Życie Marii Skłodowskiej-Curie było opisywane już wielokrotnie, m.in. w książkach "Maria Curie" autorstwa jej młodszej córki, "Alchemia. Powieść biograficzna o Marii Skłodowskiej-Curie" Katarzyny Zyskowskiej czy "Geniusz i obsesja. Wewnętrzny świat Marii Curie" Barbary Goldsmith. Teraz na rynku pojawił się komiks zilustrowany przez Kristynę Krausovą (Wydawnictwo W.A.B.), który - jak pisze sam wydawca - "przypadnie do gustu nie tylko miłośnikom historii i nauki, ale też każdemu, kto pragnie odnaleźć natchnienie w opowieści o niezwykłej wytrwałości".
To pozycja zarówno dla dorosłych, którzy szukają ciekawszej alternatywy dla pozycji pisanych, jak i dla dzieci, które chcą poznać losy jednej z najważniejszych kobiet historii, przedstawione w przystępnej formie.
Narratorką komiksu jest sama Maria Skłodowska-Curie. Razem z nią czytelnik zagłębia się w świat zarówno nauki, jak i prywatnych przeżyć bohaterki. Dodatkowym atutem są cytaty z listów, które badaczka wymieniała m.in. z przyszłym mężem Pierre’em Curie. Choć niektóre momenty jej życia są przedstawione dość pobieżnie, jednocześnie dokładnie poznać można tajniki badań nad radem i polonem, które zrozumieją również ci dotąd niezainteresowani chemią.
Całość przedstawiona jest wprawną kreską ręki Kristyny Krausovej. Co ciekawe, okładka książki została stworzona tak, by świecić w ciemności, co jest nie lada gratką dla kolekcjonerów oryginalnych rozwiązań wydawniczych. A życie badaczki to gotowy scenariusz na wciągającą opowieść...
Ulica Freta 16 w Warszawie. W tym miejscu 7 listopada 1867 roku na świat przyszła Maria, piąte dziecko rodziny Skłodowskich. Rodzice byli nauczycielami - ojciec Władysław uczył matematyki i fizyki, natomiast matka Bronisława prowadziła pensję dla dziewcząt z dobrych domów. Wychowywała się z trzema siostrami i bratem - Zofią, Bronisławą, Heleną i Józefem. Pierwsza z nich, w wieku 15 lat, a gdy Maria była zaledwie 9-latką, zmarła na tyfus. Dwa lata później Maria straciła matkę, która przegrała walkę z gruźlicą. Te wydarzenia wpędziły dziewczynkę w depresję i sprawiły, że do końca życia określała siebie ateistką. Jak pisała później Iwona Kienzler, "odtąd w jej życiu miejsce wiary i Boga zastąpiła nauka".
Maria od początku miała niezwykłą łatwość uczenia się. Choć uwielbiała zdobywać wiedzę, wychowana w duchu patriotyzmu nastolatka mocno przeżywała to, że w zrusyfikowanych szkołach musiała mówić po rosyjsku i chwalić poczynania cara. Po powrocie z rocznych wakacji na wsi, podczas których Maria miała podreperować swoje zdrowie, głodna wiedzy chciała kontynuować naukę. Wciąż jednak Uniwersytet Warszawski otwierał drzwi wyłącznie dla mężczyzn. Za namową Bronisławy Piaseckiej, która kierowała się ideą pozytywizmu, wraz z siostrami wstąpiła na tzw. Uniwersytet Latający. "Z początku były to nieformalne, niewielkie zebrania w prywatnych mieszkaniach członków. Z racji tego, że spotkania trzeba było często przenosić z miejsca na miejsce, by uniknąć czujnego oka władz, nazywano te specyficzną uczelnię ‘latającą’" - można przeczytać w przywołanym wcześniej komiksie. Dodatkowo Maria miała doskonałą pamięć - podczas wykładów nigdy nie robiła notatek, dopiero po powrocie do domu odtwarzała je, spisując zapamiętane informacje.
