Reklama

Seria memów w stylu rzeczywistość kontra Instagram nie jest nowym trendem - bawi, daje do myślenia, ale i tak większość na instagramowych kont prowadzonych jest w trybie "estetyki" przez niektórych nazywanej zakłamaną.

Na czym polega "odpięknianie" mediów społecznościowych i dlaczego osoby, które to robią, można uznać za wykonujące dobrą robotę? Powiedzenie "instagram versus rzeczywistość" weszło do naszego słownika jako pewnego rodzaju nowy idiom, którego używamy w rozmowach z przyjaciółmi, zwykle przy jakimś niepowodzeniu. Pod hasłem #normalizujemy brzuchy, znajdziemy wiele filmów, na których kobiety pokazują swoje fałdki, podkreślając, że są normalne nawet na wyćwiczonych brzuchach. Zastanawiające, że media społecznościowe wykreowały tak nierealny wizerunek ciała - i cel dla wielu młodych dziewczyn - że konieczne jest przypominanie, że brzuch to nie skóra i mięśnie, ale chowa się w nim wiele potrzebnych człowiekowi narządów.

Morskie fale zapisane na skórze

Reklama

Jedną z czołowych insatgramerko-tiktokerek, która walczy z nierealnym obrazem kobiecego ciała w mediach społecznościowych, jest Danae Mercer Ricci (@danaemercer). Kobieta, która wyleczyła się z anoreksji i teraz uczy, jak kochać swoje ciało, pełne fałd, znaków i blizn. Ale to nie wszystko, bo takich osób jest w sieci wiele, a jej daleko do typowej "kołczerki". Dana pokazuje, jak za pomocą "niedoskonałego" pokazać doskonałe wg instagramowych kryteriów. Obnażając techniki pozowania, oświetlenia, napięcia skóry, a nawet sposobu ułożenia bielizny, udowadnia, że perfekcyjne ciała pokazywane na Instagramie mogą być tylko kwestią odpowiedniego wyszkolenia.

I pokazuje, że to, do czego niektórzy nieustanie dążą, tak naprawdę w realnym świecie wcale nie musi istnieć.

Danae Mercer jest blogerką fitnessową i dziennikarką, która zdobyła popularność dzięki swoim inspirującym postom na Instagramie. Jej konto jest pełne zdjęć, na których prezentuje swoje ciało w różnych pozach i sytuacjach. Jednak to, co wyróżnia ją spośród innych influencerów, to jej szczerość i otwartość wobec swojego ciała.

Pozornie część pracy Danae Mercer nie różni się od działania klasycznych influencerek zajmujących się fitnessem. Inspiruje do dbania o zdrowie i aktywność fizyczną. W postach często pokazują, jakie ćwiczenia wykonuje, jak zdrowo się odżywia i jak dba o swoje ciało. Dzięki temu wiele osób zaczyna podejmować działania mające na celu poprawę swojego zdrowia i kondycji fizycznej. Danae jednak nie chwali się efektami, prezentując napiętą do granic możliwości sylwetkę. Udowadnia, że nie trzeba być perfekcyjnym, aby być zdrowym i aktywnym.

Obnaża siebie naznaczoną rozstępami, w postach porównuje je do pięknej historii zapisanej na skórze. Pokazuje swoje nieidealne pośladki przed i po odpowiednim ustawieniu się do zdjęcia, własnym ciałem udowadnia, że ułamek sekundy złapany w kadrze, jest tylko odpowiednio przygotowanym ułamkiem sekundy, nie codziennością.

Naga prawda

Danae pokazuje, że nie zawsze wygląda idealnie, że ma cellulit, rozstępy i inne niedoskonałości. Dzięki temu staje się dla wielu osób inspiracją do akceptacji swojego ciała i walki z niską samooceną.

Danae Mercer wpływa na społeczeństwo postami, które pomagają zburzyć stereotypy piękna. W dzisiejszym świecie, gdzie media bombardują nas idealnymi ciałami i retuszowanymi zdjęciami, Danae pokazuje, że piękno nie zależy od rozmiaru ubrania czy wygładzonej skóry. Jej posty przypominają nam, że każde ciało jest piękne i warto je akceptować takim, jakie jest.

Każdego dnia wiele zwłaszcza młodych osób zastanawia się, jak poprawić wygląd swojego ciała, jak uzyskać pożądany kształt sylwetki i pochwalić się nią na Instagramie. I tu Danea pomaga na dwa sposoby - udowadnia, że większość obrazków to złudzenia i podpowiada, co zrobić, by ten chwilowy, wymarzony efekt osiągnąć.  

