17-letnia Nikola założyła kaptur na głowę, wyszła z domu i już nie wróciła. Powiesiła się w opuszczonym budynku, gdzie znalazła ją siostra. 13-latek strzelił sobie w głowę. Zostawił list pożegnalny. 12-letnia Zuzia popełniła samobójstwo w swoim domu. Podobnie jak 13-letnia Milena.
Statystyki prowadzone przez Komendę Główną Policji nie pozostawiają złudzeń. Jest źle, a będzie jeszcze gorzej. W ubiegłym roku w Polsce aż 843 dzieci targnęło się na swoje życie. 107 zrobiło to skutecznie. Najmłodsze z nich miało 8 lat.
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego z 2018 roku samobójstwa są drugą najczęstszą, zaraz po wypadkach komunikacyjnych, przyczyną śmierci wśród polskich nastolatków (10-19 lat). Na trzecim miejscu znajdują się nowotwory.
Najnowsze wydanie Tygodnika co sobotę w Twojej skrzynce. Zapisz się do newslettera >>
"Każdego roku w Polsce znika jedna średniej wielkości szkoła. Po cichu, bez rozgłosu, bez goniących za sensacją mediów. To udane próby samobójcze, których, jak podaje policja, jest co najmniej jedna dziennie. Polska jest na niechlubnym drugim miejscu w Europie, jeśli chodzi o samobójstwa nastolatków" - tak skalę problemu zobrazował podczas swojego wystąpienia na TEDx Rafał Szymański, współautor bloga "Porcelanowe aniołki" i tata, któremu przyszło zmierzyć się z depresją i próbą samobójczą córki.
Eksperci nie mają wątpliwości, że oficjalne statystyki są zaniżone i pokazują tylko część prawdy. WHO podaje, że prób samobójczych wśród osób poniżej 18. roku życia może być nawet 100 razy więcej niż samobójstw.
Rzeczywistość jest zatem o wiele bardziej przerażająca, a pandemia koronawirusa tylko dolewa oliwy do ognia. Podobnie jak stan psychiatrii dzieci i młodzieży w naszym kraju - na specjalistyczną pomoc trzeba czekać nawet kilka miesięcy.
A dla nieletnich w kryzysowej sytuacji każdy dzień bez pomocy stanowi realne zagrożenie dla zdrowia i życia. Na szczęście powstaje coraz więcej inicjatyw, których celem jest wypełnienie luki systemowej oraz edukowanie nas, dorosłych, żebyśmy jak najlepiej wspierali dzieci. Jedną z nich jest akcja "Usłyszeć na czas", którą zainicjował Tomasz Zieliński.
"Pan jest cholernie dziwny", "Pan jest dziwnym dorosłym", "Dziwny panie Tomku" - Tomasz Zieliński słyszy takie słowa z ust dzieci niemal każdego dnia. Ale fakt - daleko mu do typowego dorosłego. Zadaje dzieciom "dziwne" pytania. Takie, jakich nie zadał im jeszcze żaden dorosły. Znosi ich obelgi - słowa "beton", "dzban" czy "głupek" to normalka. Ale się nie obraża. Wie, że jeśli to przetrwa, stanie się coś niezwykłego. Zacznijmy jednak od początku.
Tomasz Zieliński pochodzi z małej wsi, gdzie wpojono mu, że to wstyd prosić o pomoc. I płakać. Sukcesy zawodowe w sprzedaży i negocjacjach oraz awanse rozdmuchały jego ego do horrendalnych rozmiarów. Czasami nie mieściło się w pokoju. Był butny, a zarazem przestraszony. Typowy korporacyjny tata i mąż, który zawsze wszystko wiedział lepiej. Do czasu.
Pewnego dnia na jego drodze stanął Antoni. Nie zraziła go buta ani nieuprzejmość Tomka. Uznał, że jeśli otworzy go na słuchanie, to jest nadzieja dla tego świata. Udało się. Dzisiejszy Tomasz Zieliński zupełnie nie przypomina siebie sprzed lat. Nawet głos ma inny.
