Reklama

Mazan - niewielka, malownicza miejscowość na południu Francji, jakich wiele w Prowansji. Wąskie uliczki, domy z kamienia, łagodne wzgórza, wokół sady i winnice. Niewiele ponad 6 tys. mieszkańców. To właśnie to miejsce Gisèle Pelicot i jej mąż, Dominique, oboje dziś po siedemdziesiątce, upatrzyli sobie na jesień życia. Przeprowadzili się tu w 2013 roku z okolic Paryża, po przejściu na emeryturę. Dominique pracował m.in. jako elektryk, Gisèle przez 20 lat była menadżerką w jednej z tamtejszych firm. Wybrali dom z dużym ogrodem i basenem, nieco na uboczu. Mazan miało być ich ostoją.

Poznali się w 1971 roku, pobrali dwa lata później. Doczekali się trójki dzieci i gromadki wnucząt. Uchodzili za zgodne, szczęśliwe małżeństwo, które z każdego kryzysu wychodzi obronną ręką. Florian, najmłodszy syn pary, przekonuje, że jego dzieciństwo nie różniło się niczym od dzieciństwa jego rówieśników. Jak pozostała dwójka mówi, że ojciec był czuły i troskliwy, zawsze miał czas dla dzieci, był uprzejmy i pełen szacunku do kobiet. Dziś zadają sobie jedno pytanie: "Jak mogliśmy niczego nie zauważyć?".

Reklama

Także Gisèle żyła w przekonaniu, że ma u boku "świetnego faceta". To jej słowa. Uważała Dominique’a za kochającego męża, troskliwego ojca i czułego dziadka. Przez prawie 50 lat. Jej zdaniem wiedli spokojne, uporządkowane życie, byli jak miliony innych par. Ufała mężowi bezgranicznie. "Myślałam, że mamy mocną relację. Mieliśmy wszystko, by być szczęśliwi" - powie później przed sądem.

Nie alzheimer i nie guz mózgu

Jak opisuje "Le Monde", 2 listopada 2020 roku Gisèle udała się na komisariat w Carpentras, kilkanaście minut jazdy samochodem od Mazan, by, jak sądziła, odpowiedzieć na pytania policji dotyczące zdarzenia z 12 września, kiedy to Dominique został przyłapany na próbie upskirtingu, czyli potajemnego filmowania/robienia zdjęć kobietom od dołu, pod spódnicami. Gisèle, która przez 50 lat nie usłyszała z ust męża ani jednego obscenicznego słowa, nie zauważyła ani jednego niestosownego gestu, uznała całą sprawę za "głupi wybryk". Ostrzegła go jednak, że nie może się to powtórzyć, i poprosiła, by przeprosił kobiety, które wniosły oskarżenie. W rozmowie z policją przedstawiała go jako miłego i troskliwego mężczyznę. Funkcjonariusze jednak drążyli, poruszyli kwestię ich życia seksualnego. W końcu pokazali zdjęcia. Okazało się, że mężczyzna, z którym spędziła pół wieku, przez niemal dekadę odurzał ją, podając "koktajl" różnych leków, gwałcił i zapraszał innych, by robili to samo.

Po tym, jak Dominique "wpadł" w supermarkecie, skonfiskowano mu telefony, laptopa i dyski twarde. Funkcjonariusze znaleźli tysiące wpisów na forum, na którym mężczyźni dyskutowali o stosunkach seksualnych, które udało im się odbyć bez wiedzy partnerek, poza tym setki filmów i zdjęć opatrzonych datą, imieniem lub przydomkiem sprawcy oraz opisem czynów - dowody ok. 200 przypadków gwałtów dokonanych przez Dominique’a i ok. 80 innych mężczyzn w różnym wieku w latach 2011-2020 na Gisèle. Śledczy przyznają, że gdyby nie stanowcza reakcja pracownika ochrony, który powiadomił policję o zdarzeniu w supermarkecie, prawdopodobnie nigdy nie natrafiliby na ich ślad.  

