Reklama

Ponad jeden na trzy gatunki drzew jest zagrożony wyginięciem na całym świecie, zagrażając życiu, jakie znamy na Ziemi, tak wynika z raportu opublikowanego pod koniec października.

Raport wydany w związku ze szczytem ONZ COP16 na temat różnorodności biologicznej, który odbył się w kolumbijskim mieście Cali, stwierdza, że ponad 16 tysięcy gatunków drzew jest zagrożonych wyginięciem. Stosowne ostrzeżenie pojawiło się w aktualizacji Czerwonej Listy gatunków zagrożonych Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN).

Reklama

W badaniu ponad tysiąc naukowców oceniło ponad 47 tysięcy gatunków, z szacowanych 58 tysięcy, które prawdopodobnie występują na świecie.

Drzewa są wycinane w celu oczyszczenia terenu pod uprawy rolne i ekspansję człowieka. Dodatkowe zagrożenie, bardzo istotne, stanowią zmiany klimatyczne, osłabiające rośliny i przyczyniające się do susz i potężnych pożarów lasów.

Liczby nie są jedynie symboliczne

- Ludzie są zależni od wielu gatunków drzew w kwestii pożywienia, drewna, paliw i leków - powiedziała agencji AFP ekspertka Emily Beech.

Wytwarzają one również tlen, którym oddychamy, i pochłaniają zatrzymujące ciepło emisje dwutlenku węgla z atmosfery.

- Drzewa są niezbędne do podtrzymywania życia na Ziemi dzięki swojej kluczowej roli w ekosystemach, a miliony ludzi polegają na nich w kwestii swojego życia i środków do życia - wyjaśniała dyrektor generalna IUCN Grethel Aguilar.

Badanie z 2015 r. oszacowało, że na świecie jest około trzech bilionów pojedynczych drzew. Ponad 15 miliardów jest wycinanych każdego roku, a ich globalna liczba spadła o prawie połowę od początku istnienia ludzkiej cywilizacji.

Ponad 5 tysięcy gatunków z Czerwonej Listy IUCN jest wykorzystywanych do produkcji drewna budowlanego, a ponad 2 tysiące do produkcji leków, żywności i paliw.

- Gatunki zagrożone obejmują kasztanowiec i miłorząb, oba wykorzystywane w medycynie, mahoń wielkolistny używany w produkcji mebli, a także kilka gatunków jesionów, magnolii i eukaliptusów - powiedział Emily Beech, szefowa priorytetyzacji ochrony w Botanic Gardens Conservation International (BGCI).

Zagrożone wyginięciem w 192 krajach

Według raportu IUCN liczba zagrożonych drzew jest "ponad dwukrotnie większa od liczby wszystkich zagrożonych ptaków, ssaków, gadów i płazów razem wziętych".

Gatunki drzew są zagrożone wyginięciem w 192 krajach, ale największy odsetek występuje na wyspach ze względu na szybki rozwój miast i rozwijające się rolnictwo oraz wprowadzanie gatunków inwazyjnych, szkodników i chorób z innych miejsc.

W Ameryce Południowej, która szczyci się największą różnorodnością drzew na świecie, 3356 z 13 668 ocenionych gatunków jest zagrożonych wyginięciem.

Wiele gatunków na kontynencie, będącym domem dla dżungli amazońskiej, prawdopodobnie jeszcze nie zostało odkrytych. W takim przypadku "bardziej prawdopodobne jest, że będą zagrożone wyginięciem" - napisano w raporcie.

Wzywa on do ochrony i odnowy lasów poprzez sadzenie drzew, a także do ochrony gatunków wymierających poprzez banki nasion i zbiory ogrodów botanicznych.

Człowiek w swojej egoistycznej chęci zysku działa bezwzględnie. Nielegalny wyręb, za sprawą którego znikają lasy i zwierzęta w nich żyjące, przynosi tak ogromne pieniądze, że chciwi "najeźdźcy" nie cofną się przed niczym.

