Natalia Grygny, Interia: Gronostaj czy łasica?
Katarzyna Bik, historyczka sztuki, autorka książki "Najdroższa. Podwójne życie Damy z gronostajem": - Teorii na ten temat tego, jakie zwierzę trzyma w objęciach Cecylia Gallerani, w przeciągu ostatnich 200 lat, było bez liku. Izabela Czartoryska nie rozpoznała zwierzątka, twierdziła, że jeśli to pies, to bardzo brzydki.
Oprócz psa była też fretka i kuna.
- I to specjaliści też poddali w wątpliwość. We Włoszech mianem "fretki" określano ciekawskie, gotowe na ryzyko dziewczyny. Nikt raczej nie śmiałby nazwać obrazu "Dama z fretką"! Zresztą stworzonko na nim różni się od fretki - puszystszej, czerwonookiej, o ostrym pyszczku. Więc padło na łasiczkę.
Bo symbolizuje rozwiązłość?
- Rozwiązłość to jedno. Zwierzęta należące do rodziny łasicowatych w ogóle miały bogatą symbolikę już od czasów starożytnych. Uważano, że zapewniają dobry przebieg ciąży i bezpieczeństwo przy porodzie, dlatego malarze na wielu portretach kobiet w ciąży umieszczali motywy z nimi związane, np. ich skóry przewieszone przez ramiona. Ale tutaj mamy Leonarda da Vinci - wegetarianina, pacyfistę, wielbiciela zwierząt, który je badał, studiował ich ruch, podziwiał... Namalowałby martwe zwierzę? Szczerze w to wątpię. Tylko "żywe" - a nie jego skórka - mogłoby wyrażać moc natury....
Został więc gronostaj, którego znamy z obrazu.
- Tu wszystko "kliknęło" z wielu powodów. Ten kuzyn łasicy (mustela erminea), słynny ze swego jedwabiście gładkiego, gęstego i białego futerka po włosku nazywany jest ermellino, a po grecku galee. Lodovico Sforza (il Moro) marzył o Orderze Gronostaja przyznawanego za rycerskość i szlachetność, na którego odwrocie było napisane "Lepiej umrzeć, niż się splamić". W końcu go otrzymał, ale musiał zrzec się dość szybko, gdyż podstępami dążył do wojny. Wizerunek gronostaja rysował Leonardo. Znamy niewielkie tondo [obraz lub płaskorzeźba w kształcie koła - przyp. red.], które przedstawia myśliwego próbującego "zatłuc" zwierzę schwytane w pułapkę z błota. Wierzono, że gronostaj to zwierzątko, które prędzej da się zabić niż ubrudzić. Co więcej, przez pewien czas Lodovica nazywano Bianco Ermellino, czyli "biały gronostaj".
Istnieje też teoria, że gronostaj nawiązuje do nazwiska rodu, z którego pochodziła Cecylia.
Podobno na rodzinę Gallerani też wołano "galle". Tak więc gronostaj, nawiązując do przezwiska Maura i nazwiska Cecylii byłby kryptonimem obojga kochanków, ich symbolem. I tu pojawia się pewne "ale"...
Czyli?
- Jeśli ten spory zwierzak jest gronostajem, to trochę "poprawionym": ma zmieniony kształt głowy większe łapki, potężne mięśnie. To raczej zwierzęca hybryda. Leonardowi nie chodziło o anatomiczną wierność, chociaż potrafił ją doskonale przedstawiać, lecz jak to określił Marek Rostworowski "emblematyczną nobilitację". Twórca nadał mu też cechy zbliżone do ludzkich. Gronostaj jakby nasłuchuje, podąża za ruchem modelki i uwagę jego przykuwa to samo, co uwagę Cecylii. Leonardo zrymował poruszenie obojga istot i ich umysłowy byt.
Nie wyobrażamy sobie Damy bez gronostaja. Co by się jednak stało, gdyby ten zniknął z obrazu?
- Ano były takie teorie, że pierwotnie dziewczyna nie trzymała gronostaja, ale badania wykazały, że były bezpodstawne. Wyobraźmy sobie jednak, że podmienimy zwierzę symbolizujące kochanków na dziecko, to otrzymamy... Madonnę z Dzieciątkiem. To motyw szalenie popularny w sztuce XV wieku, Leonardo namalował i naszkicował ich wiele. Miał uczyć więzi matek z dziećmi. Leonarda wychowywały dwie macochy, natomiast nie czuł więzi z ojcem. Może dlatego świat jego obrazów nie zamieszkują ojcowie, lecz matki i babki?
