Reklama

Saariselkä to mała miejscowość na północy Finlandii. Znajduje się 250 km na północ za kołem podbiegunowym. Dzięki temu szczęśliwcy mogą zaobserwować zorzę polarną, którą widać tylko w tej części świata. Wysiadam na przystanku autobusowym i od razu naciągam na głowę kaptur. Termometr wskazuje 25 stopni na minusie. Jest 9 grudnia i do świąt zostały dwa tygodnie.

Z Olą spotykam się w restauracji, która przypomina domek Świętego Mikołaja. Wszystko jest z drewna, w oknach wiszą ciężkie czerwone zasłony. Na każdym stole stoi mała choinka albo stroik. W kominku tańczy ogień. Pytam Olę, czemu zdecydowała się zacząć pracę akurat w Laponii?

Reklama

- Szukałam pracy w Finlandii, bo tu pracował mój ówczesny chłopak. Przypomniało mi się, że moja ciocia opowiadała kiedyś o wizycie w krainie Świętego Mikołaja. Byłam wtedy małą dziewczynką i marzyłam, żeby kiedyś tam pojechać. Pomyślałam, że lepszej okazji nie będzie.

Karolina Olejak: Ciężko było znaleźć pracę?

Aleksandra Skolimowska: Nie, to miejscowość turystyczna, więc wszystkie hotele i restauracje szukają pracowników sezonowych. Ja swoją znalazłam przez pośrednika. Pracuje tu dużo osób z zagranicy. Wielkiej Brytanii, Włoch. Mamy 40-letniego Hiszpana, który dopiero tu zobaczył śnieg.

Finowie też tu pracują?

Tak, jest też dużo Finów z południa. Oni też przyjeżdżają tu za pracą. Głównie studenci.

Stereotyp "zimnego" Fina się sprawdza?

Mieszkam z dwoma Finkami. Dziewczyny są swoim przeciwieństwem. Jedna jest bardzo zamknięta, a druga mówi właściwie bez przerwy. Jednak ta druga też potwierdza ten stereotyp.

W jaki sposób?

Często opowiada, że Finowie mają problem z otwartością. Nie lubi w nich tego. Większość to indywidualiści, którzy raczej nie wchodzą w głębsze relacje, poza najbliższą rodziną. Zresztą nawet z naszą współlokatorką złapała kontakt dopiero po miesiącu.

A ludzie z pracy?

Wszyscy są bardzo pomocni. Gdy zachorowałam, to proponowali pomoc z umówieniem wizyty u lekarza, czy zakupem leków, ale to było raczej powierzchowne. Nie wychodzimy razem na piwo czy rozmowy. Każdy kończy pracę i wraca do siebie.

Za oknem jest ciemno, zerkam na zegarek. Dziwię się, bo jest dopiero kilka minut po 14:00.

- To normalne. Mamy 3 godziny dnia. Jasno robi się dopiero po 11:00, a po 14 znowu jest ciemno. W listopadzie słońce zaszło na ponad miesiąc. W grudniu w ogóle go nie ma. Dzień jest szaro-biały. Jasno jest głównie dzięki temu, że mamy dużo śniegu - wyjaśnia Ola.

Ciężko jest tak funkcjonować?

- Na początku miałam duży problem z aklimatyzacją. Trudno wstać, gdy za oknem jest całkiem ciemno. W hotelu często pracujemy na rano i wieczór, więc łatwo przegapić to trzygodzinne okno. Czasem wydaje mi się, że minęły dwa dni.

Do tego jest bardzo zimno.

- Wiedziałam, że trzeba się tego spodziewać, ale jednak człowiek musi przyzwyczaić się do temperatury minus 25 stopni.

Co cię zaskoczyło?

- Że między temperaturą minus 22 a 25 stopni jest ogromna różnica. Przy tej pierwszej można jeździć na desce, spokojnie pobyć na dworze. Przy drugiej odczuwa się to znacznie inaczej. Teraz gdy jest minus 10, to jest mi ciepło.

Jak Finowie spędzają święta?

- Podobnie jak my. Jest kolacja wigilijna i później rodzinne dwa dni. W Saariselce klimat czuć przez cały grudzień. To turystyczna miejscowość, więc wszędzie są dekoracje i biura oferujące zimowe aktywności.

Jakie?

- Można zobaczyć renifery, odwiedzić św. Mikołaja, albo przejechać się zaprzęgiem psów husky. One mieszkają na specjalnych farmach.

Byłaś na takiej?

- Pracowałam na jednej z nich.

Płacili ci za głaskanie pięknych psów?

- Nie do końca, chociaż moim obowiązkiem było również głaskanie (śmiech). To był wolontariat. Opiekowałam się 80 psami. Karmiliśmy je, sprzątaliśmy po nich. Trzeba było też je wybiegać.

Jak wybiegać 80 psów husky?

- Te psy kochają ruch. Zawsze powtarzam tym, którzy martwią się, że zaprzęgi je męczą, że jest przeciwnie. Większość z nich piszczała i prosiła, żeby pozwolić im biegać. Bardzo chciały, żeby je zabierać. Zresztą w saniach jest specjalne miejsce. Gdy jeden z piesków się zmęczy, to może tam odpocząć.

Dużo kosztuje taka przejażdżka?

- od100 do 200 euro. To sporo, ale ten świat jest bardzo skomercjalizowany.

Co masz na myśli?

Właścicielka farmy, na której pracowałam, dziwiła się, że ludzie biorą udział w niektórych atrakcjach. Biura podróży organizują jednodniowe wycieczki, głównie z Wielkiej Brytanii. W kilka godzin rodzina "obskakuje" zaprzęg, biuro Świętego Mikołaja, renifery.

Jak wygląda takie biuro?

Wioska Świętego Mikołaja jest w Rovaniemi. Byłam tam, ale trafiłam na moment, gdy nie było jeszcze wielu turystów, nie wszystko działało na pełnych obrotach. Nie czułam szczególnej atmosfery.

Spotkałaś grubego, starszego pana?

Nawet dwóch, więc czułam się zawiedziona (śmiech).

To któremu wręczyłaś list?

Jeden z nich właśnie gdzieś szedł. Powiedział, że odwiedzi mnie w Polsce. Za zdjęcie z drugim trzeba już było zapłacić.

No i magia świąt pryska.

Tak za wszystko trzeba zapłacić: za pogłaskanie renifera, wyprowadzenie psa czy zdjęcie z Mikołajem. Niektóre miejscowości żyją z tego. Saariselkä, w której jesteśmy, "zamyka się" w październiku i maju. Zimą zarabia się na świętach, latem mają inne atrakcje. Pomiędzy nie ma co robić.

Zostaniesz tu?

Jeszcze nie wiem, co będę robić dalej. Planuję odwiedzić psy, z którymi pracowałam. To 200 kilometrów stąd. Później jeszcze nie wiem. Zobaczę. Może teraz poszukam cieplejszych miejsc, na innym końcu świata.

Wychodzimy z restauracji, śnieg trzaska pod naszymi stopami. Jest naprawdę zimno, ale widok uroczych, fińskich domków w śniegu wart jest poświęcenia zmarzniętych policzków.