Reklama

Aleksandra Cieślik: Co wspólnego mają Ralph Kaminski i Kora Jackowska?

Ralph Kaminski: - Nie chciałbym wyszukiwać wspólnych cech z osobą, która była jedyna w swoim rodzaju.

Reklama

Moim zdaniem sporo was łączy. Mocne osobowości sceniczne, wolność manifestowana, choćby przez ubiór, teksty piosenek, w których opowiadacie o sobie.

- Słuchając archiwalnych wywiadów z nią podziwiam to, jak odważnie, z ogromną pewnością siebie, potrafiła wypowiedzieć się na każdy temat. Nie wiem, czy ja już to umiem i czy jestem tak silny, jak Kora. To, co w niej uwielbiam, to ten rock’n’roll. Na scenie była mocna, wyrazista. Te pokłady rocka odkrywam w sobie dzięki projektowi KORA, choć - muzycznie - nie będzie to stricte gitarowe granie. Premiera płyty jesienią.

Najnowsze wydanie Tygodnika co sobotę w Twojej skrzynce. Zapisz się do newslettera >>

Często porównują cię do Davida Bowiego czy Freddiego Mercurego, ale wybrałeś właśnie Korę. Dlaczego?

- Ten projekt powstał trochę pod pretekstem mojego koncertu laureata Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu w 2019 roku. Słuchałem w tym czasie Kory. Dyrektor PPA Cezary Studniak powiedział, że chciałby mnie zaprosić na przyszły rok do swojego koncertu, ale zasugerował, bym zrobił coś specjalnie na tę okazję. Pomyślałem, że może to czas na zajęcie się utworami Maanamu.

Czuję się blisko tego, bo albumu "Róża" słuchałem jako dziecko, mając cztery lata. Chciałem stworzyć koncert, który jest spektaklem i mieć ten projekt na PPA. Zebrałem genialnych muzyków. Trochę inny skład niż My Best Band in the World. To też inne podejście, ponieważ spotykaliśmy się i wspólnie pracowaliśmy nad aranżacjami. Powstrzymałem swoją despotyczność, otworzyłem na pracę z innymi, co nie było dla mnie proste, bo wiele lubię robić sam. Nawet nie marzyłem o pracy z Bartkiem Wąsikiem czy Michałem Pepolem, którzy z Royal String Quartet i Stanisławą Celińską stworzyli płytę "Nowa Warszawa" - jestem jej fanem. Przy KORZE pojawili się też muzycy, z którymi wcześniej współpracowałem - Wawrzyniec Topa, Paweł Izdebski i młoda, rocznik 2000, niesamowicie zdolna perkusistka Wiktoria Bialic. Miks egzotyczny. Wiedziałem tylko, jak ma wyglądać początek i koniec koncertu.

Wrocławska widownia przyjęła was z otwartymi ramionami. Oklaskom nie było końca.

- Tak! Nigdy w życiu nie miałem takiego aplauzu. Jestem zakochany w piosence "Biegnij razem ze mną" - jednym z najmocniejszych elementów tego spektaklu. Zaproponował ją Michał Pepol. Po jej wykonaniu wchodzę w publiczność, niszcząc barierę widz-artysta. Jestem blisko, patrzę w oczy, śpiewam do nich. To mnie rozbraja. Brawa nie przestawały brzmieć. Przerosło to nasze oczekiwania. Następnie gramy "Ta noc do innych jest niepodobna". Siedzę wtedy plecami do Bartka Wąsika. Podczas koncertu w Teatrze Capitol zacząłem płakać. Towarzyszyły mi takie emocje.

Ta płyta to nie zbiór "greatest hits".

- Nie gramy "po prostu coverów". Mimo wszystko czuję, jakby to były trochę moje piosenki. Przepuszczam je przez swoje doświadczenia i historie. Zarejestrowaliśmy ten album na początku kwietnia i to coś naprawdę genialnego - mogę tak powiedzieć, bo nie jest to wyłącznie "moje". Nagrywaliśmy "na setkę", by złapać nastrój.

Co czułeś, będąc Korą?

