Reklama

On ma 36 lat, ona skończyła 31. Dwanaście lat temu poznali się na studiach, gdzie razem studiowali ratownictwo medyczne. Studia ukończyli jako małżeństwo, które nie chciało szukać wrażeń w wielkomiejskich klubach i innych atrakcjach, które pociągają zazwyczaj młodych.

Na pograniczu Doliny Bobru i Borów Dolnośląskich postanowili wybudować dom i na stałe osiedlić się na wsi. Pomysł, jaki od dawna kiełkował w głowie Łukasza, wciąż czekał, jednak wiedział, że przyjdzie czas na jego realizację - gdzieś pomiędzy pracą zawodową a rodziną i dziećmi.

O hodowli pszczół nie marzy typowy trzydziestolatek

Reklama

Łukasz od dawna interesował się pszczelarstwem. Aby nawiązać z nimi bliższy kontakt, marzył od dawna, ale dwa kierunki studiów i praca zawodowa skutecznie utrudniała mu realizację tego planu. Doskonale wiedział, że im dłużej będzie zwlekał ze swoim marzeniem, tym trudniej będzie mu je zrealizować - a to już typowe dla ludzi w jego wieku, którzy codziennie wychodzą do pracy, a po powrocie czekają na nich dzieci i żona potrzebujący uwagi. Spełnianie marzeń odkładają na później.

Z karetki do ula wcale nie jest tak daleko

Kiedy rozmawiam z Łukaszem i Karoliną, jestem zdumiona, że dwoje ludzi, którzy ukończyli studia medyczne - a robili je z pasji - tak mocno skręcili z drogi, którą wstępnie obrali.

- Z karetki do ula jest daleko, a zarazem blisko. Człowiek zawsze trudnił się zbieractwem. Czy to owoce, warzywa, czy runo leśne - we wszystkim poszukiwał pożywienia, ale także lekarstw, a ziołolecznictwo jest tego doskonałym przykładem i tak w końcu natrafił na barć, odkrywając pszczoły, a co za tym idzie pszczeli pyłek czy miód. Przez dekady my, ludzie, sprawdzaliśmy i badaliśmy, jak jedzenie miodu wpływa na pracę organizmu i obserwowaliśmy jego prozdrowotne działanie. To właśnie dlatego myślę, że to wcale nie jest tak daleka droga - i tu, i tu chodzi o nasze zdrowie.

Tylko ludzie i pszczoły sami produkują pożywienie, które później zjadają

Kiedy Łukasz opowiada o swoim życiu pełnym pszczół, słychać nie tylko profesjonalizm i pasję. Fascynacja, z jaką opowiada o pszczołach, sprawia, że obraz tych owadów rozszerza się poza ich żądła i strach, jaki wywołują w niejednym człowieku.

- Większość zwierząt żywi się pokarmem, który znajdzie albo upoluje. Są też takie, które trzeba karmić, bo nie przetrwałyby bez ręki człowieka. A pszczoły, tak jak ludzie, nie tylko produkują pożywienie, ale same też je jedzą - są zatem samowystarczalne. A oprócz tego, o czym niestety coraz częściej zapominamy, to właśnie one pośrednio sprawiają, że my jako ludzie, mamy w ogóle możliwość przygotować sobie posiłek - opowiada Łukasz.

Piwnicę przerobili na pracownię, w której produkują miód

To marzenie Łukasz i Karolina zrealizowali, stawiając ule przy swoim rodzinnym domu i w lesie tuż obok niego. Łukasz nie poprzestał na kilku - wybudował ich pięćdziesiąt. To właśnie kwestie zdrowotne sprawiły, że postanowili pozyskiwać swój własny miód.

- To wcale nie jest dużo! Zakładając pasiekę, przede wszystkim założyłem, że wszystko musi się odbyć zgodnie z poszanowaniem pszczół, ale też z zachowaniem tradycji i starego rzemiosła pszczelarskiego, którego musiałem w praktyce nauczyć się sam. Tu zadziałało to samo, co działało, kiedy uczyłem się grać na gitarze - metoda prób i błędów. I nie same pszczoły były wyzwaniem, ale to, gdzie ten miód robić!

