Reklama

Katarzyna Piątkowska: Jak to się stało, że został pan zakopiańskim miśkiem?

Marek Zawadzki, zakopiański miś: Pomysł na miśka zrodził się pod skocznią, u mojego kolegi Cześka Bachledy. Pewnego dnia Czesiek mówi do mnie tak: nie ma już prawdziwego zakopiańskiego miśka, ten co był na Krupówkach, już nie dawał sobie rady, bo tam Bangladesz się zrobił. A ty między turystami jesteś, masz klasę, całe życie z panami, masz gadkę - ta robota musi być twoja! Rzeczywiście, całe życie pracowałem z turystami, byłem fiakrem, miałem wyciąg narciarski. Pojechaliśmy więc odkupić strój miśka. Skóra była już stara, podarta, zeżarta przez mole. Trzeba było zrobić nową. A to nie takie proste, bo trzeba wiedzieć jak. Na szczęście kolega był kuśnierzem, więc mi pomógł. Jak zacząłem w tym stroju łazić, to okazało się, że to ciężka robota. Jest gorąco, a klimy nie ma!

Reklama

A ile ma pan tych strojów "miśka"?  

- Dużo. Na lato mam, bo w tym skórzanym "miśku" w upały chodzić się nie dało, żyły się grzały, woda się w łokciach zbierała. Zrobiłem więc "miśka" lżejszego. Najlepsza robota jest zimą. Wtedy można dłużej w "miśku" siedzieć.

Dlaczego "misiek" jest biały?

- Misiek w Zakopanem musi być biały. Jest uszyty z naszych podhalańskich owiec. Poza tym nie mógłby być bury, bo bure miśki smacznie śpią i tylko jeden stoi na Krupówkach, ten biały. I wychodzi pięknie na zdjęciach! A jakby był bury, to wyszłaby tylko czarna plama.

Jak narodził się legendarny, zakopiański miś?

- Na Krupówkach, w zakładzie fotograficznym Henryka Schabenbecka. Fotograf zamówił futro białego misia u kuśnierza. Najpierw miś był na stelażu, ale był za "sztywny", jak strach na wróble, nie mógł przytulić ani wziąć na ręce i zdjęcia nie wychodziły ładne. Fotograf wpadł więc na pomysł, żeby w stroju misia chodził prawdziwy góral, który zna góralską gwarę, góralskie tradycje. Zdjęcie z miśkiem to jest najstarsza zakopiańska pamiątka. Jak nie masz zdjęcia z miśkiem, to tak jakbyś nie był u nas w Zakopanem. To jest reklama góralskiej gościnności. Misiek jest postacią zabytkową. Mijają już 102 lata tej zakopiańskiej tradycji. Powstała książka "Foto z misiem", można się z niej wszystkiego o Białym Misiu dowiedzieć.

Pan jest jedynym, certyfikowanym, Białym Misiem w Zakopanem ...

- Ja jestem prawdziwym miśkiem, bo jestem góral z krwi kości. Mój pradziadek Wojciech Tylka Suleja był ratownikiem górskim, razem z Mariuszem Zaruskim zakładał Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Był jednym z najlepszych przewodników tatrzańskich, kolegował się z Klimkiem Bachledą. Moja babcia wydała się za Jana Gąsienicę Walczaka z Gronika, on pochodził z wielodzietnej rodziny. Ja mam hrube góralskie korzenie, prawdziwe zakopiańskie.

Pan ma pozwolenie na "miśkowanie", ale na Krupówkach można spotkać inne "miśki", co raczej chwały miastu nie przynoszą...

- Przebierańcy, robią wstyd całemu Zakopanemu. Misiek zakopiański był zawsze postacią szanowaną. Nigdy nie gonił za panami, kto chciał z nim mieć zdjęcie, musiał dudki zapłacić i miał pamiątkę. Zawsze się tak mówiło: "Kto Białego Miśka zoboczy to mu dwadzieścia z kieszeni wyskoczy". Misiek był znany już przed wojną, także to jest ważna postać. Mieć zdjęcie z miśkiem, to dziś jak paszport wyrobić.

Spędza pan kilka godzin, siedząc przy oczku wodnym na Krupówkach. O czym pan wtedy myśli?

- Wspominam stare czasy, jak jeździliśmy na nartach na Gubałówce, na Kasprowym. Jak był na Krupówkach Cocktail Bar, znany na całą Polskę. Czasem ułożę jakiś wierszyk, czasem podśpiewuję, żeby ten czas milej mi upłynął. Jestem już na emeryturze, ale dopóki będę mógł, to będę na Krupówkach, żeby podtrzymać tradycję. Praca misia nie jest taka łatwa, jak każdemu się wydaje. To nie jest tak, że ubierasz skórę, zarzucasz łeb i pany ci dudki dają. Na to trzeba ciężko zapracować. Ja już drugą dekadę siedzę na Krupówkach. Czasami myślę, że trzeba brać się do chałupy. Jak przychodzę do domu, baba mnie pyta, jak było. Czasem płono (słabo), ale zawsze cośik się na chleb zarobiło. Także są lepsze i gorsze dni.

