Reklama

Tak naprawdę trwająca ponad pół wieku wielka, światowa kariera Martina Scorsesego, zaczęła się właśnie od "Taksówkarza" i Złotej Palmy, jaką w 1976 roku odebrał na Lazurowym Wybrzeżu. Pokonał wtedy dwa inne wybitne dzieła startujące w Konkursie Głównym: "Nakarmić kruki" Carlosa Saury oraz "Lokatora" Romana Polańskiego.

Był to piąty pełnometrażowy film Scorsesego i spodziewano się, że po Oscarze dla Ellen Burstyn grającej we wcześniejszym "Alicja już tu nie mieszka", tym razem statuetki za film i reżyserię zgarnie sam Scorsese. Niestety, Akademia nie dość, że za najlepszy film uznała tytuł, który od dzieła Scorsesego dzieli przepaść - "Rocky’ego" Johna G. Avildsena, to nawet nie nominowała twórcy "Taksówkarza" za reżyserię. I bez Oscarów film jednak trafił do ścisłej czołówki najwybitniejszych dzieł w historii kina. Na słynnej liście 100 najlepszych produkcji, sporządzonej przez magazyn "Time" już w XXI wieku, zajmuje 17. miejsce. ("Rocky" "nie załapał się" wcale do pierwszej setki).

Reklama

Tymczasem "Killers of the Flower Moon" to jeden z najbardziej oczekiwanych filmów 2023 roku. Produkcja, w której nareszcie udało się Scorsesemu spełnić   wieloletnie marzenie - zatrudnić obok siebie dwóch najbliższych mu aktorów: Roberta De Niro i Leonarda DiCaprio, jest adaptacją bestsellerowej książki Davida Granna pod tym samym tytułem.

To oparta na faktach opowieść o serii morderstw na rdzennych Amerykanach, które miały miejsce w hrabstwie Osage, w Oklahomie, na początku lat 20. XX wieku, tuż po odkryciu złóż ropy pod ich ziemią. Mózgiem zbrodni miał być niejaki Williama Hale, hodowca bydła, podejrzany o zorganizowanie napadów na bogatych członków plemienia. W tej roli Scorsese obsadził Roberta De Niro, podczas gdy Leonaro DiCaprio gra jego siostrzeńca, Ernesta Burkharta, który zmaga się z konfliktem lojalności wobec swojej żony z plemienia Osagów (Lily Gladstone ) i potężnego wuja. W agenta FBI Toma White'a, który odkrywa zorganizowany przez Hale'a spisek, mający na celu przejęcie kontroli nad ropą Osagów, wciela się z kolei Jesse Plemons. Ważną rolę zagra także tegoroczny zdobywca Oscara Brendan Fraser, który wciela się w prawnika WS Hamiltona.

Scorsese zdradził, że gdy tylko przeczytał książkę Davida Granna, wiedział, że musi zrobić z niej film. Powieść trafiła do czołówki zestawienia najlepszych tytułów "non-fiction" ogłaszanych corocznie przez "Time".

Scorsesemu tak bardzo zależało na autentyzmie filmu, że spędził wiele dni na rozmowach z wodzem plemienia Osagów, by przekonać jego członków do pomocy przy jego realizacji. Kilku z nich pojawiło się nawet w filmie. Scenariusz, przy wsparciu autora książki, napisał Eric Roth, laureat Oscara za adaptację "Forresta Gumpa". Zapowiada się kolejne, wyjątkowe dzieło amerykańskiego mistrza. Trochę szkoda, że Scorsese odrzucił propozycję umieszczenia filmu w Konkursie Głównym. (Uznał, że jedna Złota Palma wystarczy?). Nie zmienia to jednak faktu, że "Killers..." pozostają najbardziej oczekiwanym filmem 76 edycji festiwalu w Cannes.

Opowieść o kulisach powstawania tego filmu poznamy zapewne za jakiś czas. Kulisy realizacji "Taksówkarza", nie mniej fascynujące niż samo dzieło, warto poznać już teraz.

Zamiast samobójstwa

Historia tego filmu zaczyna się od serii nieszczęść, jakie spadły na wówczas 26-letniego Paula Schradera, najpierw krytyka filmowego, potem wybitnego scenarzystę, a w końcu reżysera. W ciągu kilku miesięcy najpierw odeszła od niego żona, potem stracił pracę, a w końcu ciężko zachorował. Na łamach "The Hollywood Reporter" przyznał, że po wyjściu ze szpitala pił bez przerwy i myślał o samobójstwie. Całe dnie spędzał w kinie wyświetlającym filmy porno, bo tam mógł przespać noc, co dla gościa, któremu żona zabrała mieszkanie, było  istotne. (Jak wiadomo, bohater "Taksówkarza" często odwiedzał kino porno).

