Szykuję się na swój pierwszy rave. Ubieram czarną koszulkę, narzucam kurtkę i wychodzę z domu. Na początku nie do końca sam rozumiem, czym różnią się od siebie: techno, wixa i rave. Wszystkie te trzy nazwy są dla mnie synonimem, ale to szybko się zmienia. Idę na jedną z większych imprez nazywanych wixami. Wiem, że są dużo bardziej kolorowe i specyficzne niż zwykłe imprezy z muzyką elektroniczną. Szybka kontrola na wejściu: pokazuję dowód, ochroniarz sprawdza zawartość kieszeni. Po chwili jestem w środku. Pierwsze wrażenie jest piorunujące. Tłum ludzi tańczy w rytm ogłuszającej muzyki. Czuję się jak pośrodku bitwy o Gwiazdę Śmierci. Dźwięki, przypominające lasery, atakują moje uszy kilka razy na sekundę - ponad 200 razy na minutę.
Białe, oślepiające światło przecina tłum. Dominują czerwone i niebieskie barwy. Rozglądam się dookoła. Wśród chłopaków króluje śliski, kolorowy ortalion, żywcem wyjęty z lat 90., "szybkie okulary" i czapki "wpierdolki". Ogolone głowy widywane na rejwach, lata temu, zastąpiły długie zadbane fryzury "na Mareczka". Uczestnicy tłumaczą, że wixa jest specyficznym rodzajem rave’ów - nielegalnych imprez, które lata temu swój początek miały w krajach Beneluksu.
Moją przewodniczką po wixie jest Julia. Ma na sobie czarną pluszową koszulkę i kabaretki. Spod długich kucyków wyłaniają się różowe, plastikowe kolczyki. Stroje dziewczyn są bardziej zróżnicowane. Na wixach dominują pastelowe, cieliste kolory. Popularne są kabaretki, okulary tzw. kocie oczy. Niektóre noszą obcisłe "kolarki" i bluzki. Na zębach mają przyklejone diamenciki. W ustach smoczek lub lizak. W tłumie trudno nie spotkać kogoś z gumą w ustach, co zrozumiem nieco później. Wiele osób ma kolorowe włosy, kolczyki i tatuaże. Niektórzy tatuują sobie logo organizatora, jednych z najpopularniejszych "wix". Posiadacze takiego tatuażu zazwyczaj wchodzą na imprezę za darmo.
Razem z Julią idziemy do jej znajomych. - Patrz na Arturka - wskazuje na wąsatego chłopaka w niebieskim dresie adidasa. On tańczy Hakken jak nikt. Hakken to szybki taniec, który najbardziej popularny był na imprezach w Holandii i Belgii właśnie w latach 90. To tam powstała kultura gabber, która opierała się na kolorowych ortalionach. - Hakken po holendersku znaczy "siekać" - przez to jak szybko musisz wymachiwać nogami i rękoma - mówi mi jedna z uczestniczek.
Arturek uśmiecha się nieśmiało. Po chwili pokazuje, co potrafi. Przebiera szybko nogami. Kończyny nikną w rytm oślepiającego światła stroboskopu. Po kilku podstawowych krokach ze zwinnością akrobaty wyrzuca do góry wyprostowaną w kolanie nogę. Odwraca się do nas piruetem. Na jego twarzy maluje się duma. Nie przestaje tańczyć. Trochę ćwiczę w domu - uśmiecha się i poprawia opadającą na oczy grzywę.
- W rejwie chodzi o to, że nie ma zasad, jak się ubrać, jak tańczyć. Masz czuć się swobodnie. Ludzie przebierają się za postaci z kreskówek, kolesie chodzą w sukienkach. Możesz założyć coś, w czym w życiu byś nie wyszedł na ulicę - mówi mi Natalia, która przez wiele lat chodziła na rejwy regularnie. - Poza księdzem spotkasz tu chyba każdego. Nie ma archetypu osoby, która jest rejwiarzem. Jeden z dj-ów jest na przykład bibliotekarzem - zaznacza Michał, dla niego tego typu imprezy są stylem życia.
Tajniki wix odsłania przede mną jeden z producentów i dj-ów. - Polski rejw wyróżnia zgrywa, szydera, pastisz i żart - mówi. - U nas jest dużo więcej humoru, a nie jak za granicą: mrocznie, ciemno, diabeł, szatan i te sprawy. Tu jest miejsce na śmieszkowanie, błędy interpunkcyjne, tak zwany wixowy patriotyzm. To pewna forma naszego buntu - dodaje.