Dlaczego akurat Leonardo otrzymał zadanie namalowania "Damy"?
- Oj, sporo było tutaj "pożądliwych" teorii. Ponoć artysta miał się podkochiwać w Cecylii. Skąd te wnioski? Znaleziono skrawek listu zaczynającego się od słów "Najdroższa Cecylio...", ale to niczemu nie dowodzi. W taki sposób zwracano się również do przyjaciół. Na siłę próbowano znaleźć jakieś związki. Da Vinci był Cecylią absolutnie zauroczony, co nie podlega żadnej wątpliwości. Ale nie była to miłość, tylko...
Fascynacja?
- Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie "uwodzicielska fascynacja" dwukrotnie młodszą od siebie kobietą. Do tego śliczną, wykształconą, dowcipną, grającą na instrumentach, śpiewającą, piszącą wierszę po łacinie i włosku... Mieli wspólne zainteresowania - oboje uwielbiali literaturę. Cecylia była nawet określana mianem "współczesnej Safony". Musiał czuć miętę do tej ślicznej dziewczyny, ale nie dlatego ją malował. To byłby zbyt błahy powód. W końcu, by móc namalować metresę najpotężniejszego władcy Mediolanu, trzeba było mieć jego zgodę, a wręcz nakaz z jego strony! Może gdy byli już starsi, nawet się przyjaźnili? Na marginesie Kodeksu atlantyckiego można przeczytać odpowiedź na list: "Najukochańsza moja, boska Cecylio. Po przeczytaniu Twojego najmilszego...". Niestety, karta została ucięta i nie wiemy, co było napisane dalej.
Przenieśmy się zatem do miejsca akcji, czyli malowania Damy. Zastanawiałaś się czasami, jak mogła wyglądać ta scena?
- Na pewno rozgrywała się w komnacie o przyciemnionych oknach. Klimat, zwłaszcza światło, przypominało nieco takie jak we współczesnym studiu fotograficznym. Modelkę oświetla mocny strumień z lewej strony i jakby od góry. W obrazie zresztą jest sporo z fotografii - przypuszczalnie, podobnie jak wielu artystów w XV wieku Leonardo użył przyrządów optycznych. Fascynowały go soczewki, szkła powiększające, wykorzystywał camerę obscura, rodzaj rzutnika, protoaparatu fotograficznego. Vinci wykonał zapewne wiele szkiców do portretu Cecylii, spośród których wybrał jeden, idealny. W maju 1491 roku Cecylia urodziła syna Maura - Cesare. Czy to wtedy dostała w prezencie swój portret? I znowu nie znamy odpowiedzi.
Na kogo patrzy Dama? Który z momentów uchwycił Leonardo?
- Cecylia siedzi w komnacie i być może słyszy kroki za drzwiami. Ktoś wchodzi, wita się z nim albo żegna, spogląda na niego z rodzącym się uśmiechem. Podobnie jak ona, reaguje gronostaj, wyczuwając też ruch ciała. Przypuszczam, że to jest ten moment: spotkanie albo niestety - rozstanie. Cecylia zdawała sobie sprawę, że nic nie trwa wiecznie. Stając się kochanką Lodovica il Moro wie, że to musi się skończyć. Ze względów politycznych musiało dojść do jego małżeństwa z Beatrice d’Este.
- Momentu takiego jak ten, gdy ona - siedząc - odwraca się i zaczyna uśmiechać, nikt nie umiał przed Leonardem namalować. Ten portret to pułapka na czas i nie bez powodu to jeden z najbardziej niesamowitych obrazów w historii sztuki.
Kochanka, artystyczna dusza, intelektualistka. Taki wizerunek Cecylii wyłania się z różnych badań. A kim Dama jest dla ciebie?
