Władysław Studnicki urodził się 15 listopada 1867 roku w Dyneburgu. O młodości "germanofila" wiadomo niewiele. Jasne jest, że jego ojciec był agentem Rządu Narodowego podczas powstania styczniowego, matka angażowała się w działalność Polskiej Partii Socjalistycznej, a siostra została germanistką.
W wieku 10 lat młody Studnicki wyjechał do Warszawy, by rozpocząć naukę w Szkole Handlowej Leopolda Kronenberga - dzisiejszej Szkole Głównej Handlowej. W tym czasie poznał takich socjalistycznych działaczy jak Róża Luksemburg czy Marcin Kasprzak. To najprawdopodobniej oni wpłynęli na Studnickiego, który ostatecznie związał się z ruchami robotniczymi. Jego celem nie była jednak walka o prawa proletariatu. Od zawsze interesowała go przede wszystkim niepodległa Polska.
Za "działalność wywrotową" trafił za kratki Cytadeli Warszawskiej, a w wieku 22 lat zesłano go na Syberię. Tam Studnicki nabrał pełnego przekonania, że wrogiem Polski jest przede wszystkim Rosja i to przeciw niej przez resztę życia kierował swoje publikacje oraz teorie geopolityczne.
Z zesłania wrócił po siedmiu latach. Miał już prawie 30 lat, ale mimo kary nie przestał walczyć o niepodległość Polski. Na początku nie mógł znaleźć dla siebie miejsca - mieszkał w Petersburgu, Warszawie, Wiedniu i Heidelbergu, by ostatecznie w 1901 roku osiąść we Lwowie. Tam zaczął sympatyzować z ruchami ludowymi, lecz szybko trafił w objęcia narodowców. Przyjaźń z Romanem Dmowskim nie trwała jednak długo, ponieważ poróżnił ich stosunek do Rosji, a zresztą panowie niezbyt się polubili. Szef endecji uważał "germanofila" za zbyt dużego indywidualistę, ten z kolei kategorycznie nie zgadzał się z jego koncepcją na niepodległą Polskę.
Z biegiem lat Studnicki zaczął dostrzegać szansę na wyzwolenie ojczyzny we względnie liberalnych Austro-Węgrach. Jeszcze przed I wojną światową postulował niejako równoprawne dodanie Polski do dualistycznego państwa, by utworzyć wspólną armię i uderzyć na Rosję. Wraz z wybuchem Wielkiej Wojny oraz w obliczu słabnącej pozycji Wiednia i Budapesztu, Studnicki w końcu skierował swoje sympatie w kierunku Berlina.
Na rok przed zakończeniem I wojny światowej 50-letni już "germanofil" próbował wykorzystać coraz gorszą sytuację na froncie i wywrzeć wpływ na Niemcach. Ostatecznie przyczynił się do powstania aktu 5 listopada, na mocy którego Cesarstwo zobowiązało się utworzyć Królestwo Polskie. Studnicki - m.in. wraz z Józefem Piłsudskim - wszedł w skład Tymczasowej Rady Stanu quasi-niepodległego państwa. Suwerenność tak przysłaniała mu inne koncepcje, że był gotów poświęcić na rzecz Niemiec historyczną kolebkę polskości, Wielkopolskę, tylko po to, by uzyskać pełną niezależność od zaborcy. Ta wizja nie zyskała jednak szerokiego poparcia.
Po klęsce Berlina Studnicki nie znalazł swojego miejsca na scenie politycznej II RP, dlatego został samodzielnym publicystą. W latach 20. otwarcie przekonywał o potrzebie zawarcia sojuszu z Niemcami, wraz z którymi Polska miała utworzyć blok środkowoeuropejski, na który w jego opinii oba kraje są geopolitycznie skazane. Taki alians miał zapewnić Warszawie i Berlinowi kluczową rolę na europejskiej arenie międzynarodowej i siłę w walce ze wspólnym wrogiem, za jakiego stale uważał Moskwę. Te oryginalne jak na ówczesne czasy koncepcje wciąż nie zjednywały popleczników. Przełom nadszedł dopiero pod dojściu do władzy nazistów.
