Choć wiele osób myśli, że wszystko zaczęło się od niewinnej kpiny Hayley DeRoche, pisarki i mamy dwójki dzieci, trend funkcjonuje od początków spójnych instagramowych "tablic". Także firmy z produktami dla maluchów, którym Hayley znana w sieci jako The Sad Beige Lady zarzuca epatowanie dziecięcą rozpaczą, już kilka lat temu odkryły, że klienci szukają produktów w stonowanych, naturalnych barwach.
W Polsce jeszcze nie tak dawno trudno było o pastelowe zabawki dla niemowlaków, czarne bodziaki czy beżowe rajstopki bez urozmaiceń. Jeśli coś nie krzyczało z daleka z przekonaniem "jestem produktem dziecięcym, muszę razić kolorem", nie nadawało się do pokoju dla malucha.
Dobrą robotę zaczęły robić targi z produktami dla dzieci i rodziców oraz rosnące zainteresowanie skandynawską stylistyką - minimalizm, wykorzystanie naturalnych materiałów wysokiej jakości. Z tą falą przyszła moda na drewniane zabawki, spokojne barwy, małe, rodzinne manufaktury. I ceny wyższe od tych, do których przyzwyczaiły nas wielkie sieciówki.
I to do tego najwięcej uwag ma Said Beige Lady - chcesz być smutną beżową mamą? Musi cię być na to stać. Kobieta, która dzięki komediowym wideo osiągnęła tiktokowy sukces (ma ponad 266 000 obserwujących), w całości poświęciła konto fenomenowi "Sad Beige".
Znaczna część twórczości DeRoche skupia się na omawianiu reklam skierowanych do rodziców (a raczej podkładania do obrazków zniekształconego głosu). Filmy łączy jedno - kolorystyka od brązów, beży po khaki, brak podstawowych barw zarówno w strojach, zabawkach jak i tłach i brak uśmiechu - przynajmniej na tych fotografiach, do których "przyczepia się" tiktokerka.
Paulina Zagórska na TikToku podkreśla, że DeRoche w ramach swojej działalności w mediach społecznościowych, gdy zaczęła przyglądać się różnym produktom, dostrzegła pewną prawidłowość - neutralna paleta barw stała się pewnego rodzaju wyznacznikiem zamożności.
W jednym klipie przewija stronę internetową marki odzieży organicznej dla dzieci The Simple Folk i nie może powstrzymać się od komentarza na temat braku uśmiechu, koloru i melancholijnego nastroju. "Tutaj widzimy dziecko farmera otoczone ruinami i biednym wiejskim życiem, stojące w aksamitnych spodniach za 66 dolarów, jak nakazuje tradycja".
Cena, poza posępnymi wg niej minami, jest tym, co najczęściej sarkastycznie krytykuje.
Tylko Hayley DeRoche wydaje się czasem zapominać lub zwyczajnie nie zwraca na to uwagi, że większość parodiowanych przez nią zdjęć to nie wielkie odzieżowe korporacje szyjące masowo, a praca małych firm, stworzonych często przez mamy (jak w przypadku The Simple Folk). Ich kolekcje są krótkie, bo szyte na miejscu z najlepszych materiałów, bez oszczędzania na produkcie. A zdjęcia... to przemyślane i spójne z przesłaniem marek sesje, wykonywane zwykle dwa razy do roku.
O co tak naprawdę chodzi w tym trendzie? Czy naprawdę za "melancholijnymi" zdjęciami stoją rodzice, którzy kosztem szczęśliwego dzieciństwa realizują jedynie wysokie aspiracje w świecie mediów społecznościowych?
