Michał i jego brat bliźniak mają po kilka lat. Jest wieczór, chłopcy powinni już dawno spać. Mieszkanie usytuowane jest w kamienicy na piętrze, na które prowadzą drewniane schody. Scena jak z horroru - Michał słyszy, że wraca ojciec. Już wie, że jest pijany, bo z dołu dochodzi niewyraźny bełkot. Potem dźwięk dudniących schodów.
Ojciec Kamili po alkoholu ma inny sposób poruszania się, zdaje się być bardziej pewny siebie. Jego spojrzenie zmienia się tak, że nie musi się nawet odzywać - Kamila już i tak wie, że jest nietrzeźwy.
W przedpokoju mieszkania, w którym wychowuje się Martyna, stoi szafa. Gdy ojciec wraca pijany do domu, obija się o nią, a drzwiczki strasznie hałasują. Po tym dźwięku lub jego braku Martyna poznaje, w jakim stanie jest ojciec. Ten dźwięk będzie pamiętać przez lata.
Odkąd Piotr wyprowadził się z domu rodzinnego, zdecydowanie łatwiej jest mu poznać, kiedy ojciec jest pijany. Po prostu nie odbiera od niego telefonu.
Alkoholizm to choroba całej rodziny - brzmi znane pewnie większości z nas hasło. To oczywiście prawda, która przekłada się także na dorosłe życie dzieci alkoholików, długo po opuszczeniu rodzinnego domu.
- Nawet nie pamiętam, kiedy zaczęła się moja świadomość, że ojciec pije - mówi Kamila. Najmocniejsze i najwcześniejsze wspomnienie pochodzi z początku podstawówki. - Zrobił wtedy wielką awanturę mamie, doszło do rękoczynów i na drugi dzień, razem z moim maleńkim bratem, uciekliśmy do babci i dziadka na kilka dni. Ojciec przyjechał, obiecał poprawę, wróciliśmy do domu. Poprawy oczywiście nie było, choć nie pamiętam, by kiedykolwiek później zastosował jeszcze raz przemoc fizyczną - wspomina.
Martyna ma wiele wspomnień z dzieciństwa. Jedno szczególnie wybija się na tle reszty. - Mam pięć, może sześć lat. Jest wieczór, próbuję zasnąć, mimo krzyków za ścianą. Nagle do mojego pokoju wchodzi matka i prosi, żebym wstała i poprosiła ojca, żeby nie wychodził z domu. Idę do przedpokoju, widzę ojca próbującego założyć kurtkę i proszę go, żeby został. Patrzy na mnie, na początku jest zły, a potem rzuca kurtką, zdejmuje buty i bez słowa wraca do kuchni, gdzie z głową opartą na stole spędzi całą noc. Wracam do pokoju, trzęsę się.
W przyszłości Martyna będzie wielokrotnie w ten sposób spełniać prośby matki i zatrzymywać ojca w domu.
Piotr ma w pamięci wiele scen, gdy tata pije. - Zacierają mi się one z racji dużej liczby takich wspomnień - przyznaje.
Michał mówi o jednej szczególnej sytuacji: wspomnienie ojca próbującego wejść do pokoju. - Zamknęliśmy się z bratem od środka. Po drugiej stronie drzwi ojciec mamrotał, że chce wejść, bo koniecznie teraz musimy porozmawiać. Brat mnie obejmował, podobno bardzo się rozpłakałem. Tak mówi brat, sam tego nie pamiętam. Być może to wyparłem. Pewnie płakałem z bezsilności. Ojciec nie był agresywny w stosunku do nas, ale krzyczał, przeklinał wyimaginowanych wrogów.
W prawidłowo rozwijającej się rodzinie, gdzie nie ma problemu alkoholowego, wobec dzieci stosowany jest parasol ochronny - wyjaśnia dr Marta Majorczyk, psycholog, pedagog, psychoterapeuta. - Dorośli chronią dzieci, zabezpieczają, rozwijają, kształtują, dbają o potrzeby. W rodzinie z problemem alkoholowym parasol ochronny nie jest roztaczany nad dziećmi tylko nad osobą pijącą. Nie powinno tak być - podkreśla.
