Reklama

Pozyskiwanie miodu leśnych pszczół jest doskonałym przykładem współpracy i porozumienia między pasjonatami lasu a leśnikami. Las daje tu nieodpłatnie pewną swobodę, by wykorzystać jego potencjał, a bartnicy czy pszczelarze, wkładając swe serce, czas i umiejętności, chętnie z tego korzystają. Tego typu dawną formę pszczelarstwa leśnego w Puszczy Augustowskiej kultywuje między innymi Bractwo Bartne założone przez Piotra Piłasiewicza. Gdy ktoś go pyta, gdzie zaczyna się bartnictwo, a kończy pszczelarstwo, odpowiada, że mniej więcej na czterech metrach nad ziemią. Chów pszczół ma tu miejsce w specjalnie wydrążonych dziuplach, czyli barciach lub kłodach bartnych wieszanych na drzewo.

- Obecny brak niedźwiedzi sprawia, że współczesne bartnictwo mogłoby się spokojnie rozwijać się na ziemi. To, że nadal dzieje się ono kilka metrów nad ziemią i odtwarzane są barcie sprzed setek lat, pokazuje, iż mamy do czynienia z pewnego rodzaju kulturą, tradycją i hobby, nie profesją - mówi Roman Rogoziński, nadleśniczy z nadleśnictwa Płaska.

"W szopie są narzędzia, tam leży pień"

Reklama

- Zaczęło się od podróży na Wschód. Na Polesiu w 2008 roku natknąłem się na kłody bartne, ale nie wywarły one wtedy na mnie wrażenia. Uznałem to za coś oczywistego - ot, taki rodzaj ula na drzewie. W Polsce usłyszałem o projektach przywracania bartnictwa czy też raczej jego odtwarzania z Baszkirami i uznałem, że nie tędy droga. Jeżeli chcemy przywrócić naszą tradycję, to poszukajmy jej u siebie. Znajdźmy to, co się zachowało u nas, ewentualnie na dawnych Kresach i na tej podstawie działajmy - mówi założyciel Bractwa Bartnego, Piotr Piłasiewicz.

- Prawdziwy impuls do działania przyszedł w 2013 roku, kiedy szukając śladów bartnictwa w Puszczy Augustowskiej, ktoś mnie nakierował na pana Piotra Szyryńskiego, 94-latka, który miał zachowaną jedną kłodę używaną na przełomie XIX i XX wieku. Jego tata w 1911 roku modernizował pasiekę z kłód bartnych na ule warszawskie. Pojechałem do niego, by tę kłodę odkupić, z obietnicą wciągnięcia jej na drzewo i opieki nad nią. Pan Szyryński powiedział wtedy: "Jak chcesz mieć barć, to ją sobie zrób. W szopie są narzędzia, tam leży pień". To był właśnie ten impuls.

Zepchnięte na bok jako przeżytek

Bartnictwo w charakterze profesji zanikło w XIX wieku, ale jako hobby ma się coraz lepiej. Pod koniec 2020 roku z inicjatywy Bractwa Bartnego kultura bartnicza została wpisana na Listę Reprezentatywną Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego Ludzkości UNESCO. Wydaje się, że dawne rzemiosło przeżywa dziś swój renesans szczególnie na Suwalszczyźnie, w Puszczy Pilickiej, Białowieskiej, Barlineckiej czy w Sudetach. Piotr wraz z innymi bartnikami zakłada barcie w augustowskich i okolicznych lasach od 2013 roku, więc właśnie mija dekada ich działalności.