W jednej chwili dla Gisèle wszystko stało się jasne. To stąd zaniki pamięci, chwile skrajnego zmęczenia, utrata wagi, wypadanie włosów, problemy ginekologiczne. Zdarzało jej się, że nie pamiętała poprzedniego wieczoru. Rano zastanawiała się, czy pożegnała się z dziećmi, czy skończyła oglądać film. Przestała prowadzić samochód, bo bała się, że doprowadzi do wypadku. Myślała, że to początki choroby Alzheimera albo guz mózgu. Dominique, któremu ta wersja najwyraźniej bardzo odpowiadała, woził ją do różnych specjalistów, jednak żaden nie potrafił postawić diagnozy.

Tuż po wizycie na komisariacie Gisèle zadzwoniła do córki. "Moje życie dosłownie wywróciło się do góry nogami" - wspomina młodsza z kobiet. "Matka powiedziała mi: ‘Spędziłam większość dnia na posterunku policji. Twój ojciec odurzał mnie, żeby mnie gwałcić z nieznajomymi. Zmuszono mnie do oglądania zdjęć’" - usłyszy. "To był punkt krytyczny, początek powolnego zejścia do piekła (...). Zadzwoniłam do moich braci... Nie wiedzieliśmy, co się z nami dzieje" - przytacza jej słowa "The Guardian".

Dominique został aresztowany. Gisèle spakowała do dwóch walizek wszystko, co zostało jej z 50 lat wspólnego życia, i złożyła pozew o rozwód.

Zapraszał ich do małżeńskiej sypialni. Musieli przestrzegać zasad

Proces rozpoczął się na początku września tego roku przed sądem departamentu Vaucluse w Awinionie. Akt oskarżenia wobec Dominique’a Pelicota głosi, że przez niemal dekadę, od 2011 do 2020 roku, odurzał swoją żonę lekami (nasennymi, psychotropowymi) i, gdy była nieprzytomna, gwałcił ją i oferował seks z nią innym mężczyznom, z którymi nawiązywał kontakt przez internet. Poza nim sądzonych jest 50 mężczyzn w wieku od 26 do 74 lat, których "zwerbował", a których udało się zidentyfikować po zapoznaniu się z ponad 20 tys. zdjęć i filmów z jego komputera. Wśród nich są m.in. strażnik więzienny, dziennikarz, pielęgniarz, strażak, żołnierz, kierowcy ciężarówek, pracownicy sklepów, ekspert IT pracujący dla banku - prawdziwy przekrój francuskiego społeczeństwa, jak zauważa "The New York Times". Wielu z nich mieszkało w pobliżu Mazan, wielu ma żony i dzieci, wielu nigdy wcześniej nie złamało prawa. Gisèle znała jednego z nich - czasem przychodził porozmawiać z jej mężem o wycieczkach rowerowych. "Spotykałam go od czasu do czasu w piekarni. Witałam się, nie miałam pojęcia, że przychodził mnie gwałcić" - wyzna. Śledczym nie udało się ustalić tożsamości wszystkich sprawców - ponad 30 wciąż jest na wolności.

Dominique rekrutował mężczyzn online. Pisał wprost, kogo i do czego potrzebuje. Nim przychodzili do jego domu, odurzał żonę "koktajlem" leków, po którym była nieprzytomna przez ok. siedem godzin. Wcześniej próbował skuteczności różnych dawek. Leki dodawał do jedzenia i napojów. Gisèle wspomniała, że przez tyle lat tylko jedna sytuacja wydała jej się niepokojąca - mąż podał jej pewnego razu piwo o dziwnym kolorze, a następnie wylał je do zlewu.

