Reklama

Wydawałoby się, że każdy, kto choć trochę muzykować potrafi, mógłby zebrać kumpli i zagrać kilka "potupajek" dla młodej pary i ich gości. Potrzeba jednak czasu, żeby nabrać doświadczenia, ograć lub w przypadku DJ-ów skompilować odpowiednią liczbę utworów, aby nie zostać zaskoczonym podczas imprezy, a nawet - co chyba najcenniejsze - sprawdzić się w roli wodzireja.

Najważniejsza jest muzyka i zimna wódka

Moi rozmówcy nie grają wesel od wczoraj. Paweł, klawiszowiec i wokalista zespołu Efect, zajmuje się tym od 12 lat. Jak sam mówi, dużo już widział. Jest pewny, że od zespołu, który na weselu zagra, w dużej mierze zależy to, czy impreza się uda.

Reklama

- Moim zdaniem oprawa muzyczna to jest 70-80% udanego wesela. Jeżeli zespół jest naprawdę dobry, zgrany, ma fajny repertuar i przede wszystkim potrafi dobrze zabawić gości, pożartować z nimi, to jest to gwarancja dobrego wesela - mówi.

Z tą tezą zgadza się grający na gitarze Mateusz, który swoje pierwsze wesele zagrał 7 lat temu. - Oczywiście. Pamiętam jedno z pierwszych wesel, jakie grałem. Jedna dziewczyna powiedziała, że najważniejsze na weselu to dobry zespół i zimna wódka. Reszta może być średnia - śmieje się.

Podczas tych, wydawałoby się niepozornych wydarzeń artystycznych, podziwiać możemy często osoby z muzycznym wykształceniem, których nie spotkamy na wielkich scenach, czy w filharmoniach. Paweł ukończył Szkołę Muzyczną II stopnia, Mateusz nie ma wykształcenia muzycznego, ale jego dziewczyna, z którą na co dzień gra, jest absolwentką Akademii Muzycznej.

- Do orkiestry, filharmonii czy robienia czegoś bardziej artystycznego trzeba być kosmicznie zdolnym, albo mieć duże znajomości - tłumaczy.

Paweł dodaje, że muzycy weselni z dużym doświadczeniem mogą jednak dostać się wyżej.

- Ci lepsi na pewno mogą się załapać do znanych zespołów, czy do grania jako muzycy sesyjni z prawdziwymi gwiazdami - przekonuje. Transfery w drugą stronę także się zdarzają, bo instrumentalistom, których często nie dostrzegamy za plecami naszych idoli, zdarza się również dla paru groszy zagrać na weselu.

- Miałem okazję grać z basistą, który koncertował kiedyś z  Ich Troje. To był zupełnie inny poziom, inne podejście do każdej piosenki - nawet jeśli to było disco polo, to uwierz mi, że brzmiało to kilka poziomów lepiej - wspomina.

Czy da się z tego utrzymać?

Wspomniałem o kwestii finansowej. Muzyków znam wielu i od zawsze pamiętam dyskusje na temat tego, czy grać własne koncerty z własnymi kompozycjami i (najczęściej) do tego dopłacać, czy iść w tzw. joby. Granie wesel się po prostu opłaca. Ale czy na tyle, żeby móc się z tego utrzymać?

- Nie, jest to dodatkowa praca. Nie utrzymałbym się z tego - odpowiada mi Mateusz, a jak sam dodaje, gra 15-20 imprez w ciągu roku.

Paweł traktuje działalność muzyczną jako dodatkowe zajęcie. Na co dzień pracuje jako kierowca.

- Pewnie dałoby się z tego utrzymać, ale wtedy musielibyśmy grać od świąt wielkanocnych, do adwentu. Ale trzeba pamiętać, że mając taki zespół, nie trzeba grać tylko wesel, tylko w zasadzie wszystko, co się trafia. Mogą być jakieś imprezy firmowe, imprezy zamknięte, bale charytatywne - mówi. Jego zespół kalendarz planuje na 2 lata do przodu i terminy na 2024 roku powoli się zapełniają.

Pamiętajmy też o tym, że obaj wspomniani muzycy, grają w dużych, 6-osobowych składach, co stanowczo zmienia wynagrodzenie "na głowę". W takim wypadku może lepiej zostać DJ-em?

- Pojawiło się mnóstwo nowych didżejów weselnych. Nawet didżeje klubowi coraz częściej biorą się za wesela, bo stawki w klubach są słabe - przyznaje Marcin Oroń, znany w branży jako DJ Fala, który regularnie zaczął grać na weselach 11 lat temu.

