Na świecie żyje kilkadziesiąt gatunków szczurów. W Europie występują dwa - śniady (Rattus rattus) i wędrowny (Rattus norvegicus). Pojawienie się któregokolwiek z nich w obrębie ludzkich domostw zawsze wywołuje emocje. Niemal zawsze negatywne, od strachu po obrzydzenie. Nic dziwnego, stanowią nie tylko zagrożenie sanitarne - przenoszą ponad 60 chorób, w tym leptospirozę i hantawirusy - lecz także psychologiczne. Badania wskazują, że częste spotkania z gryzoniami obniżają dobrostan mieszkańców miast. A wiele wskazuje na to, że takich kontaktów będzie z każdym rokiem przybywać.
W ciągu ostatniej dekady liczba szczurów w niektórych metropoliach wzrosła kilkukrotnie - w Waszyngtonie o 390 proc., w San Francisco o 300 proc., a w Toronto o 186 proc. Autorzy badania opublikowanego w "Science Advances" podkreślają, że podobne tendencje dotyczą także miast europejskich, choć skala różni się w zależności od lokalnych warunków. W Amsterdamie, gdzie problem jest szczególnie widoczny, w 2024 roku zgłoszono ok. 6800 przypadków pojawienia się szczurów w mieszkaniu, restauracji lub sklepie - o 600 więcej niż rok wcześniej.
W Polsce też problem narasta lawinowo. - Coś zaczęło szeleścić. Zadzwoniłam po tatę, przyszedł, założył metalową łapkę i po trzech godzinach "złapał się" pierwszy szczur - opowiadała reporterce Interii mieszkanka bloku przy ul. Górniczej w Łęcznej (woj. lubelskie). - Po dwóch godzinach znalazłam na nich dwa następne szczury. Były małe, wielkości damskiej dłoni.
Gryzonie łapała przez kilka dni. Każdy kolejny był większy. W sumie "upolowała" dziewięć. - To są rzeczy, które się zdarzają. Szczury żyją z nami od zarania dziejów - skomentował wiceprezes zarządu spółdzielni Marcin Gałązka.
Przed dwoma laty media społecznościowe obiegło nagranie stada szczurów na jednej z ulic we Wrocławiu. Zwierzęta urządziły sobie prawdziwą ucztę z resztek jedzenia. Gryzonie nagrała w trakcie dnia mieszkanka miasta. "Ale ciarki przechodzą... co tam jest przy tym przystanku!" - skomentowała.
Lokalna firma deratyzacyjna oceniła wówczas, że na jednego mieszkańca Wrocławia przypada 10 gryzoni. Można spokojnie zakładać, że po dwóch latach dane są mocno niedoszacowane. Świadczy o tym choćby liczba filmów, które od tego czasu mieszkańcy zamieścili w mediach społecznościowych.
Z przedstawicielem spółdzielni mieszkaniowej z Łęcznej można się zgodzić, że szczury żyją z nami od zarania dziejów, ale problem w tym, że nigdy wcześniej nie było ich tak dużo.
Media donoszą o spektakularnych zdarzeniach z udziałem szczurów. W Arnhem w Holandii gryzonie wyparły rodziny z mieszkań, a w North Yorkshire w Anglii złapano w sierpniu osobnika, którego długość ciała miała 56 cm, osiągając tym samym rozmiary kota. W Berlinie władze nakładają wysokie grzywny za wyrzucanie na ulicę kebabów, które są przysmakiem gryzoni. W Waszyngtonie zorganizowano po pandemii patrole wypatrujące grasujących w zaułkach za restauracjami, barami i klubami gryzoni, żerujących na resztkach wyrzucanych do śmieci (Dystrykt Kolumbii znajduje się na liście pięciu najbardziej zaszczurzonych miast Ameryki). W Paryżu liczba szczurów szacowana jest na ponad cztery miliony, co od dawna budzi niepokój mieszkańców.
Naukowcy twierdzą, że gwałtowny wzrost populacji będzie się utrzymywał, ponieważ zmiany klimatu ułatwiają zwierzętom rozmnażanie. Zdaniem naukowców rosnące temperatury wydłużają okres lęgowy gryzoni i zmniejszają ich śmiertelność zimą. To właśnie w miastach, które ocieplały się najszybciej, liczba szczurów gwałtownie wzrosła. - To najbardziej niepokojąca konkluzja badania - skomentował prof. Jonathan Richardson z Uniwersytetu w Richmond. Przypomniał, że ubiegły rok był najgorętszym w historii, ze średnią temperaturą o 1,6°C wyższą niż w okresie przedindustrialnym.