Szybko na własne uszy przekonuję się czym jest wixowy patriotyzm. Jedna z piosenek jest mixem złożonym z Roty, marszu imperialnego z Gwiezdnych Wojen i piosenki z popularnej gry z serii bijatyk - Mortal Combat. "Tak nam dopomóż Bóg" wyśpiewywane jest pod odgłos wystrzałów z pistoletów laserowych. Inny popularny wixowy utwór to przeróbka piosenki zespołu Pogodno, o górniczo hutniczej orkiestrze dętej, która robi "paparara". W wixowej wersji orkiestra nie jest dęta a "je***ta". W teledysku w rytm muzyki podrygują Jan Paweł II i prezydent Andrzej Duda. Utwór zebrał w serwisie YouTube pół miliona odsłon. - Nasz przekaz z pewnością nie trafi do każdego. Często wykorzystujemy popularne memy. Jeśli ktoś ich nie zna, to nie będzie to dla niego zabawne - podkreśla.
- Rave jest bardzo różnorodny. Istnieje np. odłam - terror rave. Wtedy BPM dochodzi do 300. Masz 50 uderzeń w ciągu 10 sekund. Totalny roz***ol. Jeśli ktoś przyjdzie po raz pierwszy i na wejściu "dostanie wiertarką po głowie", to prawdopodobnie długo nie pobędzie - dodaje. Sam w swoją pracę, jak mówi jest zaangażowany na 2137%.
- Czuję, że to muzyka, która sprawia, że zapominam o świecie. Daje mi takie upojenie, stan, w którym nie myślę o niczym innym, tylko o tych dźwiękach i bitach. To na swój sposób relaksujące. Jest taki moment, gdy jestem tylko ja, ta muzyka i nic poza tym. To jest pewna forma terapii, która sprawia, że jestem sobą. To cząstka mnie, która czuje się po prostu genialnie - mówi mi jeden z uczestników.
Natalia podkreśla, że tym, co przyciąga na rejwy jest poczucie wspólnoty. - Na rejwy zaczęłam chodzić, gdy miałam 15 lat. Trafiłam tam przez przypadek. Zobaczyłam kolorowych ludzi. To było miejsce, gdzie czułam się bezpiecznie. Gdzie tworzyliśmy wspólnotę, szanowaliśmy swoją różnorodność, odmienne orientacje - przyznaje.
- To styl życia - wykrzykuje jeden z chłopaków. - Od początku zajarałem się muzyką, tym specyficznym klimatem. Tu nie ma osób z przypadku. Często na wejściu pytają cię, czy wiesz, kto dziś gra. Jak nie wiesz, to nie wchodzisz. To poczucie wspólnoty, jedności między ludźmi, jest więc zupełnie inne niż w zwykłych klubach. Szybko się wkręciłem. Jak przyjdziesz pierwszy raz i Ci się spodoba to potem już leci - mówi Michał.
Kolorowy tłum, rozstawiony jak na ogromnej szachownicy tańczy w transie. Większość ma ciemne okulary. W nich oślepiające lasery zmieniają się w miękkie ferie barw. - Przenosisz się w inny, fajniejszy świat. Nieważne, czy jesteś na trzeźwo czy jesteś totalnie odklejony - mówi mi Kamil, student informatyki. Niedługo jedzie na wymianę studencką do Azji. Rejwy to dla niego odskocznia od nauki.
Razem z Julią idziemy na koniec długiej kolejki. Po drodze mijamy ludzi z balonami w ręku. Zanim pomyślę, po co na wixie balony, Julia bierze dwa i prowadzi mnie na schodki, gdzie czeka na nas reszta grupy. Pytam co to? - nitro - z szyderą odpowiada jeden z nich. Każdy bierze kilka głębokich wdechów. Niektórzy na kilka sekund tracą świadomość. - Odcina Cię, nie czujesz rąk, nóg - nic - wyjaśnia jeden z nich. Grupa przenosi się na powrót. Po drodze mijamy grupki lub pary, które chwilę po wtłoczeniu gazu do płuc kładą się połogiem jak nabrzmiałe kielichy kwiatów.
