Reklama

Prepersi - kiedyś kojarzeni z paranoikami, dziś w obliczu pandemii i lockdownów stają się utożsamiani z byciem odpowiedzialnym za siebie i swoją rodzinę. Dziennikarz Andrzej Czuba, badający zjawisko prepingu czy też preperingu, mówił w 2020 roku o liczbie 20 tys. prepersów w Polsce, a 2 mln w USA. Aktualnie coraz częściej wszyscy myślimy o robieniu zapasów i nabywaniu nowych umiejętności. Czy to znaczy, że bycie prepersem staje się modne?

Swoim zdaniem podzielili się bracia Fabian i Mono, zapaleńcy survivalu i technik przetrwania, prowadzący bloga "By Przetrwać" oraz "Dziki Preppers", przez jednych uznawany za twarz polskiego preperingu (mimo że twarz skrywa kominiarka), natomiast przez innych za jego antyreklamę, a nawet wodza sekty, co dementuje.

WSZYSCY JESTŚMY PREAPERSAMI?

Reklama

Już w szkole wielu z nas miało przedmiot "przysposobienie obronne" (tzw. PO). Dziś zastępuje go "edukacja dla bezpieczeństwa". Zakres nauczania obejmuje szeroko pojętą obronę cywilną, metody ochrony przed różnorakimi zagrożeniami i przygotowanie do postępowania w razie katastrof. Uczniowie są szkoleni z udzielania pierwszej pomocy. Można powiedzieć, że jest to przedmiot uczący niczego innego, jak preperingu.

- Lepiej być prepersem, niż nim nie być. Z tego samego powodu, dla którego lepiej jest wiedzieć, niż nie wiedzieć - komentuje Mono. - Lepiej być świadomym, przygotowanym i znać swoje możliwości. To dotyczy nas wszystkich, choć nie zawsze wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Prepering w naszym wydaniu nie jest na pewno klasycznym amerykańskim preperingiem związanym z masą zapasów żywności, paliwa i broni, ukrytymi w pancernym bunkrze czy leśnej ziemiance. My raczej zbieramy wiedzę, kolekcjonujemy umiejętności oraz analizujemy możliwości... To taki powiedzmy "mental preppering". Warto wiedzieć, co robić w sytuacji kryzysowej i nieważne, czy jest nią wypadek samochodowy, utrata przytomności czy pandemia.

- Chyba miałbym inne zdanie jedynie co do bunkru - uśmiecha się Fabian. - U nas zamiłowanie preperingiem czy prepingiem zaczęło się od bushcraftu i survivalu. Były to nasze metody na spędzanie wspólnego czasu jako braci. Najpewniej nie bez znaczenia jest tu nasze zamiłowanie do fantastyki, w tym również różnych wizji apokaliptycznych czy katastroficznych.

Prepersi, czyli przygotowani. I tu na myśl przychodzi pytanie: "na co?". Mówi się, że prepersi są gotowi na wszystko, nieco prześmiewczo nazywa się ich przygotowanymi na koniec świata.

- Nie podoba mi się samo definiowanie kogoś jako prepers czy preper. Uważam, że jest trochę pejoratywne, bo z góry definiuje taką osobę jako miks dziwaka, pustelnika i weterana wojennego. Sam nie przygotowuję się "na coś". Dużo rzeczy, które robię, służą podniesieniu bezpieczeństwa mojej rodziny. Robienie zapasów, wybór samochodu, szkoły dla dzieci, miejsca zamieszkania, zakup narzędzi, zdobywane umiejętności. Wszystko zdefiniowane jest pod względem bezpieczeństwa. Można powiedzieć, że pod względem prepingu - mówi Fabian. - Ogół naszych działań sprowadza się do tego, by być przygotowanym na wszystko co się da. A zarazem na nic konkretnego. Nie przygotowujemy się na wojnę. Nie jestem przekonany, że na coś takiego jak wojna da się przygotować. Prędzej na kryzys finansowy. Na ewakuację krótko czy długoterminową. Na utratę pracy. Na śmierć domowników. Na pandemię i kwarantannę. Na zamieszki. Na stan klęski żywiołowej. I na wiele innych. A zarazem na nic konkretnego.