Schrader wspomina, że miesiącami z nikim nie rozmawiał i miał wrażenie, iż traci rozum. Zaczął więc pisać scenariusz o samotności, a samochód -  metalowa puszka, w której zamknięty facet przemieszcza się po mieście, był jej symbolem. Szukając zdesperowanego bohatera, przypomniał sobie historię kandydata na prezydenta USA George'a Wallace'a, w czasie wiecu wyborczego w 1972 r. postrzelonego przez Arthura Bremera. To właśnie Bremer stał się pierwowzorem postaci Travisa, a wydane potem jego "Notatki zabójcy" podstawą dla wygłaszanych zza kadru monologów bohatera.

Kino lat 70. miało swój własny, specyficzny nurt artystyczny, naznaczony przez tematy społeczne i wojnę w Wietnamie. Dlatego właśnie Schrader zdecydował, że Travis będzie weteranem z Wietnamu - trauma wojny doskonale tłumaczyła obsesje, a z czasem chorobę psychiczną (psychozę paranoidalną), z jaką się zmagał.

Wystarczyło 10 dni i sześćdziesięciostronicowy scenariusz był gotów. Tyle tylko, że Schrader nie miał komu go dać i z czasem o nim zapomniał. Trzy lata później, znalazłszy go na dnie szuflady, dał do przeczytania Brianowi De Palmie. Ten docenił jego atuty i zainteresował nim producenta "Żądła" Michaela Phillipsa, który za 1000 dolarów kupił do niego prawa. Dał go do przeczytania wówczas mało znanemu, obiecującemu reżyserowi, którego trzeci pełnometrażowy film "Ulice nędzy" trafił właśnie na ekrany i zebrał świetne recenzje.

Reżyser nazywał się Martin Scorsese i już wkrótce miał się stać jednym z najważniejszych twórców w historii  kina.

Duet marzeń

Kiedy Schrader pisał scenariusz "Taksówkarza", przed oczami miał Jeffa Bridgesa (wówczas gwiazdę "Ostatniego seansu filmowego"). Tymczasem reżyser postawił warunek: główną rolę musi dostać Robert De Niro, nikt inny nie wchodzi w grę. Aktor zagrał już jedną z ważnych ról w jego "Ulicach nędzy" , będących po części historią życia Scorsesego. To zarazem opowieść o pierwszym pokoleniu synów i córek nowojorskiej "Małej Italii", czyli włoskiej części miasta, skąd Martin i Robert pochodzili. Był to początek długiej współpracy obu artystów, która, jak wiemy, zaowocowała serią filmowych arcydzieł.

Początkowo wytwórnia Columbia Pictures próbowała oprotestować wybór De Niro. Los jednak sprawił, że gdy trwały negocjacje, mało znany wtedy aktor właśnie otrzymał Oscara za rolę w "Ojcu chrzestnym II" Francisa Forda Coppoli. Sytuacja zmieniła się więc diametralnie. Uznano, że stanie się on wręcz reklamą dla filmu.

Robert De Niro, obok Marlona Brando najpilniejszy uczeń Stelli Adler i Actors Studio, przygotowania do roli zaczął... na dwa tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć, co w jego przypadku nie jest normą. Zwykle potrzebuje pół roku. Przyjechał wprost z Europy, z planu dramatu historycznego Bernardo Bertolucciego "Wiek XX". Natychmiast uznał, że aby w pełni utożsamić się z bohaterem, musi poznać blaski i cienie pracy taksówkarza. Rozpoczął więc nocne kursy taksówką po Nowym Jorku. I tu aż prosi się o przytoczenie zabawna anegdota, którą Martin Scorsese opowiedział, celebrując w 2016 roku 40-lecie powstania filmu.

- Bobby zaczął jazdę taksówką nocami, by poznać bliżej realia tej pracy - opowiadał reżyser. - Tłumaczył mi: ‘Gdybym był wielką gwiazdą, byłoby to trudne, ale zobaczysz, że nikt mnie nie rozpozna’. Bardzo się mylił. Któregoś dnia, po nocnej wyprawie za kółkiem ulicami Nowym Jorku, powiedział mi, chichocząc, że facet, który wsiadł do samochodu jako pasażer, zauważył jego imię i nazwisko na prawie jazdy. Dane kierowcy umieszczane są w widocznym miejscu w każdej taksówce. Wówczas pasażer Bobby'ego, patrząc na niego, powiedział: ‘Naprawdę już świat się kończy! Facet, zdobyłeś Oscara i nie możesz dostać pracy, tylko zarabiasz, jeżdżąc taksówką? Zgłoś się do mnie, znajdę ci lepiej płatną robotę’".