Jeszcze kilka lat temu rynek małych sklepików i rodzinnych firm był bardzo trudny - dotarcie do nich wymagało wertowania setek blogów. Dziś, kiedy jest Instagram i instytucja influencerów, wieści o ciekawych produktów roznoszą się szybko. Wystarczy, że któraś znana w mediach społecznościowych mama pokaże jakiś drobiazg i internetowe koszyki się napełniają. Ale ten drobiazg musi być nie tylko funkcjonalny, przede wszystkim musi się komponować z wizją danego konta, by mógł na zdjęciach kolejnych instamatek wyglądać równie imponująco.
I tak rozpoczęła się moda na sztukę fotografii okołodziecięcej, którą Said Beige Lady nazywa smutnym trendem.
Małe manufaktury nie tylko sprzedają towary, ale i całą filozofię swoich firm - uszanowanie natury, wysoką jakość, włożone serce, historię pomysłu, limitowaną serię i nierzadko ręczne wykonanie. Za to płaci się więcej niż za rzeczy w popularnych sieciówkach.
Dopasowane do tego są także "sprzedające" produkt fotografie i zwykle daleko im do studyjnych, pozowanych zdjęć.
Fotografie kolekcji opowiadają historię. Dzieci na nich są zamyślone, analizujące, przeżywające sytuację, w której umieścili ich styliści. Nie ma sztucznych uśmiechów, ale jest zmarszczone czoło albo rozwiane wiatrem włosy wpadające do zmrużonych w skupieniu oczu. Czy to zły sposób promowania marki? DeRoche nazywa je smutnym, ale inni dostrzegają w nich piękne, naturalne kadry.
Praca z dziećmi na tego typu planie często trwa kilka godzin, a modele mają być sobą - nie patrzeć w kamerę, fotograf znika, chwytając momenty. Bawić się i czerpać przyjemność z sytuacji. Wychodzi obraz prawdziwych emocji, a brak podstawowych kolorów zupełnie nie zaburza całokształtu.
Wybijający się więc trend jest mocno osadzony w mediach społecznościowych opartych na doświadczeniach wizualnych, jak zdjęcia czy filmy. Jak podkreśla Paulina Zagórska, estetyka stała się także wyznacznikiem pewnego stylu życia, typu rodzicielstwa. Smutna beżowa mama, to ta, która praktykuje rodzicielstwo bliskości, podąża za dzieckiem, posługuje się elementami pedagogiki Montessori, edukuje się i dokształca.
A co do cen - beżowa mama, zgodnie ze stereotypem to kobieta po 30, która ma pieniądze i chce te pieniądze wydawać na swoje dziecko. Dlatego może pozwolić sobie na noszenie go nie najtańszej chuście, kupować mu ubranka z wełny merino i kosze Mojżesza, które służą jedynie przez pierwsze kilka miesięcy. Stać ją na to, ale też wie, że za jakością idzie trwałość, a trwałość jest wyznacznikiem nurtu #nowaste. Beżowe mamy nie tylko ładnie prezentują swoje życie na Instagramie, ale i często dbają o planetę, dlatego nie unikają tzw. drugiego obiegu.
Zjawisko smutnej beżowej mamy nie jest ani nowe, ani wymyślone przez Sad Beige Lady. Spójna kolorystyka feedów, czyli tego, co jako całość pokazuje nam Instagram, stała się ważnym elementem pomysłu na konto.
Kilka lat temu wśród dziewczęcych tiulów i pasteli zaczęły przewijać się barwy natury. Kolory ziemi zostały docenione przede wszystkim przez mamy chłopców, którym nie po drodze były stereotypowe błękity i granaty. I już od kilku lat kobiety-matki prowadzące instagramowe konta mierzą się z krytycznymi komentarzami dotyczącymi ich filozofii barw.
Hasło "smutna beżowa mama" kojarzy mi się z Instagramem. To pierwsze, co przyszło mi na myśl - mówi Marta Rogowska, wizażystka, kolorystka, mama. - Instagram niejako wymusił na "instamatkach" konkretne gamy kolorystyczne, które dobrze wyglądają na zdjęciach na feedzie. Ale po chwili namysłu przyszedł mi do głowy zupełnie inny obrazek: letniej łątki kwietnej, matki i córki w lnianych, beżowych sukienkach, potargane włosy a w nich wianki. Żadnych zdjęć, żadnego instagrama, tylko naturalność - ten obrazek mógł wydarzyć się wczoraj, sto i dwieście lat temu.
