Reklama

Na początku 1908 roku Józef Piłsudski - wówczas przywódca Polskiej Partii Socjalistycznej-Frakcji Rewolucyjnej (PPS-FR) - miał o czym myśleć. Jego koncepcja wykorzystania strajków i rozruchów w Rosji do zorganizowania powstania w zaborze rosyjskim poniosła bowiem fiasko. Przyszły Marszałek planował zryw w oparciu o robotników, tymczasem nie znalazł zrozumienia nawet w szeregach Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS). Tzw. “młodym" w PPS wystarczyłaby autonomia ziem polskich w ramach caratu, z czym Piłsudski i jego zwolennicy (tzw. “starzy"), stawiający na pełną niepodległość, nie mogli się pogodzić. Efektem stał się rozłam: Józef założył PPS-Frakcję Rewolucyjną i coraz częściej powtarzał, że antyrosyjskiego powstania nie przeprowadzą tylko murarze czy pracownicy fabryk. Muszą do nich dołączyć przedstawiciele innych warstw społecznych, nie wyłączając tych najzamożniejszych.

Płynął z tego wniosek, że należy stworzyć nową organizację, która będzie realizować szkolenia wojskowe i w której będą mogli się kształcić wszyscy chętni. Pierwszy krok w tym kierunku poczynił jednak nie sam Piłsudski, a jeden z jego bliskich współpracowników, Kazimierz Sosnkowski. Student architektury, a zarazem doświadczony bojowiec (np. w 1906 roku kierował serią zamachów na warszawskie posterunki policji), który prowadził w tym czasie we Lwowie jedną z socjalistycznych szkół bojowych. Ponadto zainspirowany przez lidera PPS-Frakcji Rewolucyjnej, pochłaniał kolejne lektury z zakresu wojskowości. Gdy zaś na spotkaniu w lwowskiej kawiarni “Amerykańska" (czerwiec 1908), Józef wyjawił mu, że pracę niepodległościową należy skierować na bardziej militarne tory, Kazimierz odczytał to jako sygnał do działania.

Reklama

Jak relacjonował później, “Postanowiłem w duchu dołożyć wszelkich sił, by ucieszyć Jego [Piłsudskiego] serce, by na miejsce starej karty [Organizacji Bojowej PPS] otwarła się nowa. Tak skrystalizowało się we mnie [...] postanowienie założenia bezpartyjnej organizacji wojskowej". Od słów Sosnkowski przeszedł szybko do czynów i jeszcze w czerwcu zebrał w swoim mieszkaniu kilkunastu konspiratorów. Zaproszenie gospodarza przyjęli m.in. późniejsi generałowie: Marian Kukiel (w przyszłości także minister obrony narodowej), Kazimierz Fabrycy i Jan “Jur" Gorzechowski. Wśród gości zabrakło za to Piłsudskiego i Władysława Sikorskiego - o ile nieobecność pierwszego zebrani byli w stanie zrozumieć (szykował się do napadu na rosyjski pociąg pocztowy - słynna akcja pod Bezdanami), absencją drugiego poczuli się osobiście dotknięci. Po naradzie wybrali się zatem pod okno przyszłego wojskowego-premiera i wygwizdali go najmocniej, jak się dało. Sikorski, który nad konspirację przedłożył naukę (przygotowywał się do ostatniego egzaminu na Politechnice Lwowskiej), musiał odłożyć książki na bok i gęsto tłumaczyć się przed kolegami...

"Jedynie pięść uzbrojona może wydrzeć caratowi ustępstwa"

A co działo się podczas spotkania u Sosnkowskiego? Kazimierz przeszedł od razu do rzeczy i ogłosił, że zadanie, jakie stoi przed całą grupą to realizacja tajnych kursów militarnych. Powstałe w ten sposób kadry będą zaś w stanie w odpowiednim momencie wystąpić przeciw rosyjskiemu zaborcy. Argumentował, że “Jedynie pięść uzbrojona może wydrzeć caratowi ustępstwa, jedynie ona gwarantuje ich utrzymanie. Niepodległa demokratyczna republika polska leży w odległości uzbrojonego ramienia". Pozostali przyklasnęli tej koncepcji, Kukiel zaproponował nazwę i tak powstał Związek Walki Czynnej (ZWC). Pozostało jeszcze opracowanie regulaminu - tym zajął się Sosnkowski. Przy tworzeniu nowych przepisów oparł się na zasadach obowiązujących w Organizacji Bojowej PPS, a potem z nadzieją wyczekiwał reakcji Piłsudskiego.