- Oczywiste jest, że nie wiemy, gdzie i w jakiej sytuacji będziemy przy okazji wystąpienia kryzysu, ale pewne sprawy można zwyczajnie sobie poukładać - dodaje Mono. - Weźmy na tapet zamieszki, terroryzm czy klęskę żywiołową. Ustanawiając z rodziną tzw. punkt awaryjny czy też punkt zbiórki, w przemyślany sposób można ograniczyć chaos i się zwyczajnie odnaleźć. Każdy wie, co ma robić, gdzie się udać. Fajnie, jeśli mamy to przećwiczone "na żywo", jednak już samo zmuszenie się do rozłożenia takich kryzysów na czynniki pierwsze i wskazanie zagrożeń, możliwości oraz "mentalny trening" przeciera pewne szlaki w naszych głowach, które w przypadku prawdziwego zagrożenia łatwiej mogą się nam przypomnieć. A mówiąc bardziej obrazowo: w razie zagrożenia życia wolę mieć przy sobie kogoś, kto, chociaż teoretycznie umie udzielać pierwszej pomocy.

PIERWSZA POMOC TO PODSTAWOWA I NIEJEDYNA UMIEJĘTNOŚĆ PREAPERSA

- Każda umiejętność, jaką sobie można wyobrazić, może być tą, której nam trzeba - mówi Fabian. - Zapewne mocno hiperbolizuję, ale np. w czasie kryzysu finansowego, jaka umiejętność będzie lepsza: znajomość ekonomii, umiejętność budowania domów, umiejętność gotowania na ognisku czy bezpieczne rozpalanie ognia w lesie? A gdyby zmienić sytuację: zwolnienie z pracy w banku i zestaw tych samych umiejętności co powyżej? A gdyby zgubić się w czasie nocnego marszu na orientację? I znowu ten sam zestaw umiejętności... Wiem, że tak to patrząc, nawet umiejętność grania w Minecrafta można w ten sposób rozpatrywać. I w zasadzie czemu nie? Dlatego tu nie tyle potrzeba pojedynczej umiejętności, co zaradności. Ale czy można ją jakoś nabyć?

- Swoje umiejętności każdy powinien przeanalizować indywidualnie. Każdy wie, co powinien "podciągnąć" w swoich umiejętnościach - kontynuuje Mono. - Pewnym "branżowym" minimum prepersa czy survivalowca jest szukanie i budowanie schronienia, rozpalanie ognia, pozyskiwanie wody i jedzenia oraz sposoby na obronę czy zabezpieczenie siebie. Jednak im dalej w las... jakie mogą być kolejne przeszkody osoby, która przeżyła "koniec świata"? Co, jeśli zabezpieczymy podstawowe potrzeby? Co dalej? Lista potrzebnych umiejętności się w zasadzie nie kończy. Zaczynamy na realizacji podstawowych potrzeb, z czasem jednak rozszerzamy umiejętności o komfort, udogodnienia i perspektywę powrotu do względnie normalnego życia.

Przygotowywanie się (prepering czy też preping) kojarzy się również z gromadzeniem zapasów.

- Mimo że raczej przygotowujemy się, zyskując umiejętności i kompetencje, zapasy również są istotną częścią mojego preperingu. Chociaż pewnie niejednego prepera by rozczarowały. Są to podstawowe artykuły żywnościowe tak by przynajmniej 2-3 tygodnie nie musieć iść do sklepu. Najprawdopodobniej moje zapasy jeszcze 20 lat temu nie zrobiłyby wrażenia na mojej babci, ale przynajmniej nie potrzebowałem wykupywać papieru toaletowego i makaronu na początku pandemii w 2020 - opowiada Fabian.

Mono również utrzymuje kilkutygodniowe zapasy.

- Bez fanaberii schronów i kilkuletnich zapasów - mówi. - Faktycznie lockdown nie był nam straszny, choć przyznam się, że wtedy bardziej zwracałem uwagę na to, by kontrolować dostępność produktów i zapasy, które mam u siebie w domu i piwnicy. Co do ilości i jakości zapasów, nie brakuje u mnie żelaznych racji suchych materiałów sypkich, weków, konserw, kasz etc. Jednak mam tam także rzeczy mniej długowieczne: płatki śniadaniowe, bakalie czy nawet słodycze, których daty ważności sprawdzam na bieżąco.

