Reklama

Na początku 2023 roku oglądaliśmy go w amerykańskim serialu Netflixa "Wikingowie: Walhalla", gdzie wcielił się w Jarosława Mądrego, wielkiego księcia Rusi Kijowskiej. Nie była to bynajmniej rola epizodyczna - zagrał w kilku odcinkach, a sceny były istotne dla fabuły. Wcześniej podziwialiśmy go w "Gambicie królowej", gdzie partnerował Anyi Taylor-Joy jako szachista Wasilij Borgow, mierzący się w pojedynku z główną bohaterką. Od lat grał w filmach poza Polską, ale dzięki tej produkcji zaistniał na tyle mocno, że pojawiły się kolejne propozycje.

Marcin Dorociński to dziś prawdopodobnie najbardziej znany widzom za oceanem aktor z Polski. Z pewnością jeszcze podbije tę popularność, czekający na premierę w lipcu br. film z kultowej serii "Mission Impossible: Dead Reckoning Part 1" z jego udziałem. Nie wiemy, w kogo wciela się aktor u boku Toma Cruise’a, ale z pewnością to znaczącą rolą, bo pojawi się także w zaplanowanej na 2024 rok, drugiej części filmu. Jego kariera za oceanem dopiero się rozkręca.

Reklama

Dagmara Domińczyk jest w bardziej komfortowej sytuacji, bo od 7 roku życia mieszka w USA i mówi po angielsku bez akcentu. Córka działacza Solidarności, któremu zafundowano bilet do Ameryki w jedną stronę, ma za sobą solidne studia aktorskie, urodę i talent. Po studiach wystartowała w roli ukochanej głównego bohatera w "Hrabim Monte Christo" Kevina Reynoldsa, u boku Jamesa Caviezela. Potem zagrała m.in. u boku Rutgera Hauera w "Mentorze", czy w "Imigrantce" z Marion Cotillard.

Prawdziwy rozkwit kariery przyszedł jednak w dojrzałym wieku. W 2021 roku Domińczyk zagrała u boku Olivii Colman w reżyserskim debiucie Maggie Gyllenhaal i była to kapitalna rola. Film zdobył nominację do trzech Oscarów. Wkrótce pojawiła się w dwóch sezonach największego serialowego hitu ostatnich lat czyli "Sukcesji". Wcieliła się tu z sukcesem w prawniczkę i dyrektor ds. PR w Waystar Royco, tuszujące skandale rodzinne i te dotyczące imperium medialnego. Czekamy na kolejne kreacje.

 Po sukcesie "Zimnej wojny" Pawła Pawlikowskiego świat docenił też gwiazdę filmu, Joannę Kulig. Aktorkę oglądaliśmy w jednej z ról w amerykańskim serialu Netflixa "Eddy" w reżyserii Damiena Chazelle’a, a niebawem do kin trafi komedia romantyczna Rebecci Miller "She Came To Me", gdzie zagrała u boku Ann Hathaway i Marisy Tomei. I na tym nie koniec, bo w filmie reżyserowanym przez Michaela Keatona, zobaczymy ją nie tylko obok reżysera, ale również Ala Pacino.

Wypada wspomnieć też o Piotrze Adamczyku, któremu rozpoznawalność za oceanem przyniosła kreacja w serialu "Hawkeye" z Jeremym Rennerem, a teraz możemy oglądać go w produkcji Amazona "Night Sky" u boku Sissy Spacek I J.K.S immonsa. Od dekady regularnie kręci filmy amerykańskie również Weronika Rosati. Dzięki rolom w takich filmach jak "Ostatnia misja USS Indianapolis" u boku Nicholasa Cage’a czy w serialach "Detektyw" i "Supernatural" zdołała jednak zaistnieć na tamtejszym rynku.

Coraz głośniej o sukcesach polskich aktorów za oceanem, choć nikomu jak dotąd nie udało się powtórzyć sukcesu Poli Negri, która w latach dwudziestych XX wieku podbiła Hollywood. Zauważmy jednak, że nie zmagała się z największą z barier - językową. Nikogo w niemym kinie nie interesował jej akcent.

Autokreacja, czyli "Pamiętnik gwiazdy"

Jej historia to bajka o Kopciuszku, który stał się królewną. Oto prosta dziewczyna z biednej rodziny najpierw robi karierę aktorską w Warszawie, skąd trafia na ekrany przedwojennego Berlina, a stamtąd już wiedzie ją gładka ścieżka do Hollywood. Zostaje gwiazdą pierwszej wielkości, symbolem seksu, obiektem uwielbienia milionów.

