"Mam poj**a, który za kasę zrobi wszystko" - mówi do swoich kolegów Łukasz W., znany w sieci jako Kamerzysta. Chwilę później każe niepełnosprawnemu chłopakowi rozbijać na głowie cegłówki, jeść kocie odchody i wskoczyć do kontenera na śmieci. Szokujące nagranie trafia na platformę YouTube, skąd znika dopiero po czterech dniach i fali oburzenia w sieci. To jednak nie pierwszy taki wybryk patostreamera.
"Kamuś" znany jest już na YouTube ze swoich szkodliwych i obraźliwych treści od wielu miesięcy. W swoich filmach, nagrywanych z grupą kolegów, pozorował już "dla żartu" swoje samobójstwo, poniżał swoją koleżankę, szydził z bezdomnych. Kilka lat temu, w filmie nagranym wraz z innym patostreamerem, nakłaniał 10-latka do łapania kobiet na ulicy za pośladki. W środowisku youtuberów Kamerzysta znany jest z zamiłowania do twardych narkotyków oraz z wyłudzeń i oszustw finansowych. Obecnie cała jego dotychczasowa aktywność znajduje się pod lupą prokuratury, a on sam - w areszcie.
Łukasz W. od lat prowadzi działalność publiczną w sieci. Na swoim kanale zgromadził ponad milion subskrybentów - głównie dzieci. Jeszcze do niedawna jego obraźliwe materiały były dostępne bez przeszkód. Dopiero, gdy sprawą zamaskowanego patotwórcy zainteresowały się organy ścigania, kanał został usunięty przez platformę YouTube.
Popularność patostreamerów i ich szkodliwych, niebezpiecznych treści jest niepokojąca. Mimo specjalnych algorytmów i mechanizmów, służących do wychwytywania i usuwania określonych treści na YouTube, wielu patotwórcom wciąż udaje się publikować szokujące nagrania i poszerzać swoje zasięgi. Jak podkreśla Marta Wojtas, psycholog Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę i ekspertka ds. cyberprzemocy oraz bezpieczeństwa w sieci, z raportów wynika, że patotreści są szczególnie powszechne w Polsce:
Przemoc, libacje alkoholowe, wulgarne zaczepianie nieletnich dziewcząt - to tylko przykłady tego, co na żywo transmitowali najpopularniejsi w ostatnich latach patostreamerzy. Mimo że wielu z nich zniknęło już z sieci i czeka na wyroki za swoje przestępstwa, na ich miejsce wchodzą nowi. Coraz sprytniejsi, potrafiący zaskarbić sobie uwielbienie i podziw wśród dzieci i nastolatków.
Dlaczego wciąż udaje im się publikować na tak popularnej platformie jak YouTube? Piotr Zalewski z zespołu prasowego Google zaznacza w przysłanym komunikacie, że wdrażane były i są rozmaite rozwiązania mające zapewnić bezpieczeństwo na YouTube:
"Na początku działalności YouTube wprowadziliśmy Wytyczne dla społeczności, czyli rygorystycznie egzekwowane zasady dotyczące treści. Określają one, jakie materiały mogą znajdować się na platformie. Nieodpowiednie treści mogą być zgłaszane za pomocą systemów uczenia maszynowego lub przez indywidualne osoby" - wskazuje rzecznik prasowy polskiego oddziału Google. Jak dodaje, każdy użytkownik może zgłaszać złe treści, a powtarzające się zgłoszenia skutkują usunięciem kanału publikującego.
Według przesłanych informacji, serwis YouTube wprowadził niedawno nową metrykę: współczynnik obejrzeń filmów naruszających zasady (VRR - Violative View Rate). Zalewski informuje:
Według danych zawartych w Raporcie przejrzystości Google, za naruszenie "Wytycznych dla społeczności", w ostatnim kwartale 2020 roku z całej platformy YouTube usunięto łącznie 2 055 515 kanałów (co skutkowało likwidacją 51 078 806 filmów). Większość z tych kanałów (77,3 proc.) usunięto za rozpowszechnianie spamu i treści wprowadzających w błąd. 8,3 proc. kanałów zamknięto za treści obraźliwe lub szerzenie nienawiści, 6,6 proc. - za treści zawierające nagość lub o charakterze seksualnym, a 3,2 proc. - za nękanie i poniżanie w sieci. W raporcie dostępne są też dane dotyczące usuniętych z YouTube filmów. W ostatnim kwartale 2020 roku zlikwidowano ich łącznie 9 321 948. Większość, 8 800 082 materiałów, usunięto dzięki wykrywaniu automatycznemu. 41 proc. filmów zniknęło z serwisu ze względu na bezpieczeństwo dzieci. 20,6 proc. nagrań usunięto za sceny przemocy, 15,8 proc. za nagość i treści o charakterze seksualnym, a 15,5 proc. - za spam.
Jak to możliwe, że mimo wszystkich opisanych przez rzecznika prasowego Google mechanizmów i algorytmów, wciąż można było zobaczyć takie treści, jak nagrania Łukasza W.? Dlaczego jego ostatni film, na którym nakłania niepełnosprawnego do upokarzających czynów i naraża go na masowy hejt, zniknął dopiero po czterech dniach, gdy obejrzały go już setki tysięcy internautów? Na to pytanie nie otrzymaliśmy konkretnej odpowiedzi. "O tym, czy usuniemy wideo albo zamkniemy dany kanał decydują nasze Wytyczne dla społeczności i procesy, a nie presja społeczna czy medialna" - stwierdza przedstawiciel Google.