OGIEŃ, OSTRZE, LINA, ŚWIATŁO...

Wszyscy na co dzień kilkukrotnie się do czegoś przygotowujemy. Wychodząc z domu ubieramy się stosownie do pogody, zabieramy pieniądze, telefon komórkowy, chusteczki higieniczne, 2 lata temu do rzeczy niezbędnych dołączyła maseczka. Jeśli zapytamy prepersa, czy to wystarczy, usłyszymy najprawdopodobniej o  EDC (ang. every day carry), czyli podręcznym zestawie rzeczy przydatnych w awaryjnych sytuacjach.

- U nas Fabian jest specem - śmieje się Mono. - Ale podstawa jest u wszystkich podobna: ogień, ostrze, lina, światło. Wszystko w możliwie małym poręcznym zestawie. To szczegóły zestawu są często polem większych i mniejszych zgrzytów wśród prepersów, podobnie jak z Bug-out bag (podręczna torba ucieczkowa, której zawartość ma zapewnić środki na przeżycie kilku dób - przyp. red.)

- Kiedyś robiłem duże zestawienie, które nigdy nie doczekało się publikacji. Zestawy są przeróżne, czasami wręcz dziwaczne. My uważamy się za pragmatyków. Mój EDC to czarna saszetka, tzw. nerka, a w niej dobry multitool, portfel, mały scyzoryk, kartka z numerami telefonów, minimalna apteczka z maseczką do resuscytacji krążeniowo-oddechowej, rękawiczkami i plastrami. Niezbędnym elementem EDC jest smartfon z naładowaną baterią. A i najważniejsze - żartuje Fabian - żeton do wózków sklepowych! Podzielę się w tym miejscu patentem, że klucz może służyć jako taki żeton.

Naukowcy opisujący prepering mówią o tym, że polega na przygotowywaniu się "na sucho" do sytuacji, których prawdopodobnie nigdy się nie doświadczy. Wygląda jednak na to, że nie jest to ani demotywujące, ani traktowane przez prepersów jak syzyfowa praca. Raczej rozrywka i rozwijanie swojej pasji.

- Jeśli ktoś mieszkający w górach będzie przygotowywał się na tsunami, to faktycznie, może być to demotywujące. Ale osoby przechodzące teraz swój mały koniec świata raczej nie czują się zdemotywowane i muszą działać. Jeśli brali takie okoliczności pod uwagę, przygotowywali się na nie, to może jest im łatwiej. Nie wiem tego na pewno, ale jest to bardziej prawdopodobne niż, gdyby sytuacja całkowicie ich zaskoczyła - mówi Fabian. - Wszystko zależy od tego, czego oczekujemy od naszego przygotowania. Wielu prepersów to zwyczajni, mijani na co dzień na ulicy i w pracy ludzie, którzy mają z tego "fan". Wspólny temat do rozmów. Uczą się nowych przydatnych umiejętności. Szkolą się z pierwszej pomocy. Dokształcają z ekonomii, chemii czy survivalu. Starają się być odpowiedzialni w codziennych decyzjach. Podnoszą kwalifikacje zawodowe. Budują spiżarki. Spotykają się na zlotach czy konwentach. Grają w strategiczne gry. W taki sposób masz ciastko i jesz ciastko. Jesteś przygotowany i nie frustruje cię, że nie miałeś racji, bo jednak świat się nie skończył. Tak mają prepersi. Mam nadzieję.

- Wielu ze środowiska marzy o "apokalipsie zombie", co jest oczywistą fantazją. Osobiście nie chcę, aby przydała się nam nasza wiedza czy umiejętności - dodaje Mono. - Bawmy się, uczmy, rozmawiajmy i fantazjujmy, to też dokładnie temu służy. Jeśli ktoś robi to z czystego strachu, czy przekonania, że za chwilę wokoło nas nie zostanie kamień na kamieniu, ma pewnie stresujące życie. Ja traktuję to raczej jak ubezpieczenie na życie - płacę, ale wolę z niego nie skorzystać.

MIESZKAJĄ W MIEŚCIE, MAJĄ KREADYTY, SĄ LUDŹMI

Nie ulegają konsumpcjonizmowi, są niezależni, pracowici i łatwo się nie poddają. Z tymi cechami utożsamiani są prepersi.

