Ktoś nie ma jeszcze planów na weekend? Tomasz Drybała wie już, gdzie będzie w styczniu 2026 roku. 44-latek pochodzący z podkarpackiego Krosna, a od wielu lat mieszkający w Londynie postanowił, że przebiegnie tyle kilometrów, ile wynosi obwód Ziemi na równiku: 40 075.
Rzecz jasna, pan Tomasz nie posiadł umiejętności chodzenia po tafli oceanicznej wody. Trasę wytyczył na kilku kontynentach i podzielił ją na cztery etapy. Miejsca, w których się pojawi oraz czas, gdy to nastąpi, nie są przypadkowe.
- Pierwszym kryterium było, abym nie biegł w warunkach zimowych. Taki wysiłek sam w sobie jest ryzykiem, więc nie chciałem, aby jakieś auto wpadło w poślizg na zmrożonej lub ośnieżonej nawierzchni i mnie potrąciło. Temperatura musi być przyzwoicie wysoka, co najmniej 15 st. C. - wskazuje.
Wyzwanie pana Tomasza rozpocznie się 26 września w Stanach Zjednoczonych, a dokładniej w nowojorskim Central Parku. Następnie, wzdłuż wybrzeża Atlantyku, granicy z Meksykiem, a później tuż obok plaż nad Pacyfikiem, dotrze do Portland. Pierwszy etap liczy 10 tysięcy kilometrów.
Drugi rozdział "okrążenia" naszej planety, liczący 11 tys. km, przypadł na Azję. Pobiegnie z Hongkongu przez Chiny, Wietnam, Kambodżę, Tajlandię, Malezję oraz trzy wyspy: Sumatrę, Jawę i Bali - na tej ostatniej etap się zakończy.
Kolejna odsłona to Półwysep Arabski, czyli 6 tys. km od Kuwejtu do stolicy Egiptu - Kairu. Po drodze Tomasz Drybała pojawi się przy Zatoce Perskiej, w Bahrajnie, Katarze, Zjednoczonych Emiratach Arabskich oraz Omanie. Na własne oczy zobaczy też pustynię Empty Quarter w Arabii Saudyjskiej, czyli największy piaszczysty obszar na globie, jak i brzeg Morza Czerwonego.
Czwarty, ostatni etap, to Stary Kontynent. Pan Tomasz przewidział start w greckich Atenach, a metę w Londynie. Nie pobiegnie jednak w linii prostej, lecz przez Albanię, Czarnogórę, Słowenię, Włochy, Monako, Francję, Hiszpanię, Gibraltar i Portugalię. Na mecie planuje zameldować się w marcu 2026 roku.
Tomasz Drybała chce odwiedzić państwa zarówno rozwinięte ekonomicznie, jak i te, które takiego statusu nie posiadają. - Mam nadzieję, że mieszkańcy tych pierwszych będą skłonni wpłacić na rzecz UNICEF-u, organizacji pomagającej dzieciom z drugiej grupy krajów - tłumaczy.
Między etapami Polak zaplanował przerwy, dlatego wszystko potrwa w sumie 40 miesięcy. - Ważny jest dla mnie kontakt z synami, mają 10 i 17 lat. Potrzebują ojca, więc nie mogę wyjechać na dłuższy czas. Będą widzieć się ze mną co pięć tygodni w Anglii - opisuje.
Jak dodaje, każdy weekend będzie przerwą na regenerację i odpoczynek. - Ułożyłem plan biegu, konsultując się z brytyjskimi naukowcami, monitorujący na bieżąco stan mojego zdrowia. Organizm i umysł będą mogły odpoczywać - zapewnia.
Pauzy w trakcie wyzwania posłużą Tomaszowi Drybale nie tylko na podtrzymanie rodzinnych więzi. Nie zamierza "robić niczego na siłę", woli mieć elastyczny plan. - Jeśli w którymś tygodniu poczuję się słabiej, zyskam więcej dni na odpoczynek. Najbardziej napięte pod względem czasu są etapy w Stanach Zjednoczonych i Azji. Gdyby nastąpiło opóźnienie, wyląduję na pustyni w Arabii w niezimowych miesiącach. Termometry pokazują tam wtedy 60 stopni - przypomina.