- Zaczęliśmy zajmować się bartnictwem w opozycji do tego, co się działo wokół niego od 2008 roku, kiedy miał miejsce program odtwarzania bartnictwa na podstawie współpracy z Baszkirami. Stwierdziliśmy wtedy, że skoro zostało tyle zabytków związanych z bartnictwem, a tradycje są ciągle żywe w naszym kręgu kulturowym, na terenach gdzie przez stulecia tworzyliśmy jeden organizm państwowy z Białorusią, Ukrainą i Litwą, powinniśmy sięgać do tych źródeł, po te wzorce, a nie do dalekiej Baszkirii (Rosja, Południowy Ural - przyp. red.). Bartnictwo Baszkirii jest o tyle prostsze, że zostało zinstytucjonalizowane. Park Narodowy zatrudnia pracowników specjalizujących się bartnictwem, następnie pozyskany miód jest sprzedawany. Łatwiej dotrzeć do działającego prężnie Parku, niż do poszczególnych rodzin, które działały nieoficjalnie, zachowując tradycje bartnicze, ale to drugie uważam za bardziej zasadne - mówi Piotr. - Jako Bractwo Bartne łączymy elementy, które zostały zachowane w przekazach poszczególnych rodzin z Puszczy Augustowskiej czy Kurpi. To były pojedyncze rodziny opiekujące się kilkudziesięcioma kłodami bartnymi, które w XIX wieku kazano im zabrać z lasu na własne działki. Inni, mając ule, zachowali sposób pozyskiwania miodu, co znaczy, że wyciskają go, a nie wirują w wirówce. Niektóre osoby miały nawet po kilkadziesiąt kłód w lasach na terenie Białorusi czy Ukrainy. To właśnie nasze wspólne tradycje. W Polsce wraz z modą zachodnią na produkcję miodu zachowały się one w dużo mniejszym stopniu, ale zaraz za wschodnią granicą mamy setki osób, które do tej pory gospodarzą w ten sposób.

Sposób uprawiania bartnictwa może pokazywać, jakie mamy podejście do lasu i tradycji. Baszkirowie wybrani na protoplastów współczesnego bartnictwa w Polsce i obrońców naszej przyrody, zajmują się bartnictwem na skalę przemysłową nieprzerwanie od początku XVI wieku. Często w żywym pniu wycinają stopnie pod stopy, co świadczy o tym, że nie jest to kultura bartnictwa tożsama z naszą. Sposób ten promowali zresztą w Puszczy Augustowskiej:

[Pokaz dziania barci w Puszczy Augustowskiej przez zawodowego bartnika z Rezerwatu Szulgan-Tasz w Baszkirii (tu widać wycięte stopnie) ]

Natomiast naszą kulturą bartniczą na Ukrainie i Białorusi od 2009 roku interesował się prof. Krzysztof Heyke, który przez lata dokumentował osoby zajmujące się tam bartnictwem. Zebrał bardzo bogaty materiał. Stał się on solidną podstawą do tego, by wspólnie przywracać własne tradycje bartnicze.

- Wspólnie to znaczy transgranicznie, gdzie bartnictwo jest elementem łączącym narody dawnej Rzeczypospolitej - mówi założyciel Bractwa Bartnego. - W międzyczasie w 2014 okazało się, że ostatnia historyczna kłoda wisi na drzewie w Puszczy Augustowskiej na terenie Nadleśnictwa Płaska. Ściągnąłem ją i jeszcze tego samego roku jesienią, na tej samej gałęzi stanęła nasza kłoda wykonana podczas warsztatów bartniczych. W ten sposób wskazaliśmy na ciągłość. Chcieliśmy pokazać, że to nie jest coś tworzonego od nowa, ale że to było od zawsze częścią lokalnej historii i tradycji. Niemal zapomnianej, zepchniętej na bok jako przeżytek, ale ocalonej.

Bractwo Bartne

Na początku byli kilkuosobową grupą współpracującą z kilkoma Białorusinami z Polski. W 2020 roku po wyborach sfałszowanych przez Łukaszenkę i represjach zarzucili działania na Białorusi, aczkolwiek nie zerwali kontaktu z bartnikami.

- Część naszych przyjaciół po wybuchu wojny wyjechało do Polski. A my w ostatnim roku podjęliśmy szereg działań wspierających walczącą Ukrainę. Obecnie wraz z fundacją FOTA4Climate prowadzimy akcję wytwarzania okuć ciesielskich do wzmacniania ziemianek i okopów. Po godzinach spotykamy się w warsztacie, ostrzymy, gniemy i tniemy pręty. Ostatni taki transport na Ukrainę miał miejsce 20 stycznia i liczył 1,5 tysiąca okuć plus dwie palety ciepłej odzieży, śpiworów i żywności o długim terminie przydatności - wylicza Piotr. - Teraz zbieramy materiały i środki, by pod koniec lutego tego typu transport znów udało się zorganizować.

Aktualnie zarówno kierunek białoruski jak i ukraiński jest zamknięty jeśli chodzi o rozwój bartnictwa, zaczęto zatem współpracować ze stroną litewską.