Co drugi dzień zabijają obrońcę przyrody

Według raportu organizacji pozarządowej Global Witness, w 2023 roku co drugi dzień zabijano obrońcę środowiska - od aktywistów sprzeciwiających się projektom górniczym po społeczności tubylcze będące celem zorganizowanych grup przestępczych. Śmierć poniosło co najmniej 200 osób. Najniebezpieczniej jest w Ameryce Południowej i Łacińskiej.  Kolumbia, Brazylia , Meksyk i Honduras to kraje, na które przypada ponad 70 proc. wszystkich odnotowanych zabójstw na świecie.

Jeśli komuś się wydaje, że to problemy nam odległe, to niestety myli się. Wśród licznych ataków na obrońców przyrody przypomnieć można choćby ten na operatora Polsat News, który dokumentował wycinkę w Puszczy Białowieskiej. 29 lipca 2017 roku, na drodze Teremiski - Narewka, został pobity i z urazem kręgosłupa trafił do szpitala. W śledztwie ustalono, że do operatora Polsatu podjechał samochód, z którego wysiadło dwóch mężczyzn. Jeden z nich najpierw uderzył w wizjer kamery, a później zadał operatorowi cios pięścią w głowę. Ten włączył kamerę i zaczął uciekać, wzywając przy tym pomocy.

Napastnicy ruszyli za nim samochodem. Operator wskoczył do rowu, by uniknąć potrącenia. Drugi z mężczyzn powalił operatora na ziemię, przygniótł kolanem głowę i wykręcił mu ręce. Napastnicy zabrali kamerę i odjechali. Kiedy im się nie udało odtworzyć nagrania, zabrali karty pamięci. Ostatecznie kamerę i jej uszkodzone elementy odwieźli i zostawili przy drodze.

Mężczyźni zostali zatrzymani jeszcze w dniu zdarzenia, to syn i ojciec, pracownicy jednej z firm biorących udział w wyrębie lasu, w wieku 22 i 48 lat.  Nie przyznali się do napaści. Według ich wersji, było to jedynie próba "usunięcia w celu ochrony życia i zdrowia" mężczyzny z kamerą w ręce, który przebywał w miejscu objętym wyrębem.

Dwa i pół roku później zapadł wyrok. Choć prokuratura wnioskowała o kary w zawieszeniu, Sąd Okręgowy w Białymstoku skazał obu mężczyzn na rok bezwzględnego więzienia. Mieli też zapłacić 5 tys. zł zadośćuczynienia pokrzywdzonemu oraz blisko 20 tys. zł telewizji Polsat, w ramach obowiązku naprawienia szkody. Sprawcy odwoływali się, a sąd apelacyjny zgodził się, że to zbyt surowa kara i prawomocnie zawiesił jej wykonanie na okres dwóch lat.

Świerk i sosna są już przegrane

W obliczu najnowszych danych, ujawnionych w raporcie przed szczytem ONZ, znacznie groźniejsze dla przyrody od wyrębu są zmiany klimatu. I to też już dotyka Polski.

Coraz cieplejsze lata, zimy bez śniegu, to wszystko sprawia, że na naszych ziemiach doświadczamy deficytu wody. Już w 2016 roku leśnicy alarmowali, że głęboki pas braku wody ciągnie się od Dolnego Śląska, przez centralną Polskę i południowe Podlasie aż po Lubelszczyznę i północne Podkarpacie. A to już trzecie, najwyższe, po suszy atmosferycznej i glebowej, stadium zjawiska - susza hydrologiczna.

- W 2018 roku zrobiliśmy opracowaliśmy modele dla 12 europejskich drzew leśnych, które stanowią podstawę funkcjonowania lasów strefy umiarkowanej i borealnej - była tam m.in. sosna, świerk, nasze dwa dęby, buk, jesion. Ta praca wskazuje na to, że biorąc pod uwagę scenariusze zmian klimatycznych z piątego raportu Intergovernmental Panel on Climate Change (Międzyrządowy Zespół do spraw Zmian Klimatu, w skrócie IPCC - red.) i perspektywę lat 2061-2080, to możemy się spodziewać, że na terenie Polski te główne gatunki, które dominują teraz w lasach, będą poza optimum klimatycznym - wyjaśnia prof. Marcin Dyderski z Zakładu Ekologii Instytutu Dendrologii Polskiej Akademii Nauk.