- Ja prędzej mogłabym być smutną czarną mamą - śmieje się Marta - Pamiętam, jak mój syn miał może kilka miesięcy, między półkami sklepu ZE WSZYSTKIM dla dzieci, rozmawiałyśmy z koleżanką o kolorystyce dziecięcych ubranek. Powiedziała mi wtedy "dziecko powinno być dzieckiem, dzieci są kolorowe". Ja z kolei bardzo szybko w swoim rodzicielstwie stałam się dość praktyczna i najlepsze ciuchy były po prostu wyprane i suche.
Co do podziału na stereotypowe róże i błękity, Marta zastanawia się, czy ta granica jeszcze w ogóle istnieje - Mój syn nie raz i nie dwa, a nawet powiedziałabym - często mylony był z dziewczynką, nawet ubrany od stóp do głów na niebiesko.
Karolina Gajkowska-Jungst współwłaścicielka bubakids.pl - sklepu z używaną odzieżą dla dzieci - zapytana o "Smutną Beżową Mamę" przyznaje, że nie wiedziała, że trend ma taką nazwę
- My w Buba Kids wolimy nazywać nasze mamy - Stonowane Mamy, bo nasze mamy na pewno nie są smutne! Smutna beżowa mama ma dla mnie dość pejoratywny wydźwięk, a w minimalizmie i stonowanych kolorach nie ma przecież nic złego. Jest to wyłącznie wybór związany z estetyką. Beże, brązy, szarości, granaty czy pudrowe róże to piękne kolory, a ich dużą zaletą jest fakt, że zwyczajnie wszystkie do siebie pasują i łatwo się taką garderobę dla dziecka komponuje. To duża wygoda w sytuacji, gdy rodzic na estetykę ubioru dziecka zwraca dużą uwagę. Gorzej, gdy estetyka jest ponad wygodę i funkcjonalność.
Małe firmy, ze smutnymi sesjami zdjęciowymi, z których śmieje się Hayley DeRoche zawsze podkreślają jakość produktów i podświadomie czujemy, że za odpowiednią ceną idzie coś więcej.
Estetyka jest ważna, ale przede wszystkim ważny jest skład ubrań dziecięcych - podkreśla Karolina Gajkowska-Jungst - i o czym się mówi coraz więcej, proces ich produkcji. Bo w samym procesie produkcji czy transporcie mogły zostać wykorzystane szkodliwe dla naszego dziecka substancje i fakt, że ubranie jest bawełniane to zdecydowanie za mało. Warto dziś zwracać uwagę na odzież z certyfikatami, które dają nam gwarancję bezpieczeństwa lub sięgać po produkty właśnie z drugiej ręki, a więc wielokrotnie wyprane, wolne od chemikaliów i bezpieczne. Sklepy, w których my poszukujemy asortymentu do Buby, przepełnione są odzieżą pełną poliestru czy akrylu. Trzeba
przejrzeć setki ubrań, by wyłowić te warte uwagi i ponownego wykorzystania. Dlatego tak ważna jest wiedza i świadomość rodziców.
Wcześniej cytowana Paulina Zagórska podkreśliła, że estetyka smutnej beżowej mamy, to nie tylko urocze kadry, ale cała filozofia świadomego rodzicielstwa, z którą utożsamia się duża grupa rodziców. Dlatego, mimo krytyki i wyśmiewania estetycznych wyborów, stały się one powodem do dumy i polem do popisu dla wielu "stonowanych rodzin".