Przeciwnego zdania jest youtuber Łukasz Samoń, znany w mediach społecznościowych jako Mandzio. - Polski oddział YouTube praktycznie nie istnieje. Dopóki sprawa nie trafia do tzw. starych mediów, takich jak gazety, radio czy telewizja, co rzeczywiście może to odstraszyć reklamodawców, platforma reaguje niesamowicie rzadko. Prawdę mówiąc, jeśli nie jest to kraj anglo-, hiszpańsko- czy francuskojęzyczny, to YouTube ma tendecję do traktowania go jako miejsce drugiej kategorii - ocenia youtuber. Jak dodaje, kanał "Kamusia" był zgłaszany przez youtuberów i setki, jeśli nie tysiące, widzów.
W odpowiedzi od zespołu prasowego Google czytamy, że zgodnie z regulaminem YouTube, główna platforma jest przeznaczona dla osób powyżej 16. roku życia. Eksperci nie mają jednak wątpliwości - głównym odbiorcą patotreści są dzieci.
- Kilka lat temu jako Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich wraz z Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę i Orange Polska przeprowadziliśmy badanie dot. popularności patotreści w sieci. Według wyników, ogląda je aż 37 proc. nastolatków - podkreśla Zuzanna Rudzińska-Bluszcz, która podczas pracy w BRPO szczególnie zajmowała się m. in. właśnie kwestią patostreamingu w sieci. Jak dodaje, to właśnie dzięki interwencji Biura, filmem Kamerzysty zainteresowała się prokuratura i policja.
- Musimy wchodzić z ciągły dialog z platformami i organami ścigania, by uświadamiać , jak olbrzymia jest szkodliwość tego typu treści i jak ważna jest walka z nimi. Zwłaszcza, że widzami są najczęściej dzieci, dla których treści te są najbardziej szkodliwe - zaznacza Rudzińska-Bluszcz.
Podobnego zdania jest Marta Wojtas:
Wychwycenie patotreści w sieci wbrew pozorom nie zawsze jest proste. W materiałach niektórych twórców na YouTube pojawiają się zarzuty o ograniczanie zasięgów lub demonetyzację ich treści pomimo, że nie naruszały one regulaminu ani Wytycznych dla społeczności. - Problem w walce z patostreamingiem i szkodliwymi treściami to cienka granica między żartem, satyrą, gwarancją wolności słowa, a treściami, które przekraczają granice i normy. W przypadku patostreamingu nie zawsze łatwo jest to ocenić - wyjaśnia Marta Wojtas.
Problemem jest rozróżnienie tego, co jest nielegalne, a co "tylko" niemoralne. W przypadku rozmaitych treści umieszczanych w sieci, w tym na YouTube, niezwykle ważny jest kontekst. Zuzanna Rudzińska-Bluszcz wyjaśnia:
Obserwacja najgłośniejszych przypadków patostreamingu w Polsce wyraźnie pokazuje jednak, że pewne sytuacje, zachowania i słowa nie pozostawiają pola do interpretacji. Patotreści mogą obejmować promowanie szkodliwych wzorców, przemocy, zażywania narkotyków i nadużywania alkoholu, niebezpiecznych wyczynów, ale także zachęcanie do popełniania przestępstw i aktów przeciwko seksualności.
Wielu znanych sprawców patostreamingu, takich jak Daniel Magical czy Gural, udało się nie tylko wyeliminować z mediów społecznościowych, ale także postawić przed sądem. To ważne, bo jak podkreśla Marta Wojtas, ich "kariera" jest wzorem dla dzieci i nastolatków. - Nasz raport na temat patotreści pokazał, że ogromna grupa odbiorców, nawet ok. 38 proc., uważa tworzenie kontrowersyjnego "contentu" jako świetny sposób na zarabianie pieniędzy - mówi psycholog FDDS. To sprawia, że patostreamerzy tak dążą do popularności i odpowiednio wysokich zasięgów, które zapewniają monetyzację filmów. Ponadto, twórcy mają możliwość zbierania tzw. "donejtów", czyli darowizn od publiczności. Podczas kilkugodzinnej transmisji popularni twórcy gromadzą nierzadko nawet dziesiątki tysięcy złotych.
W 2020 roku z inicjatywy Biuro RPO uruchomiono specjalną stronę internetową Zglos.to, na której każdy internauta może zgłosić szkodliwe treści w sieci. Strona ta wciąż funkcjonuje, a odpowiednie zgłoszenia trafiają do Biura ds. walki z cyberprzestępczością Komendy Głównej Policji.
Prawdopodobnie odpowiedzialność za swoje czyny poniesie wkrótce także "Kamuś". "To były żarty", "to było wyreżyserowane", "nie wiedzieliśmy, że jest niepełnosprawny" - tak swoje nagranie tłumaczył w mediach społecznościowych. Ale czy to coś zmienia?