Zaplanował ponadto 400 wykładów, z czego część dotyczy UNICEF-u, a pozostałe - czyli większość - odbędą się na uniwersytetach, szkołach, państwowych instytucjach i prywatnych firmach. - Nauczę ich uczestników, co to znaczy "uważnie biegać", jak uzyskać "flow", czyli "stan przepływu" i w jaki sposób radzić sobie z traumami z dzieciństwa - wylicza.
Pan Tomasz przeszłości mierzył się z takimi problemami. Wydarzenia z najmłodszych lat życia sprawiły, że przez trzy późniejsze dekady walczył z depresją. Ciosami były również rozstanie z żoną oraz utrata firmy. Sens życia odzyskał, gdy kilka lat temu dwukrotnie wybrał się do Tajlandii. Rozwinął tam swoje pasje i wzbogacił ich katalog o jogę, wspinaczkę czy kajakarstwo.
Postanowił też rzucać sobie wyzwania - pierwszym było "5 milionów kroków w 100 dni", które w 2019 roku zakończyło się triumfem. - Udało mi się to zrobić ostatecznie w 101 dni, mimo wysokich temperatur między innymi w Indonezji i na Tajwanie. Wcześniej nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać i prawdopodobnie nie podjąłbym tej próby, gdybym taką wiedzę miał. Gdy jednak już zacząłem, uznałem, że misję trzeba dokończyć - wspomina.
Trzy tygodnie później pan Tomasz rozpoczął inny bieg. Chciał pokonać 11 tys. km przez azjatyckie kraje, ale w międzyczasie wybuchła pandemia. - Uciekłem ostatnim statkiem do Indonezji, a tam, chociaż nie było pełnego lockdownu, zakazano przemieszczania się z wioski do wioski. Początkowo mieszkańcy byli względem mnie agresywni, bo myśleli, że przywlokłem ze sobą koronawirusa. Przez dwa tygodnie nie mogłem opuścić hotelu, po tym czasie wynegocjowałem z policją ochronę, a tym samym zgodę na wyjście z pokoju - opisuje.
Chociaż w 2020 roku świat się zatrzymał, krośnianin nie porzucił obranego celu. Brakujący dystans podzielił na 268 półmaratonów. - Biegałem od dwóch do pięciu razy dziennie, dzięki czemu "uzupełniłem" ostatnie 5,5 tys. km - uściśla.
Program wspomnianych wcześniej wykładów ułożył samodzielnie. - Już wcześniej dzieliłem się nim, przemawiając na azjatyckich uczelniach. W skrócie, rozwiązując własne problemy, radziłem innym, by skopiowali te sposoby - podkreśla.
Tomasz Drybała odkrycie "flow" nazywa "ogromnym przełomem". - Gdy biegłem przez Azję, tamtejsze pola i małe miejscowości, wszędzie były węże. Kilka razy mało brakowało, a stanąłbym na jednym z nich. W pewnym momencie uznałem, że to rodzaj ryzykowania życia, bo gdyby wąż mnie ukąsił, pomoc niekoniecznie uzyskałbym w porę. Zacząłem zwracać uwagę, gdzie i jak stawiam stopy, nie tracąc z oczu tego, co przede mną - tłumaczy.
Mimo wysiłku był w stanie "otworzyć laptopa i produktywnie działać przez kilka następnych godzin". - Zainteresowałem się, skąd pochodzi ta płynność. Stwierdziłem, że dzięki niej różne rzeczy stają się "dostępne", nietrudne i fantastycznie się z nimi czujemy. Zacząłem skupiać się na czasie teraźniejszym, a nie na biegu przez cały dzień. Podejście, że liczy się najbliższy kwadrans i powtarzanie tej myśli, kilkanaście razy dziennie pozwoliło zniwelować opór umysłu. Chociaż wiedziałem, że w ciągu dnia pokonam 70-80 km, interesowałem się jedynie najbliższymi 15 minutami - objaśnia.