Beżowe mamy postanowiły zmierzyć się ze swoim smutkiem i trudnym dzieciństwem własnych dzieci. TikTok, jako platforma iście rozrywkowa pozwoliła im wytoczyć ostre działa w postaci ironii i sarkazmu. W otoczeniu beżowych wnętrz prezentują swoje smutne beżowe życie.
Antonina Zych pokazała swoją codzienność "pozbawioną" radości i uśmiechu. "Następnie Edi bierze się za ćwiczenia, bo w życiu trzeba być twardym. Twardym i zimnym, jak stal, z której Edi pije codziennie wodę na śniadanie..."
Paige Rowan rozśmieszyła fanów, ucząc swoje smutne beżowe dziecko kolorów... a raczej odcieni szarości.
"Niszczysz dzieciństwo swojego dziecka, pozbawiając je dostępu do barw" - grzmią komentarze pod beżowymi postami. Czy można wyrządzić maluchowi krzywdę wystrojem pokoju?
Noworodek dostrzega bardzo ograniczoną paletę barw. Zauważa jedynie wyraźne, kontrastujące ze sobą tony. - Początkowo obraz widziany przez dzieci jest zamazany i z czasem wzrok niemowlęcia się wyostrza - wyjaśnia Justyna Małas, psycholog pracujący z dziećmi i rodzicami. - Zaleca się, aby pierwsze ilustracje i zabawki pokazywane niemowlętom były w kontrastowych barwach - czarnych, białych, żółtych i czerwonych.
A co z tymi "nudnymi" pokoikami bez kolorów? Kosze Mojżesza, lniane kocyki, bambusowe kołderki. Do tego klocki, wyłącznie z naturalnego drewna, szare tęcze, pastelowe lub białe dywaniki.
- Pokoik niemowlęcia powinien być przede wszystkim bezpieczny i pozwalać dziecku oraz mamie na odpoczynek i wyciszenie - tłumaczy Justyna Małas - Warto ograniczać dekoracje do minimum, tak by łatwiej można było utrzymać czystość i zadbać o komfort. Nadmiar kolorów, dźwięków i zabawek w otoczeniu może prowadzić do przestymulowania, które objawia się często nadmiernym pobudzeniem, płaczliwością czy trudnościami w zasypianiu. Z tego samego powodu niektóre dzieci przejawiają trudne zachowania w dużych sklepach.
- Myślę, że dzieci bywają przestymulowane otoczeniem - dodaje Marta Rogowska - Dźwiękami, kolorami, obrazami - ich rozwijające się mózgi potrzebują dawkowania tych bodźców. Kiedy mój syn był mały, bliska była mi pedagogika Marii Montessori, czerpałam z niej inspiracje do stworzenia przyjaznej przestrzeni dla rozwoju mojego dziecka, pokoju nienasyconego intensywnymi kolorami, które stopniowo zaczęły pojawiać się w naszym otoczeniu.
Smutne dzieci bawią się smutnymi zabawkami. W obrazach DeRoche beżowy świat jest nieciekawy, stworzony pod Instagram, a dzieci są wykorzystywane jako rekwizyty na pięknych tłach. Czy drewnem mały człowiek bawi się gorzej?
- Naturalne zabawki cieszą się dużą popularnością i znikają z naszych półek bardzo szybko. Drewniane klocki, pchacze czy puzzle są po prostu wyjątkowo trwałe w użytkowaniu, więc
spokojnie mogą służyć wielu dzieciom i przechodzić z rąk do rąk - dlatego tak dobrze wpisują się w naszą ideę less waste. No i Stonowane Mamy uwielbiają naturalne zabawki - są delikatniejsze, mniej agresywne kolorystycznie i dźwiękowo - sama też je uwielbiam! Zdarza się jednak, że przychodzą do nas rodzice, których dzieciom zabawki drewniane szybko się nudzą i potrzebują większych bodźców, wówczas w ruch idą kolorowe grajki na baterie.