- W kwietniu odbędą się wspólne warsztaty w Puszczy Augustowskiej. Gościć będziemy osoby zajmujące się bartnictwem jako pracownicy Parku Narodowego oraz osoby prywatne. W połowie maja natomiast jedziemy z rewizytą na Litwę. W ramach wolontariatu przywracać będziemy do użytkowania barcie z lat 70. na terenie Puszczy Dajnawskiej.

W tej chwili Bractwo Bartne liczy 26 osób, w tym 3 kobiety.

- Nie jest to innowacyjne, bo kilka statusów bractw bartnych, z którymi miałem okazję się zapoznać, dopuszczały kobiety do bractwa, ale tylko żony lub córki zmarłych bartników. Było to dość postępowe i wyjątkowe, gdyż np. żony cieśli czy kowali nie zostawały kowalami. Wymuszała to sytuacja, kiedy pszczoły nie mogły zostać bez opieki. Żona aktywnie wspomagała męża w pracach, wiedziała zatem, gdzie te barcie są i umiała się nimi zajmować - opowiada pan Piotr.  - Staramy się, aby nasze bractwo było inkluzywne, by mogło zrzeszać jak najwięcej osób. Jednym warunkiem formalnym jest posiadanie i prowadzenie przynajmniej jednej kłody bartnej lub barci. Drugim warunkiem jest złożenie uroczystej przysięgi członkowskiej z zaakceptowaniem regulaminu. Chcemy też, by członkowie Bractwa aktywnie uczestniczyli w podejmowanych działaniach. Trzecim warunkiem miała być składka członkowska z wysokości 200 zł rocznie, ale możliwość odpracowania jej w formie wolontariatu na rzecz realizacji wspólnych działań czy organizacji warsztatów sprawiła, że w zasadzie nie zdarzyło się, by ktoś tę składkę musiał opłacić.

Leśny cud - miód

W przeciwieństwie do flory porastającej pola i łąki, roślinność leśna nie jest tak zanieczyszczona oraz skażona pestycydami czy innymi chemicznymi środkami ochrony stosowanymi w rolnictwie. Lasy Państwowe podają, że "pszczoły, których ule wystawione są w lesie, zbierają nektar i spadź z wielu gatunków roślin typowo leśnych. Dzięki temu robią charakterystyczne w smaku miody, np. spadziowy lub leśny miód wielokwiatowy".  Jednak kiedy rzecz ma miejsce nie w ulu, a w barci, dzieje się "magia". To miód z barci jest o 30% bogatszy w związki aromatyczne i substancje lotne.

- Badaliśmy próbki miodu pobrane we wsi Frącki oraz z barci zlokalizowanej 2 km od tej miejscowości, więc baza pożytkowa pszczół była mniej więcej ta sama. Natomiast w barci dochodzą olejki eteryczne i samo środowisko gniazda. Miód z barci zawiera dużo pierzgi, propolisu i innych "zanieczyszczeń" które wpływają na walory smakowe i zdrowotne. Znaczenie ma też sposób pozyskania, bo miód jest wyciskany z plastrów na prasie, a nie odwirowywany, jak w przypadku miodu z ula. Co więcej, miód z barci pobierany jest pod koniec sezonu pszczelarskiego, czyli wtedy, gdy w gnieździe znajduje się mieszanka miodów z całego sezonu, a nie po danym pożytku (np. kwitnienie lipy - przyp. red.) - wyjaśnia Piotr Piłasiewicz.

Nie bez znaczenia jest też sama odmiana dzikiej, rodzimej pszczoły augustowskiej. Jest ona mniejsza i ciemniejsza od innych pszczół. Jest to gatunek, który dobrze zimuje w barciach oraz odnajduje się w lesie, czyli dobrze pracuje na jego ubogich pożytkach. Jednym zdaniem pszczoła, która jest do tego dostosowana, a nie przez dziesięciolecia selekcjonowana, by dawać więcej miodu i być łagodniejsza, bo właśnie te dwie cechy się rozwija u gatunków rolniczych. Jest wyjątkowa, dzięki czemu wytworzony przez nią miód również.

Od lat 70. w Puszczy Augustowskiej funkcjonuje strefa zamknięta hodowli pszczoły augustowskiej. Drugim takim miejscem w Polsce, gdzie została zachowana lokalnie występująca odmiana pszczoły, jest Puszcza Kampinowska. 