- Fascynującą dziewczyną, która niczym meteor zajaśniała na firmamencie Mediolanu i zgasła równie szybko. - Lodovico bez cienia wątpliwości darzył Cecylię głębokim uczuciem. Po rozstaniu podarował jej zamek w Saronno. Wydał ją też dobrze za mąż, dzięki czemu zyskała szlachecki tytuł. Została żoną hrabiego Lodovica Carminatiego de Brambillę zwanego Bergaminem, właściciela majątku w San Giovanni in Croce w pobliżu Cremony. Oczywiście pochodziła z dobrego rodu, ale nie była arystokratką czy szlachcianką - ojciec był prawnikiem. Cecylia rodziła mężowi dzieci, organizowała spotkania, jakbyśmy dziś powiedzieli autorskie, uchodziła w środowisku za muzę i uczoną. Cecylia przeżyła i swojego kochanka, jak i ich syna Cesare. Dożyła 67 lat.
- Jej życie skrupulatnie próbowano odtworzyć od bardzo dawna, ale my tak naprawdę nie wiemy o niej zbyt wiele. Fascynuje mnie ze względu na to, jak wykreował ją Leonardo. Ciekawa, zwinna intelektualnie osoba, otwarta, która wie, co jej grozi i że związek nie jest do końca moralny, bo za ścianą mieszka żona władcy niezadowolona z tego trójkąta... Przedstawił ją na obrazie tak, jak nikt wcześniej. Nikt wcześniej nie był w stanie wejść w duszę kobiety, pokazać jej życie wewnętrzne.
I to w tak zagadkowy sposób.
- Leonardo kochał zagadki. Tworzył je w sposób inteligentny jak nikt w tamtym czasie. Wszystko złożyło się na obraz, który nie ma sobie równych i ma w sobie coś magicznego... Gdy się z nim zetkniesz, będzie cię uwodził, chodził za tobą, każe ci wracać, zastanawiać nad nim, szukać różnych wątków, upatrywać jak on to zrobił i jak doszedł do tego. Leonardo tchnął w obraz ruch i życie, emocje. Ukazanie związku Cecylii ze zwierzęciem tak naturalistycznie namalowanym jak żadne inne na obrazach z tamtego czasu było możliwe dzięki odkryciom i studiom anatomicznym Leonarda. To pierwszy, tak nowatorski i tak nowoczesny obraz w historii sztuki. Leonardo namalował cztery kobiece portrety, ale żaden z nich nie ma tego napięcia, świeżości co Dama.
Dama z gronostajem "wyprzedza" pod tym względem nawet Monę Lisę, słynną Giocondę?
- Gioconda to zupełnie inny typ kobiety. Dla mnie nic nowatorskiego nie ma ani w pozie, ani w samym malarstwie. Ot, portret zadowolonej z siebie pani, którą Yeats nazwał "wampirzycą". Zdaniem lekarzy chorowałą na kilka schorzeń, m.in. wola, tłuszczaka na dłoni, podwyższony cholesterol, łysienie. O ile Dama to obraz o czasie o tyle Gioconda - o wieczności.
Cecylia była ubrana zgodnie z obowiązującymi trendami. Każdy element stroju ma znaczenie symboliczne?
- Dziewczyna jest ubrana w stylu hiszpańskim, który w tamtym czasie był najnowszym trendem w Mediolanie. Jednak dzięki niemu możemy ustalić datę powstania portretu - 1490 rok, a nie lata 80. jak wcześniej sądzono. - Hafty na sukni przedstawiają buddyjskie znaki szczęścia - symbole długowieczności. W Chinach znane jako węzły Czang węzły dotarły za pośrednictwem Hiszpanii do Włoch. Znał je Leonardo i stały się jego swoistym podpisem widocznym też na innych jego obrazach. Cecylia nosi błękitny płaszcz niczym Madonna, a suknia ma kolor czerwony symbolizujący miłość ziemską i boską. Jak widać, mamy tu wiele wątków splatających się na fascynującą całość. Obraz pod tytułem Dama z gronostajem wciąga nas jak świetna powieść czy film.
Zwrotów akcji chyba nigdy nie brakowało, ale co się działo z obrazem po śmierci Cecylii? Ponoć ten rozdział to wielka zagadka.
- Ciągle próbujemy zdobyć odpowiedź, która stanie się takim "pewnikiem". Pierwsza kwestia: co stało się z obrazem po śmierci Cecylii? Zanudzałam tym pytaniem wielokrotnie Janusza Wałka, wielkiego admiratorem Damy, który jeździł z obrazem po świecie i się nim opiekował. To jest nadal tajemnica - jak to możliwe, że Giocondę kopiowano, a nie znamy żadnej kopii Damy. Nie wiadomo co działo się z obrazem przez ponad 250 lat. Chociaż... Istnieje pewien ślad.
