Reklama

"W poniedziałek 27 marca 1995 roku o 8.30 Giuseppe Onorato zamiatał liście przed wejściem do budynku, w którym pracował. [...] Portier odwrócił się i zobaczył Maurizia Gucciego, który energicznie wbiegał po schodach. Gdy dotarł do szczytu schodów i wszedł do holu, Onorato zauważył w drzwiach ciemnowłosego nieznajomego. Na oczach portiera mężczyzna rozsunął poły płaszcza i wyciągnął pistolet. Wyprostował ramię, skierował je w stronę pleców Maurizia Gucciego i zaczął strzelać́".

Ten opis głośnego zabójstwa wnuka i następcy Guccia Gucciego pochodzi z wydanej niedawno w Polsce książki Sary Gay - Forden "Dom Gucci. Potęga mody, szaleństwa pieniędzy, gorycz upadku". To właśnie w oparciu o nią Ridley Scott nakręcił film "Dom Gucci", który za moment trafi na nasze ekrany.

Reklama

Tamtego dnia morderca oddał cztery strzały. Pierwsza kula trafiła Maurizia w prawe biodro. Druga w miejsce pod lewym ramieniem. Trzecia drasnęła go w prawe ramię. Ostatnią, śmiertelną kulą, dostał w skroń, po czym osunął się na ziemię. Napastnik, którym okazał się wynajęty, płatny zabójca, zdołał zbiec, nim na miejscu pojawiła się policja. Maurizio Gucci wówczas już nie żył.

Po wykluczeniu udziału w zbrodni konkurencji, a także członków mafii, dość szybko śledczy wpadli na trop byłej żony Maurizia, Patrizii Reggiani. Ta po głośnym procesie transmitowanym przez media na całym świecie, została uznaną za winną zabójstwa i skazana na 29 lat więzienia. Ostatecznie, "czarna wdowa" (jak ochrzcili ją rodacy) za kratkami spędziła 18.



Ale w historii rodu Gucci na przestrzeni stu lat istnienia marki, założonej przez nestora Guccia Gucciego w 1921 roku, miało miejsce tyle awantur, zdrad, sporów sądowych i wendet, że można by nimi obdzielić parę sezonów "Dynastii" i "Mody na sukces" razem wziętych. 

Od portiera do potentata

Wszystko zaczęło się pod koniec XIX wieku, gdy szesnastoletni Guccio Gucci, urodzony w pięknej Florencji we włoskiej Toskanii, uciekając przed bankructwem ojca, właściciela sklepu ze słomkowymi kapeluszami, zaciągnął się na statek i popłynął do Anglii.

Wkrótce dotarł do Londynu. Tam najpierw został zatrudniony jako pomywacz i boy hotelowy, by w końcu podjąć pracę portiera w hotelu Savoy. Był to pierwszy hotel na świecie, który obsługiwał windę elektryczną i prototypy telefonów, najbardziej luksusowy w Europie początku XX wieku. Było to także ulubione miejsce noclegów ówczesnych celebrytów i polityków, odwiedzających Londyn.

Młody Gucci był błyskotliwy i szybko się uczył. Nawiązał biznesowe kontakty. Obserwował i poznawał styl oraz ubiór ludzi zamożnych, których obsługiwał. W 1901 roku 20-letni Gucci poślubił Aidę Calvelli, 24-letnią rozwódkę z dzieckiem, córkę krawcowej. Rok później urodziła się córka Grimalda, a potem czterech chłopców: pierwszy z nich zmarł w dzieciństwie, ale Aldo (1905), Vasco (1907) i wreszcie Rodolfo (1912) rośli zdrowo.

Wszystkie oszczędności z lat pracy w usługach hotelarskich Gucci postanowił przeznaczyć na własny biznes. Wrócił do rodzinnej Florencji, gdzie w 1921 roku otworzył sklep z ręcznie szytymi torbami podróżnymi ze skóry. Miał nadzieję, że przyciągnie ekskluzywną klientelę z importowanymi niemieckimi i angielskimi walizkami, a także własnymi, luksusowymi produktami. Wraz z rozwojem firmy Gucci był w stanie rozbudować warsztat na tyłach swojego sklepu i zatrudnić wykwalifikowanych rzemieślników do pracy nad niestandardowymi torbami.

Gucci wychowywał synów na swoich następców. Od dzieciństwa podsuwał im do wąchania kawałki skóry, mówiąc, że to "zapach przyszłości i luksusu". Celowanie w potrzeby najbogatszych mieszkańców Florencji przekształciło się w produkcję uprzęży dla koni. Sporty konne w tamtych czasach uważano za elitarne, a bogaci szybko rozpoznali markę Gucci. Przy braku konkurencji fabryka wzniosła się na nowy poziom, stając się rzemieślniczym imperium.

