Reklama

Jedni uważają ich za zło konieczne, inni za szansę na lepszą jakość w polityce. O nikim z nich nie można powiedzieć, że ciągnie się za nim brzemię PRL. Nie byli internowani, nie byli oprawcami, nie przespali wprowadzenia stanu wojennego ani nie handlowali walutą. Pokolenie Y, następna generacja, millenialsi, pokolenie cyfrowe, pokolenie gimbazy - ci ludzie od dawna są już na rynku pracy. Są też w polityce, choć często na pierwszy rzut oka nie widać różnicy między nimi a starszymi kolegami.

Te różnice jednak są. Nie chodzi wyłącznie o kwestie światopoglądowe, ale podejście do wykonywanych obowiązków. Starsi politycy wyznają zasadę: "posłem się jest, ministrem się bywa". Młodsi: "spróbujmy sił w polityce, a co potem, zobaczymy".

Świat, który przestaje istnieć

Reklama

4 czerwca 1989 roku jest datą-symbolem, która dzieli polski polityczny stół, niekoniecznie okrągły, do dziś. Lata budowania polityki na zasadzie przeciwieństwa "my-oni", wykopały rów, którego wciąż aktywni politycy starszej generacji nie potrafią, nie umieją lub nie chcą zasypać.

Ten podziurawiony polityczny świat mogą pocerować politycy młodszej generacji, którzy z naturalnych przyczyn nie są w stanie pamiętać niczego z okresu PRL. W Sejmie jest dziś 18 posłów, którzy urodzili się po symbolicznej dacie 4 czerwca 1989 roku. Co to za data? Po rozmowach w Magdalence władze PRL usiadły do Okrągłego Stołu z działaczami opozycji antykomunistycznej. W ich wyniku zarządzono częściowo wolne wybory, w których 4 czerwca 1989 roku skompromitowali się politycy PZPR. Mieczysław Rakowski powiedział wówczas, że wyniki były "potężnym ciosem", który "wywracał do góry nogami cały planowany układ sił w Sejmie".

Ten sam Rakowski 12 lipca 1989 roku objął funkcję I sekretarza KC PZPR po gen. Wojciechu Jaruzelskim. Jak się później okazało, Rakowski "pierwszym" był krótko, a "ostatnim" został na zawsze. 

Doświadczenia pokoleniowe łączą dwie strony barykady

Kilkanaście dni później, 29 lipca 1989 roku, urodził się nasz pierwszy rozmówca - Sebastian Kaleta z Solidarnej Polski, który przyznaje wprost, że "czasy do 1989 roku to dla niego czysta historia".

- Pierwsze wspomnienia z dzieciństwa dotyczyły trudnych czasów transformacji. Wychowywaliśmy się w czasie gigantycznego bezrobocia i biedy w Polsce. Ale była to wolna Polska i mogliśmy wychowywać się bez komunistycznego ciężaru. Pewnych kontekstów kulturowych moje pokolenie już nie zna - nie ukrywa Kaleta, który w gronie naszych rozmówców jest "starszakiem", bo pozostali urodzili się już po 1990 roku.

Jednym z nich jest Maciej Kopiec z Nowej Lewicy, który reprezentuje drugi biegun współczesnej sceny politycznej. - Wolność, która wówczas się rodziła, wymaga od nas jej pielęgnacji. Nie możemy zapominać, jak wiele trzeba było poświęcić i przelać krwi, by Polska była niepodległym państwem - mówi Kopiec. Obrusza się natomiast, gdy pytamy go o polityków PZPR, którzy wciąż są na sztandarach jego partii.

Z takim stanowiskiem fundamentalnie nie zgadza się Kaleta. - Z perspektywy czysto politycznej frapuje mnie, że po 1989 roku ludzie, którzy byli u szczytu dyktatorskiego aparatu, do dzisiaj są w polityce. Nie mogę zrozumieć, dlaczego Miller, Cimoszewicz i Kwaśniewski, którzy byli na topie nomenklatury PZPR-u, do dzisiaj są gwiazdami polskiej polityki. Co więcej, stroją się w piórka i pouczają o demokracji. To niepojęte. Oburza mnie, kiedy ktoś nazywa ich autorytetami - nie ukrywa wiceminister sprawiedliwości.