Co ciekawe, Marszałek nie był zadowolony z niektórych punktów regulaminu, ale nim o tym, przyjrzymy się reszcie zapisów. Zgodnie z nimi, ZWC-owcy dążyli do "rewolucyjnego powstania Polski przeciw najazdowi moskiewskiemu". Sześciu członków tworzyło podstawową komórkę organizacyjną - "szóstkę", trzy "szóstki" wchodziły w skład "oddziału", dwa "oddziały" to "dzielnica", natomiast kilka “dzielnic" stanowiło “okręg". Naczelna władza w Związku należała do członków tzw. Zjazdu (zwoływanego co jakiś czas), zaś bieżące kierownictwo sprawował 5-osobowy Wydział. Oczywiście, "związkowców" obowiązywała ścisła tajemnica (“nie mówić nic, prócz tego, co trzeba"). Niemniej, jeśli w swoim otoczeniu mieli kogoś godnego zaufania, mile widziane było wciągnięcie takiej osoby w szeregi ZWC. Ponadto regulamin cenił konspiratorów punktualnych i wypłacalnych - każdy musiał zapłacić podatek organizacyjny. Z kolei nad niepokornymi wisiała groźba sądu związkowego - dysponującego karami od nagany do wykluczenia.

Tymczasem Piłsudski wysunął poważne zastrzeżenia co do lewicowych akcentów związkowego prawa. Sosnkowski umieścił w nim bowiem fragment o potrzebie reformy rolnej w odrodzonej Polsce i to w zdecydowanej formie. Skąd ten postulat, skoro w tym momencie i Kazimierz, i Józef odeszli od socjalizmu na rzecz planów tworzenia ponadklasowej szkoły wojskowej? Wynikało to prawdopodobnie z czystego pragmatyzmu - większość potencjalnych wykładowców, jak i słuchaczy w ZWC stanowili niedawni bojowcy PPS, wciąż pozostający w partii. Szef (pseudonim Sosnkowskiego) nie chciał ich zatem zrażać radykalnym zerwaniem z lewicowością. Wolał stopniowo od niej odchodzić - ostatecznie punkt o przejściu ziemi na własność chłopów zniknął w 1909 roku. Początkowe ustępstwo okazało się jednak i tak niewystarczające dla wielu PPS-owców. Jeden z nich, Bolesław Jędrzejowski, nakazał nawet Kukielowi i reszcie wycofanie się z “imprezy z burżuazyjnymi elementami".

Cywile strzelają po wąwozach

Nic dziwnego, że Piłsudski był wściekły. Odejście socjalistów ze Związku oznaczałoby, że nowy twór rozpadłby się, nim na dobre rozwinął, musiał więc przekonywać buntowników. Przed ówczesną partnerką, późniejszą żoną, Aleksandrą Szczerbińską, nie krył swojej irytacji: "chodził szybko po pokoju, paląc papierosa za papierosem i przeklinał ich starczą ostrożność i brak wyobraźni". Marszałkowi sprzyjała jednak sytuacja międzynarodowa, dokładniej zagarnięcie Bośni i Hercegowiny przez Austro-Węgry w 1908 roku. Ten ryzykowny ruch Wiednia sprowadził Europę na skraj wojny, a zarazem uświadomił oponentom, że w takich warunkach przyda się polska siła zbrojna. Nieprzekonany pozostał tylko Feliks Perl, który założył nawet konkurencyjną wobec PPS-Frakcji Rewolucyjnej partię: PPS-Opozycję.

Jak widać, Związek Walki Czynnej pokonał pierwsze przeszkody, ale droga do masowego ruchu była jeszcze bardzo daleka. Oddajmy głos Kukielowi: "Czas to był bowiem, gdy jednym plutonem, w cywilnych ubraniach, z paru sztukami broni owiniętej w derki, ruszało się w jary i polany leśne na tajemne ćwiczenia, kiedy strzelano po wąwozach pojedynczo, do improwizowanych celów". Nawet, gdy Związek rozrósł się do kilkuset adeptów wojskowości, a jego członkowie mogli legalnie ćwiczyć w ramach organizacji strzeleckich (Związek Strzelecki - Lwów, Towarzystwo "Strzelec" - Kraków), wzbudzali raczej śmiech i politowanie niż podziw otoczenia. Komentarze w stylu “Piłsudski szkoli garbatych i kulawych studentów" były na porządku dziennym, na szczęście kursantów to nie odstraszało. Już od pierwszych miesięcy ZWC słuchali zatem wykładów prowadzonych m.in. przez Sosnkowskiego, Kukiela czy Sikorskiego (z czasem też Piłsudskiego), a w lokalach i podmiejskich lasach uczyli się strzelania oraz postępowania z materiałami wybuchowymi.