W 1938 roku Gucci rozszerzył działalność o nową lokalizację, w Rzymie, za namową najstarszego syna, Aldo. Jego działalność przekształciła się w firmę rodzinną, gdy dołączyli do niej kolejni synowie. W 1951 roku otworzył sklep w Mediolanie. Guccio Gucci, który do końca życia podkreślał, skąd pochodzi i jak bardzo go to miejsce ukształtowało, chciał, aby firma pozostała tylko we Włoszech. Do luksusowych towarów sygnowanym podwójnym "G" dołączyły wkrótce buty, paski, apaszki, okulary, kapelusze, rękawiczki itd. W 1947 roku furorę zrobiła słynna torebka bambusowa, którą nosiły potem księżna Diana, czy Audrey Hepburn w "Rzymskich wakacjach". Jacqueline Kennedy doczekała się torebki zaprojektowanej specjalnie dla niej. W 1952 roku gigantyczny sukces odniosły mokasyny Gucci, które dziś stanowią część kolekcji w nowojorskiej MOMA.

Dwa tygodnie przed śmiercią nestora rodu, najbardziej zaangażowany w rodzinny biznes Aldo, otworzył nowojorski butik Gucci. Stało się jasne, że zamierza dążyć do umiędzynarodowienia interesu i przejęcia nad nim kontroli.

Męski biznes i złote lata

W rodzinny biznes od początku mocno zaangażowana była także pierworodna córka Gucciego, Grimalda. W ogóle nie brano jej jednak pod uwagę jako jego dziedziczkę. Było jasne, że biznes to męska sprawa, a wychowani przez ojca w maczystowskim systemie wartości synowie, innego nie znali.

Aldo, najprzystojniejszy i najbardziej "jurny" spośród nich, przyciągał kobiety jak magnes, z czego skwapliwie korzystał (w filmie "Dom Gucci" sędziwego Aldo, zagrał Al Pacino). Uwiódł i rozkochał w sobie podczas podróży służbowej pokojówkę księżniczki Elżbiety, żony greckiego króla Jerzego II, urodziwą Olwen Price. Gdy okazało się, że 19-latka jest w ciąży, poślubił ją. Doczekali się trójki dzieci, ale Aldo nigdy nie był wiernym mężem. Wkrótce zakochał się w młodziutkiej Brunie Palombo, z którą miał córkę Patricię. Ponieważ rozwody we Włoszech wówczas nie istniały, po wielu latach "tajnego" związku, pojechał z Bruną do Ameryki, by tam wziąć ślub. Nie mając rozwodu z pierwszą żoną, rzecz jasna.

Przez 30 lat ukrywał istnienie Bruny i córki. Do konfuzji doszło dopiero nad jego grobem (zmarł w wieku 84 lat), gdzie żegnały go dwie wdowy. I choć za rękę trzymała go w ostatnich chwilach Bruna, podczas pogrzebu musiała siedzieć na ławce "dla pracowników". Oficjalne kondolencje przyjmowała Olwen.

Ale to dopiero w 1990 roku. Na razie, po śmierci ojca, Aldo bierze się za rozkręcanie biznesu już na skalę światową, stając na czele firmy. Butiki Gucciego powstają nie tylko w Londynie czy w Paryżu, ale także na Dalekim Wschodzie, w Hongkongu czy Tokio. Aldo okazał się także znakomitym marketingowcem, lansując hasło: 

Najstarszy syn Guccia Gucciego postanowił rozwinąć skrzydła także za oceanem, a biznes sygnowany dwoma "G" w zawrotnym tempie podbił amerykański rynek. To on przekształcił włoską markę w międzynarodową potęgę, o wielkim snobistycznym uroku. Prezydent John F. Kennedy nazywał Alda "pierwszym ambasadorem mody", amerykańska prasa - "Michałem Aniołem marketingu", a włoskie gazety nadały mu przydomek "Wielki". Myślał nieszablonowo. To także on wpadł na pomysł wykorzystania świńskich skór, produkowanych w rudym odcieniu, z których wykonywano niezwykłe torebki.

Z czasem Aldo rozpędził się na dobre i wbrew rodzinnej umowie, w 1969 roku próbował działać na własną rękę - założył Gucci Boutique, wywołując pierwszą burzę między braćmi. Ostatecznie, trzy lata później, został on wchłonięty przez "firmę matkę". Po śmierci brata Vasco, Aldo i Rodolfo podzielili się firmą po połowie.