- Pszczoła w naszym prawie traktowana jest jako zwierzę gospodarcze, czyli jak koń, krowa czy kura. Każdy pszczelarz może sobie wziąć dowolną pszczołę: kaukaską, afrykańską czy inną hybrydę i wpuścić ją do ekosystemu de facto wprowadzając gatunek obcy do środowiska. Pszczoła jednak w przeciwieństwie do kury, która porusza się w okolicy kurnika, wchodzi w interakcje z przyrodą. Zatem super, że istnieją tereny, gdzie nie ma pełnej swobody i jeśli pszczelarz chce hodować pszczoły w Puszczy Augustowskiej, musi mieć pszczołę augustowską - puentuje Piotr Piłasiewicz.

Bartnictwo jest formą wspierania ochrony pszczoły środkowoeuropejskiej. Okazuje się, że owych pszczół nie ma ich znowu tak dużo, by stworzyły stabilną populację.

- W ostatnich dziesięcioleciach liczba pni czy liczba rodzin pszczelich w strefie zachowawczej pszczoły augustowskiej z roku na rok malała. W pewnym momencie to się zatrzymało. Zeszło do 470 pni. Działania bartnicze tworzą więcej miejsc do gniazdowania i zwiększają liczbę rodzin pszczelich - mówi Piotr.

Najnowsze dane dotyczące ilości pni pszczelich pszczoły augustowskiej są krzepiące.
- W tej chwili jest 856 rodzin zarejestrowanych na terenie strefy zachowawczej - mówi Grzegorz Szewczyk, specjalista z Pasieki Hodowlanej KRIR.

Płynne złoto a ekonomia

Bartnictwo jako zawód zanikło w XIX wieku z kilku przyczyn. Z jednej strony weszły tańsze formy produkcji miodu. W tamtym czasie cukier był już produkowany taśmowo, a że w ulu można zastąpić cały miód dla pszczół cukrem, zaczęto stawiać na przemysł pszczelarski.
- To zwielokrotniło produkcję miodu. W barci nie ma miejsca na taki syrop cukrowy. Zostawiamy miód pszczołom do przezimowania, wziąć możemy tylko nadwyżkę - zapewnia Piotr Piłasiewicz.

Drugi powód to niepożądana obecność bartników w lasach.

- Bartnictwo w Wielkim Księstwie Litewskim i tutaj na terenie Augustowszczyzny opierało się na statutach litewskich. Określały one co może osoba, która ma prawo wchodu do barci. Mieli takie prawo zarówno mieszkańcy miasta, jak i konkretne rodziny zamieszkujące Puszczę, które takie prawo odziedziczyły. Zajmowali się oni barciami w lesie, nie będąc jego właścicielami. Drzewo, w którym znajdowała się barć, również nie należało do nich, jednak statuty gwarantowały, że właściciel lasu nie może go wyciąć. Jeżeli drzewo uległo już zniszczeniu czy to z powodu uderzenia pioruna, czy innych konsekwencji działania natury, bartnik mógł wyciąć tylko fragment z dziuplą, a reszta należała do właściciela lasu. W Zaborze Rosyjskim w latach 40. XIX wieku anulowano te statuty. Gdy przestały obowiązywać, weszła Planowa Gospodarka Leśna. Z bartnikami planowanie wycinek lasu byłoby bardzo utrudnione. W Puszczy Augustowskiej w ostatniej inwentaryzacji Lasów Królestwa Polskiego wykazano aż 17 tysięcy barci (aktualnie jest ich ok. 120).

"Las był kiedyś inny..."

Choć nie wszystko wygląda jak przed laty, praca bartników jest ściśle odwzorowywana w działaniach Bractwa. Metody bartnicze są uwspółcześnione jedynie o stosowanie piły mechanicznej w pierwszym etapie "dziania" barci. Bywa też, że nie korzystają z leziwa, by dostać się do barci, ale stosują drabinę aluminiową.