Zajęcia z niebezpiecznymi substancjami stanowiły domenę Sosnkowskiego i cieszyły się szczególnym zainteresowaniem związkowców". Jak pisał jeden z nich, “nikt z wykładowców tak mi nie imponował, jak ten człowiek, który z taką swobodą gniótł kluski dynamitu, dzielił je jakąś drewnianą linią, wreszcie rozkawałkowawszy je na wąskie paski, podpalał [...], wyczyniał takie rzeczy, że duch przykucał". A jak często odbywała się nauka? Początkowo co niedzielę, kiedy i robotnicy, i studenci (przeważający wśród słuchaczy) mieli wolne. Realizowano także okazjonalne kursy - np. latem 1909 roku specjalne wykłady z geografii militarnej i seminaria praktyczne dla wywiadowców poprowadził Piłsudski. Z czasem szkolenia zostały ujęte w konkretniejsze formy i ZWC-owcy kształcili się w ramach szkoły żołnierskiej (kurs niższy), podoficerskiej (kurs średni) bądź oficerskiej (kurs wyższy). A skąd mieli broń? Przez dłuższy czas korzystali z zasobów Organizacji Bojowej PPS, potem Piłsudskiego i resztę wspomagały, w zakresie uzbrojenia i nie tylko, władze austro-węgierskie...

Niedoszły napad trzech premierów

Wspomnieliśmy o lekcjach obsługi materiałów wybuchowych czy ćwiczeniach strzeleckich, ale to oczywiście ułamek umiejętności, jakich nabywali przyszli żołnierze. Pierwotny program zakładał również edukację z zakresu m.in. historii, geografii militarnej, bronioznawstwa (wykładowcy kładli nacisk na wiedzę o browningu i pistolecie oraz karabinie typu mauzer) czy taktyki. Z racji tego, że ZWC miał charakter niejawny, uczestnicy mieli też szansę poznać tajniki życia podziemnego. "Warunki życia konspiracyjnego w zaborze rosyjskim", "O zachowaniu się na śledztwie" - oto przykładowe tematy wykładów. Sosnkowski miał jednak poczucie niedosytu - uważał, że szkolenie w ramach Związku jest zbyt "zamachowe", a za mało “militarne". W związku z tym zaproponował Piłsudskiemu, aby rozbudować kurs o przedmioty sticte wojskowe. W ten sposób doszły takie zajęcia, jak historia wojskowości, balistyka, organizacja wojska rosyjskiego, czytanie map i planów, fortyfikacje polowe czy służba wywiadowcza.

Teraz kolej na trochę statystyk: po roku działalności ZWC liczył 147 członków, skupionych w oddziałach we Lwowie, Krakowie i Borysławiu. W 1910 roku było to już 219 “związkowców", z czego 145 we Lwowie, 42 w Krakowie, 17 w Brzeżanach i 15 w Borysławiu. Jeśli chodzi o dane dotyczące nauki, to np. w roku akademickim 1908/1909 odbyło się we Lwowie około 260 wykładów oraz 9 ćwiczeń polowych, w tym 2 nocne. W wakacje nasi adepci wojskowości mogli natomiast sprawdzić się w praktyce. Konkretnie, w działalności wywiadowczej - dotyczyło to zwłaszcza słuchaczy-studentów, którzy pochodzili z zaboru rosyjskiego i w letniej przerwie wracali do domu. Latem 1909 roku taki “wywiad sztabowy" w Kongresówce realizowało 25 osób, w ciągu roku akademickiego 1908/1909 zaś 6 robotników i 9 akademików.

Niestety, dalszy rozwój Związku Walki Czynnej stanął niebawem pod znakiem zapytania. Powodem brak pieniędzy - dotychczas Piłsudski i reszta finansowali swoją działalność m.in. z funduszy uzyskanych podczas napadu na pociąg w Bezdanach, ale te środki zostały wydane. Wnioski? Przyszły marszałek uznał, że sprawdzone rozwiązania są najlepsze, zdecydował się zatem na kolejny skok. Tym razem łupem bojowców miała paść kasa rosyjskiego banku rządowego w Mozyrzu (około 200 km na północ od Kijowa). Gdyby akcja doszła do skutku, powinna przejść do historii jako "napad trzech premierów" - mieli w nim uczestniczyć późniejsi szefowie polskich rządów: Aleksander Prystor, Walery Sławek i oczywiście sam Piłsudski. Do tego m.in. Sosnkowski, Henryk Minkiewicz, a także panie: w przyszłości marszałkowa, Szczerbińska oraz Janina Prystorowa. Termin wyznaczono na październik 1909 i w tym miesiącu spiskowcy ruszyli do Kijowa.