Dokąd prowadzi?
- Ostatnią osobą, która mogła widzieć obraz przed zniknięciem, w San Giovanni in Croce, był młody wówczas niemiecki artysta Hans Holbein Młodszy. Ten, który został potem nadwornym malarzem Henryka VIII. Wykonał nieistniejący już portret rodziny Tomasza More’a, kanclerza Anglii. Zachował się szkic do niego. Jest na nim między innymi córka More’a Cecylię Heron w takiej samej pozie, jak Leonardo swoją modelkę, ale ta nic nie trzyma w ramionach. Możliwe, że była w ciąży, więc w jej rękach miało się znaleźć dziecko. Zbieżność póz na obu portretach jest uderzająca. Może Holbein zapamiętał portret Damy i "zacytował" w swoim dziele.
Później obraz przepadł. Pytanie tylko: co się z nim działo?
- Nadszedł czas ubożenia rodzin włoskich, więc może właściciele czy spadkobiercy uznali, że można go sprzedać? Jednak aby go sprzedać, musieli poddać dzieło liftingowi. Prawdopodobnie wtedy poprawiono korale czy światła na źrenicach Cecylii, pomalowano tło na czarny kolor. Drobiazgi, które na szczęście nie naruszały substancji malarskiej.
Ojczyzną Damy są Włochy. Jak Dama trafiła do Polski i znalazła się w kolekcji Czartoryskich?
- Syn Izabeli Adam Jerzy Czartoryski wdał się w romans z żoną syna (późniejszy Aleksander I) cara i miał z nią dziecko. Car postanowił ukarać księcia i zesłał go w 1799 roku do Włoch jako posła rosyjskiego przy królu Sardynii Karolu Emanuelu IV, który wtedy nie miał już swoich terytoriów, bo były to czasy wojen napoleońskich. Adam Jerzy przebywał w Neapolu, w Pizie, we Florencji, w Rzymie, bawił się w archeologa na Forum Romanum, narzekał na nudę i wyszukiwał dla matki eksponaty. W 1800 roku Izabela pisze do niego, by nie kupował jej obrazów ze względu na wysokie ceny, ale kupił figurę pantery, którą wstawiłaby do ogrodu. Adam Jerzy panterę zakupił, dzięki czemu obecnie możemy ją oglądać w muzeum w Puławach.
- Na Damę z gronostajem trafił zupełnie przypadkiem. Obraz miał w sobie coś, co przykuło jego uwagę. Może kupił go jako dzieło Leonarda? Nie była znana natomiast modelka. Izabela napisała w katalogu, że to "dziewczyna, drobna, prawdopodobnie malowana z natury". Cóż za duża wrażliwość! Potrafiła rozpoznać, że obraz jest namalowany w taki sposób, przedstawia dziewczynę trzymającą w rękach być może psa... Po czasie ktoś przysłał jej rycinę przedstawiającą La Belle Ferroniere... która miała też podobną jak Cecylia przepaskę na czole. Izabela uznała, że portret przedstawia kochankę francuskiego króla Franciszka I, co ułożyło się jej w kompletny obraz.
- I tak Dama z gronostajem trafiła do Puław. Jej "komnatą" stał się zielony pokój. Przez ponad 20 lat spokojnie sobie tam przebywała, aż nie zaczęło się powstanie listopadowe. Wtedy trzeba było ją ukryć w Sieniawie.
Skąd wyjechała do Paryża.
- Zbiegło się to w czasie z wydaniem pierwszej monografii Leonarda. Jej autor Arsène Houssaye pisze o zaginionym portrecie Cecylii Gallerani, zastanawiając się gdzie jest.
- Musiało minąć wiele lat, bo dopiero w 1900 roku we Lwowie odbył się zjazd naukowców. Historyk sztuki Jan Bołoz Antoniewicz spojrzał na obraz i powiedział: To jest portret Cecylii Gallerani! Wówczas nikt mu nie uwierzył. Bo co miałaby niby robić w Krakowie i to w prywatnym muzeum. Pierwszą osobą, która uderzyła w stół i powiedziała: tak, to jest Leonardo, był Kenneth Clark.