Marcin pokusił się nawet o stwierdzenie, że zespołów weselnych jest dziś mniej, z czym nie zgadza się Paweł.

- Pojawiają się na różnych grupach na Facebooku posty z pytaniami o kapele na wesele i po 20 minutach masz ok. 30 komentarzy - wszystko od zespołów - mówi.

Granie na weselach sprawdza się też idealnie, kiedy jako młodzi studenci nie jesteście w stanie pracować w tygodniu, a chcecie dorobić.

Jeśli ktoś chce sobie dorobić podczas studiów i może pracować w tygodniu, a potrafi grać, to jest to idealna praca. Sam tak robiłem, kiedy zaczynałem grać i nie chciałem prosić o pieniądze rodziców, bo miałem swój hajs - dodaje.

Disco polo cały czas żyje

Kiedy przeglądam media społecznościowe, często spotykam się z artykułami o tym, że młodzi chcą wbrew rodzinie urządzać wesela po swojemu i sprzeciwiać się tradycji disco polo, sprośnych zabaw, czy chociażby picia wódki. Kto może powiedzieć o tym więcej, niż ci, którzy te zabawy prowadzą i obserwują? Tu dostaje sprzeczne informacje.

- Pojawia się coraz więcej eleganckich wesel - bez disco polo, sala z ładnym wystrojem i dobra muzyka serwowana przez profesjonalnego didżeja lub zespół. Coraz lepsze i droższe stanowiska, nagłośnienie i oświetlenie - mówi Marcin. Tu protestuje Mateusz.

- Młodzi nie rezygnują z disco polo. Wspominają wręcz, że ich rodzina nie wyobraża sobie bez tej muzyki wesela, ale często dodają, których kawałków nie lubią. My staramy się ograniczać disco polo do minimum - tłumaczy.

Sam byłem niedawno na weselu z DJ-em, któremu młodzi przekazali swoją playlistę. To po pewnym czasie spotkało się z pewnym protestem rodziny, która nie chciała bawić się do strawniejszych, chociaż wciąż tanecznych utworów ze świata rock’n’rolla czy funku. I faktycznie, kiedy w późniejszej części imprezy wybrzmiały najpopularniejsze szlagiery Sławomira i Bayer Full, nagle większość gości pojawiła się na parkiecie.

- Ja to często powtarzam parom młodym. Wiem, że gramy dla nich i wszystko zależy od ich gustu, bo to oni płacą za nasze usługi, ale przecież chodzi o to, żeby goście wyszli zadowoleni i dobrze się bawili. Często jak przychodzi jakiś wujek i zażyczy sobie jakąś piosenkę, to trzeba mu przecież zagrać - tłumaczy Paweł.

Zastanawiam się, czy samo miejsce wydarzenia ma wpływ na to, jaka muzyka i jakie zabawy będą przez gości oczekiwane.

- Tak naprawdę, to każde wesele to inny świat. Wesele na Pomorzu może wyglądać inaczej niż wesele na Śląsku, czy Podlasiu. Śląsk to TV Silesia, Śląska lista przebojów, Teresa Werner. Podlasie to chyba stolica disco polo. Jak grałem wesele w Gdańsku, na które przyjechała rodzina z Podlasia to byli w szoku, że jest DJ, a nie kapela weselna i że nie gram biesiady i disco z pola! - wspomina DJ Fala.

- Jest też różnica, czy grasz w dużym mieście, gdzie często przychodzą nadęci ludzie, którzy nie chcą się bawić, czy na wsi, gdzie jednak przychodzą fani disco polo - stwierdza Mateusz.

Wszyscy moi rozmówcy podkreślają, że nie mają w swoim "repertuarze" dwuznacznych zabaw, o których wciąż słyszy się, że cieszą się sporym powodzeniem.

Zapewniamy drobne zabawy i całe prowadzenie, jednak zabawy ograniczamy do tych ze smakiem, bez podtekstów. Częściej staramy się organizować atrakcje angażujące większą część ludzi, np. jakieś układy taneczne - wyjaśnia gitarzysta.

- To że ja staram się grać eleganckie wesela bez disco polo i wulgarnych zabaw to nie znaczy, że fani biesiady wymarli. Nadal słyszę od innych didżejów o weselach, na których jest przeciąganie jajka w nogawce i pompowanie balonika tyłkiem, ale na pewno jest tego zdecydowanie mniej - dorzuca Marcin.

Żaden z moich rozmówców nie grał jednak na weselu bez alkoholu.