- Z nowinek to by było na tyle. Narzędzia, z jakich korzystamy są kute przez kowala - jednego mamy w Bractwie z drugim współpracujemy. Leziwa sami skręcamy i szyjemy z materiałów naturalnych, głównie z liny konopnej, ale zdarzają się lniane. Kolega z Białorusi zrobił nawet ze skóry wołowej. Materiał może się różnić w zależności od regionu, ale leziwo zawsze składa się z ławeczki, kluczki, która służyła do blokowania liny i krótszej liny "leżaja" zakończonej liską. Do barci w drzewie łatwiej dostać się leziwem, natomiast do kłody, która stoi na gałęziach dość trudno, bo i coraz trudniej o rozgałęzione drzewo. Dziś drzewa mają być strzeliste, by dało się z niego pozyskać jak najdłuższą dłużycę. Las był kiedyś inny... - mówi Piotr. - Przy szybkim przeglądzie czy ewentualnym podkarmieniu przed zimą pszczół wybór pada na drabinę. Drabiny były zresztą używane również w przeszłości, z tym że drewniane, niealuminiowe.

Leziwo jest dość prostym narzędziem niekoniecznie prostym w obsłudze - należy przerzucić ławeczkę przez plecy a długą liną leziwa oplatać drzewo, robić kolejne pętle zaciskające się pod naszym ciężarem  i tak piąć się w górę luzując i robiąc nowe pętle. Brzmi jak frajda dla ludzi lubiących wspinaczkę.

- To tradycyjny sposób, nieakceptujący błędów - mówi z uśmiechem Piotr Piłasiewicz.

Przed wiekami ważnym zwyczajem było przejmowanie fachu przez dzieci. Czy tradycje bartnicze będą przechodziły z ojca na syna również współcześnie, czas pokaże.

- Bractwo działa od dziesięciu lat, potrzebujemy jeszcze co najmniej dekady, by się przekonać, natomiast moje dzieci wykonały swoją pierwszą barć. Henio, syn, ma klejmo, czy cios, znamię bartne, którym oznacza drzewa i kłody, choć sam oficjalnie nie przystąpił do Bractwa. Nie mamy więc jeszcze przypadku członkostwa dwóch generacji.

Z bartnictwa nie da się wyżyć, bartnictwem się żyje

- We współczesnym lesie w Polsce - może poza rezerwatem Puszczy Białowieskiej, choć to wyjątkowy i bardzo mały fragment naszych lasów - nie ma na tyle bogatych pożytków, by z bartnictwa zrobić profesję w pełnym tego słowa znaczeniu. Wręcz niemożliwe byłoby życie tylko z bartnictwa. Natomiast bardzo fajnie sprawdza się ono jako hobby. Jako znalezienie swojego miejsca w lesie, o które się dba, do którego się wraca w ciągu roku, które się obserwuje, do którego czuje się przywiązanie. Jako pożyteczna forma spędzania czasu na świeżym powietrzu, blisko natury, w zgodzie z przyrodą. To daje olbrzymią satysfakcję i dlatego ludzie do nas dołączają. Prowadzą jedną, dwie, czasem pięć czy nawet dwadzieścia kłód w lesie, ale to nie jest ich główna działalność - opowiada Piotr.

Ewentualne ambicje, by zrobić z tego profesję, są skutecznie duszone w zarodku przez realia polskich lasów. Baza pożytkowa, czyli swoiste pastwisko dla pszczół, jakim jest teren lasu, jest dużo uboższa, niż była jeszcze 200 lat temu.
- Nektarodajne gatunki drzew takie jak lipy były od XIX wieku usuwane z lasów, a powstałą powierzchnię obsadzano tym, co przynosi efekt ekonomiczny, co szybko rośnie i z czego drewno można będzie sprzedać. Ponowne sadzenie lip czy innych gatunków nektarodajnych to efekt starań ostatnich 10-15 lat.

Marzenia, w tym te, by żyć ze swojego hobby, są często kluczem do otwierania nowych furtek. Piotr Piłasiewicz wraz z Pawłem Kotwicą nie tylko zajmują się bartnictwem, ale założyli i prowadzą  Augustowską Miodosytnię. Jej receptury pochodzą z tradycji Rzeczypospolitej Obojga Narodów: "Pragniemy odtwarzać smaki, które zachwycały naszych przodków", przeczytamy w wizytówce Miodosytni.