Od kilku lat Tomek jest prezesem Akademii Komunikacji. Pomagają w niej przedsiębiorcom dogadać się z klientami i zespołami. Podczas kuluarowych rozmów ktoś zapytał, czy są w stanie pomóc porozumieć się w związkach. Podjęli rękawicę i zorganizowali warsztaty "Czy mnie słyszysz". To był strzał w dziesiątkę. Klienci poszli o krok dalej i poprosili o pomoc w dogadaniu się z nastolatkami. Nie czuli się na siłach. Odmówili.
Przyszedł marzec 2020 roku, a wraz z nim pandemia koronawirusa. Telefonów zrozpaczonych rodziców było coraz więcej: "Tomek, może byś pomógł i pogadał z moim dzieciakiem". Uległ i otworzył tzw. "okienko". Na Facebooku opublikował ogłoszenie, że przez dwie godziny dziennie będzie pomagał ludziom, którzy nie mogą dogadać się z dziećmi. Spodziewał się jednego, góra dwóch zgłoszeń tygodniowo. W ciągu kilku dni przyszło ich kilkaset... Był przerażony.
W czerwcu minął rok działalności "okienka". Z dwóch godzin rozmów dziennie z dzieciakami zrobiły się cztery, potem sześć, a obecnie jest to nawet 12 godzin. A przydałoby się znacznie więcej. Zgłoszeń jest tak dużo, że skupiają się na pomocy tym najbardziej potrzebującym. Mają od 8 do 18 lat i trafiają do "okienka" z opisem "niewspółpracujący", "trudny", "po kilku próbach samobójczych", "w ciężkim samookaleczaniu".
Najlepsza rekomendacja? Kiedy dziecko wyszukuje kontakt do Tomka i podsuwa go rodzicom. Nie chce rozmawiać z psychologami, ma dość dorosłych oraz ich złotych rad, ale kiedy czyta zapisy rozmów z "okienka", publikowane na Facebooku, mówi: "Ewentualnie pogadam z tym panem".
Zespół tworzy "dziwny pan Tomek" oraz współpracujący z nim psychologowie i psychiatrzy dziecięcy. Starannie wyselekcjonowani, według określonego klucza. Z dobroci serca i zupełnie bezpłatnie zdecydowali się oddać dzieciom kilka godzin swojej pracy dziennie. Potrzeby rosną i godzin przybywa, ale za te dodatkowe Tomek jest już w stanie im zapłacić. Wszystko dzięki zbiórce na Patronite i płatnym warsztatom dla dorosłych o jakże wdzięcznej nazwie: "Wszystkowiedzący, słodko-pierdzący dorosły".
Tomasz Zieliński, choć nie jest psychologiem, ma niezwykły dar słuchania. Sprawia, że najbardziej zamknięte w sobie dzieci otwierają się i "wpuszczają go do środka". Zaskoczył już niejednego psychologa i psychiatrę. Chętnie dzieli się swoją wiedzą z innymi dorosłymi. Zwłaszcza tymi "wszystkowiedzącymi" i "słodko-pierdzącymi". Marzy, by otworzyć ośrodek "Usłyszeć na czas", w którym będzie mógł jeszcze lepiej pomagać dzieciom. Od kilku miesięcy zbiera na niego pieniądze.
Tak nazwał Tomka podczas rozmowy w "okienku" 16-letni Krzysiek. Jaki jest ten dorosły? To rodzic, który ma dużo obowiązków, stara się, jak może, ale nie za bardzo potrafi się komunikować. Nikt go tego wcześniej nie nauczył. Za to wpojono mu, że musi wiedzieć wszystko. Wstydzi się zapytać dziecko, jak lubi być kochane, jak chce, by o nie dbano albo czego mu brakuje.