Wyczynowiec przyznaje, że lęki oraz sytuacje stresowe przydarzają się każdemu codziennie i nie da się ich całkiem wyeliminować. Jego zdaniem to samo tyczy się traumatycznych przeżyć z przeszłości.
- Wiele osób myśli, iż pojęcie traumy zawęża się do trudnych warunków w rodzinie, życia podczas wojny czy śmierci bliskiej osoby. Nie do końca tak jest, bo dziecięca trauma może być rozbitym kolanem na WF-ie, które sprawiło, że w życiu dorosłym nie próbujemy biegać, albo nieszczęśliwą miłością ze szkoły powodującą trudności w nawiązywaniu kontaktów po wielu latach - wyjaśnia.
Pan Tomasz zdołał rozwiązać swoje problemy, ale do dziś zdarzają mu się obawy przed tym, co za chwilę się wydarzy. Łagodzi te uczucia, medytując podczas biegu.
- Ćwiczenia fizyczne rozpocząłem w 2018 roku, ale istotny jest także trening psychiczny. Zacząłem go w tym samym czasie. Wszystko zresztą ma początek w psychice, bo nasz mózg udziela wskazówek ciału, co ma robić. Za każdym razem, kiedy osiągniemy swój mały cel, nasza siła umysłu się wzmacnia - mówi.
Jak przygotować się do biegu przez ponad 40 tysięcy kilometrów? Polak odpowiada, że podczas treningów, organizowanych kilka razy w tygodniu, stopniowo zwiększa dystans do pokonania.
- Zacząłem od 30 km dobowo i ten próg podnosiłem o około 10 procent raz w tygodniu. Niestety, ponad miesiąc temu doznałem kontuzji i w ramach prewencji, by problem się nie pogłębił, poszedłem na rehabilitację. Data startu odsunęła się tym samym o miesiąc. Teraz, do 26 września, zamierzam biegać od 50 kilometrów dziennie w poniedziałki, wtorki, czwartki i piątki. Znów zacznę podnosić dzienny dystans, aż osiągnę 75 km dziennie, czyli 300 km tygodniowo - sumuje.
Istotna jest również odpowiednio dobrana dieta. - Wiem, kiedy i w której miejscowości będę, a co za tym widzie - co można tam zjeść, a co trzeba kupić wcześniej. W kwestii jedzenia trudniej było podczas poprzednich wyzwań. Miałem wtedy 10-kilogramowy plecak, mieszczący laptopa, inne rzeczy do pracy, ciuchy do przebrania. Zabierałem jedynie batony energetyczne i butelki z napojami, licząc na otwarte restauracje, sklepy po drodze, ewentualnie gościnność przypadkowych ludzi - stwierdza.
Tomasz Drybała zachęca, by wirtualnie "biec" razem z nim. - Nie trzeba pokonać obwodu Ziemi, wystarczy nawet trzy czy pięć kilometrów, ale jeśli czuje się na siłach, może przebiec nawet i maraton. Można też dzielić się informacją o inicjatywie w mediach społecznościowych. Naszym celem jest dotrzeć z przesłaniem nawet do miliarda osób - zapowiada.
W sierpniu cała Polska kibicowała Robertowi Karasiowi, który podjął się morderczego wysiłku: zamierzał pobić rekord świata w dziesięciokrotnym Ironmanie, a więc przepłynąć 38 km w basenie, przejechać 1,8 tys. km na rowerze, a do tego przebiec 422 km. Śmiałek wycofał się, ponieważ lekarze obawiali się o jego życie.
Pan Tomasz zapytany, czy nie obawia się podobnego finału biegu "dookoła Ziemi", odpowiada: - Wszystko może się zdarzyć, dlatego nigdy nie można być pewnym tego, co będzie za 10 minut. Mój bieg ma jednak inną formę niż Ironman, gdy chce się być pierwszym. Ja się nie ścigam, zachowuję swoje tempo i zwracam uwagę na wydajność organizmu. Nie muszę przecież bić rekordów.