Od Paryża do Charkowa

Ze względów bezpieczeństwa każdy z konspiratorów zmierzał do obecnej stolicy Ukrainy innym szlakiem i w różnym czasie. Gdy wszyscy dotarli na miejsce, pozostało jeszcze tylko przetestować łodzie, za pomocą których nasi bohaterowie planowali odwrót z Mozyrza. Niestety, ten środek transportu nie zdał egzaminu - wystarczyło kilkanaście minut na wodzie, aby w jednej z łódek nastąpił pożar. Zapaliła się benzyna i w efekcie Józef zrezygnował ze skoku. Zamiast pieniędzy, niepodległościowców czekało rozczarowanie, a na dodatek jakiś czas później kilkoro członków ZWC trafiło za austro-węgierskie kratki. Wcześniej Austriacy zdążyli na krótko aresztować Sławka, teraz połączyli kropki i Związek przestał być dla nich sekretem. Co najgorsze, "związkowcom" zaczęła deptać po piętach carska Ochrana, a Rosjanie doskonale zdawali sobie sprawę z zagrożenia, jakie stanowi dla nich ta organizacja.

Minister spraw wewnętrznych, Makarow komentował: "Centrum polityczne sprawy polskiej leży obecnie nie w Królestwie, ale w Galicji. [...] tam wszystko wre, tam organizują się półjawnie i jawnie oddziały strzelców pod wodzą Piłsudskiego, któremu lekkomyślnie pozwoliliśmy ujść z więzienia". Jeszcze ostrzej wypowiedziała się ambasada rosyjska w piśmie do austro-węgierskiego ministerstwa spraw zagranicznych (grudzień 1910). "[...] naczelnym zadaniem tego stowarzyszenia [ZWC] jest wzniecenie [...] powstania polskiego w Rosji, przeto kadra terrorystyczna, przechodząca szkolenie, przygotowywana jest do kierowania przyszłymi operacjami wojskowymi band powstańczych w Królestwie Polskim [...]. Cesarski Rząd Rosyjski pozwala sobie wyrazić nadzieję, że wobec powyższych faktów Cesarski i Królewski Rząd Austro-Węgier zechce podjąć skuteczne kroki, by położyć kres zbrodniczej działalności jawnie skierowanej przeciwko Rosji, prowadzonej przez zamieszkałych w Galicji członków ZWC" - domagali się carscy dyplomaci.

Na szczęście, Austriacy nie zamierzali spełniać oczekiwań sąsiada. Mało tego, w 1910 roku zgodzili się na powołanie oficjalnych struktur realizujących przysposobienie wojskowe: wspomnianych Związku Strzeleckiego i Towarzystwa “Strzelec". Dzięki temu polscy niepodległościowcy złapali drugi oddech - teoretycznie na czele np. Związku Strzeleckiego stał Wydział ZS, ale w praktyce kierowali nim liderzy Związku Walki Czynnej, a od 1912 roku Komendant Główny ZWC, czyli Piłsudski. Dodajmy, że przychylność Wiednia ułatwiła strzelcom z legalnych organizacji dostęp do broni (od tej pory mogli wypożyczać karabiny z komend austriackiej obrony krajowej - Landwehry), wpłynęła także na rozszerzenie szkoleń militarnych.

W ramach zmodyfikowanego kursu niższego odbywały się na przykład zajęcia z pisania i czytania dla analfabetów. Z kolei zarówno kurs średni (podoficerski), jak i kurs wyższy (oficerski) podzielono na dwa rozbudowane etapy. A co z ZWC? O ile w Galicji pasjonaci wojskowości uczyli się już pod legalnym szyldem, o tyle w Kongresówce i głębi Rosji kolejne konspiracyjne grupy wyrastały jak grzyby po deszczu. Wilno, Grodno, Mińsk, Odessa, Charków, Kijów, Ryga, a nawet Moskwa i Petersburg - to wyliczenie można by jeszcze kontynuować. Oddziały Związku Walki Czynnej powstały również w Europie Zachodniej, by wymienić tylko Genewę, Zurych, Brukselę, Liège i Paryż. Tuż przed wybuchem I wojny światowej tylko galicyjskie związki strzeleckie liczyły ponad 7000 członków. Komendant Piłsudski miał zatem z kim ruszać na front...

Przy pracy nad tekstem korzystałem z publikacji: "Związek Walki Czynnej" Jerzego Kirszaka, “Walka zbrojna o niepodległość Polski 1905-1918" Wacława Lipińskiego, “Rola Kazimierza Sosnkowskiego w powstaniu Związku Walki Czynnej i kształtowaniu jego oblicza programowego w latach 1908-1909" Ariela Orzełka, “Wspomnienia" Aleksandry Piłsudskiej, “Początki Związku Walki Czynnej" Juliana Stachiewicza i “Zarys dziejów wojskowości polskiej w latach 1864-1939".