Często mówi z pozycji "ja wiem lepiej", ja ci tu wszystko wyłożę, podzielę się z tobą swoją wiedzą. Nie potrafi zejść z piedestału rodzica i pozwolić sobie nie wiedzieć. Podejść do dziecka i zapytać: "Kochany dzieciaku, potrzebuję twojej pomocy, by wiedzieć, czego nie zauważam. Nie chcę tego przegapiać, bo jesteś dla mnie ważny i cię kocham."
Najczęstsza prośba, jaka pada w "okienku"? "Gdyby tylko mama/tata pozwolili mi wypowiedzieć zdanie do końca, ale tak bez przerywania".
- Kiedy podczas rozmowy w "okienku" pozwalam im mówić bez przerywania, na początku są nieśmiałe, wycofane. A może tylko sprawdzają, czy to kolejny dorosły, który za chwilę im przerwie i powie to, co ma "dorosłego" do powiedzenia - opowiada Tomasz Zieliński. - Gdy się orientują, że ten dorosły nie przerywa, to zaczynają mówić w bardzo szybkim tempie, jakby chciały w jak najkrótszym czasie wypowiedzieć jak najwięcej słów. Jakby spodziewały się, że za chwilę już nie będą mogły.
- Po kilku chwilach, gdy nadal im nie przerywam, zwalniają, nie dowierzając, że jednak mogą mówić. Często pada w słuchawce: "Jest pan tam?". Odpowiadam: "Jestem i słucham cię uważnie". Po tym dopytaniu wypowiadają kolejne słowa, bardzo powoli, jakby po raz pierwszy. I te kolejne słowa są inne niż te na początku, jest w nich tyle prawdy, często trudnej nawet dla nich. To coś, czego nie mogły nikomu powiedzieć, nie dla tego, że nie chciały, ale dlatego, że nikt nie słuchał...
Julia jest po próbie samobójczej. Odbyła z Tomkiem kilka rozmów w "okienku", po czym napisała do niego wiadomość, w której porównała ich rozmowy do pokoju.
"(...) wielu dorosłych wchodziło do mojego pokoju bez pytania i zapalało światło, aby dostrzec to, czego nie chciałam im pokazać, robili to bez pytania. Pan zapukał, nikt wcześniej nie pukał.
Nie powiedziałam 'proszę', ponieważ byłam pewna, że wejdzie Pan jak pozostali, bez zgody, bez pytania. A Pan czekał przed drzwiami.
Zdziwiłam się, zaprosiłam Pana. Pan wszedł, ale się nie rozsiadł, tylko czekał, aż wskażę mu miejsce, nie zapalił Pan światła, nie pytał, dlaczego tu tak ciemno. Tylko był. I pozwolił mi mówić.
Pozwolił mi siedzieć po ciemku tak długo, jak chciałam. Potem zapaliłam światło. Dziękuję, że mogłam sama.
Nie chciałam żyć w świecie, w którym nikt nie pyta o zgodę, tylko dlatego, że jest starszy. Aż spotkałam Pana w tej naszej rozmowie. Dziwnego dorosłego (wiem, że się Pan nie obrazi za tego dziwnego). Takiego, który wydaje się, że nie dorósł. To dobrze, że Pan nie dorósł.
Trzymam Pana i tego Pana Boga za słowo, nie kłamał Pan. Sprawdziłam.
Panie Tomku, na koniec, jak Pan to mówił, po każdej naszej rozmowie 'dbaj o siebie Julia', co wywoływało zawsze mój ciepły uśmiech. Tak i ja piszę. Dbaj o siebie, dziwny Panie Tomku.
Julia"
"Martwię się o ciebie" - to najbardziej znienawidzone przez dzieci "z okienka" słowa. Kiedy je słyszą, to zamiast dzielić się tym, z czym sobie nie radzą, próbują pokazywać, że nie ma czym się martwić.
"Gdy dzielę się z rodzicami trudnymi sprawami, to oni później chodzą smutni, a ja nie chcę, by chodzili smutni, dlatego im nie mówię" - Marta, 15 lat.
"Nie chcę, aby się martwili, przez to tylko się kłócą, dlatego wolę im nie mówić. Ale już nie wiem, jak sobie z tym radzić" - Kasia, 14 lat.