Historia życia Pola Negri to jednak dla biografów gwiazdy nie lada orzech do zgryzienia. Co w niej jest prawdą, a co zostało wymyślone przez aktorkę, już się nie dowiemy. Jak później Marlena Dietrich, tak Pola - pierwsza gwiazda Hollywood ze Starego Kontynentu, robiła bowiem wszystko, by dodać pikanterii swojemu życiorysowi, usuwając jednocześnie niewygodne fakty. W 1970 roku sędziwa już artystka wydała "Pamiętnik gwiazdy", który choć uchodził za autobiografię, był pozycją iście fantastyczną. Czytany dzisiaj - stopniem samouwielbienia i mitomanii musi budzić rozbawienie.

"Wszystko, co powiedziałam, warte było druku, wszystko, co nosiłam, stawało się modne na świecie" - pisała w tym właśnie duchu na ponad 500 stronach. Napisana po angielsku książka, dla kogoś, kto zna życiorys Poli Negri, stanowi swoiste kuriozum. Po śmierci aktorki (1987), w oparciu o nią powstały (niestety), kolejne pseudo-biografie gwiazdy. Kilka - pióra apologetów, po polsku. Pomocna w odkłamywaniu życiorysu Negri okazała się natomiast niedoceniona pozycja Wiesławy Czaplińskiej "Polita".

Apolonia Chałupiec - bo tak brzmiało prawdziwe imię i nazwisko przyszłej gwiazdy - urodziła się 3 stycznia 1897 roku w rodzinie Słowaka i Polki, w Lipnie. Tę datę udokumentowała właśnie Czaplińska, bowiem Apolonia całe życie odmładzała się o dwa lata.

Ojciec pracował jako blacharz, a mama jako kucharka. Pola jednak przezornie dodała jej arystokratyczne korzenie. Córka urodę odziedziczyła po ojcu, romskiego pochodzenia: lazurowo-niebieskie oczy, ciemną karnację i kruczoczarne włosy. Od matki wzięła wzrost - jak ona była niziutka - jako dorosła kobieta mierzyła ledwie 152 cm. Przełomem w jej życiu stała się przeprowadzka z Lipna do Warszawy.

W "Pamiętniku..." pisała, że wyjechały po tym jak ojca zesłano na Sybir "za działalność niepodległościową". Naprawdę jednak został zesłany za... fałszerstwo rubli, choć w organizacji faktycznie działał. Istnieje też inna wersja jego śmierci, niż ta, wedle której umarł na Syberii. Podobno wrócił z niej, związał się z inną kobietą i zginął w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku.

W Warszawie matka z córką zamieszkały na poddaszu przy Browarnej. Dziewczynka lubiła fikołki na trzepaku, gdzie wypatrzyło ją małżeństwo nauczycieli baletu. Namówili matkę na posłanie jej do szkoły baletowej, w której szybko pokazała wielki talent. Gdy jako 13-latka tańczyła w "Jeziorze łabędzim", wypatrzył ją Kazimierz Hulewicz, dyrektor Warszawskich Teatrów Rządowych. I stał się jej promotorem. Co naprawdę łączyło dziewczynę z niemal 50-letnim panem, który wszędzie się z nią pokazywał, co odnotowywały stołeczne pisma, nikt do końca nie wie. "W pamiętniku..." aktorka nazywa Hulewicza...dawnym znajomym matki. Faktem jest, że gdy zachorowała na gruźlicę, gdyby nie on i pobyty w drogich sanatoriach, pewnie by nie przeżyła.

Po powrocie do zdrowia usłyszała, że koniec z tańcem, bo szkodzi on płucom. Nie załamała się jednak i postanowiła zostać aktorką. Zdała do szkoły przy zarządzanych przez Hulewicza Warszawskich Teatrach Rządowych, a warsztat aktorski szkoliła pod okiem Wincentego Rapackiego. Była tak pracowitą uczennicą, że w ciągu roku opanowała program trzech lat! Mając 15 lat, zadebiutowała w "Ślubach panieńskich". Nie był to debiut do końca udany, bo choć chwalono jej temperament i urodę, krytykowano "niesceniczny", chrapliwy głos, a także problemy z dykcją.

