Reklama

Zaraz po Wszystkich Świętych sklepy zalewa fala produktów z bożonarodzeniowymi symbolami. Pomiędzy reniferami i choinkami dostrzec możemy mikołaja. Zagościł wszędzie - na skarpetkach, majtkach, swetrach, zapalniczkach, zeszytach, ciastkach czy zniczach. Jego obecny wizerunek znacząco odbiega jednak od pierwowzoru.

Biskup z Azji

Św. Mikołaj był biskupem, pochodził z Azji Mniejszej, z Miry. Żył na przełomie III i IV wieku. Znany jest z wielu legend. Kojarzony jako miłosierny, otaczający opieką biednych, pomocny.

Reklama

- Jedna z popularniejszych historii mówi o ubogim ojcu z trzema córkami. Nie mając na posag, postanowił sprzedać je do domu publicznego. Mikołaj, chcąc uratować cnotę dziewcząt, podarował im pieniądze. Pod osłoną nocy podrzucił do domu mężczyzny trzy sakiewki z monetami. Według różnych źródeł mógł zrobić to na dwa sposoby - przez okno lub komin, gdzie wpadły prosto do pończoch i trzewików, które kobiety pozostawiły do wyschnięcia. Stąd - popularny szczególnie w kulturze anglosaskiej - zwyczaj wieszania skarpet przy kominku. W północnej Europie, gdzie zamiast nich używano pieców, upominki znajdowano pod poduszką - wyjaśnia Agnieszka Matecka z Orkiestry św. Mikołaja.

Jak zatem azjatycki biskup przeistoczył się w poczciwego staruszka z brodą?

- Szaty biskupie były czerwone, więc przynajmniej ten aspekt zgadza się z obecną postacią. Początkowo mikołaj przybywał z Południa, ale ludzie nie mogli go sobie wyobrazić. W XIX wieku sądzono, że mieszkał w jaskini i nosił brązowe, stare szaty. W 1823 roku nastąpił pewien przełom. Clement Moore napisał wiersz "Wizyta św. Mikołaja", który to - jako elf - przyjeżdża z Północy miniaturowymi saniami zaprzężonymi w renifery.

Kolejne lata stopniowo ujednolicały wizerunek człowieka puszczającego dziś do nas oko ze sklepowych półek.

W 1863 na okładce "Harper's Weekly" ukazała się ilustracja Thomasa Nasta pokazująca mikołaja po raz pierwszy nie jako elfa, a człowieka. Rozdawał on prezenty żołnierzom biorącym udział w wojnie secesyjnej.

Pulchny pan, jakiego znamy dziś, to pomysł Haddona Sundbloma. Artysta ten - inspirując się wyglądem przyjaciela - narysował roześmianego staruszka ze śnieżnobiałą brodą, ubranego w czerwony kombinezon i popijającego coca-colę. Reklama ujrzała światło dzienne w 1931 roku.

Warto zwrócić uwagę, że "coca-colowy mikołaj" często ma za pasem trzy woreczki z pieniędzmi nawiązujące do legendy o córkach.

Matecka podkreśla, że w kulturze ludowej postaci św. Mikołaja nie wykorzystywano do straszenia dzieci. Jawił się on jako dobrodziej, nie ktoś, kogo należy się bać.

"Mikołaj widzi, mikołaj patrzy"

Inaczej jest w przypadku komunikatów jakie znamy ze współczesności. Mówi o tym Emilia Boruta, edukatorka pozytywnej dyscypliny dla rodziców. Na co dzień pracuje w jednym z warszawskich żłobków.

- Mikołaj... Czym ten wesoły brodacz zawinił? Z początkiem grudnia do rąk rodziców trafia "idealna" karta przetargowa, sposób na "odetchnięcie". Wystarczy do codziennych rozmów z dzieckiem wpleść grubego pana z białą brodą oraz w czerwonym kostiumie, który nie odwiedzi naszego domu. "Mikołaj patrzy na twoje zachowanie i śmieje się", "zasługujesz tylko na rózgę" - czy te komunikaty wypełnione są szacunkiem? Przeciwnie.

Kobieta tłumaczy, że tymi słowami zawstydzamy, straszymy dziecko.

- "Mikołaj widzi, że nie zjadłeś obiadu. Jak nie zjesz, to nie przyjdzie". Mała istota czekająca na prezenty wykona wszystkie polecenia i będzie szukać aprobaty, pytając, czy na pewno brodacz ją odwiedzi. Najgorzej, gdy ktoś przebrany za niego spotyka najmłodszych w domach czy przedszkolach. Zawsze pada to samo pytanie - "Czy w tym roku byłeś grzeczny?". Grzeczny, czyli jaki - podporządkowany, słuchający się? Jestem przeciwna takiemu kategoryzowaniu. Krzyczące, płaczące i bijące innych dziecko zaszufladkujemy jako niegrzeczne. Ale musimy pamiętać, że te niewłaściwe zachowania to tylko wierzchołek góry lodowej, nie biorą się znikąd. Warto "zanurkować" i przeanalizować, z czego mogą wynikać.

Pozytywna dyscyplina zakłada, że należy być stanowczym dla problemu, ale uprzejmym dla dziecka - nie mówimy, że złe jest ono, tylko sytuacja.

