Reklama

Kiedy przed kilkoma laty przygotowywano w Stuttgarcie teren pod przebudowę dworca kolejowego, pracownicy natknęli się na odchody chrząszcza w sześciu drzewach rosnących w okolicy. Nie przeczuwali jeszcze, że będą przez to musieli wstrzymać prace na wiele miesięcy.

Okazało się, że owadzie odchody należały do pachnicy dębowej (Osmoderma eremita), a ta jest objęta ścisłą ochroną. Przyrodnicy natychmiast ruszyli do ataku. Robotnicy musieli odłożyć piły, a owadem zajęli się unijni urzędnicy. W końcu stanęło na tym, że wydano zgodę na wycięcie drzew, które upodobał sobie chrząszcz, ale inwestor musiał spełnić ściśle określone warunki - owada pod specjalnym nadzorem przeniesiono do parku krajobrazowego Schönbuch. 

Reklama

Nawiasem mówiąc, budowlańcy napotkali także inny problem przyrodniczy. Leżący dotychczas odłogiem kawałek ziemi, na którym dawniej stał dworzec towarowy, zamieszkiwały tysiące jaszczurek. By ponownie móc wykorzystać ten teren, konieczne było ich przesiedlenie, co kosztowało.

Mieszka nie tylko w dębach

Pachnica dębowa to spory, płochliwy chrząszcz. Dorosłe owady osiągają do 32 mm długości, sporadycznie do 40 mm. Brunatne, brunatnoczarne lub czarne ze słabym oliwkowo-metalicznym połyskiem na miejsca rozwoju wybierają duże i dziuplaste drzewa rosnące w oświetlonych miejscach dających sporo ciepła oraz stojące blisko siebie. Owad nie przepada bowiem za lataniem, dlatego, jeśli drzewa są zbyt od siebie oddalone, może mieć problem z ich zasiedleniem. Po prostu nie daje rady do nich dolecieć.

Drzewa muszą być także stare, a dziuple z obszernymi próchnowiskami, które są jedynym środowiskiem życia Osmodermy. Takich miejsc było niegdyś mnóstwo, ale dziś tego typu ekosystemy należą do wielkiej rzadkości, stąd niezwykle istotne dla ochrony owada jest pielęgnowanie przydrożnych alej, starych parków i sadów oraz zadrzewienie cmentarzy i okolic nad wodą. Nie muszą to być także wyłącznie dęby, na co wskazywałaby nazwa owada. Wprawdzie ten chrząszcz preferuje właśnie je, ale zadomawia się także w lipach, olszach czy wierzbach. Właśnie w takich warunkach, w przeważającej większości, rozwija się populacja pachnicy dębowej.

Gatunek parasolowy

Dlaczego tak ważna jest ochrona tego chrząszcza? Odpowiada Karolina Prange z Nadleśnictwa Łopuchówko, w którym prowadzi Centrum Ochrony Pachnicy Dębowej w ramach Ośrodka Edukacji Leśnej Łysy Młyn. - To gatunek parasolowy. Oznacza to, że ochrona tego owada powoduje zwiększenie miejsc bytowania dla wielu innych organizmów. To wyznacznik dla gospodarzy terenu, że drzewostan jest na tyle dojrzały, że należy zachować dorodne drzewa, które już w środku mają próchno, żeby pachnica mogła tam bytować, a wraz z nią 200 innych organizmów. Kruszczyce, kleszcze, roztocza i wiele gatunków grzybów.

Stare drzewa z dziuplami są nie tylko miejscem bytowania dla tych organizmów, ale także żerowiskiem dla licznych gatunków ptaków, jak również ssaków. Larwy owadów często stanowią dla nich pokarm.

- Krótko mówiąc, występowanie pachnicy to informacja, że drzewostan powinien zostać w pierwotnym stanie do całkowitego obumarcia - wyjaśnia Prange. Larwa Osmoderma eremita rozwija się trzy lata, dorosły owad, samiec i samica, przetrwają jeden sezon. 

Największym problemem w ochronie tego chrząszcza jest to, że do tej pory nie udało się opracować sposobu na stworzenie takiego środowiska, żeby pachnica się w nim zaaklimatyzowała, choć było wiele takich prób. Budowano na przykład budki lęgowe, w których zapewniano odpowiednią wilgotność, nasłonecznienie oraz próchno dębowe. Ale nie chciały do tych budek wchodzić. A jeśli wkładano do nich larwy, to po przeobrażeniu się dorosłe owady wylatywały, by już więcej do nich nie powrócić.

Odpowiednie drzewa do rozwoju pachnicy występują obecnie w drzewostanach przy drogach, bo nie rosną zbyt gęsto, zapewniając tym samym duże ilości padających promieni słonecznych, nieunikniony był więc jej konflikt z człowiekiem. Przypadek czasowego wstrzymania przebudowy dworca kolejowego w Stuttgarcie nie jest odosobniony, choć najbardziej znany. Ale również w Polsce chrząszcz wielokrotnie pokazywał swoją "potężną moc". 