Robert De Niro pokiwał głową nad zawiłościami tego świata i obiecał mężczyźnie, że się do niego zgłosi.

Płatki z brzoskwiniową brandy

Martin Scorsese zawsze mierzył wysoko. Autorem znakomitych zdjęć do filmu jest więc Michael Chapman, z którym potem nakręcił jeszcze "Wściekłego byka". Chapman - intelektualista uwielbiający dyskusje o sztuce - od początku miał własne spostrzeżenia dotyczące filmu. Scorsese był zachwycony.

"Zdałem sobie sprawę, że ta historia to rodzaj baśni ludowej czy miejskiej legendy. To opowieść o wilkołaku, który nocami, gdy włóczy się po mieście, przechodzi przemianę. Jak rasowy wilkołak. Nawet tę czysto zewnętrzną, jak zmiana fryzury na irokeza, której towarzyszy rozprawianie się ze złem. Jego wędrówki w nocy są niebezpieczne. W tym przypadku jednak wilkołak ratuje zagubioną dziewczynę, zamiast ją zabić" - opowiadał Chapman, mając na myśli wyrwanie ze szpon alfonsa młodziutkiej Iris, granej przez Jodie Foster.

Autorem muzyki do filmu jest wybitny kompozytor filmowy Bernard Herrmann, twórca kompozycji do takich arcydzieł jak "Obywatel Kane" Wellesa czy "Psychoza" Hitchcocka. Początkowo, gdy Scorsese zaproponował mu napisanie muzyki do "Taksówkarza", rzucił z politowaniem: "Nie pracuję przy filmach o dorożkarzach, nawet jeśli jeżdżą wielkimi gablotami".

Młody reżyser jednak wymusił na nim ponownie spotkanie. Tym, co zdecydowało o fakcie, iż kompozytor zmienił zdanie, była scena, w której Travis wylewa brzoskwiniową brandy na... płatki śniadaniowe. Herrmann zaniemówił na ten widok. Robert De Niro wspominał: "Powiedział, że musi spróbować, jak to smakuje. Myślę, że wówczas sobie uświadomił, że nie ma do czynienia z takim całkiem zwyczajnym filmem, ze zwyczajnymi bohaterami. Następnego dnia przyklepał zgodę na współpracę".

Herrmann stworzył muzykę niezwykłą, idealnie wpisująca się w mroczny klimat opowieści. Niestety nie doczekał wielkiego sukcesu "Taksówkarza" ani nawet jego premiery. Dzieło Scorsesego było ostatnim, do którego skomponował ścieżkę dźwiękową. Zmarł dokładnie dzień po tym, jak przekazał reżyserowi swoją kompozycję. Nie doczekał też oscarowej nominacji za nią, a w zasadzie dwóch - nominowano go bowiem równocześnie za muzykę do "Obsesji" Briana De Palmy.

"Are You Talking to Me?"

Czterdziestą rocznicę powstania filmu ekipa "Taksówkarza" świętowała na organizowanym przez Roberta De Niro festiwalu filmowym, na nowojorskiej Tribece. Tam właśnie aktor po raz pierwszy opowiedział o okolicznościach powstania najsłynniejszej bodaj sceny z filmu: tej, w której bohater, stojąc z pistoletem przed lustrem, rozmawia sam z sobą. Są równie zabawne, co sama scena, z lekka absurdalna.

De Niro wspominał: - Zadzwoniłem do Paula Schradera i zapytałem go: "Słuchaj, ja mam tu napisane: 'Travis wyciąga pistolet, ogląda go, patrzy na siebie, mówi do siebie' - no ale co on mówi?’ I Paul mi wtedy powiedział: ‘On jest tylko dużym dzieckiem przed lustrem, grającym z pistoletem, wystarczy uzupełnić to jakimkolwiek tekstem. Każdy będzie odpowiedni'. I wtedy po prostu zaimprowizowałem. Facet wyobraża sobie, że ma przed sobą kogoś, kto mocno go wkurzył, i zamierza wymierzyć mu sprawiedliwość. Najpierw patrzy na niego i pyta: ’Are you talking to me?’ (mówisz do mnie? - red.). Czemu akurat ten tekst przyszedł mi do głowy, nie mam pojęcia.

Ta wymyślona naprędce kwestia weszła na stałe do historii kina, stając się kultową. Trafiła nawet do pierwszej dziesiątki najlepszych dialogów wybranych przez Amerykański Instytut Filmowy i doczekała się dziesiątek odwołań i nawiązań w innych filmach.

