Kajman szerokopyski (Caiman latirostris) - gad z rodziny aligatorowatych - jest teoretycznie gatunkiem najmniejszej troski (least concern - LC). Jednak tylko teoretycznie. Od 2023 roku objęty bowiem został załącznikiem II konwencji waszyngtońskiej (CITES).
Mimo ochrony krokodyli, ich liczebność ciągle spada. W najgorszej sytuacji są krokodyle syjamskie, których pozostało już tylko od ok. 500 do 1000. Szacuje się też, że żyje jedynie 4000 krokodyli kubańskich. Zagrożone wyginięciem są również m.in. kajman chiński, krokodylowy i czarny oraz krokodyl amerykański, nilowy, filipiński, syjamski, orinokański. Kajman szerokopyski, który już raz znalazł się na liście zagrożonych, po czym jego populację odbudowano, teraz ponownie zalicza drastyczny spadek.
Zagrożenia dla gatunku wydają się oczywiste: degradacja środowiska naturalnego, budowa dużych zapór przy elektrowniach wodnych, nielegalne polowania.
Wprawdzie dziką populację tych osiągających nawet ponad dwa i pół metra długości zwierząt szacuje się na od 250 do 500 tysięcy osobników, to jednak w niektórych miejscach ubywa ich szybko. Północna Argentyna, Boliwia, Paragwaj, Urugwaj - to w miarę bezpieczne terytoria. Południowo-wschodnia Brazylia przyjazna im niestety nie jest.
Badania nad kajmanami brazylijskiego biologa dra Ricardo Freitasa opisał przed paroma tygodniami reporter AFP Louis Genot. Był przy odłowieniu jednego okazu w wodach laguny Jacarepaguá, rozległej dzielnicy miejskiej na zachodnich przedmieściach Rio de Janeiro, której nazwa w rdzennym języku Tupi-Guarani oznacza "Dolinę Kajmanów".
Dr Freitas, niczym nieustraszony Krokodyl Dundee, złapał gada ciemną nocą, a następnie wciągnął na małą drewnianą łódkę. Niezrażony ostrymi zębami, chwycił zwierzę za pysk i owinął go czarną opaską. W ten sposób mógł bezpiecznie obejrzeć drapieżnika.
Kajman doskonale czuje się w tych wodach, choć w Jacarepaguá nie ma już śladów zielonej doliny ani tropikalnego lasu: jest za to coraz bardziej betonowa dżungla z ekskluzywnymi wieżowcami otaczającymi lagunę i dziesiątkami tysięcy ścieków odprowadzanymi przez mieszkańców.
Swoją łodzią biolog pływa po śmierdzącej wodzie bezpośrednio przed rozległą wioską olimpijską, która była domem dla sportowców uczestniczących w igrzyskach olimpijskich w Rio w 2016 roku.
44-letni Freitas jest pełen obaw o przyszłość tego starożytnego gatunku w dobie szalejącej urbanizacji: - Grozi im wyginięcie.
Brazylijski biolog szacuje, że w regionie żyje około 5000 kajmanów szerokopyskich. A liczba ta wciąż spada. Jednym z głównych powodów jest - według niego - zanikająca możliwość rozrodu. 85 procent badanych przez niego okazów to samce.
- Kajmany składają jaja na wyjątkowo zanieczyszczonych obszarach, gdzie temperatura wody jest wyższa, niż powinna. To zwiększa prawdopodobieństwo, że potomstwo będzie płci męskiej - wyjaśnia.
- To gatunek, w przypadku którego płeć zależy od temperatury inkubacji jaj... Tutaj woda jest cieplejsza ze względu na wszystkie rozkładające się śmieci.
Aby z jaj wykluwały się krokodyle płci męskiej, temperatura w gnieździe powinna wahać się między 31,7 a 34,5 st. Celsjusza. Jeśli jest niższa lub wyższa, to z lęgu pochodzić będą tylko osobniki płci żeńskiej. Temperatura wahająca się pomiędzy oboma ekstremami wpływa na równowagę płci u wylęgających się osobników.
To zagraża oczywiście całemu ekosystemowi, nie tylko kajmanom. Drapieżne gady znajdują się na szczycie łańcucha pokarmowego, są kluczem do utrzymania równowagi między gatunkami. Bez kajmanów różnorodność biologiczna tego obszaru zostanie całkowicie zagrożona.
Ricardo Freitas bada te wody od ponad 20 lat. Kierując małą grupą zajmującą się ochroną przyrody o nazwie Jacare Institute, zebrał i zarejestrował dane dotyczące ponad 1000 kajmanów.
Na pokładzie łodzi waży, mierzy i pobiera próbki gadów, aby przeanalizować je pod kątem poziomu skażenia ołowiem, rtęcią i innymi metalami ciężkimi.
