Zacznijmy od tego, że ostatnio mamy problem z twarzami. Po pierwsze od roku widzimy tylko ich górną część, przynajmniej w miejscach publicznych, a po drugie - spotkania online sprowadziły nasze facjaty do mikroportretów, które niekoniecznie chętnie się ożywiają.
A tymczasem to twarz pozwala nam sprawnie funkcjonować w społeczeństwie, w grupie w ogóle. I nie mówimy o twarzy, którą można stracić, czy też naszych innych twarzach, wśród których jest może jeszcze ta pokerzysty, ale podstawowym narzędziu, z którego czerpiemy najwięcej informacji w codziennym kontakcie z drugim człowiekiem. Czy też z człowiekiem na ekranie. O ile włączy kamerę podczas spotkania.
Słownik PWN klarownie definiuje twarz: to przednia strona głowy ludzkiej. Naukowcy, choć pewnie nie podważą definicji słownikowej, widzą jednak twarz nieco inaczej.
- Od zarania dziejów, od początku naszej ewolucji twarz jest jednym z ważniejszych nośników informacji, głównym narzędziem komunikacji. Ludzie są istotami wysoce społecznymi. W czasach prewerbalnych to twarz i inne sygnały z ciała informowały nas o potencjalnym zagrożeniu. Same ekspresje mimiczne, np. grymas wstrętu, mogły być ważną informacją o tym, czy pożywienie nadaje się do spożycia, czy nie. Zgodnie z Darwinem właśnie te sygnały płynące z twarzy, pierwotnie będące reakcjami odruchowymi, stały się rozpoznawalne jako określone komunikaty, które były i są rozpoznawane uniwersalnie przez wszystkie kultury. W naszym gatunku - poprzez wydawanie różnego rodzaju odgłosów - można było sygnalizować bardzo ważne rzeczy - np. to, czy istnieje jakieś zagrożenie, czy go nie ma - podkreśla dr Dorota Karwowska z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego.
Ale twarze nie pełniłyby funkcji, jaką faktycznie pełnią, gdybyśmy nie zostali wyposażeni w odpowiedni system. Otóż mamy w obrębie kory mózgowej zakręt wrzecionowaty płatu skroniowego (tzw. FFA, ang. fusiform face area), dzięki któremu potrafimy je rozpoznawać. A to pozwala nam być w pełni społecznymi istotami.
Przede wszystkim rozpoznawanie twarzy - czy to pozytywnych, naszych krewnych, czy też potencjalnych wrogów - stanowiło, jak podkreśla dr Karwowska, kluczowe osiągniecie. Dzięki tej umiejętności, a także zdolności odczytywania ekspresji wiemy, z kim możemy się trzymać blisko, a z kim troszeczkę dalej - tłumaczy i dodaje:
- Ta nasza umiejętność błyskawicznego dostrzegania twarzy ma też swoje konsekwencje. Przykładowo, mamy tendencję do widzenia twarzy w innych obiektach - zupełnie nie społecznych np. samochodach czy innych obiektach nieożywionych - tłumaczy ekspertka.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby po drodze nie zdarzały się usterki. System rozpoznawania płata jednak figle. Wspomnę jedynie o dwóch, ale zainteresowani tematem znajdą ich w literaturze przedmiotu o wiele więcej.
Po pierwsze, jak podkreśla prof. Robert M. Sapolsky, biolog i neurolog z Uniwersytetu Stanforda, "możemy sobie mówić, że oceniamy innych ludzi po charakterze, a nie po kolorze skóry, ale nasze mózgi z całą pewnością zauważają ten kolor, i to bardzo szybko". Jakkolwiek źle to zabrzmi, jesteśmy wyczuleni na rasę. I wystarczy, że czyjaś twarz mignie nam przez jedną dziesiątą sekundy, a nasz mózg odczyta i zapamięta kolor skóry. A to nie koniec. Jest gorzej, niż myślimy. Badania wykazały, że neutralny wyraz twarzy u osób tej samej rasy, którą reprezentujemy, jest po prostu neutralny, ale już u osób innej rasy odczytujemy jako bardziej gniewny.