- Były dwie opcje - albo był tak pijany, że od razu szedł spać i wtedy wszystko było jasne, albo był bardziej wylewny, rozluźniony, zaangażowany w kontakt - opowiada Kamila. - To drugie było gorsze, bo zdawałam sobie sprawę, że tylko jak ma “wypite", to sam inicjuje zaangażowanie w ojcostwo i w życie domowe.
To, co działo się w domu Kamili, zostawało w domu. Nie rozmawiało się o tym na zewnątrz, nawet z dalszą rodziną. Po prostu trzeba było to przetrwać. - Na zewnątrz nic nie pokazywałam - świetna uczennica, lubiana koleżanka, uśmiechnięta, czysta i schludna. Żadna patologia. Tematu alkoholu w domu po prostu się nie podejmowało, nigdzie nie szukałam pomocy, myślałam, że tak ma być. Akceptacja przez wyparcie, może taki był mój sposób.
Michał przyznaje, że nie miał nigdy problemu z tym, by mówić o alkoholizmie ojca. To przecież doświadczenie całej generacji - twierdzi. Ojciec przez lata pracował jako lokalny dziennikarz. Często wyjeżdżał w teren, wpadał na wódeczkę do zaprzyjaźnionych lokalnych osobistości. Mama Michała we wcześniejszym związku również była z mężczyzną w chorobie alkoholowej i właśnie tego pierwszego partnera nazywała “alkoholikiem". Tata Michała był “pijaczyną". Takie określenie wprowadziła do rodzinnego słownika.
Martyna z kolei weszła w rolę, którą narzuciła jej matka. - Ojciec miał do mnie słabość, byłam jego najmłodszą córką, nie potrafił mi odmówić. Nigdy nie doświadczyłam z jego rąk fizycznej przemocy. Więc już jako ta 5/6-latka zatrzymywałam go w domu.
Robiła ojcu jedzenie, bo ten nie chciał przyjmować posiłków zrobionych przez żonę - twierdził, że chce go otruć. Córka więc siedziała z nim w kuchni, dopóki nie zjadł. - Jeśli postanowił spać na podłodze, przynosiłam mu kołdrę i poduszkę. Zostawiałam zapalone światło w łazience, żeby trafił, gdyby zebrało mu się na wymioty. Robiłam wszystko, żeby w domu był spokój, żeby zapobiec awanturom. Gdy się nie udawało, byłam na siebie bardzo zła - wspomina Martyna.
Jak wyjaśnia dr Majorczyk, w rodzinie z problemem alkoholowym wprowadzane są specyficzne role i reguły: - W takiej rodzinie pojawiają się pewnego rodzaju zasady: nie mów, nie ufaj, nie czuj. Dzieci w rodzinie z problemem alkoholowym, aby przetrwać, przyjmują pewne wzory zachowań (role przystosowawcze), które stanowią tarczę obronną.
Odnosząc się do trzeciej zasady, czyli "nie czuj", zauważa: - DDA (dorosłe dzieci alkoholików) mogą pomniejszać znaczenie emocji. A emocje są zawsze dla nas ważną informacją, mówią nam o tym, co się dzieje dobrze, co źle. Musimy umieć je odczytać i zrozumieć.
Dziś dorosła Kamila mówi, że wychowanie w dysfunkcyjnym, alkoholowym domu miało kluczowy wpływ na jej życie. - W zasadzie cała moja dorosłość to walka z demonami spotkanymi w domu. Wachlarz typowych cech: zaburzenie poczucia własnej wartości, controlfreak, wybuchy złości, nieadekwatność zachowań do sytuacji, brak wiary w swoje możliwości, dysocjacja. Toksyczny związek w bardzo młodym wieku. Zaburzenia lękowe i depresyjne. Sytuacje, gdy spożycie alkoholu zaczęły i mnie samej wymykać się spod kontroli - wymienia.