I to właśnie spór o bohaterów i antybohaterów czasu przełomu najbardziej różni polityków młodszej generacji. Kim byli Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski, Adam Michnik, Włodzimierz Cimoszewicz, Lech Kaczyński, Bronisław Geremek, Antoni Macierewicz, Leszek Miller czy Józef Oleksy? Czy w 1989 roku stanęli po właściwej stronie barykady? Czy obecność niektórych z nich w dzisiejszej polityce jest nobilitacją czy skandalem?

Kinga Gajewska z Platformy Obywatelskiej, która od dawna w pracy parlamentarnej zajmuje się edukacją, uważa, że sprawa nie jest taka prosta. - Nie chcę oceniać tych polityków jednowymiarowo. O każdym z nich mogę powiedzieć co innego w zależności od okresu ich życia. Nie można odmówić odwagi większości z nich, ale jeżeli miałabym uczyć młodzież w szkołach, to wolałabym rozmawiać o Wałęsie, Macierewiczu czy Cimoszewiczu w kontekście ich niekwestionowanych osiągnięć, a nie sprawiać, by materia szkolna była zakładnikiem bieżącej polityki.

Wątpliwości nie ma za to Adam Andruszkiewicz z PiS: - Obserwując młodych polityków z liberalno-lewicowej części sceny politycznej, nie zauważam istotnych różnic w podejściu do oceny zbrodniczego systemu, jakim był ustrój komunistyczny. Jest to raczej wprost przejmowanie całego światopoglądu czy poczucia zakompleksienia wobec zachodnich elit, które przecież dziś wśród młodych, wychowanych bez obciążenia biedy i zniewolenia PRL, powinno być zdecydowanie mniejsze.

Piłeczkę odbija Maciej Kopiec, który przekonuje, że przy piwie z kolegami "nie rozmawia się już o Wałęsie czy Macierewiczu". - Ale o tym, że wiele starań włożyliśmy  jako społeczeństwo w bycie częścią NATO i UE. Rozmawiamy też, że mamy w polityce zbyt wielu polityków, którzy tego nie doceniają. Martwimy się, że cała ta spuścizna po Solidarności i świetnej prezydenturze Aleksandra Kwaśniewskiego może zostać zaprzepaszczona, bo rządzą pisowscy populiści, którzy nie szanują tego, co wypracowaliśmy w ciągu 30 lat - podkreśla.

Porównań PRL do PiS Kopiec widzi zresztą więcej. Podobnie jak Gajewska, która przekonuje, że "dzisiejsza szkoła ściśle nawiązuje do PRL i przestarzałego podejścia". Kopiec wprost zarzuca obecnej władzy kopiowanie rozwiązań rodem z PRL.

- Pamiętam strajki dwa lata temu. Policja zakuła mnie w kajdanki i wywiozła z protestu. Te doświadczenia są więc podobne. Władza wciąż ma zapędy, by pacyfikować głosy opozycyjne. Mentalność PiS jest bardzo podobna do tamtego systemu. Powoduje, że obywatele muszą być zależni od państwa, które ma zawsze rację, które ogranicza także wolność mediów - mówi Kopiec.

Przeszłość przenika się z teraźniejszością również w wypowiedzi Sebastiana Kalety, wiceministra sprawiedliwości. Jej perspektywa jest jednak zgoła inna od przedmówców. - Zmiana w KRS jest sercem naszej reformy i jednym finałów obalania zgniłych kompromisów Okrągłego Stołu. Większość sędziów w Polsce jest wybrana przez sędziów z PRL. Nie mogę się z tym pogodzić. Próbuje się wmówić Polakom, że tak ma być. Ci ludzie byli gwarantami układu okrągłostołowego, a nasze zmiany doprowadziły do tego, że w końcu Polacy mają pośredni wpływ na wybór sędziów w KRS - uważa Kaleta.