- Nie chciałbym, aby ktoś odbierał to tak, że ja wcielam się w Korę. To moja fantazja na jej temat. To elementy, którym nadaję coś swojego, autorskiego. Mój spektakl wygląda inaczej niż trasa koncertowa promująca album "Młodość". Minimalizm, czerń i biel, stonowany wizerunek. Co ciekawe, Dorota Wieczorek - nasza realizatorka oświetlenia, której dałem wolną rękę - pracowała z Korą i Maanamem przez 10 lat. Zbieg okoliczności, nie wiedziałem o tym. Dorota mówi, co lubiła Kora. Na przykład uwielbiała stroboskopy. Podkreślała: "Jestem stara, potrzebuję dostać jeszcze więcej energii od tych świateł". Światła przy spektaklu są w stylu lat 90., nie do końca w mojej estetyce, ale o to chodzi w tym projekcie - bym rozwijał się, był otwarty na pomysły innych.

Trudno było oddać tę kontrolę?

- Muzycznie nie. Czułem się w tym genialnie i komfortowo. Wiedziałem, że to wybitni artyści i nie mam się czym stresować. Oczywiście sam zrobiłem scenografię, wizuale, kostiumy. KORA to projekt pomost przed moim kolejnym solowym albumem. Przyglądam się temu, otwieram na nowe osoby, uczę od nich. Stresującym było oddanie pierwszego teledysku młodemu reżyserowi Tomkowi Motarskiemu. Wiesz, że kocham robić teledyski, ale nie o to chodzi w tym projekcie. Chociaż... może jeden klip zrobię sam (śmiech).

Widziałam fragmenty wrocławskiego widowiska w sieci. Działają na wyobraźnię. Domyślam się, że podobnie będzie wyglądać trasa koncertowa, w którą - z promocją KORY - wyruszacie jesienią.

- Zdecydowanie. Zresztą będziemy odwiedzać nowe miejsca - teatry, filharmonie, a nie kluby czy plenery. Koncerty będą siedzące, a samo show nieco dłuższe niż album, bo uzupełnione o bis.

Kiedy singiel promujący?

- Bardzo niedługo. Myślę, że będzie to zaskoczenie. Nic oczywistego, o czym wszyscy by pomyśleli. Pokaże on mnie w innej odsłonie w innym stylu. Będzie to rock.

Ale wybrałeś coś z "Róży"?

- Nie.

Spotkałeś się już z reakcjami od fanów Maanamu?

- Póki co, nie. Bałem się skrzywdzenia tej muzyki, ale myślę, że ten materiał nie jest profanacją ani próbą odegrania Kory i tych piosenek jeden do jednego. To inne wersje opowiedziane moim językiem. Cieszę się, że pamięć o Korze może trwać, że te utwory są żywe, że więcej słuchaczy - a ja mam bardzo dużo młodych fanów - dowie się, kim była i pozna bliżej jej piosenki. Teksty, które pisała, są wybitne. Maanam robił rewolucję. W czasach komuny wnosili powiew świata. A ten świat się o nich upominał.

Co najbardziej podziwiasz w Korze?

- Mówiła, co naprawdę myślała i nie przejmowała się opinią innych. Czasem można było się z tym nie zgadzać, ale lepiej usłyszeć trudną prawdę niż potem się rozczarować. Biła od niej taka siła. Kora miała też ogrom klasy.

Pamiętasz dzień jej śmierci?

- Na dworze był upał. To odejście zasmuciło mnie, choć nie poznałem jej osobiście. Na żywo widziałem ją raz, w 2005 roku w Jaśle. Na koncercie tłum, nie zdołałem tam wejść. Dostrzegłem ją z tyłu sceny. W białych dzwonach i ciemnych okularach. Podczas prowadzenia podcastów w CGM spotkałem za to Kamila Sipowicza. Bardzo go polubiłem. Ciekawy człowiek. Widać, że ma w sobie pierwiastek młodości i tę hippisowską energię. Myślałem: "Wow, to osoba, z którą Kora tworzyła najbliższą relację".

Którą piosenkę z "Róży" lubisz najbardziej?

- "Bez Ciebie umieram".

Stawiałam na nią albo na "Nic dwa razy", choć przeszło mi przez myśl, że to zbyt oczywiste jak na ciebie.

- Tak? Dlaczego?

Kojarzysz mi się bardziej z melancholią.

- Dlatego "Bez Ciebie umieram". Umierałem dla moich miłości przez dwa albumy. Już to zakończyłem (śmiech).

Która płyta Maanamu towarzyszyła ci w ważnych momentach?

- W 2018 roku - po dłuższej przerwie - zacząłem słuchać remastera "Róży". Wtedy byłem w Londynie u przyjaciół. Jeździłem metrem, obserwowałem ludzi i świat. Dobrze to wspominam.