W Toronto, jednym z najbardziej dotkniętych miejsc, rozpętał się "huragan szczurów", a mieszkańcy największego miasta Kanady nie wiedzą, jak sobie z tym poradzić. - Kiedy spacerujesz ulicami Toronto, pod twoimi stopami, głęboko w systemie kanalizacyjnym, roi się od szczurów - powiedziała w rozmowie z "The Guardian" Alice Sinia, parazytolog w Orkin, największej firmie zajmującej się zwalczaniem szkodników w kraju. - Coraz częściej wypuszczamy je na otwarte przestrzenie - czy to w wyniku budowy, czy powodzi - i muszą gdzieś się podziać.
Liczba zgłoszeń o stadach gryzoni stale rośnie. - Ale prawda jest taka, że nie wiemy, jak duża jest populacja, ponieważ nikt nigdy formalnie tego nie zbadał - przyznała Sinia.
Dwie radne Toronto, Alejandra Bravo i Amber Morley, zaapelowały w ubiegłym roku o przyjęcie planu zarządzania, aby złagodzić kryzys. - To naprawdę krytyczny problem jakości życia, gdy ludzie nagle stają w obliczu szczurów wchodzących do ich domów, firm lub miejsc pracy - powiedziała Bravo w rozmowie z dziennikiem "Toronto Sun", dodając, że sytuacja przekształciła się w "rodzaj huraganu szczurów".
Alice Sinia zauważyła, że mroźne zimy działały w Toronto jak "matka natura zwalczająca szkodniki", zabijając ogromne rzesze populacji. Jednak ostatnimi laty temperatury znacząco wzrosły, a to sprawiło, że małe ssaki mogą rozmnażać się przez większą część roku i żerować dłużej.
Najnowsze badania opublikowane przez "Science Advances" koncentrowały się na miastach północnoamerykańskich. Wskazano w nich również Oakland, Buffalo, Chicago, Boston, Kansas City i Cincinnati. Z europejskich metropolii wymieniono Amsterdam, a w Azji na Tokio. Oczywiście nie określono ilościowo całkowitej populacji szczurów, a jedynie względny wzrost liczby zgłoszeń w czasie.
Zjawisko może się pogłębiać wraz z rosnącymi górami odpadów w dużych miastach. - To nie jest kłopot ze szczurami, ale z nami - z tym, jak przechowujemy żywność i odpady - ocenia Floris Hoefakker z holenderskiego Staatsbosbeheer (organizacja rządowa zajmująca się leśnictwem i zarządzaniem rezerwatami przyrody). Według niego ludzie sami "rozwijają czerwony dywan" dla gryzoni, pozostawiając otwarte kosze na śmieci czy nieszczelne instalacje kanalizacyjne.
Z problemem musiano się zmierzyć przed ubiegłorocznymi igrzyskami olimpijskimi w Paryżu. Postanowiono, by odwiedzający nie spotykali żadnego z osławionych futrzastych mieszkańców francuskiej stolicy. Wprawdzie paryskie szczury ze słynnego animowanego filmu "Ratatuj" były sympatyczne, ale ich pojawienie się w realnych warunkach byłoby raczej powodem do wstydu.
Wszystkie obiekty olimpijskie i miejsca obchodów zostały przebadane (pod kątem obecności szczurów). Oprócz zlecenia gruntownego czyszczenia w celu usunięcia resztek jedzenia, które mogłyby wywabić szczury z ich podziemnych kryjówek, specjaliści od gryzoni zatrudnieni przez burmistrza pracowali również nad zamknięciem wyjść z kanałów ściekowych wokół obiektów.
- Tam, gdzie było dużo szczurów, przed igrzyskami rozstawialiśmy pułapki - wyjaśniała zastępca burmistrza Anne-Claire Boux, odpowiedzialna za zdrowie publiczne. Stosowano zarówno mechaniczne pułapki, jak i środki chemiczne.
Zapewniła przy tym, że "nikt nie powinien dążyć do eksterminacji paryskich szczurów, są one przydatne w utrzymaniu czystości kanałów". - Chodzi o to, żeby w tych kanałach zostały.
Głównym problemem, na który Boux zwróciła uwagę, to przede wszystkim pozostawianie jedzenia na ziemi i przepełnione śmietniki, z których wiele w Paryżu jest wymienianych na nowe, odporne na szczury. - Najważniejsze, żeby pojemniki były szczelnie zamknięte.