Z rodzimego podwórka wystarczy przypomnieć sekwencję z "Killera" Juliusza Machulskiego, gdy bohater grany przez Cezarego Pazurę, również wypowiada to

Paradoks wieku Jodie Foster

Każdy z trojga odtwórców głównych ról w "Taksówkarzu" (obok De Niro mowa o Jodie Foster i Harveyu Keitelu) ma swoją odrębną związaną z rolą historię, wartą opowiedzenia.

Harvey Keitel, grający w filmie alfonsa Iris, zdradził, że faktycznie spędził sporo czasu z prawdziwym nowojorskim alfonsem. Aktor podkreśla też, że wówczas mężczyzna był już "byłym alfonsem". - Improwizowaliśmy kilka tygodni razem. Uczył mnie, jak grać rolę alfonsa. Mieliśmy dobrą zabawę po obejrzeniu filmu, chwalił mnie bardzo. Ale choć zapewniał cały czas, że zerwał z tym zajęciem, nagle zaczął mnie namawiać do otwarcia wspólnego interesu. Twierdził, że jestem w tym dobry i we dwóch możemy odnieść sukces - śmiał się Keitel.

Jodie Foster - podczas zdjęć do filmu zaledwie trzynastoletnia - wyznałą z kolei, że gdy jej mama usłyszała, że ma zagrać prostytutkę, uznała, że Scorsese zwyczajnie zwariował. Mimo że miała już za sobą udział w innym jego filmie "Alicja już tu nie mieszka". Ponieważ jednak ufała mu, zgodziła się w końcu, ale w kilku odważniejszych scenach Jodie zastąpiła jej dziewiętnastoletnia siostra.

 Foster wspomina też, że nie znosiła strojów Iris.

- Byłam typową chłopczycą, a oni wcisnęli mnie w buty na obcasach, krótkie spodenki, koszmarne kapelusze, zrobili mocny makijaż i dali słoneczne okulary. No i ta fryzura! Pierwszego dnia na planie płakałam ze złości - opowiada. Aktorka, wówczas jako jedna z najmłodszych w historii, otrzymała nominację do Oscara za rolę drugoplanową.

Najzabawniejsze jest jednak to, że zarówno mama Foster, jak i producenci uznali, że jest za młoda, by móc... pojawić się na premierze filmu, w którym zagrała niemałą rolę.

 Jodie obejrzała więc "Taksówkarza" trzy lata później, już jako 16-latka.

Tęskniąc za zbawieniem

Połowa lat 70. w amerykańskim kinie to był czas, gdy do głosu doszły problemy społeczne. Jeszcze nie ucichła fala histerii po dramatycznej zbrodni na Cleo Drive w mieście aniołów, w domu Romana Polańskiego, przestępczość i korupcja opanowały wszystkie sfery życia. Do tego trwała wojna w Wietnamie, o której wszyscy robili filmy. To właśnie wtedy powstały najlepsze obrazy w historii amerykańskiej kinematografii. "Taksówkarz" Scorsesego to bez wątpienia jeden z nich.

Fabułę filmu znają chyba wszyscy. Główny bohater, weteran wojny w Wietnamie, jest sfrustrowany otaczającą go rzeczywistością. Jednak tym, co wpływa na niego najmocniej, jest doskwierająca mu samotność. Dziewczyna, którą jest zafascynowany, odrzuca jego względy, gdyż okazuje się mieć nazbyt prostackie gusta (zabiera ją do kina porno). Pracując jako taksówkarz, Travis poznaje mroczne oblicze miasta: zbrodnie, prostytucję dzieci, korupcję. Mówi kumplom, że chciałby coś zmienić w swoim życiu, zrobić coś wyjątkowego. Nikt go jednak nie słucha.

Kumulacja negatywnych emocji doprowadza go w końcu do podjęcia radykalnych kroków, a ukryte dotąd psychopatyczne skłonności, znajdują ujście. Dla byłego żołnierza zbrodnia jest moralnie usprawiedliwiona. Zamierza zbawić świat, eliminując zepsute jednostki. Pierwszym jest kandydat na prezydenta, który podczas kampanii wyborczej wiele obiecuje i Travis widzi w nim nadzieję na zmianę. Gdy odkrywa fałsz tych obietnic, spróbuje go zabić. Ochrona kandydata zdoła jednak temu w porę zapobiec. Ale dla Travisa jest już za późno -erupcja wulkanu trwa i szuka ujścia gdzie indziej.