Marzeniem Marii były studia w Paryżu. Z siostrą Bronią wpadły na plan, który umożliwiłby im dalszą naukę - Maria miała zostać w kraju i pracować na utrzymanie starszej siostry we Francji, a gdy ta skończy naukę, będzie utrzymywała studiującą Marię. Przyszła badaczka zatrudniła się jako guwernantka, najpierw w Krakowie, a następnie w Szczukach u rodziny Żorawskich. Prowadziła tam też nieformalną szkółkę, w której douczała wiejskie dzieci. W tamtych czasach takie zajęcie groziło więzieniem lub nawet deportacją na teren Syberii. Oprócz pracy znalazła tam jeszcze coś - swoją wielką miłość. Kazimierz Żorawski był wtedy studentem matematyki. Odwzajemnił uczucie Marii i szybko się oświadczył. Jego rodzice jednak byli przeciwni związkowi syna z biedną guwernantką i zaręczyny zostały zerwane. Po czterech latach upokorzenia Skłodowska wróciła do Warszawy, a następnie - w 1891 roku - wyjechała do wymarzonego Paryża, siostry Broni i jej męża Kazimierza Dłuskiego.
"To ironia losu, że dawniej przekładałam francuskie dzieła, a kiedy zaczęłam studia we Francji, natknęłam się na barierę językową" - mówi bohaterka komiksu Kristyny Krausovej na początku przygody na Sorbonie. Dzięki ciężkiej pracy zdobyła licencjat z fizyki oraz matematyki, a poparcie uczonego Gabriela Lippmanna zapewniło jej stypendium i rozpoczęcie badań nad magnetycznymi właściwościami stali. Choć Maria cały czas poświęcała nauce, nie oparła się urokowi skromnego naukowca Pierre’a Curie. Mimo początkowego niezdecydowania przyjęła jego oświadczyny. "Zrobiłam wszystko po swojemu. Nie zamierzałam trwonić pieniędzy na coś, co włożę tylko raz w życiu. A tak miałam sukienkę, która równie dobrze nadawała się do laboratorium" - opowiada Maria we wspomnianej wcześniej książce. W podróż poślubną też pojechali "po swojemu" - na rowerach.
Kobieta znalazła nie tylko miłość, ale i towarzysza badań. Czas dzieliła między pracę w laboratorium, a opiekę nad córką - urodzoną w 1897 roku Irene. Dzięki pomocy teścia, który często zajmował się wnuczką, Maria mogła skupić się na badaniach do pracy doktorskiej o promieniowaniu uranu. Niedługo później świat nauki zrewolucjonizowała wiadomość o istnieniu polonu, nazwanego tak na część ojczyzny badaczki. Początkowo jednak naukowcy byli sceptycznie nastawieni do nowych informacji - Curie wciąż nie obroniła doktoratu i... była kobietą, przez co inni badacze uznawali ją za mniej wiarygodną. Maria jednak nie poddała się i wraz z mężem kilka miesięcy później odkryła kolejny pierwiastek - rad. Zachęcone sukcesem małżeństwo dalej pracowało nad wyizolowaniem odkrytych pierwiastków. Jedyną, ale jakże dużą przeszkodą, był brak pieniędzy i miejsca do prowadzenia badań. Ostatecznie Pierre’owi udało się zdobyć dostęp do opuszczonego prosektorium, a z władzami austriackimi wynegocjował przekazanie tony smółki uranowej, której potrzebowali do eksperymentów. Mimo trudnych warunków Skłodowska opisała później ten czas jako "najlepsze i najszczęśliwsze lata".
W 1903 roku kobieta obroniła tytuł doktorski, a po kilku miesiącach do Francji dotarł list mówiący o przyznaniu Nagrody Nobla z fizyki za odkrycie promieniotwórczości. Co ciekawe, początkowo doceniono jedynie Pierre’a Curie i Henriego Becquerela. Dopiero po interwencji szwedzkiego matematyka Magnusa Gösty Mittaga-Lefflera dopisano Marię do nagrody. Było to wydarzenie historyczne - oto po raz pierwszy Nagroda Nobla trafiła w ręce kobiety.
Nagrodę odebrał sam Becquerel. W tym czasie małżeństwo regenerowało się po chorobach, wywołanych - jak się później okazało - przez promieniowanie, o którego szkodliwości jeszcze wtedy nie wiedzieli. Dwa lata później przywitali na świecie drugą córkę - Eve. Pierre otrzymał katedrę fizyki na Sorbonie oraz nowe miejsce do prowadzenia badań. Odkrycie miało jednak również swoje ciemne strony. Nieświadomy zagrożenia świat oszalał na punkcie radu - jego śladowe ilości były dodawane do kremów czy herbat, a wszyscy przekonani byli o jego leczniczych właściwościach.