- Używamy receptur historycznych spisanych pod koniec XIX wieku przez Teofila Ciesielskiego. Przywracamy stare zapomniane napoje, jak Zbicień, czyli piwo miodowe. Nasza miodosytnia jest inspirowana historią a powstała przede wszystkim z chęci bycia bliżej tego, co kochamy robić. Jest odpowiedzią na to, że z bartnictwa nie zrobi się dziś profesji - mówi Piotr Piłasiewicz. - Miodosytnictwo ma zresztą podobną historię jak bartnictwo, czyli zostało wyparte z powszechnej świadomości przez popularyzację tańszych form produkcji.

Po wybuchu wojny zaprzyjaźniona ukraińska miodosytnia Berryland Cidery została zbombardowana przez rosyjskie lotnictwo i doszczętnie zniszczona.

- Obiecaliśmy wtedy naszemu przyjacielowi Vitaliemu pomoc, tak by mógł kontynuować swoją działalność u nas. Parę dni temu przekazaliśmy mu złoty medal, największego na świecie konkursu miodów pitnych Mazer CUP, na którym również nasze miody zdobywały złote i srebrne medale. Złoto otrzymaliśmy za  miód, który wykonaliśmy według jego przepisu. Był to jednorazowy nastaw, bo wykonany z soku z brzozy zebranego w marcu 2022 roku.

"Natura, Tradycja, Historia"... Projekt

Czas wolny to dziś kino, basen, siłownia a najczęściej po prostu smartfon i Netflix... Coraz mniej z nas myśli o naturze, chociażby o lesie. A jeśli już, to raczej w kontekście spaceru czy biegania, niż tak osobliwego zajęcia jak bartnictwo. Tymczasem jest ono jedną z form udostępniania lasów dla społeczeństwa, nawet (a może przede wszystkim) dlatego, że interesuje się nim wąskie grono zapaleńców

"Nasze kłody bartne zakładamy na podstawie Ustawy o Lasach, która gwarantuje swobodę zakładania pasiek na terenach należących do Skarbu Państwa, zarządzanych przez Lasy Państwowe. Z kolei barcie wykonywane w żywych drzewach zakładane są na podstawie indywidualnych umów z poszczególnymi nadleśnictwami. Prowadzimy działalność bartniczą od ponad ośmiu lat i jeszcze nie spotkałem się z odmową zgody na założenie takiej barci czy kłody bartnej" - opowiadał na łamach Tygodnika Interii 1,5 roku temu Piotr Piłasiewicz. Okazuje się, że dziś bezproblemowa współpraca jest już historią. Jeśli chodzi o Nadleśnictwo Augustów, staje się ona nie tylko utrudniona, ale czasami niemożliwa.

- Nadleśnicwo Augustów robi nam duże problemy. Wręcz zabraniają zakładania nam nowych barci i kłód bartnych na zarządzanym przez siebie terenie, motywując to prowadzeniem projektu ze środków norweskich, mającego przecież na celu promocję bartnictwa.  Sami zajmują się projektami okołobartniczymi, kiedy dostają milionowe dotacje z funduszy europejskich. Nas traktują jak konkurencję, podczas gdy my własnym sumptem, w wolnym czasie zakładamy i prowadzimy własne barcie - mówi Piotr.

Pan Adam Sieńko z Nadleśnictwa Augustów tłumaczy:
- Projekt  ("Puszcza Augustowska i Bartnictwo szansą na uratowanie ostatniej ostoi rodzimej pszczoły augustowskiej. LP - lasy pszczołom, pszczoły lasom" - przyp. red.) to typowy projekt ochrony czynnej, gdzie podejmuje się konkretne działania. Aktualnie zajmujemy się środowiskiem, a nie tylko i wyłącznie kultywowaniem tradycji. Robimy to przy okazji, ale nie to jest celem. Naszym priorytetem jest poprawa i zapewnienie warunków do bytowania zapylaczy w lesie a bartnictwo jest jedną z metod, aby ten cel osiągnąć. Jednocześnie zakładamy minipasieki, łąki kwietne, oczka wodne, remizy-sady a nad tym wszystkim prowadzone są badania naukowe.

Pozostałe nadleśnictwa Puszczy Augustowskiej jak Głęboki Bród czy Płaska nieustannie widzą w działaniach Bractwa Bartnego wartość dodaną, mimo że projekt obejmuje również ich grunty.

Działają wspólnie na rzecz leśnych ekosystemów, kultywowania tradycji poszanowania przyrody i życia w zgodzie z naturą w duchu motta: "Natura, Tradycja, Historia".