Kłopoty drogowców

Pachnica dębowa była przyczyną kłopotów właściciela terenu w sołectwie Promnice (woj. wielkopolskie), na którym w 2018 r. wycięto drzewa. Nie wiedział, że w usuniętych wierzbach żył będący pod ochroną gatunek. Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska w Poznaniu wszczął postępowanie w sprawie popełnienia wykroczenia.

Problemy miały również władze Prażmowa (woj. mazowieckie), które chciały w 2019 r. wyciąć 50 drzew, by zmodernizować drogę. Mieszkańcy zaprotestowali. W petycji oświadczyli, że "nie zgadzają się na usunięcie zdrowych drzew, które od wielu lat stanowią ozdobę otoczenia, dostarczają tlen i izolują od hałasu". Podkreślali również, że istnieje "duże prawdopodobieństwo bytowania pachnicy dębowej". Zapewniali przy tym, że rozumieją potrzebę modernizacji drogi, ale nie powinno się to odbywać kosztem natury.

Drogowcy w Gdańsku mieli w tym roku problem z uprzątnięciem kilkudziesięciu drzew, które w styczniu powaliła potężna wichura. W samym Parku Oliwskim złamało się 10 drzew, padło też to w zabytkowej Wielkiej Alei Lipowej. Gdański Zarząd Dróg i Zieleni zwlekał kilka miesięcy z ich usunięciem. Powód nie był prozaiczny. W przewróconych lipach znajdowało się siedlisko pachnicy dębowej. Musiano znaleźć dla niej zastępczy dom. Po otrzymaniu zezwolenia od Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska drogowcy zebrali ręcznie próchnowisko i wraz z zawartością ostrożnie przenieśli owady do starannie wybranych dziupli w innych wiekowych drzewach.

Przed rokiem przed Samorządowym Kolegium Odwoławczym tłumaczyć musiał się starosta brodnicki, który wydał zgodę na wycinkę mających nawet 150 lat 34 drzew rosnących wzdłuż drogi Konojady - Tomki. Budowano tam chodnik i poszerzano planowana do remontu drogę, by mogły się na niej mijać samochody. Sprzeciw trzech osób z Konojad czasowo wstrzymał prace.

Mimo swej mocy wstrzymywania inwestycji najczęściej pachnica jest na przegranej pozycji. Mieszkańcy i przyrodnicy w ich obronie, a także samych drzew, które owad zamieszkuje, muszą uciekać się do pikiet i petycji. Tak jak w Starej Miłosnej, gdzie toczyła się batalia o uratowanie dwóch dębów o wymiarach pomnikowych - Malwy i Miłosza (choć tam akurat nie potwierdzono występowania pachnicy). Miłosz ma ok. 130 lat, w obwodzie 308 cm i 35 m wysokości, Malwa jest równie wysoka, choć nieco szczuplejsza - 207 cm w obwodzie, ale znacznie młodsza - 80 lat. Drzewa są złączone systemem korzeniowym i koroną. Oba kolidowały z projektem drogowym - na ich miejscu miała stanąć latarnia. Tym razem udało się jednak je ocalić. Urzędnicy zmodyfikowali plany przebudowy drogi.

- Przy planowaniu przestrzennym przede wszystkim powinny być brane pod uwagę ekspertyzy entomologów, którzy sprawdzają, czy inwestycja nie zagraża tym kluczowym elementom ekosystemu. I inwestycje powinny omijać te miejsca, bo pachnica się nie przeniesie. Po przeniesieniu do innego miejsca larwy po prostu giną - mówi Karolina Prange.

Przeprowadzka nie jest dobrym rozwiązaniem

- Hodowle pachnicy dębowej są podejmowane, ale udaje się to sporadycznie - precyzuje dr hab. Paweł Sienkiewicz z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu i prezes Polskiego Towarzystwa Entomologicznego.

Po ewentualnym przeniesieniu chrząszcza pojawia się inny, jeszcze większy problem. Dr Sienkiewicz zwraca uwagę, że ważniejsze w ochronie pachnicy jest nie tyle ocalenie tego owada, który "jest zagrożony, ale nie ekstremalnie", ale siedlisk, w których się rozwija, bo razem z pachnicą współżyją gatunki, które są zagrożone jeszcze bardziej, a stwierdzenie ich obecności jest niezwykle trudne. - Przeniesienie pachnicy w inne miejsce może sprawić, że ona swój rozwój dokończy, ale nie ma całej reszty bogactwa, które ma chronić.

- Kiedy widać, że jest spróchniała gałąź, która zagraża bezpieczeństwu, to powinno się ją usuwać, ale nie całe drzewo. Drzewo, w którym bytuje pachnica, powinno się odpowiednio zabezpieczyć. To wszystko musi mieć ręce i nogi - stwierdza Prange.

Batalia trwa, choć Zieloni odpuścili

Najnowszą batalię polska pachnica mogła stoczyć przed unijnymi urzędnikami. Wszystko za sprawą budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego.

Pachnica dębowa, a także kumak nizinny (płaz o drobnej budowie ciała, wyglądem przypominający bardziej miniaturową ropuchę, niż żabę), były nadzieją mieszkańców gmin Teresin, Baranów i Wiskitki, którzy sprzeciwiają się budowie na ich terenie CPK.