Sprawdza także ich żołądki, aby zobaczyć, co jadły. - Znalazłem w nich wszelkiego rodzaju odpady: plastikowe torby, kawałki puszek, kapsle, a nawet prezerwatywy - mówi.
Gwałtowna urbanizacja stale ogranicza naturalne siedliska kajmanów, wciąga zwierzęta do obszarów mieszkalnych w poszukiwaniu pożywienia.
W kanale biegnącym przez Terreirao, dzielnicę robotniczą, kajmany dosłownie pływają w śmieciach. Jeden z nich smutno wystawił tylko na pysk nad dywan odpadów w wodzie, w tym rozczłonkowaną lalkę i sflaczałą piłkę nożną.
- To smutne widzieć je pośród tego całego szlamu. Trochę przerażające jest mieszkać tak blisko nich, ale prawie nigdy nie wychodzą z wody - powiedziała 34-letnia mieszkanka dzielnicy Regina Carvalho.
Mniej bezpiecznie robi się kiedy kanał wylewa. Miejscowym zdarza się wówczas stanąć oko w oko z dzikimi zwierzętami. Ale 58-letni sklepikarz Alex Ribeiro twierdzi, że nigdy nie słyszał o atakach.
- Prowizoryczne rury kanalizacyjne z domów opróżniane są wprost do kanału - powiedział. - Można sobie wyobrazić poziom zanieczyszczeń, na jakie narażone są kajmany.
Ale drapieżne gady nie są jedynymi toczącymi bój o przetrwanie pośród śmieci zostawianych przez człowieka. Po przeciwnej stronie świata, w pakistańskim Karaczi nad brzegiem Morza Arabskiego, gwałtownie maleje liczba żółwi zielonych (Chelonia mydas).
- Bycie człowiekiem to nie tylko kochanie drugiego człowieka. Te zwierzęta również wymagają uwagi i miłości - powiedział Ashfaq Ali Memon, kierownik ds. dzikiej przyrody morskiej w Departamencie Dzikiej Przyrody prowincji Sindh, który wraz z innymi ekologami stoi na straży ostatniego żyjącego w Pakistanie gatunku żółwia morskiego.
Strażnicy pilnują plaży Sandspit, która jest ulubionym miejscem wypoczynku 22 milionów mieszkańców miasta, a także najważniejszym siedliskiem zagrożonych wyginięciem pakistańskich żółwi zielonych.
Ośmiokilometrowy odcinek plaży jest nieustannie naruszany przez budowę betonowych domów, które metr po metrze wgryzają się w pas piasku, dokładnie tam, gdzie gniazdują żółwie.
- Kiedyś zobaczyłam, jak ktoś przeszkadza żółwicy składającej jaja. Uciekła dla bezpieczeństwa, zostawiając za sobą ślad jaj. To była bardzo bolesna scena - opowiada Haseen Bano, żona Memona, która wspiera pracę wolontariuszy.
Żółwie morskie, do których zalicza się także żółw zielony, pokonują ogromne odległości w oceanach świata od ponad 100 milionów lat. Niestety działalność człowieka przechyliła szalę przeciwko przetrwaniu tych starożytnych stworzeń - alarmuje World Wildlife Fund.
Do początku XXI wieku plaże pakistańskiego wybrzeża arabskiego były siedliskiem lęgowym pięciu zagrożonych gatunków żółwi.
Teraz tylko żółwie zielone docierają do brzegu, aby złożyć jaja zaledwie na dwóch plażach w Karaczi i na niezamieszkanych wyspach w prowincji Beludżystan.
Oprócz prac budowlanych, hałasu i zanieczyszczenia śmieciami WWF Pakistan zauważył również inne zagrożenie - opary oleju napędowego i benzyny powodują deformacje u piskląt.
Oprócz poważnych zakłóceń w ich siedliskach lęgowych co roku tysiące żółwi zostaje rannych lub zabitych w sieciach rybackich.
Żółwie zielone, nazwane tak ze względu na kolor tkanki tłuszczowej, są klasyfikowane jako zagrożone na całym świecie.
Departament Dzikiej Przyrody Sindh zatrudnia zespół sześciu wolontariuszy, opłacanych według zmiennych datków, którzy patrolują plaże po zmroku w okresie lęgowym od sierpnia do stycznia.
- Kiedy żółwie przybywają do dołów, wolontariusze są obecni, aby się nimi zaopiekować. Pilnują, żeby nikt im nie przeszkadzał - wyjaśnia Amir Khan.
W noc, podczas której reporter towarzyszył wolontariuszom, zebrano 88 jaj wielkości piłek golfowych i delikatnie przewieziono do chronionego ośrodka na wybrzeżu, gdzie ponownie zakopano w piasku na okres lęgowy trwający 45-60 dni, z dala od niebezpieczeństwa ze strony bezpańskich psów, mangust i węży.