Na jej szczęście kino było wówczas nieme, a po występach w rolach pantomimicznych, stało się jasne, że to kierunek jej kariery. Bo to talent mimiczny stał się fundamentem sukcesu Poli Negri i jej późniejszej sławy.   

Droga do sławy

Pola Negri znacznie wyprzedzała swoje czasy. Jak mało kto wiedziała, że bez autokreacji nie ma prawdziwej kariery. Wiedziała, że Apolonia Chałupiec to nie nazwisko dla gwiazdy i przemianowała się na Polę Negri. Nazwisko zaczerpnęła od modnej wtedy włoskiej poetki, którą uwielbiała. Dziś o poetce nikt nie pamięta, a ją zna cały świat.

Początki filmowej kariery Poli to także zasługa Hulewicza, który specjalnie dla niej napisał banalny scenariusz - historię dziewczyny, która odnosi sukces jako tancerka i rzuca narzeczonego dla milionera. Ten jednak zamierza o nią walczyć. Film w reżyserii Jana Pawłowskiego nosił tytuł "Niewolnica zmysłów" i do kin wszedł po wybuchu wojny, w grudniu 1914 roku. Jak na tamte czasy, okazał się sporym i pierwszym sukcesem zaledwie 17-letniej Poli. Po latach w nieszczęsnym "Pamiętniku gwiazdy" aktorka o jego powstaniu napisała stek bredni. Opisała, jak rzekomo jednoosobowo - jako scenarzystka, reżyserka i producentka, na końcu zaś aktorka, zrealizowała go sama... w studiu fotograficznym. Zapomniała tylko dodać, skąd wzięła pieniądze. W rzeczywistości powstał on w wytwórni "Sfinks", z którą podpisała dwuletni kontrakt.

Kolejne produkcje Sfinksa z jej udziałem podobnie, jak debiut, należały do tzw. filmów apaszowskich, (łobuzerskich, chuligańskich), ona zaś wcielała się w kobietę fatalną, rujnującą życie zakochanym mężczyznom. Gdy jednak  niespodziewanie Hulewicza mianowano charge d'affaires rządu rosyjskiego przy Watykanie i dla Poli zabrakło ról, wykonała ruch, który stał się sensacją stolicy. Dała anons w gazecie o "występie światowej sławy artystki, która wykona taniec śmierci", do którego poszukuje...dwóch węży. Nie wiadomo kto dostarczył niebezpieczne gady, ale wiadomo, że popis taneczny był gigantycznym sukcesem. Znowu posypały się propozycje ról, ale Pola już wiedziała, że jeśli marzy o karierze, musi wyjechać do Berlina. Tam właśnie mieściła się wtedy najważniejsza europejska wytwórnia filmowa - UFA.

Miała w życiu wielkie szczęście. Zawsze znajdowała się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie, i jak spod ziemi wyrastali przed nią ludzie, gotowi jej pomagać. Okazja, by wyjechać do Berlina, nadarzyła się więc już niebawem. Została zaproszona do roli tancerki w niemieckiej adaptacji sztuki "Sumurun". Spektakl był sukcesem. W trakcie prac nad nim poznała Ernsta Lubitscha - jednego z największych niemieckich reżyserów ubiegłego wieku, który już wkrótce miał trafić do Hollywood. Szybko dojrzał w niej materiał na gwiazdę i zaproponował rolę w filmie z wielkim budżetem "Oczy mumii". Zdjęcia kręcono w Egipcie, a egzotyczna uroda Poli pozwoliła jej zagrać egipską niewolnicę, którą  zakochany artysta zabiera do Europy, by pokazać jej inny świat. Film uczynił ją sławną w całej Europie i zapoczątkował wieloletnią współpracę duetu.

W ciągu pięciu lat zagrała w Berlinie aż w 22 filmach! Była świetna, lecz nielubiana. Pokochała luksus i pieniądze, lubiła się z nim obnosić. Miała też zwyczaj spacerować po Berlinie...z gepardem na smyczy. Okazało się, że ma także smykałkę do interesów - skupowała np. klejnoty rodowe Hohenzollernów.

Początkowo odwiedzała Polskę, namawiając matkę do wyjazdu. Podczas jednej z podróży poznała młodego porucznika hrabiego Eugeniusza Dąmbskiego, który zakochał się w niej i zaproponował małżeństwo. Zgodziła się, bo tytuł hrabiowski jej pochlebiał. Małżeństwo przetrwało 9 miesięcy. Małżonek prócz tytułu nie miał nic, w dodatku mieszkał z matką i siostrą. Uciekła od niego, gdy spał, w środku nocy. Rozwód odbył się na odległość.