Słowo optimum klimatyczne jest kluczowe, bo te opracowane modele, bazują tylko na zmiennych klimatycznych. - Im będziemy badać coraz mniejszy obszar tym więcej innych czynników będzie miało znaczenie. Główne znaczenie ma jednak klimat - dodał naukowiec.

- Najbardziej zagrożone gatunki, według naszych badań, które wskazaliśmy jako przegrane, to sosna zwyczajna, świerk, modrzew i brzoza.

Susza do żywego dopiekła więc nawet sośnie, która, wydawałoby się, potrafi głęboko sięgać po wodę.

- Jak zrobiliśmy te analizy po raz pierwszy, to pomyślałem, że coś tu jest źle. Jak sosna może być zagrożona, gatunek o tak szerokim zasięgu geograficznym, szerokiej plastyczności? Ale po wykonaniu analiz jeszcze kilka razy, dostaliśmy takie same wyniki.

Naukowiec podkreślił, że nawet w scenariuszu optymistycznym (a rozpatrywano różne, bo nie wiadomo, jak bardzo klimat się zmieni), który nie jest już możliwy do uzyskania, bo prawie przekroczyliśmy progi stężenia CO2 i zmiany temperatur, to sosna i świerk w prawie całej Polsce, z wyjątkiem gór i kawałka Pomorza, są na czerwono, poza optimum klimatycznym. To znaczy, że warunki klimatyczne nie będą sprzyjały występowaniu tego gatunku.

Oczywiście nie jest tak, jak tuż po opublikowaniu pracy naukowców mówiono w mediach, że 75 proc. naszych lasów zniknie. - To nie jest prawdą. Ustępowanie jednych gatunków otworzy drogę innym.

Ale prof. Dyderski przyznaje, że wymienione w modelu drzewa będą występowały coraz rzadziej - To się będzie działo. To już się dzieje ze świerkiem. Wchodzi kornik i opieńka, żerujące na tym gatunku, które korzystają z tego, że wody w sezonie wegetacyjnym jest coraz mniej. W związku z tym świerk jest coraz bardziej osłabiony, nie ma tego paliwa, które jest potrzebne, aby w procesie fotosyntezy wytwarzać substancje budulcowe, żeby potem przyrastać i bronić się przed kornikami. Widzimy więc straty na przyroście drzew i ich zamieranie.

W przypadku sosny zwyczajnej widzimy ekspansję jemioły pospolitej rozpierzchłej (Viscum album ssp. austriacum). - Jeszcze 10 lat temu znalezienie jemioły na sośnie, to była ciekawostka botaniczna. Teraz mamy do czynienia z milionem hektarów lasów sosnowych w Polsce, w których jemioła stanowi duży problem - zauważa prof. Dyderski. - Do tego gradacje kornika ostrozębnego (Ips acuminatus), który też nie był w przeszłości traktowany jako czynnik poważnie zagrażający sośnie zwyczajnej. To się może nasilać.

"Nie docenialiśmy tempa tego, co się dzieje z klimatem"

Naukowiec zwrócił uwagę, że nie tylko wymienione w analizie gatunki mogą być zagrożone, biorąc pod uwagę różne czynniki, także drzewa z pozoru dobrą perspektywą, jak np. buk, mogą mieć problem. Okazuje się, że w ich przypadku dochodzi do zaburzeń synchronizacji lat nasiennych, co oznacza kłopoty z utrzymaniem ciągłości rozmnażania.