Co charakteryzuje prawdziwego, zakopiańskiego misia?

- Ludzie coś muszą w tobie widzieć - ja na przykład mam rysy góralskie i mówię gwarą, to przyciąga. Po to turyści przyjeżdżają do Zakopanego, żeby gwarę usłyszeć, poczuć góralską atmosferę. Poza tym nie można się wstydzić, trzeba umieć zagadać, zaśpiewać, dowcip opowiedzieć.

Podczas tylu lat "miśkowania" na pewno było wiele sytuacji, które do dziś pan wspomina. Czy są takie, które wyjątkowo pana poruszyły?

- Tak, dwie szczególnie zapadły mi w pamięć. Pierwsza, gdy przyszedł do mnie straszy pan i wspominał, jak za komuny bywał z rodzicami w Zakopanem, na dwutygodniowym turnusie, z zakładów pracy. Był małym chłopcem i bardzo chciał mieć zdjęcie z miśkiem zakopiańskim, ale rodziców nie było na nie stać. Dziś, po latach, spełnił swoje marzenie. Druga historia, to jak dzieciak chciał zrobić sobie ze mną zdjęcie, ale ojciec pociągnął go za rękę i powiedział: nie zrobię ci zdjęcia z miśkiem, bo misiek ma pchły. Ja bym to zdjęcie za darmo zrobił, bo myślałem, że mi serce pęknie. Ojciec niósł dwie torby z piwem, a dziecku parę groszy pożałował.  

 Jak ważną postacią dla Zakopanego jest Biały Miś?

- To tradycja, reklama naszej góralskiej gościnności. Jak ktoś nie miał zdjęcia z miśkiem, to tak jakby nie zdobył stolicy polskich Tatr, nie był w Zakopanem. To najstarsza pamiątka w górach, misiek został wciągnięty w naszą zakopiańską kulturę.

Zakopane w ostatnich latach, przez różne afery z "podrabianymi" miśkami, paragonami grozy i chciwymi góralami, nie ma najlepszej opinii. Co pan o tym myśli?

- Jest mi wstyd. Ludzie mówią, że górole tylko dudki i dudki a to nieprawda. Prawdziwy górol nigdy nie gonił za dudkami. Musiał ciężko pracować, dudki na drzewach nie rosły. Ja ciężko pracuję od 15. roku życia. Do Zakopanego przyjeżdżają ludzie napływowi, to nie są prawdziwi górale.

Ma pan jakieś marzenia jako ten zakopiański miś?

- Mam nadzieję, że z tym miastem będzie coraz lepiej, że na Krupówkach będzie porządek, nikt nie będzie turystów zaczepiał. Zakopane jest dla wszystkich. To jest miasto specyficzne, takiego drugiego nie ma na całym świecie. Czy ma się 2, czy 102 lata, nikt się tu nie nudzi. Mamy nasze piękne góry, Gubałówkę, Kasprowy Wierch. Góry dają odporność, żadnych witamin nie trzeba. Tu jak przyjedziesz, dostaniesz siły do każdej żyły!

Jak długo jeszcze będzie pan miśkiem?

- Mam już 67 lat, myślę, że jeszcze trochę będę, jak mi zdrowie pozwoli. Jestem w dobrej formie, dbam o siebie, baba waży mi cielęcinę i gęsinę, kwaśnicę, także ja jestem chłop dość gęsty. Ale jak to się mówi: nie ma ludzi niezastąpionych. Mam nadzieję, że znajdzie się taki, co mnie godnie zastąpi, będzie miał klasę, jak ja, góralską. I nie zepsuje tej roboty, którą zrobiłem, wskrzesiłem zakopiańskiego miśka na Krupówkach. Już ponad 102 lata ma misiek. Ułożyłem wierszyk na to kolejne stulecie:

"Sto roków temu misiek chodził Krupówkami, nie ryczoł, nie straszył ino robił zdjęcia z Panami. Był biały, duży, stał na dwóch łapach, a Pany przy zdjęciu wąchały jego zapach. Już misiek sprzed wojny był dobrze znany, z koloru włosa, do zdjęć zapraszany. Było to sto roków temu, jak Zakopane odwiedzały Pany. Każdy wspinał się i w narciarstwie był zakochany. W zimie miśki zawsze smacznie spały ino jeden stał na Krupówkach, tyn co był biały. Co dzień na Krupówkach gwarno, ciągle dzieci takie same patrzą na miśka i o zdjęcie proszą tatę, mamę. Szanowne Panie, Szanowni Panowie dbajcie o miśka z Krupówek, nie tylko o zdrowie. Choć jedno zdjęcie dzieciom zróbcie, dudków nie żałujcie, uśmiechy waszych pociech kupujcie!"