Jak opisuje "The Guardian", mężczyźni rozbierali się w kuchni (by uniknąć sytuacji, w której ktoś zapomni zabrać ubrań z sypialni), nie mogli palić ani używać perfum (by uniknąć "podejrzanych" zapachów), musieli mieć ciepłe ręce (aby zapobiec obudzeniu się Gisèle z powodu różnicy temperatur). Nie musieli używać prezerwatyw. Samochody, zgodnie ze wskazówkami, zostawiali na publicznym parkingu i wracali do swych domów, gdy jeszcze było ciemno. Jak upiera się Dominique, wszyscy wiedzieli, na co się piszą. Wiedzieli też, że są filmowani, bo kamera nie była ukryta. Niektórzy przychodzili kilkakrotnie.

"Nie mogli czuć się manipulowani. Nikogo nie zmuszałem, nikomu nie przykładałem pistoletu do głowy" - zarzekał się przed sądem. Zapytany, czy Gisèle mogła wyrazić zgodę na odbycie z nimi stosunków, Pelicot zaprzeczył: "Zawsze było to bez jej wiedzy". Gdy była nieprzytomna, sam też ją gwałcił. Przyznał, że odurzał ją dwa do trzech razy w tygodniu, a więc częściej, niż wskazują na to zdjęcia i nagrania.

Wśród oskarżonych są tacy, którzy przyznają się do po popełnienia przestępstwa - wiedzieli, że Gisèle została odurzona przez męża i dopuścili się gwałtu. Jednak większość nie przyznaje się do winy. Niektórzy twierdzą, że nie mieli pojęcia, że Gisèle jest pod wpływem leków, inni utrzymują, że zostali przekonani przez Dominique’a, że para lubi takie zabawy, a kobieta tylko udaje, że śpi lub dobrowolnie przyjęła leki nasenne. Jeszcze inni przekonują, że mieli "pozwolenie od męża" i uznali, że to wystarczy.

Dziennik "Le Figaro" podaje, że 35 mężczyzn stwierdziło, że nie uważa swoich czynów za gwałt, a tylko 14, skonfrontowanych ze zdjęciami, powiedziało, że żałuje. Wśród nich jest Lionel, 44-latek, ojciec trójki dzieci, który zwrócił się do Gisèle: "Przepraszam, mogę sobie tylko wyobrazić koszmar, który przeżyłaś. Jestem jego częścią. Wiem, że moje przeprosiny nie zmienią tego, co się stało, ale chciałem ci to powiedzieć".

Jeden z mężczyzn, 63-letni Jean-Pierre, skopiował sposób działania Dominique’a. Jest oskarżony o wielokrotne zgwałcenie żony. Przed sądem mówił, że Pelicot "uwolnił jego wewnętrznego demona". Prokuratorzy twierdzą, że sam Dominique został zarejestrowany na nagraniach co najmniej trzech z 12 napaści na żonę 63-latka.  

Mężczyzna o dwóch twarzach

Dominique nazywa siebie gwałcicielem. Nazywa gwałcicielami także współoskarżonych. Gdy zeznawał na procesie po raz pierwszy, prosił żonę, dzieci i wnuki o wybaczenie. Mówił, że sam w dzieciństwie został zgwałcony, a gdy był nastolatkiem, zmuszono go do udziału w gwałcie zbiorowym. Stwierdził, że namawiał żonę na swingowanie, a jej odmowa, a także trauma z dzieciństwa wywołały w nim agresję. Twierdzi, że nie otrzymywał pieniędzy w zamian za pozwolenia na gwałty na żonie, miał "czerpać przyjemność z oglądania, jak inna osoba ją dotyka". Nazwał to "uzależnieniem".

Jego linię obrony podają w wątpliwość psycholodzy i psychiatrzy. W jego historię nie wierzy również córka, która nazywa go "jednym z najgorszych przestępców seksualnych ostatnich 20 lat". Jej także ojciec miał robić zdjęcia, gdy leżała nieprzytomna w łóżku w bieliźnie.