Jednym z popularnych sposobów na "lepsze kształty" jest wykorzystanie światła i pozowania, aby ukryć niedoskonałości i podkreślić atuty. Odpowiednie oświetlenie może ukryć mankamenty skóry. Na przykład, światło z góry może zmiękczyć cienie i zmniejszyć widoczność zmarszczek czy niedoskonałości. Dodatkowo światło boczne może podkreślić kości twarzy i nadać jej bardziej zdefiniowany wygląd. Dzięki temu osoba może wydawać się młodsza i bardziej promienna.

Kolejną wskazówką od Deany jest odpowiednia pozycja. Jak pokazuje, może znacznie wpływać na optyczne wysmuklenie sylwetki. Na przykład, skrzyżowanie nóg na zdjęciu, może sprawić, że nogi wydadzą się dłuższe, zwłaszcza jeśli w odpowiednim miejscu zostanie umieszczony aparat - zdjęcie zostanie zrobione z dołu. Podobnie skierowanie ciała pod kątem do aparatu może sprawić, że talia będzie wydawać się węższa. Dzięki nauce pozowania i świadomości ciała można ukryć mankamenty swojej sylwetki i podkreślić jej atuty.

Anna Kryża, fotografka aktowa często skupiająca swoją uwagę na ciele modelek potwierdza, że światło jest kluczowe, ale jest wiele innych elementów wpływających na ostateczny efekt:

- Jest wiele czynników, które wpływają na to czy, odbiorcy zdjęcia będą postrzegać sylwetkę, jako "atrakcyjną" w kanonie lub nie. Każde ciało, w każdym rozmiarze i typie może wyjść ciekawie na zdjęciu. Wpływ na to ma oświetlenie - Światło modelujące sylwetkę boczne potrafi zdziałać cuda. Nawilżenie ciała przed sesją, stan skóry, nawodnienie organizmu, w przypadku kobiet także hormony i dzień cyklu, w jakim akurat się znajduje. Istotny jest także wybór obiektywu (wiele obiektywów zaburza proporcje twarzy /ciała), dobór ogniskowej może mieć kluczowe znaczenie w efekcie finalnym zdjęcia.

Anna podkreśla, jak ważny jest strój na sesji, który może podkreślić nasze cechy wyglądu lub zaburzyć atuty. - Pozowanie - wyciąganie i napinanie sylwetki może być męczącym wysiłkiem - wiele, póz, które na zdjęciach podkreślają smukłość, jest wymagająca i męcząca, można nabawić się zakwasów od obciągania palców u stóp).

I tak jak Deana na swoich filmach pokazuje, że to, co idealne na Instagramie jest ulotne. Moment napięcia, cyknięcie i ciało znów staje się prawdziwe... i w tej prawdziwości wciąż piękne.

Sztuczki sztuczkami, ale każde ciało może być piękne

Jeżeli chodzi o obnażanie tajemnic efektownych ujęć, to ostatecznie liczy się koncepcja sztuki, przekaz i pomysł, a nie jakaś pojedyncza sztuczka - mówi Anna Kryża. - Czy pokazywanie niedoskonałości jest piękne? I czy może poprawić pewność siebie? To zależy, nie jestem fanką żadnych skrajności - uważam je za niezdrowe. Myślę, że jest to również mocno indywidualne, ponieważ każdy z nas jest inny.

Jeśli chodzi o mnie, nie jestem fotografem dokumentalnym, nie przedstawiam rzeczywistości. Zajmuję się fotografią konceptualną, artystyczną. Nie tworzę prawdy, tylko wspaniały, fantastyczny świat, gdzie, jeśli chcesz być krową lub wróżką, to zamienię cię w nią. Kreuję wymyślony świat, nie rzadko poruszając społeczne tematy, takie jak uprzedmiotowienie kobiet w branży fotograficznej. Wyrażam siebie poprzez moje zdjęcia, a tworzenie ich sprawia mi niesamowitą przyjemność. Nie widzę w tym nic złego.

Anna zauważa, że każde ciało potrzebuje indywidualnego podejścia. - Oczywiście, że można nauczyć się ustawiać do zdjęć. Istnieje wiele kursów na rynku, które pomagają świadomie pozować. Można również dodać, że postrzeganie niedoskonałości jest subiektywne. Niekoniecznie niedoskonałości są czymś złym, a czasem nawet warto je podkreślać, aby uzyskać jakiś efekt.

Jest masa sztuczek, jak na przykład, kiedy ktoś ma "krótkie nogi", można je sfotografować tak, aby wydawało się, że jest wysoki, ale nie znaczy to, że trzeba tak robić. I to właśnie pokazuje między innymi Deana - uczy, ale jednocześnie uświadamia, że te długie czy gładkie nogi na zdjęciu nie muszą być takie w realnym odbiorze. To samo z napiętym w danym momencie brzuchem.  