Gdy wydawało się, że wszystko zaczęło się układać, na Marię spadł kolejny bolesny cios - Pierre Curie zmarł po potrąceniu przez wóz konny. Nie mogła pozbierać się po utracie kolejnej ważnej dla niej osoby. Z czasem jednak kontynuowała jego badania, zajęła również miejsce zmarłego męża na uczelni. Po raz kolejny została "pierwszą kobietą" - tym razem pierwszą kobietą, która wykładała na Sorbonie. Cztery lata po śmierci Pierre’a zmarł jego ojciec. Ciężko doświadczona badaczka nie poddała się i dzieliła życie między pracę, a opiekę nad swoimi córkami. Przykładała również dużą wagę do ich edukacji - zatrudniła polską guwernantkę, by dziewczynki poznały ojczysty język matki, a wraz z innymi profesorami z Sorbony wymyśliła eksperymentalny sposób nauczania dla grupki ich dzieci.
W międzyczasie wdała się w romans z francuskim fizykiem Paulem Langevinem. Ich listy miłosne zostały przekazane dziennikarzom przez zdradzoną żonę mężczyzny. Największa krytyka spadła na Marię - pokazywano ją jako osobę odpowiedzialną za rozpad rodziny Langevinów, dodatkowo była starsza od mężczyzny i pochodziła z Polski, przez co Francuzi podejrzewali, że jest Żydówką. To wszystko nie przynosiło jej dobrej sławy w ksenofobicznej Francji. Kobieta nie zaprzestała badań, nadal ciężko pracując na kolejnymi odkryciami. Nawiązała też przyjaźń z Albertem Einsteinem, z którym regularnie wymieniała listy do 1932 roku. W 1911 roku w końcu została uhonorowana Nagrodą Nobla z chemii za odkrycie radu i polonu. Została pierwszą osobą, która otrzymała tę nagrodę dwukrotnie, oraz pierwszą kobietą, która odebrała statuetkę w obszarze badań chemicznych.
Zdobycie kolejnej nagrody otworzyło Skłodowskiej-Curie wiele drzwi. Warszawskie Towarzystwo Naukowe zaprosiło ją do tworzenia nowej pracowni radiologicznej i choć badaczka przyjęła propozycję, na reprezentację w Polsce wybrała swoich uczniów - Jana Kazimierza Danysza oraz Ludwika Wertensteina. Marii udało się też przekonać francuskie władze, by przyznały pieniądze na budowę prywatnego Instytutu Radowego. W tej placówce uczyło się czworo przyszłych laureatów Nagrody Nobla, w tym Irene Curie i jej mąż Frederic Joliot-Curie.
Po wybuchu I Wojny Światowej Maria odesłała córki do przyjaciół, a sama pozostała w Paryżu, by bronić instytutu i przetrzymywanego tam radu, który został uznany przez rząd za dobro narodowe. Po rozmowach z władzami przewiozła rad do Bordeaux i powróciła do Paryża. Włączyła się również czynnie w pomoc armii. Wymyśliła tzw. małe Curie, czyli samochody z aparaturą rentgenowską. Dzięki pomocy innych lekarzy i Irene, która powróciła, by pomagać matce, wyszkoliła wielu elektroradiologów i umożliwiła wykonywanie zdjęć RTG w warunkach polowych, tym samym ratując wielu rannych żołnierzy.
Pod koniec drugiej dekady XX wieku stan zdrowia Curie zaczął się drastycznie pogarszać. Traciła słuch i wzrok, później zaczęła skarżyć się na gorączkę i dreszcze. Lekarze najpierw rozpoznali grypę, następnie gruźlicę. Kobieta wraz z córką Eve wyjechała do sanatorium w Passy. Tam badaczka usłyszała ostateczną diagnozę - niedokrwistość aplastyczną (choroba, która polega na niewydolności szpiku kostnego) oraz chorobę popromienną. Zmarła 4 lipca 1934 roku.
Ciało Marii Skłodowskiej-Curie emitowało tak silne promieniowanie, że złożono je w trumnie obitej wewnątrz ołowiem. Jak się okazało po badaniach, 90 lat później szczątki nadal były radioaktywne. Również przedmioty należące do kobiety są przechowywane w specjalnych ołowianych pudełkach, ponieważ izotop radu, którym są skażone, ma okres połowicznego rozpadu wynoszący około 1600 lat. By obejrzeć zebrane przedmioty, należy założyć kombinezon ochronny oraz podpisać zgodę, potwierdzającą, że robi się to na własną odpowiedzialność.