Lata 70. to czas największego tryumfu firmy na dwóch kontynentach. Kulisy jej rozkwitu poznajemy "od kuchni" w napisanej z wielką znajomością tematu, przywoływanej wcześniej książce Forden (mnóstwo tu fachowej terminologii, która dla osób zajmujących się bliżej modą będzie fascynująca, dla laików jednak - znacznie mniej).

Autorka opisuje, jak kolejni Gucci wykorzystują charyzmę i intuicję, nie zgłębiając jednak nigdy rzeczowej wiedzy o biznesie. Dopóki władzę sprawowali charyzmatyczni Guccio Gucci, a potem jego syn Aldo, rodzinna firma kwitła. Gdy trafiła w ręce wnuków założyciela, ci, nie mając pojęcia o biznesie, omal nie doprowadzili do jej całkowitego upadku.

Rodowe waśnie

Jeszcze za życia ojca, w 1980 roku, syn Aldo, Paolo Gucci, próbował otworzyć własną firmę pod nazwą Gucci, ale Aldo nie zgodził się i pozwał syna, grożąc odcięciem każdego dostawcy, który podpisał z nim umowę.

Awanturom między ojcem i synem Sara Gay-Forden poświęca sporo miejsca. Opisuję m.in. tę, gdy Paolo trafiony przez ojca popielniczką, z zakrwawionym czołem udał się do tabloidów, które miały nie lada używanie. Żądny zemsty Paolo, w 1984 roku z pomocą kuzyna Maurizia Gucciego (syna Rodolfo, którego zabójstwu przez byłą żonę, Ridley Scott poświęcił film "Dom Gucci"), doprowadził do odebrania Aldo większościowych udziałów z pomocą firm zewnętrznych. Poinformował także urząd skarbowy o uchylaniu się ojca od płacenia podatków i wyprowadzaniu pieniędzy do tzw. rajów podatkowych.

W 1986 roku Aldo Gucci został skazany na rok więzienia. W chwili wyroku miał 81 lat. Odbywał go w Federalnym Obozie Więziennym w Bazie Sił Powietrznych na Florydzie, gdzie na pocieszenie miał częste odwiedziny Bruny.

W 1989 roku, na rok przed śmiercią, schorowany Aldo sprzedał swoje akcje Gucci firmie Investcorp. W tym samym roku jego siostrzeniec Maurizio Gucci został przewodniczącym grupy Gucci, po prawie sześcioletniej walce prawnej o kontrolę nad nią. Maurizio nie miał żadnego doświadczenia w biznesie i dość szybko firma znalazła się w poważnych tarapatach. W tym samym roku sprzedał więc resztę swoich udziałów Investcorp, oddając tym samym rodzinną firmę w obce ręce. Na szczęście wcześniej ktoś doradził mu zatrudnienie znakomitej dyrektor kreatywnej Dawn Mello i projektanta Toma Forda.

Firma Gucci odzyskała dobrą renomę, ale nie dawny blask. Nie wróciła już do rodziny jej założyciela.

Lady Gucci jak Lady Makbet

Patrizia Reggiani pojawiła się na horyzoncie w 1972 roku. Maurizio poznał ją na jednej z licznych imprez, których był bywalcem. Twórcy dokumentu "Lady Gucci: historia czarnej wdowy" sugerują, że jej zachłanność i nienasycona żądza posiadania pieniędzy, brały się z dzieciństwa przeżytego w biedzie. Gdy się poznali powodziło się jej jednak doskonale, dzięki związkom z bogatymi adoratorami.

Młodziutka Patrizia była wyjątkowo piękna, i szalenie podobna do Liz Taylor (obsadzenie w tej roli Lady Gagi, mimo jej niewątpliwego talentu, wydaje się więc średnio trafione). Jak sama przyznaje, nie spotykała się z mężczyznami, którzy jeździli "czymś poniżej Porsche". Na jej życzenie Maurizio, który choć bajecznie bogaty, przemieszczał się średniej jakości autem, szybko musiał je zmienić. Już jako lady Gucci zasłynęła dość typowym dla siebie bon motem: "Lepiej płakać w Rolls Roysie niż być szczęśliwą na rowerze". 

Ponoć pytanie: "Czy nie chciałabyś się nazywać Patrizia Gucci"?, Maurizio zadał jej już na pierwszej randce. Spotykali się krótko, a jesienią 1972 roku wzięli ślub w kościele w Mediolanie. Na hucznym weselu zorganizowanym dla 500 osób, zabrakło ojca pana młodego, Rodolfo Gucciego, który nie chciał słyszeć o tym małżeństwie, postrzegając pannę młodą jako łowczynię majątku. Ojca i syna pogodził dopiero Aldo, zachwycony urodą dziewczyny. Sama Patrizia, całkowicie bezkrytyczna, mówi: "Cenił mnie za mój intelekt. Nie tylko za to, że jestem piękną kobietą".