- Nikt wcześniej nie wierzył, że to mogła być Cecylia, bo według znanych wtedy dokumentów w roku 1490, gdy powstał obraz, musiałaby mieć dwadzieścia sześć-dwadzieścia siedem lat, a więc być dużo starsza od dziewczyny ukazanej na obrazie. Odkrycie pierwotnego dokumentu było szokiem! Wynikało z niego, że Cecylia naprawdę miała wówczas lat szesnaście-siedemnaście. Po prostu kopista dodał jedno "X" - daty i liczby były pisane rzymskimi cyframi. Dlatego badaczom nie zgadzał się wiek modelki. Od tego momentu nikt już nie miał wątpliwości.
Dodajmy, że dyrektor National Gallery, zaoferował za Damę 2 miliony dolarów.
- Tak, dokładnie taką sumę zaproponował Czartoryskim. Jednak rodzina wcale nie miała zamiaru sprzedawać tego obrazu.
Losy Damy były zawiłe i burzliwe. W trakcie wojny obraz ukrywano, a miał na nią chrapkę m.in. Adolf Hitler.
- Pożądali jej wszyscy. Hitler budował w Linzu "mega muzeum", które z założenia miało być największym muzeum na świecie, większym od Luwru. Wojna była świetnym pretekstem, aby rabować i zabierać dzieła sztuki. Przygotowania do tej akcji zaczęły się jeszcze przed jej wybuchem. Hitler dysponował listami stworzonymi przez specjalistów i niemieckich historyków sztuki, na których znajdowały się obrazy i inne dzieła, które warto ukraść. Jeśli chodzi o Polskę, to był to ołtarz mariacki Wita Stwosza, Dama z gronostajem, rysunki Durera oraz dzieła Rafaela i Rembrandta.
- Tułaczka Damy trwała latami. Nawet nie podejmę się zliczenia odcinków, które obraz musiał pokonać. Jednym z ostatnich miejsc, w którym widziano go w czasie wojny, był pałac w Morawie niedaleko Strzegomia. Pewnej styczniowej nocy 1945 roku podjechały tu ciężarówki, które miały przetransportować Damę i inne zrabowane dzieła sztuki w bezpieczne miejsce.
- Dwa lata temu Melitta Sallai podzieliła się ze mną historią o dziełach złożonych w salonie pałacu. Wspominała zimowy wieczór, okna zaklejone papierem ze względu na regularne bombardowania... Mama pokazywała dzieciom w blasku świec ukrywane obrazy. "Zapamiętajcie to, bo już nigdy czegoś takiego nie zobaczycie" - zwróciła się do swoich pociech. Rodzina miała świadomość, że będzie musiała uciekać z pałacu. W pewnym momencie kobieta wyjęła obraz Leonarda z ukrycia i powiedziała: "A to Dama z fretką". Wszystkie dzieci ożywiły się i zaczęły pytać: "jak to z fretką?". Kojarzyli fretki z polowań na lisy i ... smrodu, gdzie je trzymano.
- Moja rozmówczyni zapamiętała obraz na całe życie. O wszystkim opowiadała mi tak, jakby wydarzyło się wczoraj. Wierzę, że widziała wówczas Damę. Żadne inne dzieła nie zrobiły na niej takiego wrażenia. To kolejny dowód na magiczną siłę obrazów Leonarda da Vinci. Sallai po raz kolejny spotkała się z Damą już w 1994 roku. W pamięci utkwiły jej z tamtego czasu plakaty z napisem "Dama wróciła do Polski", rozwieszone po Krakowie.
Dama nie dostała zmarszczek od licznych podróży? To chyba od zawsze kontrowersyjny rozdział w jej historii.
- Podróże Damy były straszną głupotą. Uświadomił mi to najpierw Janusz Wałek, który podzielił się ze mną różnymi opowieściami o przygodach, jakie spotkały obraz i jego w trakcie wojaży. Podróże zawsze są ogromnym ryzykiem, zwłaszcza dla deseczki o grubości sięgającej 5 mm. Dlatego zaleca się obecnie bardzo ciężkie skrzynie, które trzeba nieść blisko ziemi. W środku znajduje się jeszcze wewnętrzna skrzynia i specjalna aparatura ochronna. Co więcej, skrzynie są ognioodporne i wodoodporne, aby w razie jakiegoś nieszczęścia można było uratować obraz.