Coraz mocniej intrygują mnie smoczki żute przez uczestników. Inni trzymają w rękach lizaki lub żują gumę. - Po extasy lata Ci szczęka. Nie kontrolujesz tego. Musisz czymś zająć buzię. Bez tego możesz się ugryźć w język - koryguje Julia. Zaczynam krążyć po dużej sali. Przed łazienką wije się kolejka. Co chwilę ktoś podbiega do kranu i napełnia butelkę wodą. Moi znajomi nie rozstają się z nią nawet na krok. Wypijają butelkę co godzinę. - Podczas tańca dużo się pocisz. Pixy tylko ten proces wzmacniają. Nie chcesz się odwodnić, przegrzać i stracić przytomności - podkreślają.
Najpopularniejsza na rejwach jest extasy, czyli MDMA - często nazywana emką lub pixami. Informacji na jej temat nie muszę długo szukać. Na rozległym stole leżą dziesiątki kolorowych ulotek, przygotowanych przez Społeczną Inicjatywę Narkopolityki. Extasy, a właściwie, jak wyczytuję: metylenodioksy-N-metyloamfetaminy, dotyczy ta żółta. Do skutków brania tego narkotyku należą: "empatia, otwarcie na świat, potrzeba bliskości i kontaktu z innymi ludźmi". Dalej czytam, o czasie "ładowania" i zejścia" oraz o "utracie magii". Organizm potrzebuje miesięcy, by przywrócić poprzedni poziom serotoniny. Autorzy ulotki zalecają brać nie częściej niż 4 razy w roku.
Julia skrupulatnie wylicza ilość wziętej extasy na podstawie masy ciała. Ona i jej znajomi, zasad z ulotek przestrzegają, jak słów wyroczni. Tam znajduję też przestrogę o efektach niepożądanych, do których należą: podwyższone tętno, zawroty głowy, wymioty, rozszerzone źrenice, trudności z utrzymaniem ostrości wzroku, skurcze i szczękościsk.
Na twarzach, na których przeplatają się różne barwy, maluje się zadowolenie i odprężenie. - Ja na przykład wolałbym wziąć pixę, po której wiem, jak będę się zachowywał. Mam nad tym większą kontrolę niż agresor, który odpala się po alkoholu - mówi Michał. - Jeśli nie chcesz stać się ofiarą pijanych, seksualnych drapieżców po czterdziestce, to idziesz na rejw. Tu ludzie są otwarci, sympatyczni. W zwykłych klubach krążą tzw. białe koszule i polują na laski. Na rejwach czy imprezach techno jest ich zdecydowanie mniej - zaznacza.
- Wixa stała się popularna. Wyszła z podziemia. Po emce jesteś bardziej ufny, dlatego powinno się przychodzić w grupie sprawdzonych osób - kontruje Natalia. - To jajko niespodzianka. Nie masz pojęcia, co jest w środku. To są w końcu twarde narkotyki. Nie wiesz, co jest w środku białego proszku albo pixy, które chcesz wziąć. W środku może być wszystko - dodaje dziewczyna.
Sam, na potrzeby materiału chodzę, na rejwy jeszcze kilkukrotnie. Idę na kolorową wixę i skąpane w mroku, psychodeliczne techno. Tańczę, pośród szeleszczących ortalionów i ciemnych postaci żywcem wyjętych z Matrixa. Imprezy rozkręcają się powoli, ospale. Przyśpieszają po północy, by osiągnąć pełnię swojego uroku dopiero o wczesnych godzinach porannych. W mojej głowie na stałe rozgaszcza się szaleńczy puls elektronicznej muzyki. Skóra zaczyna oddychać dymem, a oczy przyzwyczajają się do czerwonej, piekielnej barwy, która towarzyszy mi najczęściej. Niemal przy każdej wizycie w toalecie dostaję pytanie, czy mogę podzielić się narkotykami, czy też chciałbym być nimi obdarowany. Przez kabiny przelewają się pojedyncze osoby, pary i całe grupy. Zaczynam podziwiać zdolności przemytnicze rejwiarzy, ponieważ za każdym razem kontrola na bramkach była wnikliwa i skrupulatna: włącznie z zaglądaniem w kieszenie, czy wewnątrz paczki gum. Na własne oczy przekonuję się, że na wixach trudno spotkać tzw. białe kołnierzyki czy zataczających się ludzi. Większość uczestników przychodzi w grupkach znajomych.
Idę także na imprezę gdzie "mrocznie i ciemno", która wzoruje się na berlińskiej scenie techno. Tu trudno znaleźć kogoś w ortalionie. W tłumie jest kilkaset osób. Wszyscy w czarnych ubraniach. Kilka dziewczyn ma obroże na szyjach, inne bluzki z prześwitującej siatki. Dominują starannie dobrany makijaż i upięte warkocze stylizowane na Larę Croft.