Karolina i Łukasz, by produkować swój własny miód, przerobili piwnicę na pracownię. To właśnie tam odbywa się cały proces przygotowania miodu - począwszy od kremowania, tworzenia swoich własnych receptur i przelewania go do słoików.

- Oprócz tradycyjnych miodów robimy także ten z dodatkami. Do miodu kremowanego dodajemy różnych ziół, przypraw i owoców. Opieramy się o wiedzę, która przecież istnieje od wielu lat, a która na szczęście wraca do łask. Wydaje mi się, że wszyscy mamy już trochę dość napompowanego jedzenia, cudownych tabletek na wszystko i niestety - zalewających nas zewsząd zanieczyszczeń. My nie chcemy tego ani dla siebie, ani dla naszych dzieci - mówią zgodnie Karolina i Łukasz.

Tabletka nie jest zawsze potrzebna. Mamy inne możliwości

W czasach, kiedy apteki po brzegi wypchane są specyfikami na każdą dolegliwość -  kaszel, gorączkę, kłopoty ze snem, zapominamy o profilaktyce. Wydaje się, że skoro na każdą chorobę czy ból dostępne są szybkodziałające leki, nasze świadome starania o utrzymanie zdrowia są spychane na dalszy plan.

Ponad dwie trzecie Polaków regularnie przyjmuje suplementy diety, a prawie połowa z nas kupuje je co najmniej raz w miesiącu. Rocznie z budżetu wszystkich mieszkańców naszego kraju na takie preparaty przeznaczamy ponad 6 miliardów złotych.

- To nie jest żadna magia ani czary-mary. Tak, jak w aptece możesz kupić zioła na konkretne dolegliwości i one działają, tak samo powinniśmy korzystać z dobrodziejstw innych produktów, jakim jest na przykład miód. Nie jesteśmy fanatykami, bo doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że są jednostki chorobowe, które wymagają konsultacji z lekarzem, wymagają operacji czy przyjmowania leków. Niestety trend związany z tym, że w aptece dostajemy preparaty na każdą dolegliwość, budzi w nas przerażenie. Chcesz schudnąć? Masz tabletkę. Chcesz się wysypiać? Masz tabletkę. Coraz rzadziej myślimy o tym, czym tak naprawdę karmimy swoje ciała. Co robimy, by były one zdrowe i sprawniejsze dłużej. Jest dostępnych wiele badań naukowych, które udowodniły lecznicze działanie miodu. Kojarzymy go z dodatkiem do herbaty, kiedy jesteśmy przeziębieni. A przecież miód działa również na proces gojenia się ran, obniża ciśnienie krwi, leczy schorzenia dróg żółciowych i hamuje procesy miażdżycowe - wymienia Łukasz.

- Uważam, że za bardzo szukamy cudownych specyfików, a zapominamy, że naprawdę dobre rzeczy mamy tuż przed nosem - dodaje Karolina.

Żądlą mnie kilkanaście razy dziennie. Jestem przygotowany

Chociaż mówi się, że rozdrażniona pszczoła nie użądli, to okazuje się, że drażni je kilka rzeczy. Pszczoły są niezwykle czułe na zmiany pogody, zapachy oraz hałas. Użądlenie przez pszczołę może wywołać nieprzyjemne objawy, takie jak obrzęk w miejscu użądlenia, ból czy uczucie drętwienia.

U osób uczulonych na jad pszczół po użądleniu może dojść do wstrząsu anafilaktycznego -  silnej reakcji alergicznej, która prowadzi do spadku ciśnienia tętniczego krwi, uogólnionego obrzęku, a nawet do nagłego zatrzymania krążenia. Reakcje alergiczne mogą wywoływać także produkty, które od pszczół pochodzą: pyłek, miody czy propolis.