Razem z młodszym bratem i mamą odeszli od ojca, gdy miała 25 lat. Rodzina w zasadzie została rozbita. Brat chorował na depresję i od kilku lat nie żyje. Ojciec przestał pić, ale został sam i ma ograniczoną sprawność.
Piotr wyprowadził się z domu rodzinnego, gdy miał 19 lat. - Próbowałem pomóc ojcu. Jemu, ale również mamie, która do dziś nie ma z nim lekko.
Kilka lat temu zauważył, że nie radzi sobie z lękiem. - Za dzieciaka bałem się, czy tata nie wróci do domu pijany i to wpłynęło na moje życie. Od jakiegoś czasu widzę też, że bardzo irytuje mnie normalizacja i wszechobecność alkoholu, co również może być efektem bycia DDA - podkreśla.
Martyna również wyprowadziła się z domu rodzinnego w wieku 19 lat, wyjechała od razu po maturze na studia. - Od ponad 3 lat jestem w terapii. W wieku nastoletnim ochoczo weszłam w alkohol, potem narkotyki, również te twarde. To banalne, ale po prostu chciałam się oderwać, długo też żyłam w przekonaniu, że skończę jak ojciec i nie warto walczyć z przeznaczeniem. Na studiach wchodziłam w związki, jak się dowiedziałam już w terapii, przemocowe, bo nie potrafiłam funkcjonować "w normalnym" trybie.
Martyna od 10 lat cierpi na zaburzenia odżywiania i zachowania autoagresywne. Od roku leczy się na depresję, stany lękowe i fobię społeczną. Zauważa u siebie, że funkcjonuje nieustannie w stanie "gotowości" na sytuacje kryzysowe. Tak jak w dzieciństwie w oczekiwaniu na powrót ojca. Podkreśla, że paradoksalnie dzięki chorobie alkoholowej ojca i współuzależnieniu matki, sama jest lepszym rodzicem. - Wiem, czego nie dostałam jako dziecko i bardzo skupiam się tym, żeby mu to zapewnić - mówi.
Dorosłe dzieci alkoholików mogą mieć bardzo rozwinięte poczucie odpowiedzialności - wyjaśnia dr Majorczyk. - Mogą mieć także niemożność odprężania się, odczuwania przyjemności, będą mieć niskie poczucie własnej wartości, trudności przeżywania w związkach intymnych, mogą mylić miłość z litością.
Na terapię kilka lat temu poszedł też Michał. Na początku nie wiązał swoich problemów z syndromem DDA. Jak mówi, nie znał wtedy do końca pojęć z tym związanych. Zauważył za to u siebie agresywne zachowania. Ataki złości brały się nie wiadomo skąd.
- Rzucałem przedmiotami, niszczyłem je, krzyczałem. Pewnego dnia przekląłem mocno przy dzieciach rodziny mojej żony - wspomina.
Poszedł na terapię otwarty, z założeniem, że może coś z tego wyciągnąć dla siebie. - Totalnie się odsłoniłem. Pierwsza część terapii była o nadgorliwie kontrolującej i kastrującej matce. Dopiero w drugiej zająłem się dzieciństwem w rodzinie alkoholowej. Zrozumiałem, jak wielki miało to wpływ na moje życie, na związki, które budowałem - mówi.
W trakcie drugiego cyklu terapii życie Michała zaczęło się zmieniać. - Zrozumiałem, że mój wcześniejszy styl życia polegał na tym, że ja w zasadzie nie miałem swojego życia. Dostosowywałem się do potrzeb innych, do ich oczekiwań - mówi. Małżeństwo Michała się rozpadło, a mężczyzna zaczął budować wszystko od nowa. Zupełnie po swojemu.
Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: anna.nicz@firma.interia.pl