Niestety, straciła hrabiowski tytuł.

Z Berlina do Hollywood

Po rozwodzie rzuciła się w wir pracy. Powstały wtedy takie filmy jak "Carmen" (1918) i "Madame DuBarry"(1919), oczywiście Lubitscha. Ten ostatni to wielka perła niemego kina i zarazem pierwszy film niemiecki, który odniósł międzynarodowy sukces. Trafił też do Hollywood, przełamując kulturalną izolację Niemiec po I wojnie. To opowieść osadzona w XVIII - wiecznej Francji, podczas rewolucji, historia oficjalnej metresy Ludwika XV, ściętej na gilotynie w wyniku rewolucyjnego terroru.

Pola stała się tak sławna, że gdy Berlin odwiedził Charlie Chaplin, po powrocie do kraju powiedział dziennikarzom, że nudził się w Europie i woli Amerykę, podobała mu się tam tylko Pola Negri. I właśnie wtedy Hollywood upomniało się o naszą gwiazdę. Być może nie wyjechałaby, gdyby nie skandal, jaki wybuchł w Niemczech.

W jednej z apaszowskich komedii Lubitscha grana przez nią córka herszta rozbójników policzkuje niemieckiego oficera. Scena wywołała oburzenie części widzów. "Słowianka nie może policzkować Germanów" - pisała prawicowa niemiecka prasa. To był czas Powstań Śląskich i pewnego razu na próbę do teatru wpadł aktor z okrzykiem: "To skandal. Śląsk zostanie przyłączony do Polski. Nie dostaną go polskie świnie!". Pola wtedy nie wytrzymała: "Sam pan jesteś świnia i łotr" - odkrzyknęła. Obrażony aktor wytoczył jej proces. I choć sąd umorzył sprawę, Negri wyjechała na jakiś czas do Polski.  Kiedy pojawiła się oferta z Hollywood, nie zastanawiała się ani przez moment.

Nowy Jork witał ją niczym królową, gdy dotarła tam statkiem. Zagrano nawet Mazurka Dąbrowskiego. Gdy pierwszego dnia udała się na spektakl do Metropolitan Opera, publiczność wiwatowała na jej cześć. W Ameryce święciła właśnie tryumfy "Madame DuBarry" pod angielskim tytułem "Passion". Rzeczywiście była w tej roli świetna - pełna seksapilu, a jednocześnie zabawna. "Jako pierwsza na ekranie pokazałam seks" - podkreślała do końca życia.

Była także pierwszą zagraniczną aktorką w Hollywood i pierwszą, która została tam gwiazdą.

Złote lata w fabryce snów

Tak naprawdę jej kariera w Hollywood to było 5 złotych lat, podczas których  żadna inna aktorka nie mogła się z nią równać, gdy mowa o sławie. I oczywiście o gaży. Wytwórnia Paramount od początku  nie miała jednak pomysłu na polską gwiazdę, która przyjechała do Hollywood bez swojego reżysera. (Jej następczynie z Europy - Greta Garbo i Marlena Dietrich nie popełnią takiego błędu).

Dwie pierwsze produkcje nakręcone w Ameryce przez Negri to "Bella Donna" i "Napiętnowana" w reżyserii Francuza, George’a Fitzmaurice’a, późniejszego twórcy "Maty Hari" z Gretą Garbo. Obie podobały się publiczności. Sukcesem stała się "Hiszpańska tancerka" Herberta Brenona, w której Negri znowu była w swoim żywiole.

To był czas, gdy zarabiała najwięcej w Hollywood - pół miliona dolarów rocznie, co na tamte czasy było kwotą niewyobrażalną. Kupiła dom w Beverlly Hills i zamek we Francji, w którym mieszkała jej matka. Nie chciała przyjechać do Ameryki. Wydawała niebotyczne sumy na stroje i biżuterię. Słynęła z ciętego języka i kapryśnego charakteru. Uwielbiała szokować i gdy odkryła, że na ekranie ma być wciąż taka sama, kreowała swój wizerunek poza nim.