Los sprawia, że wtedy spotyka młodziutką prostytutkę, zmuszaną do seksu przez bezwzględnego alfonsa. Postanawia wymierzyć sprawiedliwość w pojedynkę. Gdy omal nie przypłaci tego życiem, zostaje bohaterem, choć w rzeczywistości jest typem antybohatera. Scorsese mówi o nim: "Nie lubisz Travisa. Ale gdzieś w najgłębszych, najmroczniejszych pokładach świadomości, myślisz podobnie jak on. Ponieważ też byłeś nieustannie odsuwany na bok i widziałeś rodzące się wokół zło. To nie jest racjonalne, i nie ma nic wspólnego z dobrem. Ale to jest ludzkie. To część ludzkiej natury".

Początkowo finał filmu był dla producentów zbyt kontrowersyjny. Uważali, że bohaterstwo poprzez zbrodnię nie zostanie zaakceptowane przez widzów. Mylili się. Ameryka przeżywała czas buntu, społeczeństwo domagało się reakcji na panoszące się zło i zepsucie. Film idealnie trafił w swój czas. Warto dodać, że praca nad nim była na tyle niebezpieczna, że producenci zdecydowali się zatrudnić członków jednego z gangów, by chronili ich przed... innymi gangami.

To mówi bardzo wiele o Nowym Jorku lat 70.

Krew mniej czerwona i Złota Palma

Gdy film był już niemal gotów, twórców czekała jeszcze przeprawa z nielubianym stowarzyszeniem Motion Picture Association of America (MPAA),  nadającym m.in. ograniczenia wiekowe filmom na tamtejszym rynku. Gdy przyznano "Taksówkarzowi" kategorię "X", czyli "wyłącznie dla widzów dorosłych", Martin Scorsese przyłożył sobie pistolet do skroni i powiedział producentom z Columbia Pictures: "Jeśli czegoś z tym nie zrobicie, strzelam". Oznaczało to bowiem finansową klapę filmu na starcie, a w dodatku niewielką ilość kopii do rozpowszechniania tylko w wybranych kinach.

Na szczęście do tego nie doszło. Co więc zrobiono? W scenach masakry, kiedy Travis likwiduje alfonsa i jego pomocników, tryskającą obficie jaskrawoczerwoną krew, zmieniono w... brunatną. Autor zdjęć Michael Chapman zmniejszył nasycenie kolorów, dzięki czemu kulminacyjne ujęcia strzelaniny w burdelu nie wyglądały tak przerażająco, jak pierwotnie. W każdym razie według MPAA, które zgodziło się zmienić "X" na mniej rygorystyczne "R" (oznaczające, że widzowie poniżej lat 17, mogą film oglądać, lecz w towarzystwie dorosłych).

Ironia polegała jednak na tym, że zmiana jeszcze uwypukliła psychodeliczny klimat filmu, sprawiający wrażenie, że opowieść rozgrywa się pomiędzy jawą a snem. A o to właśnie chodziło reżyserowi.

Premiera filmu była wielkim wydarzeniem. Reakcje widzów i entuzjastyczne recenzje przeszły oczekiwania producentów. Roger Joseph Ebert, jeden z najbardziej wpływowych amerykańskich krytyków pisał: "To jeden z największych filmów, jakie kiedykolwiek widziałem" i dał mu 10 na 10 możliwych gwiazdek. Uzasadniał to: "‘Taksówkarz' to piekło od sceny otwarcia do kulminacyjnej sceny zabijania, ale to piekło, od którego nie możesz oderwać wzroku. Chcesz w nim tkwić". 

Film oprócz Złotej Palmy, (przyznanej jednogłośnie!) zdobył pięć nagród BAFTA i dwie nagrody Donatello (włoskie Oscary), mnóstwo nagród  stowarzyszeń krytyków i wyróżnień Amerykańskiego Instytutu Filmowego. Pominięcie go przez Amerykańską Akademię Filmową na rzecz optymistycznego "Rocky’ego", porównywano do największej kompromitacji akademików w historii - gdy "Obywatel Kane", arcydzieło Orsona Wellesa przegrało w głównej kategorii z przeciętną "Zieloną doliną".

Miarą wielkości filmu jest jego uniwersalność. "Taksówkarz" przetrwał próbę czasu głównie dzięki parabolicznej strukturze, przypominającej biblijne opowieści. Bohaterowie są dla nas nadal ważni, nie za sprawą ich jednostkowych cech, ale dlatego, że uosabiają uniwersalne wartości. Oglądając dzisiaj ten film, szybko zapominamy, że jego akcja dzieje się w latach 70.

"To jeden z niewielu prawdziwie współczesnych horrorów, które budzą w nas autentyczne przerażenie" - zauważał cytowany Ebert. Pół wieku później to wciąż aktualna opinia.