- Największym ryzykiem i tak są porwania dla okupu. O tym opowiada genialny moim zdaniem film "Vinci". Podróże są realnym zagrożeniem, dlatego Luwr absolutnie nie odważył się i nie odważy na relokacje Mony Lisy. Tego typu dzieła po świecie nie podróżują.
- Podobnie jest z Damą z gronostajem. Nie wolno jej ruszać! To do niej trzeba przychodzić, bo ona jest magnesem przyciągającym do Krakowa. Kolejki, które są w Muzeum Czartoryskich, pokazują, że to ikona. Nie tylko w Polsce, ale i na świecie. To najlepiej zachowane dzieło Leonarda, nietknięte ręką konserwatora. Dlatego to my mamy do Damy przychodzić, a nie odwrotnie.
Dama z gronostajem jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa?
- Z pewnością nie. Zdarzają się fascynujące odkrycia. Badania radiologiczne w 2012 roku przyczyniły się do odkryć związanych z kopią Mony Lisy przechowywaną w Muzeum Narodowym Prado w Madrycie, której znaczenie dawniej pomijano. Ze względu na czarne tło za modelką uważano, że obraz powstał dużo później niż oryginał. Tymczasem okazało się, iż pod warstwą czerni jest krajobraz bardzo podobny do tego w oryginale, tyle że jaśniejszy. Możliwe, że autor kopii posłużył się kartonem Leonarda. Badania wykazały, że kopia pochodzi z tego samego czasu co oryginał, a dowodzą tego modyfikacje wspólne dla obu obrazów, będące efektem współpracy ucznia z nauczycielem.
- Niesamowite, że Leonardo poprawiał uczniów. Gioconda z Prado potwierdza to, co zdjęcia rentgenowskie innych dzieł: pracownia realizowała malowidła na podstawie szkiców, często, zanim obrazy zostały ukończone. Innego ważnego odkrycia dokonano, analizując jedno z pierwszych wydań drukiem Cycerona, pochodzące z 1477 roku, w bibliotece uniwersytetu w Heidelbergu. Są tam na marginesach notatki zrobione w 1503 roku przez sekretarza kancelarii florenckiej Agostina Vespucciego, przyjaciela Machiavellego.
- Choć komentarze "psują" książkę, dla nas są wprost bezcenne. W jednym z nich Vespucci porównuje antycznego malarza Apellesa opisanego przez Cycerona z Leonardem da Vinci. Apelles w jednym z obrazów Wenus miał namalować szczegółowo głowę, a resztę ciała naszkicować. Vespucci napisał, że tak samo robi Leonardo, między innymi w obrazie Giocondy. Jest to nie tylko pierwsza pisemna wzmianka o Giocondzie, wcześniejsza od Vasariego, ale też jedna z najwcześniejszych informacji o pracy jej autora, ale też dowód potwierdzający czas powstania Giocondy.
- Jak widać, jest w nas ogromny głód wiedzy. Co działo się przez ponad 2 i pół wieku z tym obrazem? Czy na pewno to Cecylia Gallerani, a kluczem do symboliki dzieła jest gronostaj?
Twój największy koszmar to taki, w którym okazuje się, że to jednak nie da Vinci namalował Damę?
- Nie traktuję tego jako koszmar, ale czy w tamtym czasie znalazłby się ktoś, kto dysponowałby taką wiedzą i umiejętnościami? Żaden malarz nie zgłębił tak natury jak Leonardo, nie wszedł do środka człowieka. Nie poznał jego myśli i nie potrafił ich uzewnętrznić. Można snuć fantazje, ale co, nagle objawił się artysta jednego obrazu? To chyba musiałby być - przepraszam za określenie - kosmita.
- Nie wierzę, że kiedykolwiek zostanie zakwestionowane to, że Damę z gronostajem namalował Leonardo da Vinci. W końcu to obraz wymuskany, magiczny jak ikona, jakby nie ludzką ręką namalowany. Któż miałby go stworzyć, jak nie Leonardo, wyznawca doświadczenia, odkrywca nowych form w malarstwie.