- Dziękujemy za komplementy - śmieje się Fabian. - To same superlatywy. Może jakby wszędzie dopisać "starają się...", to tak. Natomiast są takie cechy, których prepers na pewno mieć nie powinien. Chociażby egoizmu, braku wyrozumiałości, fanatyzmu.

- Nie powinien być powierzchowny, krótkowzroczny, iść na łatwiznę, działać impulsywnie, pochopnie czy uważać się za nieomylnego - uzupełnia listę Mono.

Zadłużanie się również wydaje się być przeciwieństwem preperingu. Okazuje się jednak, że nawet mając kredyt hipoteczny, można zwać się prepersem.

- Niech ten, który nigdy nie wziął kredytu, pierwszy rzuci kamieniem - mówi Fabian.

 - Jeśli ktoś w dzisiejszych czasach może sobie pozwolić na życie bez kredytu, to świetna wiadomość i pewnego rodzaju unikat - dodaje Mono. - Uważam, że jak wszystko, kredyt jest czymś, z czego można mądrze korzystać. Idąc tym tokiem, to czy powinniśmy korzystać z fabrycznych konserw, czy raczej tworzyć własne weki? Survivalowy nóż zrobić sami czy posłużyć się specjalistą-rzemieślnikiem? Oczywiście wszystkiego trzeba spróbować, ale też i mądrze wybierać, bo można popaść w paranoję i się uwstecznić, dosłownie cofając się do średniowiecza, a nie o to tu chodzi - tłumaczy Mono.

Preppering kojarzyć się też może z życiem w domu, najlepiej z opcją opalania drewnem, z własną działką, ogródkiem, ze spiżarnią, a może nawet ziemianką. To jednak kolejny mit nieprzystający do współczesnej rzeczywistości. Mono ze śmiechem odpowiada, że prepers nie tylko może, ale nawet powinien mieszkać w mieście, chociażby po to, by pomóc innym.

- Ostatnio w naszej dzielnicy przez kilka godzin nie było prądu. Popłoch był ogromny. Sąsiedzi dzwonili do siebie, pytali o podstawowe tematy, nie mówiąc o pożyczaniu powerbanków do ładowania telefonów czy latarek, żeby móc zejść do piwnicy - opowiada Mono.

- Podejrzewam, że większość prepersów mieszka w mieście, bo i większość społeczeństwa tam mieszka. Mieszkanie z reguły jest mniejsze od domu i najczęściej pozbawione pomieszczeń gospodarczych poza tymi, w których zmieści się odkurzacz i torba podróżna, ale daje też całkiem inne możliwości. Bliskie sąsiedztwo, szybkość reakcji służb państwowych, najczęściej łatwiejszy dojazd do miejsca pracy, szpital na wyciągnięcie ręki, warsztat, serwis AGD... Co więcej, dostęp do znajomych i społeczności o podobnych zainteresowaniach jest większy, a to pozwala rozwijać swoje zainteresowanie w obszernym gronie. Zwiększa poczucie bezpieczeństwa. Zwiększa szanse na rozwój. Zwiększa szanse, na to że kiedy poślizgniesz się i coś sobie złamiesz upadając, ktoś cię usłyszy i udzieli pomocy. Domek na wsi nie we wszystkich aspektach przygotowań na trudne czasy jest lepszy - mówi Fabian, akcentując tu życie w społeczności jako formę preperingu i sposób na bezpieczeństwo.

JESZCZE ENKLAWA CZY JUŻ SEKTA?

Mówiąc o polskim preperingu nie można przejść obojętnie obok działalności Dzikiego Preppersa, mającego kanał na YouTube czy sklep internetowy z żywnością, sprzętem i książkami. Jego znaki rozpoznawcze to kominiarka ukrywająca tożsamość oraz charyzma, o której świadczą tysiące wyświetleń i interakcji. Dla jednych jest twarzą polskiego preperingu, dla innych jego antyreklamą.

Jego największy projekt to Królestwo Wolnych Słowian. Jest on z powodzeniem realizowany, a zakłada budowanie rozsianych po kraju społeczności, swoistych enklaw.