Najnowsze wydanie Tygodnika co sobotę w Twojej skrzynce. Zapisz się do newslettera >>

Podobnie jak Kora chorowałeś na depresję. Ona mówiła o tym niechętnie, choć można było to wyczytać między wierszami jej tekstów. Ty natomiast - choć nie od razu - mówiłeś o tym otwarcie, a album "Młodość" nazywasz "pamiętnikiem z czasów terapii".

- Nie wiem, czy o tym była piosenka "Krakowski spleen", ale dla mnie tekst: "Czekam na wiatr, co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na "RAZ!" ze słońcem twarzą w twarz" jest symboliczny. Będąc w najgorszym stadium choroby, tak to sobie wyobrażałem. Wieczorami - czasem czując się lepiej - widziałem światełko przebijające się przez takie zasłony.

Zachorowałem w momencie, gdy moja kariera wystartowała. Spełniły się wszystkie muzyczne marzenia - wystąpiłem na Open'erze, Offie, Orange Warsaw. Organizm próbował mnie ściągnąć, zahamować. Nie miałem innego wyjścia niż działanie, bo nie wiedziałem, czy w życiu będzie mi dana druga taka szansa. Ludzie na Open'erze dostarczyli mi paliwo, ale gdy zszedłem ze sceny, czułem się najgorszą osobą na świecie. Wtedy o depresji mówiłem tylko najbliższym. Nie wiedziałem, czy mogę szerzej. Ogromne wsparcie dał mi zespół. Dochodziłem do siebie przez dwa lata.

To wielka walka ze sobą. Rozpadasz się w środku, ale wychodzisz na scenę i grasz koncert. Jesteś na fali, ale nie czujesz tego.

- Ludzie o tym nie wiedzą, nie czują tego, jeśli nie mieli styczności z depresją. Dodanie posta: "Jutro zagramy w Warszawie" było prawie nierealne. Nie miałem siły sklecić zdania. Nie wiedziałem, czy następnego dnia wstanę z łóżka i zagram. Bałem się koncertów. Schodząc ze sceny, czułem ogromną ulgę. Od tego czasu mam gigantyczną pokorę, ale też siłę do delektowania tym, co jest mi dane. Umiem też szukać normalności w tej nierzeczywistej bańce show businessu.

W trudnych chwilach w domu dziecka Korę ratowały przyroda i książki. A co tobie pomaga na smutek?

- Wyjazdy. Niekoniecznie na łono natury, bo tam lubię przebywać, będąc szczęśliwym. Bardziej wielkie miasta. To mnie ratuje.

W jednym z wywiadów Kora - zapytana o to, co sądzi o Polakach - oceniła, że jesteśmy smutni.

- Na pewno brakuje nam dystansu do siebie. Wszystko jest bardzo na serio. Każdy żart powinien być chyba podpisany. Mam specyficzne poczucie humoru. Moim znajomi to wiedzą, ale nie do końca czuję, że mogę sobie na to pozwolić publicznie. Wydaje mi się, że jesteśmy teraz w tendencji "cancel culture". Wszystko potrafi być odebrane jako atak, dezaprobata, brak szacunku. A ja uwielbiam żart i ironię.

To kolejna wspólna rzecz z Korą. Ona miała do siebie dużo dystansu.

- Ogromnie! Uwielbiałem w niej to oraz posiadanie własnej opinii i zdania. Ja też chcę mieć swoje zdanie. Niektórzy oczekują, że artyści mają być neutralni. Nie chcę być taki. Nie mam w sobie duszy aktywisty, który stanie na barykadach - przeraża mnie to, ale gdy świat płonie - gdy prawa kobiet są łamane - nie wyobrażałem sobie nie zabrać głosu, nie chodzić na protesty. Bałem się, ale szedłem tam. Niezbyt wierzę udającym, że tego nie ma.

Tym bardziej, że spora część twoich odbiorców to kobiety.

- 80 proc. Moja kariera bez nich nie istnieje. Gdybym nie zareagował, czułbym się źle. Podobnie ze społecznością LGBT. Nie umiem pojąć, że można mieć z tym problem i podsycać nienawiść wobec ludzi, którzy mają totalnie przesrane od początku swojego życia. Wychodzi brak edukacji seksualnej. Nie mogę się doczekać, kiedy ktoś się ogarnie i hejt się zatrzyma.

To tak na koniec... Gdybyś był piosenką Maanamu, to którą?

- Na dziś? "Biegnij razem ze mną".