Drugim figlem, jaki może nam spłatać mózg, jest coś zgoła przeciwnego - niezdolność do rozpoznawania twarzy osób znajomych lub po prostu osób widzianych, czyli prozopagnozja.
Do takiego zaburzenia przyznał się w wywiadzie dla "Esquire" Brad Pitt. Wyobraźmy sobie więc znanego aktora, który musi być wśród ludzi, bo to jego praca, spotyka te same osoby wielokrotnie, ale ich twarze są zupełnie nijakie, nierozpoznawalne. Wyjątkowo uciążliwe schorzenie, które sprawiło, że - aby nie wychodzić nieustannie na zarozumiałego ignoranta - Pitt częściej wybierał bycie w domu niż wśród osób o nijakich obliczach.
Według "Guardiana" jeden na 50 Brytyjczyków cierpi na prozopagnozję. W artykule Charlotte Philby czytam o 52-letniej Mary, która od dzieciństwa nie rozpoznaje twarzy. Prowadzi kawiarnię. Gdy klienci zmienią z jakiegoś powodu stolik, przy którym wcześniej siedzieli, ma poważny problem.
Wspomniana już wcześniej potrzeba rozpoznawania twarzy i związane z nią aspekty komunikacyjne u najmłodszych zostały zilustrowane w jednym z ciekawszych, ale i bardzo bolesnych dla uczestników, eksperymentów "kamienna twarz".
Wyobraźmy sobie, że z twarzy osoby, którą kochamy, znikają wszelkie emocje. Zostajemy odłączeni od świata, który - w normalnych warunkach - współdzielimy. Chodzi o świat wewnętrzny i tzw. stykanie się umysłów. Opowiadamy żart, przywołujemy wspomnienia, zaczepiamy, ale zderzamy się z pustką.
Już na tym etapie wydaje się to straszne i frustrujące. Eksperyment z kamienną twarzą jest jeszcze bardziej okrutny, bo biorą w nim udział mama i niemowlę. Na początku eksperymentu mama komunikuje się z dzieckiem normalnie - reaguje, uśmiecha się, podąża wzrokiem za palcem malucha. Na sygnał ustalony z prowadzącym badanie odwraca się na chwilę i od tej pory jej twarz jest jak zastygła maska. U dziecka pojawia się najpierw niedowierzanie, później próba zwrócenia na siebie uwagi, wreszcie niepokój, oburzenie i na końcu rozpacz.
Czasem jednak, niekoniecznie za pośrednictwem eksperymentu, z naszej twarzy zostają wyłączone emocje. Nie działoby się tak, gdyby nie ingerencja w wygląd, której skutkiem ubocznym, nie do końca oczywistym, mogą być zaburzenia komunikacyjne.
- W sytuacji, gdy osoby stosują botoks, który hamuje ekspresję emocji na twarzy, istnieje bardzo duży dyskomfort w komunikacji. Taka osoba, nie wyrażając emocji, do naszych nieświadomych, bardzo pierwotnych struktur, wysyła informację, że coś jest nie tak, że istnieje jakiś problem, który nie jest definiowalny na poziomie jawnym. Pojawia się więc taki "error" w komunikacji - tłumaczy ekspertka z Uniwersytetu Warszawskiego.
Jedną z przyczyn odczuwania dyskomfortu w takiej sytuacji - jak podkreśla - może być fakt, że, aby zrozumieć lepiej sytuację emocjonalną danej osoby, automatycznie i nieświadomie mamy skłonność do naśladowania jej ekspresji emocjonalnej.
- Jak pokazały badania Zajonca, pary przebywające w długotrwałych związkach upodabniają się do siebie (stają się fizycznie do siebie podobne). Wynika to właśnie z faktu, że partnerzy w tych parach nieświadomie naśladują swoje reakcje mimiczne - wyjaśnia psycholog.
- Wydaje się, że nasz gatunek bardzo dużo czasu spędził, komunikując się pozawerbalnie. Jest to bardzo głęboko w nas utkwione. Informacje, które dostajemy z mowy niewerbalnej, są zdecydowanie silniejsze, niż komunikaty werbalne, którymi nasz gatunek dysponuje od stosunkowo niedługiego czasu, jeśli spojrzymy na historię naszej ewolucji - dodaje.