Jej spacery z gepardem na smyczy po Bulwarze Zachodzącego Słońca przyciągały niemniejsze tłumy niż w Berlinie. Zabawne, że w "Pamiętniku..." kreowała się na antygwiazdę. Czuła się lepsza i mądrzejsza od głuptasów w Hollywood i dorobiła się opinii snobki. Nie była jednak głupią gąską. Inwestowała z zyskiem na giełdzie, a od innych gwiazd różnił ją sposób życia. Nie imprezowała, nie interesowały ją narkotyki i alkohol, nigdy nie uzależniła się od żadnych leków. Nocami lubiła uczyć się języków, (opanowała ich w sumie aż pięć), albo grać na fortepianie Chopina. Była nieprawdopodobnie pracowita. Lubiła też dzielić się pieniędzmi, jakie miała, dotowała organizacje polonijne, chore dzieci, polskie kościoły.

Po dwóch latach w Hollywood zorientowała się, że choć gra dużo, jej filmom daleko do wyrafinowania obrazów kręconych w Europie. Dopiero "Cesarzowa", na jej prośbę, wyreżyserowana przez Lubitscha, przypomniała Amerykanom o skali jej możliwości. Krytycy pisali o dwóch twarzach Katarzyny Wielkiej, w którą się wcieliła - bezwzględnej władczyni i spragnionej miłości kobiety. To najlepszy film z udziałem Negri nakręcony w Hollywood. Niestety, jedyny, jaki zrealizowała w Ameryce z Lubitschem. Ona miała kontrakt z Paramountem, on pracował dla Warnera. Specjalistka od ról wampów, zdaniem wytwórni nie potrzebowała najlepszych reżyserów.

Role były do siebie podobne, nie rozwijała się  więc jako aktorka. Nie miała warsztatu swojej głównej rywalki Glorii Swanson, która zachwycała nawet w miernych produkcjach, ani tajemnicy, z jaką niebawem uwodzić miała Greta Garbo. Już w 1926 roku w "Kusicielce" Szwedka wykreowała nowy typ kobiety-wampa, kompletnie różny od ekstrawertycznej Negri. Wraz z jej pojawieniem się zaczął się stopniowy zmierzch Poli, choć jeszcze przez jakiś czas była na szczycie.

Miłość i marketing

Niemal równolegle z aktorską karierą w Hollywood zaczął się romans Poli z Charliem Chaplinem. Ponoć zaczęło się od samochodowej stłuczki, którą spowodował Charlie. W ramach przeprosin wysłał pod jej okno hawajską orkiestrę. Był wtedy najbardziej pożądanym kawalerem w Ameryce, a ona nowym nabytkiem fabryki snów. Wkrótce głośno było o ich rzekomych zaręczynach. Chaplin oprowadzał dziennikarza po domu i tłumaczył: "Tu będzie mój gabinet, tam sypialnia, a tutaj pokój dziecka".

Jak naprawdę wyglądały te relacje, trudno stwierdzić, bo ich wersje są sprzeczne. Ponoć Paramount, który chętnie widział romanse gwiazd, o ślubie nie chciał słyszeć. Sam Chaplin napisał, że inicjatywa wyszła od wytwórni, która miała preparować wiadomości o ich rzekomym uczuciu. Jej wersja była inna: to on zabiegał o nią, oświadczył się i wykorzystał ich romans jako reklamę.

Całkiem inaczej było w przypadku kolejnego związku aktorki z pierwszym latynoskim kochankiem Hollywood - Rudolfem Valentino. Poznali się w 1925 r. na balu kostiumowym. Po sukcesach "Krwi na piasku" był najgorętszym mężczyzną za oceanem. We wspomnieniach Negri buduje opowieść niemal na wzór XIX-wiecznego romansu, z Cyganką przepowiadająca tragiczną miłość, z listem od niego odebranym w Berlinie, w czasach gdy był ledwie statystą. Przez kolejne lata miała wypatrywać wieści o tajemniczym wielbicielu, wierząc, że los ich z sobą zetknie. Po latach opisała ich pierwsze spotkanie, pierwszy taniec, a wreszcie pierwszą wspólną noc, gdy "zrobił jej posłanie z płatków róż". Do końca życia twierdziła, że był jej jedyną miłością.