Pierwsza runda miała miejsce w maju w polskim Senacie. W tracie konferencji pod hasłem "CPK: dla Polaków czy przeciw Polakom? Koszty i zagrożenia megaprojektu", Partia Zieloni przekazała, że złożyła w resorcie klimatu i środowiska wniosek o objęcie ochroną siedlisk Osmoderma eremita.

Zieloni zapowiadali nawet, że skierują do Komisji Europejskiej dokumenty w sprawie wstrzymania budowy CPK właśnie z uwagi na ochronę gatunków zagrożonych. Jednak wycofali się z tego pomysłu.

- Po zleceniu ekspertyzy okazało się, że na ternie budowy CPK występują siedliska pachnicy dębowej. Natomiast po analizie dokumentów i ustawy o ochronie przyrody stwierdziliśmy, że używanie tego argumentu, jako kluczowego, który miałby zablokować gigantyczną inwestycję, jest niewspółmierne - przyznał Michał Suchora, rzecznik prasowy Partii Zieloni. Wyjaśnił, że ustawa jest dziurawa, ale z drugiej strony racjonalna. - Jeśli stanowiska tych chronionych gatunków są izolowane - ich występowanie stwierdzono wyłącznie na kilku drzewach - to prawo tych siedlisk nie chroni. Pokazaliśmy więc nasz raport, ale nie nadaliśmy temu dalszego biegu.

Suchora zapewniał, że Zieloni starają się podchodzić do takich spraw racjonalnie. - Ważyć racje, nie używać argumentu ekologicznego jako pałki, która miałaby wszystko zablokować.

Spółka realizująca inwestycję na swojej stronie internetowej poświęciła pachnicy jeden z punktów badania środowiska przyrodniczego. Przypomniano założenia dla inwentaryzacji bezkręgowców. "Kontrole będą nastawione na wykrycie cennych gatunków bezkręgowców lądowych i wodnych (m.in. trzpiela zielona i pachnica dębowa), przy czym badania będą prowadzone w sposób niepowodujący jakichkolwiek utrudnień dla mieszkańców. Badania będą prowadzone w około 200 wybranych lokalizacjach (stanowiskach badawczych) zlokalizowanych w podobszarze A".

Zieloni zakopali topory wojenne, ale inni przeciwnicy CPK wciąż toczą boje. Czy pachnicy dębowej uda się z tej wojny ujść z życiem? Tego jeszcze nie wiemy, ale dotychczasowe doświadczenia nie są dla niej optymistyczne.

Potyczki za Odrą

Gatunki chronione coraz częściej są przyczyną problemów z realizacją dużych projektów. Świadczą o tym przypadki choćby zza naszej zachodniej granicy. 

Poza wspomnianym przypadkiem rozbudowy dworca w Stuttgarcie ogromne problemy z realizacją inwestycji miały też władze Hamburga. Nie chcąc dopuścić, by największy port stracił na znaczeniu, konieczne było pogłębienie rzeki Łaby. Tymczasem z portu korzystają nie tylko wielkie kontenerowce, ale również biegus wielki, płaskonos zwyczajny, a także azjatycki rodzaj ważki. I rośnie tam również niespotykany nigdzie indziej w Niemczech, chroniony podgatunek kropidła wodnego.

W połowie 2019 r. koparki rozpoczęły pracę, ale rozpoczęła się batalia w obronie fauny i flory. Roboty przerwano. Po długiej batalii inwestor wydał kilkanaście milionów euro na zapewnienie warunków bytowych dla kropidła wodnego.

We Frankfurcie nad Menem potężny Airbus A380 starł się z maleńkim jelonkiem rogaczem. Chronionego chrząszcza odkryto przy budowie pomieszczenia do konserwacji tych samolotów. Mieszkał w pobliskim lesie, który miano wykarczować. Zgodę na wycinkę w końcu wydano, ale najpierw budowniczowie musieli przenieść siedem metrów kwadratowych ziemi z larwami jelonka i dorosłymi osobnikami na innych teren.

Na cztery lata stanęła budowa centrum badawczego koncernu RWE w Getyndze. Wszystko za sprawą chomika europejskiego, a kiedy w 2004 roku w pobliżu Grevenbroich (Nadrenia Północna-Westfalia) znaleziono chomicze norki, ten sam problem spotkał koncern RWE podczas budowy elektrowni węgla brunatnego.

Jeszcze w ubiegłym wieku sukces w starciu z budowlańcami zaliczył kumak górski wspierany przez traszkę grzebieniastą. Polem bitwy była autostrada między Kassel a Eisenach, która miała być wielkim niemieckim projektem na zjednoczenie kraju. Po długiej batalii sądowej zawarto kompromis - powstał czterokilometrowy tunel, dzięki któremu zwierzęta mogły dalej spokojnie żyć na tych terenach.

Obrońcy przyrody podnoszą, że w dobie zmian klimatycznych wielkie projekty nie powinny być realizowane kosztem przyrody. Na razie wciąż górą są inwestorzy.

Chcesz skontaktować się z autorem? Napisz: grzegorz.lepak@firma.interia.pl