 "To mężczyzna o dwóch twarzach" - twierdzi psycholog Annabelle Montagne, a jej słowa cytuje "Le Dauphiné Libéré". "Prezentuje się jako stabilny, szanowany i ceniony człowiek rodzinny, ale jednocześnie jest dysymulujący, ze skłonnością do transgresji w swojej seksualności" - charakteryzuje Dominique’a. Biegły psychiatra wykrył u niego parafiliczne odchylenie - skłonność do aktów seksualnych z osobami bez ich zgody, obejmującą "podglądactwo i somnofilię". Ryzyko ponownego popełnienia przez niego przestępstwa określono jako wysokie.

Policja uważa, że Dominique jest seryjnym gwałcicielem. Po jego aresztowaniu w 2020 roku powiązano go z dwiema innymi sprawami. Oskarżono go o gwałt i morderstwo 23-letniej Sophie Narme, które miało miejsce w 1991 roku w Paryżu. Mężczyzna zaprzecza, że miał z tym związek, a jego obrona wskazuje, że "oskarżenia są oparte wyłącznie na domysłach". Pelicot został również oskarżony o usiłowanie gwałtu w Seine-et-Marne w 1999 roku. 19-latce udało się uciec. W tym przypadku materiał DNA pasuje do DNA Pelicota. Jak zwracają uwagę służby, obie kobiety były agentkami nieruchomości. Obie zostały odurzone eterem podczas wizyty w mieszkaniu, a swego czasu Dominique zajmował się kupnem i sprzedażą nieruchomości.  

"Nawet anonimowy telefon mógłby uratować mi życie"

Zgodnie z francuskimi przepisami Gisèle mogła uniknąć otwartego procesu i pozostawić swoją historię za zamkniętymi drzwiami. Zrezygnowała jednak z prawa do anonimowości dla wszystkich kobiet i po to, by zaalarmować opinię publiczną w kwestii nadużyć seksualnych. Dziś towarzyszą jej kamery i fotoreporterzy. Media, nie tylko w kraju, relacjonują każdą kolejną rozprawę, cytują prokuratorów, oskarżonych i obrońców, opisują kolejne mrożące krew w żyłach wątki. Wszędzie pada nazwisko Pelicot, bo choć Gisèle rozwiodła się z mężem i zmieniła nazwisko, podczas procesu posługuje się nazwiskiem Dominique’a, by, jak tłumaczy, opinia publiczna zachowała je w pamięci. Podkreśla, że to nie ona musi się wstydzić, a oskarżeni mężczyźni. 

"Zostałam złożona w ofierze na ołtarzu występku. Patrzyli na mnie jak na szmacianą lalkę, jak na worek na śmieci" - przyznaje ze smutkiem. Stanowczo odrzuca twierdzenia tych oskarżonych, którzy mówią, że zostali zmanipulowani do współudziału przez Dominique’a. "Ci mężczyźni weszli do mojego domu, przestrzegali narzuconego protokołu. Nie zgwałcili mnie z przystawionym pistoletem do głowy. Zgwałcili mnie z czystym sumieniem. Dlaczego nie poszli na policję? Nawet anonimowy telefon mógłby uratować mi życie" - zauważa. Podkreśla, że nigdy, nawet przez sekundę, nie wyraziła zgody na stosunek z którymkolwiek z oskarżonych. Dominique potwierdza, że wszystko działo się bez jej wiedzy.

Pod adresem Gisèle pojawiły się zarzuty, że podczas procesu jest zbyt spokojna. Tłumaczy, że spokojne zachowanie maskuje "pole spustoszenia", jakie wywołało zdarzenie sprzed czterech lat, gdy dowiedziała się o tym, co działo się w jej domu i czego padła ofiarą. Gdy usłyszała o ustaleniach policji, myślała o popełnieniu samobójstwa. Dziś, powoli, z pomocą dzieci i przyjaciół, odbudowuje swoje życie. Choć przyznaje, że jest to bardzo trudne, straciła przecież 10 lat życia. "Elewacja jest solidna, ale w środku to pole gruzu" - mówiła przed sądem. Niedawno sąd zgodził się, by na sali odtworzyć obciążające mężczyzn nagrania. Nalegała na to sama Gisèle.