Krytykujący beżowe mamy zarzucają im nudę i nijakość. Czy można stwierdzić, że są złe kolory dla dzieci?
- Białe - no bo weź to dopierz! - zauważa Marta Rogowska - Złe kolory dla dzieci to takie, których nie chcą nosić. Ważne jest, by w naszych upodobaniach dać jednak przestrzeń dziecku na byciu człowiekiem wolnym, dawać mu możliwość wyboru ulubionych kolorów. Ja bardzo szybko zorientowałam się, że ulubiony kolor mojego syna to wcale nie "chłopakowy" niebieski, tylko czerwony - po te koszulki sięga do dziś w pierwszej kolejności, zresztą sam mówi, że jego ulubione połączenie to czerwony i czarny. O, czarny! To piękny kolor dla dzieci, niesamowicie kontrastujący z ich urodą, dlatego tak bardzo ją podkreśla! W Studio przy plaży w Sopocie często robimy zdęcia dzieciakom w czarnych t-shirtach na czarnym tle - wychodzą z tego piękne portrety!
- W moim odczuciu nie ma złych kolorów. Są natomiast rodzice z różnymi preferencjami i z różną
estetyką. W Bubie staramy się mieć szeroką paletę barw do wyboru. Od czerni, przez żywe kolory, aż po wspomniane wcześniej kolory stonowane. Takie było nasze pierwotne założenie, by każdy znalazł w naszym sklepie coś dla siebie - podkreśla Karolina Gajkowska-Jungst. - Oczywiście każdą rzecz przepuszczamy przez nasz "autorski filtr", a więc bez względu na kolor czy nadruk, rzecz po prostu musi nam się podobać i spełniać kryteria funkcjonalne i jakościowe. Z naszych obserwacji wynika jednak, że duża część dzieci, jeśli ma możliwość samodzielnego wyboru, zdecydowanie chętniej sięga po ubrania w kolorach żywych i optymistycznych lub z wizerunkiem ulubionego bohatera.
- Odwiedzają nas rożne mamy - od fanek żywych kolorów, poprzez mamy, którym kolor jest obojętny, byle ubranie było funkcjonalne i wygodne, aż po mamy stricte lubiące się w stonowanej kolorystyce. Dla każdej staramy się znaleźć rzecz, której potrzebuje. Ale warto podkreślić, że jesteśmy second handem i nie zawsze mamy pełen wybór kolorów np. w kaloszach. A przychodzi Stonowana Mama po stonowane kalosze, a my w potrzebnym jej rozmiarze mamy tylko słoneczne żółte i większości przypadków taka mama się jednak na te kalosze zdecyduje, bo wygrywa potrzeba i funkcjonalność. I to jest super! Obserwujemy taki trend wśród naszych mam - większą otwartość, większy margines tolerancji, dzięki któremu mogą zdecydować się na zakup, którego w sklepie wielkopowierzchniowym z nowymi rzeczami pewnie by nie dokonały, ale świadomość zakupu w nurcie less waste zmienia im jednak optykę.
Wszystkie beżowe założenia weryfikuje czas. Większość rodziców prędzej czy później zderza się z kioskowym plastikiem i cekinowymi jednorożcami - bo tego ponad wszystko pragną ich dzieci. Jedna z beżowych tiktokerek podkreśla, że jak miała niemowlę, mogła poszaleć z ulubioną naturalną paletą. Teraz ma w domu coraz bardziej świadomą własnych ścieżek wyboru czterolatkę, która z uwielbieniem zatapia się w jaskrawych tiulach i koszulkach ze Świnką Pepą. Grunt, to wiedzieć, w którym momencie uszanować zdanie małego, świadomego człowieka.
A co do smutnego beżowego świata Hayley DeRoche, wystarczy się trochę przyjrzeć, by zauważyć całą masę uśmiechu, ciepła i bliskości zarówno na profilach insta-matek, jak i seriach zdjęć "drogich i smutnych" marek.