- To zależy od intencji zdjęcia i sesji. Ciało to narzędzie, o które warto dbać, aby było jak najzdrowsze i służyło nam na długie lata. Ciało to nie obiekt seksualny na uciechę tłumu, to nie przedmiot służący temu, aby się przypodobać. Ciało to sposób wyrazu, ciało może być sztuką, każde ciało może być piękne - podkreśla Anna Kryża.

Czy ludzie chcą prawdziwego świata w mediach?

Pytanie, czy użytkownicy mediów społecznościowych sami wiedzą, czego chcą. A jeśli nie wiedzą, to, dlatego, że są ogromnie zróżnicowaną grupą, która niesie za sobą sprzeczne wizje, tego, jak dany post, film, zdjęcie powinno wyglądać. I dają temu upust w komentarzach.

Lidia Sadowy, polska aktorka, która w dzień, kiedy większość gwiazd wrzucała na Instagrama relacje z przygotowań idealnych kreacji na warszawski koncert jednej ze światowych gwiazd, pochwaliła się brudnym outfitem w czasie "normalnych" domowych zadań (porządkowania piwnicy). Czy było to dziwne? Nie. Czy kontrastowało z idealnymi zdjęciami bawiących się celebrytów? W zabawny sposób tak.

Ale taki "znormalizowany" wieczór mógłby pojawić się u Lidii bez kontekstu tego, co wrzucają inni. Po prostu kadr z normalnego życia, na które niektórzy, unikający "mody na brzydotę", by sobie nie pozwolili. Pytanie jednak, dlaczego coś, co jest naturalną częścią życia, potrafimy utożsamiać z brzydotą?

- Mam poczucie, że jak ze wszystkim, ludzie kochają czasami przegięcia w każdą stronę. Czyli najpierw pokazujemy kompletnie odrealniony obraz: siebie, ciała kobiecego, macierzyństwa, związków, a potem jest boom na oswajanie ludzi, z tym że np. macierzyństwo nie jest takie słodkie. Nagle pokazujemy wszystko w tej "brzydkiej" wersji, a "obrywa się" tym dziewczynom, które mają czysto w domu. Zarzucamy im, że dają nam zakłamany obraz rzeczywistości. To truizm, przecież u każdego rzeczywistość wygląda inaczej. U jednej osoby jest to kwestia organizacji - np. ma spokojne dziecko, dziadków do pomocy - a u druga zostaje ze wszystkim sama. Jak to porównywać?

Lidia przyznaje, że dobrze jak widać pewną normę, jednak przypomina, iż na Instagramie wszystko jest pewnego rodzaju kreacją u większości.

- Dobrze byłoby, gdyby w mediach społecznościowych, czy nawet w bajkach dla dzieci postacie kobiece pokazywano "normalnie". Według mnie drogą do tego nie jest pokazywanie ciała z tłumaczeniem: zobaczcie-mam rozstępy. Tak, to jest normalnie, nie trzeba tego podkreślać, zwracać szczególnej uwagi. Jestem pewna, że gdyby od bajek właśnie się zaczęło, rozpowszechniło, to nie trzeba byłoby takich postów wrzucać.

Firmy odzieżowe od jakiegoś czasu wykorzystują tę drogę i coś, co jeszcze jakiś czas temu było zwróceniem uwagi i wyjątkiem - np. modelka o przeciętnych kształtach na wybiegu czy przebarwienia na skórze nie poddane obróbce komputerowej na internetowej stronie sklepu z odzieżą. Dziś, jeśli przyjrzymy się markom np. sprzedającym stroje kąpielowe, zobaczymy na skórze modelek rozstępy, załamania kolorów skóry, a nawet lekki cellulit. Dodatkowo, jeśli pozując siedzą, na ich brzuchach pojawiają się fałdy. Bo tak układa się skóra każdej kobiety. Nie zwracamy jednak na to uwagi, bo takie zdjęcia nie są dziś wyjątkiem, zabiegiem reklamowym. Można powiedzieć, że stały się normą.

Widząc modelki o nieidealnych ciałach, ludzie mogą zacząć czuć się bardziej reprezentowani i zrozumieć, że piękno nie zależy od rozmiaru ubrania czy wygładzonej skóry. To może zachęcić innych do zaakceptowania swojego ciała i zwiększyć ich pewność siebie. Kampanie te pokazują, że nie ma jednego ideału piękna i że różnorodność ciał jest czymś naturalnym i wartościowym.

Dzięki takim kampaniom możemy zobaczyć różnorodność ciał i zrozumieć, że piękno nie jest zdefiniowane przez jedną sylwetkę czy wygląd. To może prowadzić do większej reprezentacji różnych typów ciał w modzie i zmniejszenia presji na osiągnięcie nierealistycznych standardów.