Jeśli więc ulepszone botoksem twarze są w zasadzie jak błąd 404 na stronie, to czy da się "kłamać" twarzą skutecznie i z premedytacją? Czy możemy tak wytrenować "przednią stronę ludzkiej głowy", by nie sprzedawała tego, co w nas siedzi?
- To jest możliwe, ale niezwykle trudne. To, co dzieje się na naszej twarzy, wszelkie niewerbalne komunikaty, odbywa się w dużej mierze poza naszą świadomością. Niektóre obszary twarzy nie są świadomie kontrolowane - tłumaczy psycholog.
Wydaje się, że można w jakimś stopniu kontrolować twarz, ale - jak podkreśla dr Karwowska - człowiek musiałby poświęcić na to bardzo dużo czasu i angażowałoby to za dużo uwagi, więc prędzej czy później takiej osobie "przeciekłoby" coś z tej ekspresji emocjonalnej.
- Paul Ekman (specjalista od ekspresji mimicznych) wskazuje, że wiele elementów składających się na ekspresję konkretnej emocji odbywa się poza naszą świadomością. Osoba, która chciałaby kontrolować świadomie swoją twarz, musiałaby przede wszystkim mieć świadomość tych elementów i zaangażować całą swoją uwagę w ich kontrolowanie. W praktyce jest to raczej niemożliwe, gdyż wystarczy jeden bodziec, jedno słowo i może dojść do "przecieku emocjonalnego", który zdradzi prawdziwe emocje - dodaje.
Jeżeli umiejętność odczytywania emocji czy intencji z twarzy jest kluczowa dla budowania relacji społecznych, to w jaki sposób brak możliwości obserwowania czyjejś twarzy podczas rozmowy wpłynie na jakość tych relacji?
To pytanie wydaje się ważne w kontekście pandemii i spotkań przeniesionych do wirtualnego świata. Czy nie jest tak, że zostaliśmy pozbawieni dość istotnego puzzla komunikacyjnego?
- To fantastyczny temat! Zrobiliśmy już kilka badań w tym zakresie ze studentami. Jest wiele aspektów, jak pandemia wpłynęła na naszą komunikację. Pierwsza rzecz, jaka nas uderzyła, to fakt, że ludzie mają problem ze zrozumieniem treści przekazywanych w sposób werbalny. Na przykład w sklepie istnieje obecnie problem z komunikowaniem się, bo ludzie się po prostu nie słyszą. Oczywiście wynika to z właściwości fizycznych - maseczek, które blokują dźwięk - ale także z faktu, że w normalnych warunkach korzystamy z informacji płynących z twarzy, tj. czytamy z ust. Kolejną kwestią jest fakt, że ludzie przestali rozpoznawać się na ulicy, ponieważ do rozpoznania osoby potrzebna jest cała twarz, żeby szybko i w miarę sprawnie ustalić tożsamość osoby - dodaje dr Karwowska.
To okrojenie obrazu, przeskalowanie, a czasem w ogóle zmiana perspektywy zaburza naszą komunikację.
- Brak kontaktu fizycznego oczywiście generuje powstanie dystansu. Ale dystans głównie generuje brak włączenia kamery. Studenci, którzy są obecni (nie są martwymi duszami), zbliżają się do nas, odsłaniając swoje hobby, zwierzęta, wnętrza. To nas zbliża. Czasem bardziej niż przed pandemią - wyjaśnia psycholog.
Rzadziej jednak jesteśmy skłonni okazywać emocje. Dlaczego, skoro siedzimy często w bezpiecznej przestrzeni, czterech ścianach własnego domu?
- Bo emocje mają charakter społeczny. Służą komunikacji społecznej. Kiedy oglądamy film i jesteśmy z kimś, to wyrażamy mocniej te emocje. Jeżeli jesteśmy sami, to rzadziej wybuchamy śmiechem czy ronimy łzę, niż gdy pozostajemy w interakcji z innymi ludźmi - mówi ekspertka UW.
Z badań zespołu dr Karwowskiej wynika, że obecność osoby w pomieszczeniu w trakcie gry, gdzie odnosi się porażki lub sukcesy, zwiększa ekspresywność emocjonalną w porównaniu z warunkami, gdy osoba gra w tę samą grę sama.