Powyższe przykłady pokazują jak na dłoni, że mimo generacyjnej przepaści, młodzi politycy różnią się dokładnie tak samo, jak ich starsi koledzy. Choć dla nich wydarzenia z 1989 roku są historią, spierają się, dyskutują i mają jasno wypracowane stanowisko.

Ale nie powinno to nikogo dziwić. Pokolenie Y, idąc za opracowaniem "Pokolenie Y - jego miejsce we współczesnym świecie", cechuje się wysokim indywidualizmem jednostki, samodzielnością, wysoką samooceną i dążeniem do samorealizacji. Co więcej, brak obciążonych przeszłością klapek na oczach pozwala im patrzeć szerzej. To pokolenie, które dorastało w gospodarce rynkowej, wychowywało się w dynamicznie rozwijającej się Polsce, mogło podróżować i miało większe możliwości wyboru drogi edukacyjnej i zawodowej. A to tylko kilka czynników, które kształtowały i wciąż kształtują tożsamość pokolenia Y. Przyzwyczajeni do życia w warunkach ciągłej zmiany i dynamicznie zmieniającego się świata muszą jasno określać swoje "ja". I widać to w tych wypowiedziach, choć różnych, to jednak zdecydowanych.

Istnieje natomiast jeden wspólny mianownik charakterystyczny dla wszystkich naszych rozmówców, czyli polityków urodzonych po 4 czerwca 1989 roku - nikt z nich nie widzi się przy Wiejskiej za 20 lat.

Jakub Kulesza z Konfederacji: - Za 20 lat na pewno nie będę w Sejmie. Gdyby tak się stało, byłaby to moja ogromna życiowa porażka. Mam nadzieję, że wcześniej uda mi się zreformować pewne obszary aparatu państwa. Poświęcam temu część mojego życia. Potem chcę wrócić do mojego ukochanego zawodu, czyli IT.

Słowem-klucz jest tu "zadaniowość", często przypisywana ludziom pracującym w korporacji. To też charakterystyczna cecha tej generacji - chcą zrobić coś konkretnego, zrealizować cel, a potem pomyśleć o nowych zadaniach.

Kinga Gajewska: - Chcę dokonać konkretnych zmian w edukacji i mam nadzieję, że uda mi się to w kolejnej kadencji. Jeżeli nasz pomysł uda się wdrożyć, to mogłabym spokojnie zająć się czymś innym. Moim zadaniem jest uniezależnienie edukacji od polityki. Czuję się w tym kompetentna i zmotywowana. Tak zadaniowo do tego podchodzę i wierzę, że to się uda. A przyszłość? Nie wiem, trzeba będzie wyznaczyć sobie kolejne cele.

Sebastian Kaleta: - Nie wiem, czy za kilkanaście lat będę pełnił tę służbę. Chciałbym, żeby pod koniec tej kadencji Sejmu powiedzieć moim wyborcom, że spełniłem mandat, który mi powierzyli. A czy będę dalej posłem, nie wiem. Gdybym postawił wszystko, że za 20 lat będę w Sejmie, mogłoby to być zgubne mentalnie. Mam takie powiedzenie z Rocky'ego, kiedy mówił synowi, że najważniejsze, by "konsekwentnie się rozwijać".

Maciej Kopiec: - Mam swoje cele w polityce, które chcę zrealizować w niedalekiej przyszłości. Nie planuję na 20 lat do przodu. Kiedy będę czuł, że pora odejść, to po prostu odejdę. Nie jestem zwolennikiem myślenia, by polityka była zajęciem na całe życie i że poseł to zawód. W każdej chwili mogę wrócić do biznesu.

Nasi rozmówcy, choć nie widzą się przy Wiejskiej za 20 lat, określani są mianem polityków przyszłości. Naturalna sztafeta pokoleń sprawi, że "wymiana kadr" będzie koniecznością. Tylko w którą stronę pójdzie polityczna rzeczywistość w Polsce? W jaki sposób będziemy obchodzić nie 33., a np. 50. rocznicę 4 czerwca 1989 roku? W tak szybko zmieniającym się świecie, kiedy jeszcze niedawno zjawisko pandemii czy wojny nie śniło się "pokoleniu gimbazy", trudno kusić się o projekcję przyszłości. Poprosiliśmy jednak o to naszych rozmówców.