Finał tej historii znamy. Na premierze "Syna Szejka" w sierpniu 1926 roku aktor zasłabł i trafił do szpitala z rozlanym wyrostkiem robaczkowym i zapaleniem otrzewnej, w wyniku czego zmarł. Jego śmierć wywołała falę histerii włącznie z serią samobójstw. Pola Negri pojawiła się na pogrzebie niemal w roli oficjalnej wdowy. Zamówiła cztery wiązanki kwiatów na grób, układające się w słowo P O L A, pozowała fotografom w dramatycznych pozach, mdlała... Gdy rzuciła się z krzykiem na otwartą trumnę, Amerykanie byli zniesmaczeni. Uznano, że zrobiła to dla reklamy. Histeryczny skok na trumnę zmarłego okazał się gwoździem do trumny hollywoodzkiej kariery.

Rok po śmierci Valentino Pola dała się omotać łowcy posagów - poślubiła gołego jak święty turecki księcia Sergiusza Mdivaniego. Przeniosła się z nim do zamku we Francji, zaszła w ciążę, lecz niestety poroniła. Małżeństwo szybko się rozpadło, a książę znalazł kolejną milionerkę.

Chude lata i uśmiech losu

W 1932 roku po powrocie z Anglii, gdzie zagrała świetną rolę w filmie "Ulica potępionych dusz", wydawało się, że jest szansa na odrodzenie kariery w Hollywood. Aktorka wystąpiła w amerykańskim filmie dźwiękowym "Na rozkaz kobiety". Jej lekko ochrypły alt wypadł nader interesująco, a piosenka "Raj" skomponowana do filmu stała się przebojem.

Niestety, publiczność, która miała jej za złe histerię na pogrzebie Valentino, teraz powitała ją niczym zdrajczynię ukochanego i zignorowała film. Wyszła przecież za mąż, zamiast rozpaczać. Wytwórnia nie przedłużyła jej kontraktu. Majątek aktorki przepadł podczas krachu na giełdzie w 1929 roku.

Zignorowana w Hollywood sprzedała zamek we Francji i zamieszkała z matką na Lazurowym Wybrzeżu. Wtedy przypomnieli sobie o niej Niemcy, bo jedyna ich gwiazda Marlena Dietrich wyjechała do Ameryki. Negri podpisała kontrakt na wielkie pieniądze. Nie wiedziała, w co się pakuje. Nakręciła 6 filmów w ciągu trzech lat. Gdy berlińska UFA, zaproponowała jej rolę w obrazie antypolskim, bez wahania odrzuciła ją. Już wiedziała, że musi uciekać. Najpierw do Francji, a gdy zajęli ją Niemcy, do Portugalii. Stamtąd do USA.

Nie odzyskała miłości amerykańskiej publiczności, do końca żyła wspomnieniami. Praca w III Rzeszy, rozpuszczane w odwecie za ucieczkę plotki, że Hitler nocami ogląda filmy z ulubioną aktorką, (a może i kochanką?), jeszcze skomplikowały jej relacje z amerykańską publicznością. (Wygrała proces o zniesławienie, jaki wytoczyła francuskiej gazecie, która sugerowała ową "kochankę").

W 1943 roku dostała rolę w bezpretensjonalnej komedii "Hi Didlle, Didlle". Zagrała szaloną śpiewaczkę, która krzyczy po polsku. Zebrała znakomite recenzje, ale nie poszły za tym propozycje. Utrzymywała się, występując w klubach. Mieszkała w wynajętej klitce, tęskniąc za luksusem. I nagle znowu los się do niej uśmiechnął. Poznała ekscentryczną dziedziczkę fortuny -kompozytorkę Margaret West, jej wielbicielkę. Wiedząc, że Pola ledwie wiąże koniec z końcem, zaproponowała, by zamieszkała u niej. W San Antonio, w Teksasie.

Mówiono, że to nie była tylko przyjaźń. "Czemu ludzie nie wierzą w inne relacje, tylko w te związane z seksem?" - pytała. U boku West znów żyła, jak uwielbiała - w luksusie. Po śmierci przyjaciółki cały majątek trafił w ręce Poli.

Pod koniec życia chyba straciła serce dla aktorstwa - odrzucała propozycje ról, które nagle zaczęły się pojawiać. Odmówiła Vincentemu Minelli i młodemu Stevenowi Spielbergowi, który chciał ją obsadzić w "Sugarland Express". Zrobiła wyjątek dla filmu Disneya "Księżycowe prządki" (1964), gdzie pojawiła się z ukochanym gepardem.

Zmarła 1 sierpnia 1987 roku w wieku 90 lat, choć do końca twierdziła, że ma "tylko" 88. O jej śmierci można było znaleźć lakoniczne notki w prasie. Ale czy gwiazda kina niemego naprawdę potrzebuje słów?