- Patrzymy na siebie w kamerkach i patrzymy w ekran, który nie daje interakcji społecznej. Nie ma kogoś blisko nas, żebyśmy mogli pokazać emocje, które naprawdę w nas siedzą. To tak, jakbyśmy oglądali w samotności film - wyjaśnia.
W rozmowach online, mediach społecznościowych często posługujemy się obrazkami, oddającymi nasze emocje, żeby rozmówca mógł nas lepiej zrozumieć. Tam, gdzie nie można spojrzeć komuś w oczy, uśmiechnąć się, mrugnąć okiem, z pomocą przychodzą emoji. Ale czy to nas nie ogranicza do wyrażania tylko tych emocji, które udało się graficznie przedstawić?
- Emotikony w moim odbiorze wyrażają emocje, których nie jesteśmy w stanie zaakcentować językiem. W praktyce są dobrym sposobem komunikowania się - ludzie zaczynają czytać emotikony, które mają już bardzo złożony język. Kiedyś odzwierciedlały tylko podstawowe emocje, a teraz komunikujemy się, wysyłając sobie na przykład lecącą kometę. I ona ma oznaczać "coś" - wyjaśnia dr Karwowska.
- Myślę, że w różnych grupach funkcjonują specyficzne języki, do których te emotikony są używane w ekspresji pewnego rodzaju pojęć emocjonalnych. Emotikony są świetnym sposobem, żeby uzupełnić język, pokolorować emocjonalność ekspresji, które nie zawsze są werbalne i w których nie zawsze jesteśmy w stanie pokazać nasz stan emocjonalny - dodaje.
Wróćmy jednak do twarzy w realu. Czy mamy w nich zaszyfrowane jakieś konkretne informacje?
Z jednej strony mamy fizyczne zmiany - jak na przykład wypłaszczone filtrum (rynienka między nosem a ustami) u osób z alkoholowym zespołem płodowym (czyli FAS), które ujawnia, że matka w czasie ciąży piła alkohol. Z drugiej strony wiemy, że twarz kobiety zmienia się w trakcie cyklu i wydaje się bardziej atrakcyjna w trakcie owulacji. Z trzeciej pojawiają się takie ciekawostki, jak twierdzenie, że z twarzy można wyczytać poglądy polityczne. Ile w tym prawdy?
- Nie wiem, czy poglądy polityczne można wyczytać z twarzy. To jest duże uogólnienie, czy nawet stereotypowe myślenie, że można jakieś poglądy w ogóle wyczytać z twarzy. Ale dużo informacji faktycznie się na niej znajduje. Jakby powiedzieli ewolucjoniści, twarz informuje nas o zdrowiu i potencjale genetycznym osoby. Od zawsze w kanonie piękna mieszczą się twarze symetryczne. Osoby o symetrycznych rysach (czy ciele) odbierane są jako osoby zdrowe. Mniejsze lub większe zmiany w symetrii mogą potencjalnie świadczyć o trudnościach rozwojowych w różnych etapach życia - podkreśla ekspertka UW.
- Wiedza na temat twarzy i jej ekspresji może mieć również ważne zastosowanie w diagnostyce psychicznej. Paul Ekman ma tu znowu dużo do powiedzenia. Twierdzi, że różnego rodzaju emocje, które znajdują się na twarzy, mogą nas lepiej informować, np. o tym, czy ktoś ma objawy, czy też początki depresji - dodaje.
Podobno taki "odczyt" twarzy pozwala nawet lepiej zdiagnozować zaburzenia niż tradycyjne kwestionariusze czy wywiad.
Twarz staje się więc tablicą, która mówi nie tylko o naszej kondycji emocjonalnej, duchowej, ale i fizycznej. Być może nigdy nie docenilibyśmy jej w takim stopniu, gdybyśmy jej w połowie nie stracili na rok. Bunt przeciwko używaniu maseczek - w tym konkretnym kontekście - powinien bardzo cieszyć. To świadczy tylko o tym, jak ważny jest dla nas drugi człowiek.
Są powody do świętowania.