"Panie Tomku, myślę, że jak mnie nie będzie, to będzie im łatwiej. Nie będą się tyle martwić o mnie, ja już nie mogę tego znieść".
Na pytanie Tomka, co dorośli powinni zrobić, zamiast się martwić, dzieci "z okienka" odpowiadają zgodnie: "Wierzyć w nas".
Do "okienka" trafiają dzieciaki bardzo poranione. Nie chcą rozmawiać. Na początku sprawdzają Tomka, rzucając w jego kierunku mocne słowa. "Popieprzony", "głupek", "dzban" czy "beton" to tylko niektóre z nich. Ten zaciska zęby i czeka. Wie, że to test, czy jest w stanie znieść tę sytuację bez oceniania, doradzania i upominania. Jeśli go zda, ma szansę zdobyć zaufanie dziecka i dowiedzieć się, co tak naprawdę je boli.
Najnowsze wydanie Tygodnika co sobotę w Twojej skrzynce. Zapisz się do newslettera >>
W podobny sposób dzieci testują rodziców, którzy próbują odbudować relację.
- Używają mocnych słów, bo jeżeli mają nas wpuścić tam, gdzie dawno nie byliśmy, to muszą być pewne, że naprawdę po to przyszliśmy. Trzeba wtedy włączyć wycieraczki i nie zwracać uwagi na słowa, bo za nimi stoi dziecko, które bardzo mocno trzyma kciuki, żebyśmy wytrzymali. Jeśli wytrzymamy, to dla niego znak, że przyszliśmy usłyszeć, co ma do powiedzenia, a nie wiedzieć lepiej - tłumaczy Tomasz Zieliński.
- Jeśli nie wytrzymasz i powiesz: "Nie tak cię wychowałem! Jak ty się do mnie zwracasz?", to dziecko spuści głowę, przyjmie karę i wróci do pokoju ze swoim problemem. A gdy powiesz: "Kochany dzieciaku, nie jest łatwo mi tego słuchać, ale świadczy to tylko o tym, jak wiele przegapiłem. Pokaż mi, jak wrócić", to pewnie oberwiesz jeszcze raz i kolejny, ale po czymś takim, jeszcze nie spotkałem dzieciaka, który by mnie nie wpuścił do swojego świata.
Inna scena. Dziecko krzyczy do rodzica: "Wyjdź z mojego pokoju, nie chcę cię widzieć. Nienawidzę cię!". Jeśli zamkniemy drzwi, to zostawimy je z poczuciem, że znowu zachowało się nie tak, jak trzeba. Ale gdy je uchylimy i powiemy "I tak cię kocham. Jesteś dla mnie najważniejszy na świecie", to wtedy zostawimy dziecko z poczuciem, że jest kochane. Dzieci w "okienku" zdradziły Tomkowi, że kiedy słyszą takie słowa przez szparę w drzwiach, zaczynają płakać...
Jasiek jest po próbie samobójczej. To jego drugie spotkanie z Tomkiem w "okienku".
Po chwili rozmowy:
Jaś: Niedobrze mi się robi od tej pana gadki.
Tomek: No to coś powinienem zmienić, podpowiesz?
Jaś: Jasne, moja podpowiedź to - kończmy tę rozmowę i tak ona nic nie zmieni.
Tomek: Ok, jak sobie życzysz.
Jaś: (krzycząc ) No i dobrze!
Tomek: To co, miło było cię poznać.
Jaś: Nie mogę tego samego powiedzieć o panu!
Tomek: Wiesz, Jaś, ja też nie mogę o sobie tego powiedzieć. W tej rozmowie z tobą spaprałem, przepraszam.
Jaś: (Cisza)
Tomek: (Cisza)
Jaś: To co, kończymy, tak?
Tomek: (Uśmiecha się w duchu, bo słyszy w tym wołanie Jaśka i wie, że za chwilę ten zacznie go sprawdzać, czy naprawdę przyszedł słuchać tak o nim i tym, co w jego sercu, czy się wymądrzać) Nie musimy kończyć.