- Z biegiem lat będą próby wybielania czasów komunistycznych przez różne prądy lewicowe. Już to widzimy. Chcą pokazywać, że nie było źle, bo Gierek budował bloki. Lewica próbuje tworzyć sielankowy obraz PRL, co uważam za niebezpieczeństwo - uważa wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta.

Jednoznaczny w ocenie jest wiceminister cyfryzacji Adam Andruszkiewicz. - Przyszłość należy do myślenia prawicowego, propaństwowego. Lewicowe podejście lansowania kosmopolityzmu, demilitaryzacji, wygodnego życia bez żadnych zobowiązań - brutalnie bankrutuje na naszych oczach, co widzimy zwłaszcza na przykładzie epidemii czy wojny tuż u naszych granic - przekonuje.

Słowa wiceministra kontruje poseł Kopiec. - Dużo będzie zależało od kolejnych wyborów, czy zostanie odsunięty prawicowy populizm. Jeśli wyborcy zabetonują PiS-owskie państwo, to nie wróżę dobrze polityce w Polsce. Będziemy krajem zamkniętym, wręcz nacjonalistycznym. Wszystko wskazuje jednak na to, że przyszłość dobra dla społeczeństwa to polityka, która nie jest skrajna, ale jednak lewicowa.

Polityki, która nie jest skrajna, życzy sobie też Jan Strzeżek z Porozumienia, najmłodszy z naszych rozmówców. Urodzony w 1996 roku polityk nie zasiada w parlamencie, ale jak przekonuje - wszystko przed nim i jego kolegami z Młodej Prawicy RP.

- Mam nadzieję, że przyszłość będzie zdominowana przez siły centrowe, w głębi serca wierzę że centroprawicowe. Najważniejsze jest, żeby Polską nie rządziły siły skrajne. Nikt nie chciałby, żeby nasz kraj był w rękach zaślepionych wariatów - mówi nam Strzeżek.

Jakub Kulesza z Konfederacji: - O wiele większy wpływ będzie miał rozwój społeczeństwa cyfrowego niż pojedyncze wydarzenia historyczne czy działania polityków. Mam nadzieję, że za 10-15 lat społeczeństwo będzie bardziej wyedukowane, jeśli chodzi o sprawy społeczno-polityczne, bardziej świadome. Młodzi ludzie umieją poruszać się w świecie cyfrowym, odróżniają fake newsy, uczą się nieulegania propagandzie rządowej.

O potrzebie edukacji obywatelskiej mówi też Kinga Gajewska z PO: - Chodziłam do katolickiego gimnazjum. Wówczas może 15 proc. uczniów w jakiś sposób interesowało się polityką. Zostało to z nimi, ale nie wyraża się w aktywnej partycypacji. 15 proc. to nie tak dużo. Dlatego ważne, by całe podejście do edukacji się zmieniło. Jeżeli szkoła jest zaprzeczeniem samorządności, to nie ma miejsca na krytyczne myślenie, czy doskonalenie umiejętności współpracy.

Sześć różnych rozmów, sześć różnych spojrzeń na bieżącą politykę, sześć różnych odniesień do historii i sześć różnych projekcji przyszłości. Polityka, nawet w wykonaniu najmłodszych jej reprezentantów, jest trochę jak piłkarskie derby - rządzi się swoimi prawami. Zawsze w cenie będzie indywidualizm, wyjątkowość i oryginalność.

Po pokoleniu Y, które dziś w Sejmie liczy kilkanaście osób, być może za chwilę przy Wiejskiej pojawią się przedstawiciele pokolenia Z. Młodzi urodzeni po 2000 roku w najbliższych wyborach będą mieć bierne prawo wyborcze. Niewykluczone więc, że barwna reprezentacja politycznej młodzieży w parlamencie będzie jeszcze większa.

A to dzięki zmianom zapoczątkowanym 4 czerwca 1989 roku.