W styczniu 1934 roku, rok po objęciu rządów przez NSDAP, Polska i III Rzesza podpisały deklarację o niestosowaniu przemocy. To bezprecedensowe wydarzenie w historii stosunków polsko-niemieckich pozwoliło na uznanie zachodniej granicy II RP przez Niemcy i dało szanse na ocieplenie wzajemnych relacji. Dla 67-letniego Studnickiego był to znaczący zwrot, dlatego - choć do upragnionego sojuszu było jeszcze daleko - rok później zdecydował się wydać książkę pt. "System polityczny Europy a Polska".
W swoim dziele Studnicki przekonywał, że dla Warszawy i Berlina kluczowym wrogiem jest Moskwa - wówczas w postaci Związku Radzieckiego - więc współpracę uważał za konieczną. Nie zważając na hitlerowską dyktaturę, Studnicki kontynuował, że dzięki sojuszowi, Niemcy uzyskają mocarstwową pozycję w regionie, a Polska umocni się gospodarczo i politycznie na arenie międzynarodowej. Już w 1935 roku przekonywał, że ewentualny pakt z Francją i Wielką Brytanią skaże nasz kraj na porażkę.
Książka trafiła z czasem do nazistów, którzy nie kryli zadowolenia z przedstawionych w niej tez. Publicysta nie musiał długo czekać na nobilitację - niecały rok po wydaniu pracy otrzymał tajemniczy list z Berlina podpisany przez samego zastępcę Hitlera w NSDAP - Rudolfa Hessa. Jak się okazało, w zadziwiającej kopercie znajdowało się honorowe zaproszenie na ósmy zjazd partii nazistowskiej w Norymberdze, zaplanowany na 8-14 września 1936 roku. Odpowiedź "germanofila" mogła być tylko jedna.
Niekryjący satysfakcji Studnicki, udał się do Frankonii, gdzie zorganizowano monumentalny "Zjazd Honoru" NSDAP. Na miejscu odbyły się pompatyczne parady wojskowe, pokazy militarne oraz płomienne przemówienia Führera, czym świętowano bezprawne wkroczenie Wehrmachtu do zdemilitaryzowanej Nadrenii. W Berlinie dopiero co zakończyły się igrzyska olimpijskie, a III Rzesza była na drodze ku bezsprzecznej potędze. Polski "germanofil" był tą wizją podekscytowany, czego dowodzą jego pamiętniki. "Nie miałem pojęcia, jak dalece sięga popularność Hitlera, jak olbrzymi entuzjazm wzbudza on, zanim nie pojechałem do Norymbergii" - napisał po powrocie z Niemiec.
W trakcie wizyty doszło do bezprecedensowego zdarzenia - Władysław Studnicki spotkał się z samym Adolfem Hitlerem. Rozmowa trwała długo i przebiegała w serdecznej atmosferze. W podziękowaniu za honorowe zaproszenie publicysta wręczył Führerowi swoją książkę z 1935 roku wydaną po niemiecku z wymowną dedykacją: "Dla wodza narodu niemieckiego i przyszłego wodza Europy".
Mimo widowiskowych spektakli nazistów Studnicki pozostał wierny swoim ideom - daleko było mu do narodowego socjalizmu, a sojusz z Niemcami - hitlerowskimi czy też nie - miał być kluczem do powstrzymania wroga na Wschodzie, jakim przez całe życie pozostawała dla niego Rosja.
W 1939 roku - gdy III Rzesza zdążyła zaanektować Austrię, przeprowadzić noc kryształową, zagarnąć Czechosłowację i zaanektować Kłajpedę - przyszedł czas na Polskę. Studnicki krytykował politykę Niemiec w tej części Europy, ponieważ - jak twierdził - zniechęcało to Polskę i inne państwa w regionie do paktowania z Berlinem i wspólnego parcia przeciw ZSRR. Mimo to - by odsunąć od Polski widmo wojny - "germanofil" stanął na stanowisku, by ustąpić Hitlerowi, oddać w jego ręce Wolne Miasto Gdańsk oraz pozwolić na wytyczenie autostrady eksterytorialnej przez Pomorze do Prus Wschodnich. Rząd II RP postąpił jednak zgodnie z przewidywaniami publicysty - po roszczeniach niemieckich stosunki z Berlinem znacznie się ochłodziły, a rokowania z Londynem, jako obrońcą porządku wersalskiego, stały się faktem.