Brzuch się fałduje

- Ostatnio zapytałam mojego synka, który brzuch mu się podoba, pokazując mu kilka zdjęć w internecie - wyznała Lidia Sadowa - pokazał taki, którego ja bym teoretycznie nie wybrała, bo mam wklepany syndrom chudej, umięśnionej sylwetki.

Przekonanie, że wyćwiczony brzuch jest pozbawiony fałd w każdej pozycji, wzięło się z Instagramowych zdjęć, na których ciało jest napięte jak sztywna blacha. Doprowadziło to do tego, że kobiety zaczęły tłumaczyć się z naturalnych zagięć skóry, które pojawiają się przy siadaniu. "Też mam fałdki, jak ćwiczę". Jak ćwiczę, jak siedzę, jak się schylam.

Hasło "normalizujemy brzuchy", pod którym na TikToku znajdziemy filmy młodych osób wyjaśniających i pokazujących tak naprawdę, jak działa normalne ludzkie ciało. Jak działało od zawsze, bo taka jest jego konstrukcja. Ale skoro trend się pojawił, oznacza, że ktoś potrzebuje wytłumaczenia, że brak fałd podczas siedzenia nie oznacza idealnej sylwetki. Oznacza niemożliwą do osiągnięcia, sprzeczną z naturą wizję wykreowaną przez często retuszowane zdjęcia.

- Normalizowanie wydaje mi się o tyle ważne, że ja, jako dorosła kobieta, jeśli naoglądam się Instagrama, mam wrażenie, że tylko moje życie odbiega od tego "ideału". A co dopiero młode dziewczyny, które mają swoje idolki, a potem wydaje im się, że nigdy nie dojdą do tego wykreowanego punktu.

Bo go nie ma.

Alessandra Mele, norwesko-włoska piosenkarka na TikToku dodała film, na którym klepie się po swoim "normalnym" brzuchu, przypominając, że właśnie taki jest.

W komentarzach znalazło się wiele pozytywnych słów: "Dziękuję za przypomnienie", "To słodkie"... "Respekt". Respekt za odwagę, że piękna kobieta, o pięknej sylwetce, pokazała coś, co nie jest wykreowane i sztuczne, ale prawdziwe.

- Wydaje mi się, że to jest słuszniejsza droga, fajniejsza opcja - zauważa Lidia.

Filtr odwrotny

Stosowanie nakładek poprawiających wygląd nie jest niczym nowym, flirty w prosty sposób poprawiające wygląd najpierw zdjęć, z czasem także filmów rozwinęły się na ogromną skalę - niektórzy nie wyobrażają sobie występów przed obiektywem bez odpowiedniej nakładki.

Jednak, o ile zwykle kolejne ulepszacze przemykają bez echa, jako uatrakcyjnienie treści, tak w ciągu ostatnich miesięcy Tiktokowe konta zalała fala filmów z użyciem filtra "Blod Glamour". I to filtr stał się głównym tematem nagrywanych rolek.

"Blod Glamour", jako nakładka poprawia wygląd twarzy - zmienia rysy, dodaje wyrazistego makijażu, ale jest praktycznie niezauważalny, jeśli chodzi o technologię. Prawie bezbłędnie reaguje na mimikę, ruch i sprawia, że przemawiająca osoba olśniewa... sztuczną urodą.

Filtry, upiększające, na czele z "Blod Glamour"  często prowadzą do kreowania nierealistycznego piękna, zniekształcają rzeczywistość. Kiedy widzimy idealne zdjęcia innych ludzi, możemy zapominać, że są one wynikiem edycji i nie odzwierciedlają rzeczywistości. To może prowadzić do utraty perspektywy i niezdrowego oczekiwania, że nasze własne życie powinno być tak samo idealne.

Ogromna liczba filmów krytykujących i kpiących z takich komputerowych modyfikacji zaburzyła ideę tego typu filtrów. Użytkownicy, zamiast korzystać z efektu, prezentując różne emocje obnażali nakładkę, podkreślając, że taka zmiana ich przerosła. Niektórzy nawet wieścili kres takim rozwiązaniom, argumentując, że poszło to już za daleko i może czas wrócić do naturalności.

Wracając do fal

Fale są i z wiekiem robi się ich coraz więcej. Oczywiście procesy zmiany ciała da się kontrolować, opóźniać, walczyć z nimi. I wszystko to ma sens, jeśli czujemy się z tym dobrze. A to, co złe, to wmawianiu światu, że z ciała należy się tłumaczyć. Jeśli cokolwiek powinno się "normalizować", to nie brzuchy, uda, plecy, ale myślenie. I takie osoby, jak Danae Mercer w tym pomagają - za każdym razem, gdy przy jej poście zatrzymamy się i pomyślimy: faktycznie, też tak mam. To musi być normalne.