Wkrótce na świat przyszły ich dwie córki Alessandra i Allegra. Ale dość szybko dotarło do Maurizia, że ojciec się nie mylił - żony nie interesowało nic poza wydawaniem jego pieniędzy. To było jej jedyne, ukochane zajęcie.

Apartament w Olimpic Tower, w centrum Manhattanu o powierzchni 800 m kw., gigantyczny jacht The Creole, willa w Acapulco, farma w Connecticut, własny odrzutowiec i parę wysp w różnych miejscach świata, to tylko nieliczne z "atrakcji" jakich dostarczyło jej małżeństwo z Guccim. Była w swoim żywiole. Tylko na storczyki, które zdobiły ich mieszkanie w Rzymie, wydawała... 40 tys. dolarów miesięcznie.

Gdy Alessandra dostała w prezencie na urodziny sporą sumę pieniędzy, matka wydała całość na... poprawienie sobie nosa. Słynęła w dodatku z fatalnego, kiczowatego gustu - musiała ociekać złotem, wszystko co miała na sobie było zwykle błyszczące, krzykliwe i dopełnione nadmierną ilością biżuterii. Gdy mąż pozwolił jej zaprojektować dla Gucci kolekcję biżuterii, sprzedawcy ze wstydem upychali ją w szufladach, nie chcąc eksponować kiczu.

To także za jej sprawą Maurizio pozbył się z zarządu pozostałych członków rodziny - najpierw Polo, którego udziały odkupił, a wreszcie podstępem Alda. Gdy w końcu został prezesem Gucci, o czym marzyła żona, okazało się, że zupełnie nie radzi sobie na tym stanowisku.

Patrizia twierdzi, że Maurizio był jej jedyną, prawdziwą miłością, ale nie zaprzecza, że gdyby nie fakt, że miał 50 procent udziałów w imperium Guccich, nigdy by się nim nie zainteresowała.

Gdy po 13 latach małżeństwa oznajmił jej, że zakochał się w innej kobiecie i chce rozwodu, nie chciała o tym słyszeć. Ostatecznie, nie mając wyjścia, wynegocjowała gigantyczne alimenty - 1,5 mln dolarów rocznie (prawie 30 lat temu!). Przyzwyczajonej do wydawania gigantycznych sum Patrizii, było jednak wciąż mało.

Choć przez dekady zaprzeczała, że odpowiada za zabójstwo męża, w dokumencie "Czarna wdowa..." wyznaje po raz pierwszy:

Jej "doradczyni duchowa", wróżka Auriemma, doprowadziła ją w końcu do właściciela pizzerii, który zgodził się zabić Maurizia za 250 tys. funtów. Co było dalej, już wiemy.

Za wynajęcie zabójcy eksmęża Patrizia Reggiani została skazana na 29 lat. Nie przyznała się do winy, próbując obarczyć nią Auriemmę. Po stwierdzeniu u Patrizii "osobowości narcystycznej" wyrok zmniejszono do 26, by ostatecznie wypuścić ją na wolność po 18 latach za dobre sprawowanie. Co ciekawe, sąd proponował jej wcześniejsze skrócenie wyroku (po 13 latach odsiadki), w 2011 roku, ale warunkiem było podjęcie pracy. A o tym była pani Gucci nawet nie chciała słyszeć. "Nie przepracowałam ani jednego dnia w swoim życiu, i nie zamierzam teraz zaczynać" - odpowiedziała, wprowadzając w zdumienie swoich obrońców.

Wychodząc na wolność w 2016 roku, musiała jednak podjąć pracę. Znów trafiła na czołówki gazet, więc jedna z włoskich firm z biżuterią - Bozart zatrudniła ją jako doradcę. Ale przede wszystkim wreszcie dorwała się do swoich alimentów, których z powodu odsiadki, nie mogła wykorzystać. Bardzo czeka na film Ridleya Scotta, choć jest oburzona, że Lady Gaga nie spotkała się z nią, przed rozpoczęciem zdjęć.

Najciekawsze jest to, że Patrizia wciąż myśli i mówi o sobie, jako dziedziczce Guccich. I... marzy o tym, by zostać dyrektorem kreatywnym firmy. A w wywiadach, których znowu udziela, powtarza: "Oni nie wiedzą, jak bardzo mnie potrzebują".