kolei przejrzysty niebieski kolor jeziora błękitnego (łudząco podobny do lazurowej wody w oceanie) bierze się od przeważających związków miedzi. Jako jedyny zbiornik nie pachnie. Żółte jeziorko swój kolor zawdzięcza obecności wapnia i siarki - w związku z tym roztacza się wokół niego charakterystyczna, chemiczna woń.
Kolorowe jeziorka można zwiedzić bezpłatnie. Turyści najczęściej parkują przy najniższym stawie i wybierają się w trasę na zielony szlak prowadzący z Wieściszowic na Wielką Kopę. Warto jednak wiedzieć, że jeziorkom zdarza się okresowo wysychać. Aby je zobaczyć, najlepiej przyjechać po intensywnych opadach deszczu lub po wiosennych roztopach.
Województwo zachodniopomorskie może przyciągnąć uwagę turystów osadą leśną Kłomino. To wyjątkowe miejsce dla pasjonatów historii. Powstało w latach 30. XX wieku - było bazą wojskową obsługującą poligon artyleryjski Wehrmachtu.
Na początku stacjonowały w niej niemieckie oddziały Służby Pracy. Następnie stworzono tu obóz - najpierw dla polskich cywilów i jeńców wojennych, potem również francuskich i rosyjskich. W 1945 roku teren przejęły wojska radzieckie, które stacjonowały tam aż do 1992 roku. Początkowo więziły żołnierzy niemieckich, ale w kolejnych latach powojennych zaczęły przekształcać obóz w osadę - budować bloki, szpital, sklepy, kino. Co ciekawe, cegła rozebrana przez wojska radzieckie z poniemieckich budynków, posłużyła także do zbudowania Pałacu Kultury w Warszawie.
W 1992 roku Kłomino całkowicie opustoszało, a w 1993 - władzę nad osadą otrzymała polska administracja. Przez kilka lat próbowano inwestować w infrastrukturę i nadać miejscu nowe życie, ale plany zupełnie się nie powiodły. W 1995 r. rozpoczęto nawet budowę kotłowni olejowej, której jednak nie dokończono.
W 2008 roku zlikwidowano niemal wszystkie budynki na terenie osady Kłomino. Podobno w 2012 roku, wśród gruzowisk, żyło zaledwie 12 mieszkańców. Dziś droga do pozostałości miasta widma (znajdują się tam zaledwie cztery obiekty) może przyprawiać o dreszcz. Wiedzie przez las, jest zniszczona i trudna do pokonania samochodem. W pochmurny dzień staje się jedną z najstraszniejszych atrakcji w Polsce, przywodzącą na myśl postapokaliptyczne obrazy z filmów. Stanowi jedno z ulubionych miejsc do urbexu, czyli eksploracji niedostępnych i opuszczonych miejskich budynków.
To tylko kilka wyjątkowych zabytków, o których nie wspominają przewodniki turystyczne. W ogromnej powierzchniowo Polsce znaleźć można znacznie więcej perełek, które przyciągną fanów historii lub miłośników adrenaliny i ciekawych, niewytłumaczalnych zjawisk.