- Tworzymy osady i grody w całej Polsce oraz poza granicami naszego kraju, w których mieszkamy w zgodzie z naturą i magazynujemy żywność - mówi Dziki Preppers. Mają być to społeczności współpracujące ze sobą i wspierające się wzajemnie. Żyjące w zgodzie z naturą, "daleko od miejskiego zgiełku, pośpiechu i demoralizującej agendy, która próbuje narzucić swój nowy porządek. Chcemy kultywować nasze słowiańskie wartości, żyć po swojemu, czerpać z darów natury i chronić ją. (...) To nasza Ziemia, nasze dziedzictwo i nasze Królestwo" - przeczytamy na stronie Królestwa Wolnych Słowian. "Produkcja żywności to podstawa, zdrowe jedzenie z własnych upraw, warzywa, owoce, orzechy. Mięso z własnej hodowli, jajka, mleko, sery. To wszystko prowadzi do samowystarczalności osady i zdrowia mieszkańców. Wszystko produkujemy sami, więc nie potrzebujemy pieniędzy i sklepów".

Niecodzienna działalność Dzikiego Preppersa spotyka się jednak z niezrozumieniem. Najwięcej oskarżeń dotyczy szerzenia teorii spiskowych i sekciarskiego charakteru Królestwa, wynikającego z jego struktury (nieprzystępne Grody) czy niejednoznacznych symboli używanych do indentyfikacji.

- Niektórzy mylnie interpretują symbolikę starożytnych Słowian. Swarożyc czy kołowrót jest błędnie interpretowany przez brak wiedzy. Znak kołowrotu był wykorzystywany przez wszelkie kultury starożytne na całym świecie jako symbol szczęścia. Faszyści zaadoptowali go do swoich działań propagandowych i został owiany złą sławą, ale w rzeczywistości jest to zwyczajny ruch planet na nieboskłonie w ciągu kolejnych pór roku - tłumaczy Dziki Preppers, załączając grafiki.


- Symbolika ma przypominać, że wszyscy pochodzimy od Słowian. Nikomu nie narzucamy żadnej religii, nie zabraniamy wierzyć, w co chce. Są wśród nas chrześcijanie, buddyści czy ateiści. Panuje absolutna dowolność wyznaniowa. W osadach mieszkają wegetarianie, weganie, nawet frutarianie, ale też ludzie jedzący mięso czy ludzie na diecie ketogenicznej. Dogadujemy się ze sobą i razem budujemy silną społeczność, wspierającą się na wielu płaszczyznach. Jest to Królestwo, ale jestem przywódcą naszego ruchu, a nie królem. Każda organizacja ma swojego przywódcę i różnie jest on nazywany; prezesem czy szefem... U nas jestem po prostu wodzem - mówi Dziki Preppers. - Przystępując do Grodu, zapewniamy sobie miejsce ewakuacji, miejsce na trudne czasy. Tworząc go, miło spędzamy czas przy ognisku czy szkoląc się z technik przetrwania, prowadzonych przez szkoleniowców. Nie jest to jednak wyłącznie czekanie na najgorsze. Możemy się wzajemnie wspierać w codziennym życiu. Obecnie tworzymy najlepiej zorganizowaną grupę prepersów w tej części Europy. Jest nas już parędziesiąt tysięcy, dzięki czemu stajemy się silniejsi jako naród i łatwiej będzie nam sprostać czoła najtrudniejszym zagrożeniom.

Choć prepering praktykowany przez Dzikiego Preppersa w szczegółach znacznie różni się od tego braci prepersów z "By Przetrwać", w ujęciu najogólniejszym jest jednak tożsamy:

- Prepering to tworzenie bezpiecznego buforu w postaci, chociażby zapasów. Uczymy się całe życie. Każdego dnia rozwijamy nasze umiejętności. Uczymy się pierwszej pomocy, konserwowania żywności czy technik samoobrony - wymienia Dziki Preppers. - Nigdy nie można przygotować się na każdą ewentualność, ale gromadzona wiedza sprawia, iż stajemy się silniejsi i wiemy, jak reagować w trudnych chwilach. Tam, gdzie inni zaczynają panikować, my na szybko analizujemy sytuację i dobieramy najlepsze rozwiązanie. Lepiej być przygotowanym na coś, co miałoby się nie wydarzyć, niż znaleźć się w sytuacji, w której zabrakłoby nam podstawowych rzeczy do uratowania sobie lub komuś życia.