Ile osób zażywa narkotyki na rejwach? - pytam Natalię. - Co tu dużo mówić - dużo. Znam garstkę ludzi, którzy chodzą na trzeźwo. Są osoby, które nigdy nie brały - odpowiada. Gdyby branie było niemożliwe, rejwowe sale by opustoszały? - Optymistycznie patrząc kilkanaście procent, by odeszło. Narkotyki są jednak dodatkiem, większość przychodzi po prostu dobrze się bawić. Sam wielokrotnie nie brałem nic - mówi Michał.
- Nie wierzę w to, że jeśli ktoś pójdzie na imprezę techno, to na pewno wpadnie w pułapkę, ale oczywiście zwiększa ryzyko. Młodzi często nie mają pojęcia o czynnikach, które zwiększają ryzyko uzależnienia się - mówi mi Jakub Ciecierzyński, terapeuta z wieloletnim stażem specjalizujący się w leczeniu osób uzależnionych od narkotyków.
Z Jakubem Ciecierzyńskim spotykam się w ośrodku leczenia uzależnień w warszawskiej Radości. Zastanawia mnie, czego właściwie młodzi ludzie szukają w narkotykach. - To może zabrzmi kontrowersyjnie, ale one są skuteczne i przynoszą pożądany efekt. Praktycznie bez wysiłku, natychmiast otrzymujemy efekt euforyczny. Idąc na raejw potrzebujesz mnóstwo energii. W to miejsce świetnie wchodzą narkotyki. Tak już po prostu jest. Dopiero później przychodzi zderzenie z falą długofalowych konsekwencji, o których bardzo długo się nie myśli - mówi Ciecierzyński.
Terapeuta podkreśla, że eksperymentowanie z narkotykami szybko może wymknąć się spod kontroli. Proces uzależnienia może potrwać zaledwie kilka tygodni.
- Pewnych procesów możemy nawet nie być świadomi. Ale nasz mózg zapamięta, że jest jedna czynność, którą można zrobić, by poprawić sobie nastrój natychmiast. Potem jest zjazd, a zjazdów nie lubimy, więc zaczyna się poszukiwanie dobrego nastroju - wyjaśnia,
- Pokutuje przekonanie, że niektóre narkotyki, w przeciwieństwie do alkoholu, nie wywołują negatywnych następstw. Na tym polega pułapka. Skoro nie ma kaca, to "hulaj dusza - piekła nie ma". Problem polega na tym, że prędzej, czy później nasza neurochemia upomni się o swoje - mówi Ciecierzyński.
Co decyduje o tym, że jedna osoba uzależni się, a inna nie? Że okazjonalne branie zamienia, się w uzależnienie?
- Istnieją ludzie, którzy mają cechy "gąbki". Fachowo nazywa się to "odbojnością"- wyjaśnia Ciecierzyński. Dopytuję, na czym to polega: - To osoby, które w momencie, gdy napotykają na trudności, które innych zmiotłyby z planszy, uginają się pod ich ciężarem, ale po chwili wracają do oryginalnego kształtu. To cecha, która impregnuje ludzi przed uzależnieniem. Jak tę cechę uzyskać? - Sam próbuję na to pytanie znaleźć odpowiedź. Jest jeszcze jeden czynnik, który sprawia, że młodzi są szczególnie podatni na uzależnienia - dodaje. Dopiero się rozwijają? - zgaduję. - W pewnym sensie. Młody człowiek nie zbudował jeszcze niczego fundamentalnego, więc nie wie, jak to jest coś stracić. Świadomość konsekwencji uzyska dopiero po latach. Wtedy pewnych rzeczy już nie będzie mógł odwrócić, inne przepadną. Teraz jeszcze tego nie wiedzą - podkreśla.
Coś chyba jednak mogą stracić?
- To mit, że dla nastolatków niepowodzenia dotyczące szkoły, czy rosnące napięcia w rodzinie, to duża strata. Dla nich najcenniejsze jest życie towarzyskie. Wskutek brania narkotyków stopniowo wypadają z ról społecznych. Szkoła jest po prostu jedną z nich. Zaległości w nauce sprawiają, że wypadają z normalnego rytmu. Tracą wartościowych przyjaciół, a to dla nich wielki ból. To tak naprawdę pierwszy rodzaj śmierci - śmierć społeczna. Wtedy jeszcze mocniej poszukują ulgi, tej jedynej rzeczy, która natychmiast przynosi im odprężenie i przepadają.