Proces ma potrwać do połowy grudnia. Oskarżonym grozi kara do 20 lat więzienia.

Sprawa, która zmienia Francję

Na ulice francuskich miast wychodzą tysiące osób, które wspierają Gisèle, a przy tym domagają się zmian w prawie. "Wszyscy jesteśmy Gisèle", "Widzimy cię, gwałcicielu, wierzymy ci, ofiaro" - skandują. Na budynku sądu w Marsylii aktywiści wywiesili napis: "Wstyd musi zmienić stronę". W Rennes jedną z protestujących uchwycono z przekreślonym napisem "Chroń swoje córki". Przekreślone nie zostało zdanie: "Edukuj swojego syna".

Wśród protestujących są też mężczyźni. "Kiedy przeczytałem tę historię, poczułem obrzydzenie, nawet obrzydzenie z powodu, że jestem mężczyzną" - cytuje 26-letniego Stéphane’a Bouffereta "Le Monde". "Przestańmy traktować ciała kobiet jak przedmioty, którymi dysponujemy" - głosił z kolei tekst podpisany przez ponad 170 mężczyzn i opublikowany w "Libération". "Przestańmy myśleć, że istnieje pewna męska natura, która usprawiedliwia nasze zachowanie. Przestańmy utrwalać klub chłopców i chronić naszych rówieśników" - apelują.

Sprawa Gisèle rzuca światło na ogromny problem we Francji - zauważają media.

"We Francji mamy bardzo silną kulturę gwałtu" - wskazuje Valentine Rioufol, wiceprezeska grupy Dare To Be Feminist. "Czas, aby system sprawiedliwości wykonał swoją pracę"- zaznacza. Jej słowa przytacza NBC News. Stacja przywołuje też wypowiedzi innej aktywistki, Anne-Cécile Mailfert, prezeski Fondation des Femmes, która zauważa, że od czasu, gdy ruch #MeToo podniósł świadomość na temat przemocy seksualnej, liczba zgłoszeń gwałtów we Francji prawie się podwoiła, ale w 2021 roku śledczy zajęli się tylko 6 proc. z nich. Podaje, że obecnie we Francji jest mniej wyroków skazujących za gwałt niż w 2007 roku.

Głośny proces sprowokował w kraju powrót debaty na temat zmian w prawie, a dokładnie - zmiany definicji gwałtu. Zgodnie z aktualną treścią francuskiego kodeksu karnego gwałtem jest "wszelki akt penetracji seksualnej" popełniony przy użyciu "przemocy, przymusu, groźby bądź zaskoczenia". Kobiety, w tym część francuskich parlamentarzystek, domagają się wprowadzenia wyraźnego zapisu o tym, że każdy seks bez zgody jest gwałtem, że zgodę można wycofać w dowolnym momencie i że nie może być mowy o zgodzie, jeśli do stosunku dochodzi w sytuacji, w której ofiara jest odurzona lub jej osąd jest w inny sposób ograniczony. Pomysł redefinicji gwałtu popiera nowy minister sprawiedliwości Francji, Didier Migaud.

***

Jeśli doświadczyłaś/doświadczyłeś przemocy seksualnej, tu możesz szukać wsparcia:

22 828 11 12 - Telefon Zaufania dla Ofiar i Sprawców Przemocy Seksualnej,

801 120 002 - Ogólnopolski Telefon dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia",

600 070 717 - Telefon zaufania dla kobiet doświadczających przemocy w rodzinie,

888 883 388 -  Telefon przeciwprzemocowy dla kobiet Fundacji Feminoteka.