Jaś: Nienawidzę pana, jest pan jak wszyscy, gówno pana obchodzę. Po co ta szopka? Nienawidzę pana, słyszy pan? Nienawidzę i rzygać mi się chce, jak pana słyszę!!!
Tomek: (Poszło, wylało się. W takich chwilach Tomek czuje się jak wtedy, kiedy jego córka była chora, a on podtrzymywał jej czoło, gdy wymiotowała nad miską. Z jednej strony cuchnęło, a z drugiej wiedział, że będąc, przytulając ją i podtrzymując główkę, pomaga jej swoim byciem).
Jaś: (Cisza)
Tomek: Jesteś dla mnie kimś wyjątkowym, Jasiu.
Jaś: Co za pieprzenie, po co te bzdury, co lubi pan chłopców? (Sprawdza Tomka po raz drugi)
Tomek: Jesteś dobrym facetem, wiem to.
Jaś: Gówno pan o mnie wie, a to pieprzenie niech pan zostawi dla naiwniaków (sprawdza Tomka po raz trzeci).
Tomek: To prawda, gówno wiem.
Jaś: No właśnie!
Tomek: Ale to nie zmienia faktu, że dobry z ciebie dzieciak.
Jaś: Tylko nie dzieciak dzbanie! (Sprawdza Tomka po raz czwarty)
Tomek: Fakt, pozwól, że się poprawię (bierze głęboki wdech i wydech, po czym powtarza najczulej, jak potrafi). Dobry z ciebie dzieciak.
Jaś: (Po długiej chwili, znacznie ciszej) No, ale pan to samo powtórzył.
Tomek: Tak, ale z większym przekonaniem w każde wypowiadane słowo.
Jaś: Pan jest chory (sprawdza Tomka po raz piąty).
Tomek: Hahahaha, przepraszam, ale zapewniam cię, ze mną wszystko okej.
Jaś: (Znacznie spokojniej) Nie jestem dzieciakiem, mam już prawie 15 lat (tym samym wpuścił Tomka do przedsionka).
Tomek: I wiele przeszedłeś.
Jaś: (Cisza)
Tomek: Opowiesz mi?
Jaś: Jeszcze czego! (Sprawdza, czy może wpuścić Tomka z przedsionka tam, gdzie dawno nikt z nim nie był)
Tomek: To byłby zaszczyt, gdybym kiedyś zasłużył sobie na twoje zaufanie.
Jaś: Po co?
Tomek: Bo wydaje mi się, że dla ciebie warto.
Jaś: (Po długiej chwili, bardzo cicho ) Pan tak serio, czy pogrywa ze mną?
Tomek: I tak nie uwierzysz.
Jaś: Pewnie nie.
Tomek: Ja tak serio.
Jaś: A skąd mam niby wiedzieć?
Tomek: A skąd ja mam niby wiedzieć, jak cię przekonać?
Jaś: No jak, normalnie.
Tomek: Od czego mam zacząć?
Jaś: (Cisza)
Tomek: (Cisza)
Jaś: Niech pan zapyta o to, co na początku.
Tomek: O to, przez co chciało ci się rzygać?
Jaś: Pyta pan czy nie?!
Tomek: (Cisza pozwalająca opaść emocjom)
Jaś: Jest pan tam?
Tomek: Jestem i zanim zapytam, chciałem ci podziękować.
Jaś: Niby za co?
Tomek: No, wiesz.
Jaś: (Po chwili ciszy) Nie ma sprawy.
Reszta rozmowy należy już tylko do nich. Tomek przyznał, że Jaś "wpuścił go do środka", a po tym, co od chłopca usłyszał, poleciały mu łzy.
***
Choć skóra Tomka robi się coraz grubsza, to kiedy słyszy od dziecka głęboko skrywaną i przeszytą emocjami prawdę, nie może powstrzymać wzruszenia i łez.