- Nie jestem w stanie już zliczyć, ilu moich znajomych umarło. Co chwilę dostaję wiadomość, że ktoś już nie żyje. To trwa od wielu lat, stało się normą. Ostatnio zmarł mój dobry kolega - 23 lata. Popełnił samobójstwo. Jasne, że narkotyki robią swoje. Chwilowa euforia zamienia się w stany depresyjne, melancholie - mówi Natalia.
- W tym roku zmarło już sześciu moich znajomych. Ostatnio byłem na pogrzebie - dodaje inny z uczestników. Natalia jakiś czas temu odcięła się od znajomych z rejwów. "Przestałam brać dwa lata temu. Zaczęłam dostrzegać, co narkotyki robią z mózgiem. Jak ludzie, którzy mnie otaczają, pod ich wpływem stają się toksyczni. Sama nigdy nie lubiłam brać "emy". To zbyt duże ryzyko. Zjazd jest ogromny, masz zero myśli, patrzysz w ścianę, nie wiesz, co się dzieje - podkreśla.
- Utrata ról społecznych, kontroli pcha młodych ludzi na skraj przepaści. Wtedy nadchodzi drugi rodzaj śmierci. Ta biologiczna. Często nie wynika bezpośrednio z brania narkotyków - przedawkowania. Sytuacje, które ja znam z doświadczenia, to w wielu przypadkach dramatyczna próba permanentnego rozwiązania problemów, w których się znaleźli. Samobójstwo wydaje się wtedy jedynym rozwiązaniem - mówi mi Ciecierzyński.
- Zażywałam bardzo dużo dragów. To był krąg bez wyjścia: chodzisz tyle lat na imprezę i zawsze bierzesz. Musiałam się odciąć i uciec. Nie chciałam, żeby moje życie tak wyglądało. Teraz jestem trzeźwa i idzie mi to bardzo dobrze - odpowiada Natalia.
- Pomocy szukają coraz młodsi ludzie. Obniża się wiek pierwszych prób samobójczych. To daje do myślenia. Młodzi ludzie są dziś bardzo delikatni, wrażliwi. Trudniej do nich dotrzeć - relacjonuje Jakub Ciecierzyński.
Czy istnieje jakiś sposób, by im pomóc?
- Organizacja prelekcji w szkole to tylko fragment rozwiązania. To nie narkotyki są problemem tylko to iż młodzi nie mają innych lepszych sposobów na radzenie sobie z rzeczywistością. Nie da się przekonać kogoś, że nie warto pić alkoholu, czy brać narkotyków, bo to jest złe. Powody uzależnień są różne, więc jedynym sposobem na przeciwdziałanie jest dotarcie do sedna problemu. Zrozumienie przez rodziców, dlaczego jego dziecko wchodzi w niebezpieczne sytuacje. To wymaga głębokiej relacji - wyjaśnia.
Pytam Natalie, czy puściłaby w przyszłości swoje dzieci na wixe.
- Moja pierwsza myśl, to, że wyrzuciłabym je z domu. Z drugiej strony, co to da? Jak będzie chciało brać dragi, to będzie je brało. I tak naprawdę nic nie będę mogła zrobić. Obserwowałabym, czy nie przesadza, czy nie potrzebuje pomocy, czy nie chce porozmawiać - zastanawia się Natalia.
- U nas wciąż pokutuje wizja brudnej strzykawki wbitej w przedramię w jakieś spelunie. Tymczasem moimi klientami są osoby wysoko-funkcjonujące: dyrektorzy, lekarze, sportowcy, aktorzy, którzy na jednych polach odnoszą sukcesy, a na innych cierpią. Czegoś im brakuje i szukają odskoczni. Narkotyki są brakującym puzzlem w ich życiu. My pracujemy nad tym, by to zmienić - zaznacza terapeuta. - Niektórzy muszą wymienić karty kredytowe, bo jak na nie patrzą, to im się kojarzą z braniem. Inni nie mogą patrzeć na mąkę rozsypaną na blacie - wspomina.
- Uzależnienie nie wyjdzie na rentgenie czy na USG. Proces wychodzenia jest długi i żmudny. Stabilizacja psychiczna i powrót do równowagi neurochemicznej może trwać do dwóch lat od odstawienia, tyle zajmuje powrót do normalnego postrzegania rzeczywistości - podsumowuje mój rozmówca.