Nie zgadzając się z polityką Warszawy, Studnicki w maju i czerwcu 1939 roku napisał kolejną książkę o proroczym tytule: "Wobec nadchodzącej II wojny światowej". Przekonywał w niej, że najważniejsza jest niepodległość Polski, dlatego wykluczał jakiekolwiek ustępstwa terytorialne (wyjątkiem był Gdańsk, który uważał za "de facto niemiecki"). Choć posunięcie Hitlera o żądaniach wobec Warszawy uznał za "fatalny błąd", to pakt z Wielką Brytanią i Francją traktował jako drogę do unicestwienia II RP. Nazywał go "angielską pułapką", która ciągnie nas do wojny, w której sojusznicy i tak nam nie pomogą. Postulował również, by Polska stała się "życzliwym wobec Niemiec państwem zbrojnie neutralnym", ponieważ ma dla III Rzeszy "olbrzymie znaczenie" w wojnie z ZSRR. Dla Studnickiego starcie Hitlera ze Stalinem było nieuniknione, a w nim Führerowi potrzebna miała być silna i niezależna Polska. Uważał, że tylko porozumienie z Niemcami uratuje II RP przed klęską, a III Rzeszy pozwoli wygrać z Sowietami - w przeciwnym razie przepowiadał sojusz Moskwy z aliantami, przyłączenie się do wojny USA, klęskę Niemiec oraz radziecką okupację w Polsce i utratę kresów wschodnich na rzecz ZSRR.
Mimo proroczych tez publikacja nie trafiła na półki w księgarniach. Była ona sprzeczna z linią propagandową sanacji, która w obliczu nadchodzącej wojny, podkreślała, że Polska jest "silna, zwarta i gotowa". 21 czerwca rząd wydał nakaz konfiskaty wszystkich egzemplarzy, by nie szerzyć defetyzmu wśród obywateli. Przetrwało tylko kilka książek, które Studnicki zdążył zabrać ze sobą do korekty. Cenzura nie uchroniła jednak Polski przez uderzeniem Niemców, a niedługo później nadeszła przewidywana przez publicystę katastrofa.
Niecałe dwa miesiące po upadku kampanii wrześniowej Studnicki wciąż wierzył, że uda mu się przekonać zachodnich okupantów do odtworzenia polskiej państwowości. W listopadzie 1939 roku wystosował do Niemców memoriał, w którym postulował utworzenie tzw. Polnische Wehrmacht, czyli polskiej armii, która mogłaby pomóc hitlerowcom w wojnie z ZSRR. Studnicki przedstawił jednak cztery warunki: Zaprzestanie wywózki pożywienia; powstrzymanie prześladowań za przedwojenne działania przeciw III Rzeszy, które nie miały charakteru kryminalnego; zastopowanie wywłaszczeń polskiego majątku i wreszcie - zaniechanie wrogiej propagandy, obrażającej polską godność narodową. Ostatni postulat skierował przede wszystkim do władz politycznych, ponieważ postawę niemieckiej armii uznał za "zasadniczo poprawną".
Treść memoriału Studnicki wysłał do Wehrmachtu, kierownictwa politycznego III Rzeszy oraz do... przedstawicieli polskiego podziemia. Na nic jednak zdały się jego starania, ponieważ - jak zauważa Piotr Zychowicz, autor publikacji o "czołowym polskim germanofilu" - głównym hamulcowym okazał się naczelny gubernator okupowanych ziem polskich Hans Frank, który nasłał na Studnickiego Gestapo, by to wybiło mu z głowy pomysły o polskiej państwowości i zakazało dalszej działalności.
73-letni już Studnicki nie dał jednak za wygraną i kontynuował swoją pracę publicystyczną. Coraz bardziej brutalna polityka okupacyjna nazistów sprawiła, że nie mógł on zaakceptować dalszego rozlewu krwi na zajmowanych ziemiach polskich. W swoich pamiętnikach przekonywał, że działania III Rzeszy wobec Polski i Polaków "idą po linii interesu Rosji sowieckiej", co "zgubi Niemców w przyszłości".