- Trochę się śmieję, że beksa ze mnie, ale nie umiem inaczej. Czasami zaczynam płakać, a dzieciaki próbują mnie pocieszać i mówią: "Niech pan nie płacze" - wyznaje. - Kiedyś wstydziłem się łez, bo u mnie na wsi faceci nie płakali. Ale już się ich nie wstydzę albo przynajmniej uczę się ich nie wstydzić.
***
Jak usłyszeć swoje dziecko?
"Co słychać w szkole?", "Dobrze", "No to dobrze" - tak wygląda rozmowa z dziećmi w większości domów. Przerażające, ile w ten sposób przegapiamy. Warto posłuchać wskazówki Antoniego, mentora Tomka, i wyobrazić sobie, że mamy zanik pamięci. Budzimy się i jedyne, co pamiętamy, to imię swojego dziecka oraz to, że bardzo je kochamy. A potem zacznijmy uczyć się go od nowa.
Pierwsza zasada: nie przerywaj
Tomek radzi, by kupić paczkę klamerek. I przypinać je sobie boleśnie do uda za każdym razem, kiedy mamy ochotę przerwać dziecku. To trudne. Wszak znamy je od urodzenia i wydaje nam się, że wiemy o nim wszystko. Zakładamy, że wiemy, co chce nam powiedzieć, ale nic bardziej błędnego.
Druga zasada: nie zaduszaj przedskoczka
Zanim dziecko poruszy główny problem, wypuszcza tzw. przedskoczka. Pytanie, które ma sprawdzić, czy skocznia jest dobrze przygotowana. Niestety, często rzucamy się na nie i zaduszamy przerywaniem albo naszą wszechwiedzą i doradzaniem. Dziecko dochodzi wtedy do wniosku, że głównego skoczka nie ma co wypuszczać, skoro dorośli zadusili przedskoczka zanim ten zdążył wylądować. I ze swoim problemem wraca do pokoju.
Trzecia zasada: nie doradzaj
Nie doradzaj, jeśli nie jesteś o to proszony. A nawet, gdy jesteś, to najpierw zapytaj, jakie rozwiązanie widzi dziecko. Istnieje spora szansa, że podzieli się tym, co ma głowie. I nawet, jeśli według ciebie to złe rozwiązanie - pozwól mu popełnić błąd. Oczywiście pod warunkiem, że nie zagraża to jego zdrowiu i życiu. Wtedy najwięcej się nauczy.
Czwarta zasada: nie wstydź się nie wiedzieć
Pytaj dziecko, co przegapisz, jak chciałoby być kochane, co jest dla niego ważne. Nie zgaduj, nie udawaj, że wiesz. Dopytuj.
Piąta zasada: nie bądź złodziejem kredek
Kiedy prosisz dziecko, żeby coś zrobiło, pozwól mu to zrobić po swojemu. Nie wyrywaj mu kredek, bo lepiej wiesz, jak powinien wyglądać komin i gdzie go narysować. Kradnąc kredki, nie uczysz dziecka niczego, tylko brutalnie zabijasz jego tożsamość i pewność siebie.
Szósta zasada: nie trzymaj słów na święta
My, dorośli, wypowiadamy około 11-14 tys. słów dziennie. Iloma z nich każdego dnia wzmacniamy swoje dziecko? Zero to bardzo częsta odpowiedź. Poświęć kilka z nich, żeby przypiąć dziecku skrzydła. Nie za posprzątanie pokoju czy czerwony pasek na świadectwie, ale za to, że jest. Podejdź do rozwalonego na kanapie nastolatka, daj mu całusa w czoło i powiedz: "Bardzo cię kocham". Nie trzymaj tych słów na święta, walentynki czy urodziny. Rozdawaj je co dziennie.
Rada na dziś
Jeśli ostatnio tego nie robiłeś, przytul swoje dziecko i powiedz mu, że je kochasz. Nawet, gdy jest od ciebie o głowę wyższe. Powiedz, że cokolwiek by się nie działo, to zawsze jesteś po jego stronie.