W międzyczasie ochotnicy zebrali do pojemników młode żółwie w wieku zaledwie kilku godzin i o długości najwyżej pięciu centymetrów, a następnie wypuścili je pojedynczo do morza.
Dane na temat liczby żółwi zielonych w Pakistanie nie są dostępne. W 2022 roku ekologom udało się zabezpieczyć wyklucie 30 tysięcy jaj. W ubiegłym, do połowy sezonu, liczba przekroczyła 25 tysięcy.
Khan nie ma wątpliwości, że te "żywe dinozaury" będą w dalszym ciągu walczyć z przyspieszającym rozrostem miast i niebezpieczeństwami stwarzanymi przez rybaków.
- Dobrze jest opiekować się tymi żółwiami, dodają one uroku naszej plaży - powiedział Mohammad Javed, 29-letni wolontariusz.
Żółwie morskie doświadczają tego samego problemu co kajmany w Brazylii. Z badań przeprowadzonych w Al Ghayḑah we wschodnim Jemenie wynika, że w ostatnich latach rodzi się więcej osobników jednej płci. Inaczej jednak niż u kajmanów przeważają samice. To też oczywiście wynik zmian temperatur. W przypadku żółwi zielonych magiczną granicą jest 29,3 st. C. Jeśli jest wyższa na świat przychodzą samice.
- Samic żółwi morskich jest o 90 procent więcej niż samców - powiedział Jamal Baouzir, dyrektor wydziału różnorodności biologicznej na Uniwersytecie w Adenie.
Poważna nierównowaga płci będzie się utrzymywać, aż może doprowadzić do całkowitego wyginięcia żółwi morskich w Jemenie "w nadchodzących latach".
Działacz na rzecz ochrony środowiska Hafiz Kelshat potwierdził, że w ostatnich latach odsetek samców "znacznie spadł". - Większość młodych żółwi to samice, a to za sprawą zmian temperatury - powiedział.
Problem widać szczególnie latem, jest to moment, w którym z jaj żółwi morskich zaczynają wykluwać się samice. Nierównowaga płci pogłębia się z każdym rokiem, gdy na Półwyspie Arabskim, jednym z najgorętszych regionów świata, następują coraz dłuższe okresy ekstremalnych upałów.
Problem nie dotyczy wyłącznie Jemenu, targanego przez prawie dekadę wyniszczającą wojną domową, która spowodowała jedną z najgorszych tragedii humanitarnych na świecie.
Od stanu Floryda w USA po Wielką Rafę Koralową w Australii liczba samców żółwi morskich maleje z powodu zmian klimatycznych.
W 2018 roku amerykańscy badacze odkryli, że rosnące temperatury oznaczają, że większość z 200 tysięcy żółwi zielonych żyjących w północnej Wielkiej Rafie Koralowej to samice.
Jemen, wciśnięty pomiędzy Morze Czerwone a Ocean Indyjski, może poszczycić się bogatą różnorodnością siedlisk przyrodniczych i gatunków, z których wiele nie występuje nigdzie indziej na świecie.
Jednak globalne ocieplenie coraz bardziej zagraża jej bioróżnorodności. Według naukowców z Uniwersytetu Notre Dame w amerykańskim stanie Indiana Jemen jest jednym z krajów regionu najbardziej wrażliwych na zmiany klimatyczne.
Ekstremalne upały i rosnąca zmienność opadów prowadzące zarówno do suszy, jak i gwałtownych powodzi to jedne z wyzwań prognozowanych dla najbiedniejszego kraju Półwyspu Arabskiego.
Baouzir stwierdził, że aby zaradzić pogłębiającej się nierównowadze płci, władze powinny utworzyć "wyspecjalizowany zespół, który będzie monitorował żółwie w ich miejscach lęgowych i umieszczał jaja w odpowiednich inkubatorach", aby spłodzić potomstwo płci męskiej.
Zapewnienie osłon przeciwsłonecznych na plażach mogłoby również pomóc w obniżeniu temperatury piasku i zwiększeniu liczby piskląt płci męskiej.
Jednak ochrona środowiska zeszła na dalszy plan w obliczu wojny domowej, która zabiła setki tysięcy ludzi i pozostawiła infrastrukturę kraju w katastrofalnym stanie.
- Obecne okoliczności oczywiście utrudniają prowadzenie działań ochronnych - skonstatował Baouzir.
Naif Ali bin Masaad z ministerstwa środowiska, który kontroluje prowincję Mahra wraz z większą częścią południa, przyznał, że wysiłki na rzecz ochrony przyrody ucierpiały podczas wojny ze wspieranymi przez Iran rebeliantami Huti.
- Władze pracowały nad różnymi planami, w tym nad utworzeniem kilku rezerwatów - powiedział jemeński urzędnik. Jednak obecnie "jesteśmy zajęci wojną z Huti i grupami terrorystycznymi...". A ochrona środowiska? Może kiedyś, jak ludzie przestaną ze sobą walczyć.