W styczniu 1940 roku Studnicki napisał kolejny memoriał, w którym wyraził kategoryczny sprzeciw wobec zbrodniczych działań Niemców na terenach Polski. Wraz ze swoim listem udał się w podróż do Berlina i próbował dotrzeć - mając w pamięci spotkanie z września 1936 roku - do samego Adolfa Hitlera. "Germanofil" był gotowy stanąć na czele polskiego rządu kolaboracyjnego, by ratować kraj przed terrorem, ale naziści nie chcieli o tym słyszeć. Minister propagandy Joseph Goebbels osobiście wydał Gestapo nakaz aresztowania Polaka. Podczas przesłuchania podstarzały już Studnicki dostał zawału i trafił do szpitala, gdzie krótko spotkał się z nim Goebbels.
Po spędzeniu kilku dni na berlińskim oddziale Studnickiego czekał łaskawy los. Za wstawiennictwem - jak na ironię - jednego z czołowych zbrodniarzy wojennych Reinharda Heydricha trafił do sanatorium pod stolicą Rzeszy, gdzie przebywał pod kontrolą Niemców. Władze hitlerowskie najprawdopodobniej zdecydowały się na taki krok, ponieważ nie chciano, aby jeden z czołowych, przedwojennych zwolenników pojednania polsko-niemieckiego został dotkliwie potraktowany. Mogłoby to mieć negatywne skutki wizerunkowe i potwierdzałoby zbrodniczy charakter III Rzeszy, czemu naziści oczywiście stale zaprzeczali.
Jeszcze w 1940 roku Studnicki powrócił do Warszawy, gdzie angażował się w pomoc Polakom uwięzionym na Pawiaku. Za swoją działalność i krytykę polityki okupacyjnej "germanofil" ostatecznie sam trafił za kratki Pawiaka w 1941 roku. Publicysta spędził tam 14 miesięcy, jednak traktowany był łagodnie - miał jednoosobową celę, mógł otrzymywać paczki żywnościowe od rodziny, a także pisać i przemieszczać się samodzielnie po więziennych korytarzach. Motywacje, które skłoniły Niemców do takiego traktowania nie są bliżej znane, choć można przypuszczać, że były one analogiczne do poprzednich.
Przez cały okres wojny Studnicki krytykował działania Armii Krajowej. Był przeciwnikiem wszelkich akcji dywersyjnych, zamachów i sabotaży - uważał je za bezcelowe przelewanie krwi, z czego w dłuższej perspektywie uzysk mieli wyłącznie Sowieci. Ze stolicy wyjechał na dwa dni przed wybuchem powstania warszawskiego, które w jego przekonaniu było tragiczną pomyłką i narodowym nieszczęściem.
Studnicki podejrzewał, jaki los czeka "czołowego polskiego germanofila" w okupowanej przez Sowietów Polsce, dlatego w wieku 78 lat zdecydował się - wraz z żoną i synem - na emigrację do Wielkiej Brytanii. W Londynie spotkał się z ostracyzmem, ale publikował dalej, a swoich poglądów nigdy nie zmienił - dalej za najważniejszy cel uważał polską niepodległość i suwerenność zwłaszcza na Kresach Wschodnich - pomóc temu miała współpraca i bliski sojusz Polski z Niemcami, na który w jego przekonaniu oba państwa ze względu na geopolitykę są skazane.
Władysław Studnicki zmarł 10 stycznia 1953 roku, w wieku 85 lat.
Przy tworzeniu tekstu wykorzystano informacje zawarte w:
- P. Zychowicz, Germanofil. Władysław Studnicki. Polak, który chciał sojuszu z III Rzeszą, Dom Wydawniczy Rebis, 2020.
- P. Tanewski, Germanofil, Gazeta SGH "Życie Uczelni".
- R. Szeremetiew, Jednooki prorok historycznych ślepców, Tygodnik TVP z 19 października 2018 roku.
- Audycja pt. "Wszystko jest historią" na antenie Polskiego Radia, rozmowa z Janem Sadkiewiczem z 2 września 2018 roku.
- Kanał "Oblicza XX wieku" w serwisie YouTube - materiał pt. "Polak, który chciał sojuszu z Hitlerem".