Po drugiej stronie kanału La Manche, zwanego przez wyspiarzy Angielskim, problem ze szczurami wywołuje to samo, co w kontynentalnej części Europy - śmieci. Trwający miesiąc strajk pracowników zakładu oczyszczania miasta w Birmingham, doprowadził w kwietniu do zablokowania ulic przez góry odpadów. Wagę zalegających worków z nieczystościami w drugim największym brytyjskim mieście oszacowano na 17 tysięcy ton. Uciążliwy stał się nie tylko zapach, uniemożliwiający otwarcie okien, ale i gryzonie, który pojawiły się natychmiast.
- Pięciogwiazdkowa restauracja dla gryzoni większych od kotów, których długość przekracza pół metra - tak specjalista do walki ze szczurami William Timms określił hałdy śmieci określił w rozmowie z BBC. Ostrzegał też, że nawet po usunięciu odpadów problem może pozostać, ponieważ nieproszeni goście mogą zalęgnąć się w domach i samochodach mieszkańców.
We wspomnianym wcześniej Tokio problem szczurów przybrał takie rozmiary, że przedsiębiorcy ponoszą poważne straty finansowe. W marcu tego roku znana japońska sieć restauracji Sukiya, w których serwowane są dania z wołowiną, musiała zamknąć blisko 2000 lokali po tym, jak w zupie miso znaleziono szczura.
Sukiya wydała oświadczenie: "Zdecydowaliśmy o tymczasowym zamknięciu wszystkich restauracji, z wyjątkiem niektórych w centrach handlowych, od 31 marca do 4 kwietnia, aby podjąć środki przeciwko szkodnikom i robakom".
Taki ruch był niespotykany w Japonii, gdzie wycofania żywności z rynku są rzadkie, a kraj słynie z wysokich standardów sanitarnych. Nic więc dziwnego, że zatrucia pokarmowe i rzadki przypadki wycofania produktów ze sprzedaży trafiają na pierwsze strony gazet. Tak było przed rokiem, kiedy ze sklepów usunięto ponad 100 000 paczek chleba krojonego po tym, jak w dwóch znaleziono fragmenty szczura.
Mimo złej reputacji badacze przypominają, że szczury to zwierzęta inteligentne i społeczne. - Są to bardzo empatyczne istoty, które - tak jak my - po prostu szukają pożywienia - zauważa biolożka Maite van Gerwen, krytykując demonizowanie gatunku.
I faktycznie bywa, że szczury... ratują życie. Przynajmniej te oswojone i wytresowane, jak Ronin, wielkoszczur gambijski (Cricetomys gambianus), który pomaga w Kambodży wykrywać miny lądowe. Są pozostałością po wojnie domowej trwającej ponad 30 lat, a zakończonej w 1998 roku. Kraj stał się jednym z najbardziej zaminowanych na świecie. Zgony spowodowane pozostałościami z z czasów konfliktu są nadal powszechne - od 1979 roku zginęło około 20 000 osób, a liczba rannych jest dwukrotnie większa.
Pięcioletni wielkoszczur od czasu rozpoczęcia swojej służby w prowincji Preah Vihear w sierpniu 2021 roku odnalazł 109 min lądowych i 15 innych potencjalnie śmiercionośnych pozostałości wojennych - poinformowała przed paroma miesiącami belgijska organizacja charytatywna APOPO, szkoląca szczury i psy do pomocy w usuwaniu min.
Ronin stał się najskuteczniejszym szczurem wykrywającego miny w historii organizacji. Pobił poprzedni rekord, należący do bohaterskiego gryzonia Magawy, który znalazł 71 min lądowych i 38 niewybuchów w ciągu swojej pięcioletniej służby przed przejściem na emeryturę w 2021 roku. Magawa oczyścił teren ok. 225 tys. metrów kwadratowych - co odpowiada 42 boiskom piłkarskim.
"Wyjątkowe osiągnięcia Ronina zapewniły mu wpis w Księdze Rekordów Guinnessa w kategorii największej liczby min lądowych wykrytych przez szczury, co podkreśla kluczową rolę tych gryzoni w rozminowywaniu" - przekazała organizacja w oświadczeniu.
Naukowcy wskazują, że walka z plagą szczurów powinna opierać się nie na masowym tępieniu, ale na ograniczeniu atrakcyjności miast dla gryzoni - np. poprzez lepsze zabezpieczanie odpadów i edukację mieszkańców. - Każde miasto wypowiada wojnę szczurom, ale żeby ją wygrać, trzeba wiedzieć, jakiego przeciwnika mamy przed sobą - podsumował prof. Jonathan Richardson.
Warto dodać, że badania wskazują, iż globalny koszt "wojny ze szczurami" szacuje się na 500 milionów dolarów rocznie.