Ja nie grałem nigdy na takim weselu. Ale słyszałem od kilku znajomych, że oni grali i ludzie świetnie się bawili - mówi Paweł.

- Nie, nie zdarza się, że nie ma wódki - śmieje się Mateusz.

Nikt nie dostał w mordę

Branża weselna bardzo się zmieniła przez ostatnie lata - zaczyna DJ Fala, ale wszyscy moi rozmówcy zgadzają się z tym zdaniem. Na pewno rozwijają się oferty dla młodych par.

Nowe firmy, dotacje unijne, lepszy sprzęt, media społecznościowe - pary młode często szukają didżeja na Instagramie, Tik Toku i Facebooku. Są całe wyspecjalizowane firmy, gdzie masz wedding plannera, didżeja, muzyków, wokalistów, florystkę, limuzynę i co tylko zapragniesz. Jak odpowiednio zapłacisz, to oni wszystko za Ciebie robią. Pojawiły się też tzw. wesela alternatywne, czy slow wedding. Są eleganckie wesela oraz trend rustykalny, czyli zabawy w dawnych stodołach, ceglarniach, czy wędzarniach - opowiada o nowych trendach Marcin.

Słowem kluczem jest "profesjonalizm". I dotyczy on zarówno muzyków, jak i samych gości weselnych."

- Kiedyś to był podobno standard, że na weselu najbardziej pijany był ojciec panny młodej i szef orkiestry. Dzisiaj muzycy raczej nie piją podczas wesel, ja piję tylko symboliczny toast na początku imprezy - mówi Marcin.

Czasem jak goście są zadowoleni, to podchodzą do nas i pytają, czy się napijemy. Nie odmawiamy - odpowiada Paweł.

Z radością zauważa, że dzisiaj goście wreszcie respektują zawarty w umowie czas grania.

Patrzę na ostatnie 3-4 sezony i jest zupełnie inaczej niż kiedyś. Jest 5:00, mówię gościom, że bardzo dziękujemy za wspólną zabawę, ale nasz czas dobiegł końca i będziemy powoli zwijać sprzęt. Uwierz mi, nikt nawet słowa nie mówi, wszyscy dziękują - kiedyś by była awantura, że mamy grać! - mówi.

Jak goście podchodzą do stolika w czasie naszej przerwy, to pytają, czy nie przeszkadzają, czy mogą chwilę zająć. Takie zwroty kiedyś by nie przeszły, tylko by było ‘Ile wy tu, kur**, jeszcze będziecie siedzieć?’ - śmieje się.

Klawiszowiec tłumaczy mi także, że dawniej w umowach pomiędzy zespołem a organizatorami, praktycznie nie było zawartych żadnych szczegółów. Teraz po każdym sezonie, żeby uniknąć nieporozumień i być zabezpieczonym, dopisuje kolejne punkty.

- Kiedyś miałem jedną umowę na jednej stronie A4, tak teraz mam na dwóch, ale mam tam naprawdę konkrety. Wszystko przez nasze doświadczenia. Co roku coś dopisałem, na przykład punkt o tym, że w przypadku jakichkolwiek przejawów agresji wobec muzyków kapeli, kończymy imprezę i się pakujemy - mówi.

To chyba czas, aby zadać pytanie, które chodziło mi po głowie od samego początku. Alkohol jak wiadomo jest przyjacielem awantur - zastanawiam się, czy kiedykolwiek w karierze moich gości doszło do rękoczynów.

- Nikt w mordę nie dostał, ale często zdarzają się dziwne teksty, typu: "Nie zagrota ‘Majteczki w kropeczki’? Wy d**a, a nie orkiestra jesteście. Na weselach na wsi wchodzenie po pijaku między sprzęt i rozbijanie się to standard - dodaje Mateusz.

- Mieliśmy jedną taką sytuację z moim zespołem. Pani starościna poprosiła jednego z nas do tańca, padło na mnie. Zatańczyłem dosłownie jeden taniec z nią, podziękowałem, pocałowałem w rękę i poszedłem robić swoje. W przerwie okazało się, że mąż był bardzo o to zazdrosny. Pod koniec wesela zrobiła się z tego awantura, on przyszedł z bratem do nas i zamachnął się butelką wódki w moją stronę. Na szczęście moi koledzy szybko go odepchnęli, a pan młody wiedząc, że to nie nasza wina, wyprosił ich z imprezy - wspomina Paweł.

Czekali jeszcze na nas potem, ale nic się nie wydarzyło - śmieje się.