Badania dowodzą, że na wstrząs anafilaktyczny najbardziej narażone są osoby, które często są żądlone przez pszczoły, w tym właśnie pszczelarze. Łukasz i Karolina nie są wyjątkiem, bo chociaż ze swoimi pszczołami żyją w zgodzie, to też bywają ich ofiarami.

- Co najmniej dziesięć użądleń dziennie, to jest norma. Karolinę też żądlą, ale dzielnie to znosi - śmieje się Łukasz. - Jesteśmy oczywiście na to odpowiednio przygotowani, posiadamy ampułko-strzykawkę z adrenaliną. Tu zdecydowanie opieramy się na medycynie konwencjonalnej, dlatego na pasieczysko zawsze chodzę z lekiem.

- Dzieci też z nami chodzą, są oczywiście odpowiednio ubrane. Dla nich jest to naprawdę fascynujące, kiedy mogą posłuchać i poobserwować pszczoły w trakcie pracy. Oswajają się z nimi. Wiedzą, że pszczoły są dla człowieka bardzo cenne i nie należy ich krzywdzić. Ale nie tylko o pszczoły tutaj chodzi, ponieważ one wiedzą, że każde stworzenie, bez wyjątku, za coś odpowiada i ma swoją określoną rolę do wypełnienia, dlatego nie depczą mrówek, nie łapią motyli i nie gonią pszczół z łapkami na muchy - dodaje Karolina.

Kiedy wkładam głowę do ula, znikają wszystkie problemy

Pszczoły to nie tylko miód i pyłek, który przynosi wiele korzyści zdrowotnych dla organizmu człowieka. Łukasz i Karolina w swojej Pasiece Na Wzgórzu - bo tak nazwali to miejsce, szukają przede wszystkim odpoczynku i możliwości zrzucenia z siebie wszystkich stresów, z jakimi mierzą się każdego dnia - jako rodzice, partnerzy i pracownicy.

- Aromat ula i dźwięk, jaki wydają z siebie pszczoły - są niezwykle kojące. Podczas gdy niektórzy chwytają za łapkę na muchy, by zabić bzyczącą im po pokoju pszczołę, my idziemy do pasieki po to, by właśnie tego bzyczenia posłuchać. Ten dźwięk jest niezwykle kojący i odprężający, tak samo jak zapach unoszący się nad pasieką, który dodatkowo korzystnie wpływa na drogi oddechowe. Jak mam po pracy zszargane nerwy, to nic nie działa na mnie lepiej jak wsadzenie głowy do ula. Wszystkie problemy znikają, dlatego apiterapia staje się coraz bardziej popularna.

Apiterapia jest niekonwencjonalną metodą leczenia, która sprawdza się w przypadku chorób układu oddechowego i pokarmowego. Stosowanie miodów dostarcza nie tylko witamin, ale także fitosteroli i składników mineralnych. Udowodniono działanie miodów na schorzenia układu moczowego, krwionośnego czy nerwowego.

Jedną z form apiterapii jest uloterapia. Sesja polega na przebywaniu w pomieszczeniu wraz z pszczołami (odpowiednio zabezpieczonymi), a działaniem leczniczym jest powietrze ulowe.  Feromony pszczele to olejki eteryczne, które mają działanie przeciwbakteryjne i przeciwgrzybicze. Jednym z nich jest nerol - olejek, który wykazuje działanie antydepresyjne, uspokajające, a także reguluje napięcie, jakie towarzyszy kobietom w trakcie menopauzy.

To jednak nie wszystko, bowiem zapach oraz dźwięk pszczół wspiera leczenie bezsenności, zmniejsza napięcie mięśniowe powstałe w wyniku stresu, a także łagodzi objawy bólowe ze strony układu mięśniowego i stawów.

- Domek do uloterapii też wybuduję, na to też jest plan - przyznaje z uśmiechem Łukasz.