- Mamy do czynienia z wieloma procesami, które powiązane są z tym, że zmienia się klimat, ociepla się, ale przede wszystkim z tym, że w okresie wegetacyjnym mamy mniejszą dostępność wody - mówi prof. Dyderski.

- Korniki i inne szkodniki, tak jak większość owadów atakujących drzewa, to gatunki rodzime, które współewoluowały z naszymi drzewami i - w warunkach optymalnych - potrafiły z nimi współżyć. Korniki, jako bezkręgowce, korzystają na tym, że jest dłużej ciepło i są wyższe temperatury. Mają większą aktywność i są w stanie w ciągu roku wyprodukować więcej generacji.

Wszystkie analizy wskazują jednak na to, że tradycyjne choinki, jeden z głównych symboli Bożego Narodzenia, będą musiały się zmienić. Wprawdzie nasze lasy nie stracą świerku czy sosny całkowicie, bo - jak zapewnia dendrolog - "będą miejsca z trochę lepszym mikroklimatem - torfowiska, zagłębienia, północne wystawy wzgórz, gdzie będzie o ten jeden, dwa stopnie chłodniej, gdzie woda będzie wolniej parować, na pewno nie będą już jednak dominować tak, jak to jest teraz", ale... - Świerki, jako pojedyncze drzewa, uda się gdzieś uprawiać, natomiast będą dużo droższe, bo będą wymagały więcej wody. Większy problem będzie z drzewostanami wielkopowierzchniowymi, z lasami. 

Ile mamy czasu? Badania sprzed sześciu laty obejmowały perspektywę lat 2061-2080. - Kilka dni temu ukazała się nasza kolejna praca z rozszerzonymi badaniami, znalazło się w niej więcej gatunków, z uwzględnieniem nowszych danych zmian klimatycznych, pochodzących z szóstego raportu IPCC. Ta analiza obejmowała scenariusz dla lat 2041-2060 - mówi prof. Dyderski.

Dendrolog przyznaje, że wyniki trochę się różnią. - Na przykład okazało się, że brzoza nie będzie aż tak mocno zagrożona, jak spodziewaliśmy się wcześniej (choć w scenariuszu pesymistycznym będzie z nią problem).

Jednak dla świerka i sosny zmiana nie oznacza niczego dobrego. - W przypadku tych dwóch gatunków już w scenariuszu umiarkowanym zmiany oznaczają w Polsce dużą utratę optimum. Można więc powiedzieć, że to nie jest kwestia najbliższych 50 lat, ale już 30 lat.

Perspektywy są raczej smutne. Musimy nastawić się na to, że lasy iglaste będą w mniejszości. Więcej będzie lasów niższych, wolniej rosnących. To będzie miało oczywiście wpływ na przemysł drzewny, na to, co z tego drewna będzie można zrobić. - Leśnicy będą musieli odejść od paradygmatów, których byli uczeni przez dekady - że głównym celem produkcji w lesie gospodarczym na niżu powinny być wysokie sosny, o bardzo dobrych dobrej parametrach jakości drewna. W większości nadleśnictw utrzymanie tego celu będzie niemożliwe - mówi dendrolog. 

Wynika więc z tego, że nawet naukowcy nie spodziewali się tak dużych zmian, w tak krótkim okresie. Mimo tego kolejne apele badaczy nie trafiają do rządów, do zwykłych obywateli.

- Myślę, że nie docenialiśmy tempa tego, co się dzieje z klimatem - konstatuje prof. Marcin Dyderski.

Wiemy wprawdzie, co należy zrobić: ograniczyć emisję gazów cieplarnianych. Nikt do końca nie wie jednak, jak to zrobić odpowiedzialnie. 

Prof. Dyderski: - Z pewnością konieczna jest przebudowa systemu energetycznego. Wielu liczy na pojawienie się nowych technologii, które nas uratują. Ale czas nam ciągle ucieka. Dochodzimy do punktów krytycznych, których przekroczenie może spowodować kaskadę dalszych wydarzeń, które sprawią, że tempo zmian klimatu jeszcze się zwiększy.