- Nikogo nie zaprogramujemy, by chodził jak w zegarku. Jeśli dorosły skarży się na gorszy dzień, współczujemy, pocieszamy. Jeśli ma go dziecko, od razu sprowadzamy to do niegrzeczności i nieposłuszeństwa. Ono robi tak, bo ma powód. Przebodźcowanie, tęsknota za rodzicami, kłopot z poradzeniem sobie z emocjami - możemy tak wymieniać jeszcze długo.

Jak zatem skutecznie wpłynąć na córkę lub syna?

- Nie mówię, że dorosły ma zawsze ulegać, ale wysłuchać - w przypadku młodszych dzieci zaproponować wybór, ze starszymi znaleźć wspólne rozwiązanie. Zamiast poleceń stosujmy pytania. Z komunikatów wyrzućmy "ale". Zastąpmy je "i" lub "jednocześnie". "Widzę, że jesteś zły i jednocześnie nie zgadzam się, byś bił brata", "Kocham cię i moja odpowiedź brzmi nie". Komunikat z "ale" brzmiałby tak, jakby dziecko musiało spełnić jakieś warunki, by na tę miłość zasłużyć. Odejdźmy od kar - będąc stanowczym dla problemu, ale uprzejmym dla pociechy, nie przydadzą się one, gwarantuję.

Analogicznie w przypadku mikołaja - "Dostaniesz prezent, ale musisz wykonywać moje polecenia". Boruta podkreśla, że czas oczekiwania na pulchnego brodacza powinien napawać dzieci radością, a nie budzić lęk, czy aby na pewno są wystarczająco posłuszne.

- W wychowaniu potomstwa każdy dzień jest inny, nieprzewidywalny. Jeśli - mając w głowie groźby rodziców - mimo wszystko zachowa się niewłaściwie, poczuje, że nie zasługuje na szczęście. Pomyśl sobie, że coś ci się nie udało i musisz oddać torebkę, na którą od dawna polowałaś. Niezbyt to miłe, prawda?

Dajmy mikołajowi spokój, zostawmy w spokoju - apeluje moja rozmówczyni.

Buka w czarnej wołdze

To, że mikołaj - we współczesnym społeczeństwie - przyjmuje czasem rolę tego złego, dziwi o tyle, że nie tylko w kulturze ludowej, ale również w książkach dla najmłodszych postać ta nie ma złych konotacji.

Z profesorem Grzegorzem Leszczyńskim - specjalistą literatury dziecięcej i młodzieżowej - rozmawiamy o czarnych bajkowych charakterach.

Na wstępie podkreśla on, że nasze pociechy lubią się bać.

- Dzieci potrzebują różnego rodzaju emocji, podobnie jak dorośli. Najlepszy na to dowód to folklor dziecięcy. Jeszcze w XIX wieku badania nad nim prowadzili bracia Grimm. Teksty, które maluchy tworzą i powtarzają między sobą, wypełnione są różnego rodzaju drwinami z tego, co wywołuje lęk - choroby, śmierci... Bywają również takie teksty folklorystyczne, które przerażają. Choćby historia powtarzana z ust do ust w latach 60. o czarnej wołdze jeżdżącej po Polsce i porywającej dzieci. Albo opowieść o czarnej ręce wychodzącej z grobu i prześladującej dzieci. To nie historie opowiadane im przez rodziców, tylko wymieniane między rówieśnikami i przez nich tworzone.

Według profesora straszenie - owszem - może być naganne, ale zależy to od kontekstu, sytuacji, stopnia zażyłości relacji między straszącym i straszonym.

- W "Muminkach" Tove Jansson jest Buka. Wyobraźmy sobie, że historię pozbawiamy tej postaci, bo "dzieci nie powinny się bać". Okaleczylibyśmy w ten sposób utwór. Pójdźmy dalej... W naszej kulturze przeraża Smok Wawelski pożerający młode dziewczęta. Łączy on w sobie cztery żywioły - wody (bo ma łuskę), ognia (którym zieje), powietrza (lata jak ptak) i ziemi (bo na niej żyje). Innymi czarnymi charakterami są choćby: Bazyliszek (jego spojrzenie zabija), wilk (symbol zła, niepokoju), Baba Jaga, której protoplastkami były samotne kobiety żyjące na obrzeżach wsi, skraju lasu, jeziora.

Baśń ludowa wyrasta z patriarchatu

Jakiej płci najczęściej są ci budzący postrach? - pytam.

- Nie prowadziłem takich porównań, ale z całą pewnością jest tak, że bardziej widoczne są negatywne postaci żeńskie. Praźródłem postaci macochy jest matka i właśnie ona, nie macocha, występowała w baśniach Grimmów. Relacje matki z dzieckiem mają szczególny charakter, nacechowane są wyjątkowo dużą bliskością i głębokimi emocjami. Skrzywdzić może tylko ktoś, z kim jesteśmy blisko. Relacje baśniowe między macochami (czyli matkami) a córkami są zazwyczaj dramatyczne. Są też, oczywiście, źli ojcowie.

Leszczyński podaje przykład "Oślej skórki", gdzie ojciec-król żywi do córki zamiary podszyte erotyzmem.

- Oto umiera królowa, król zostaje wdowcem i postanawia, że za żonę weźmie własną córkę - jedyną słuszną kandydatkę. Pomaga jej w tej dramatycznej sytuacji matka chrzestna i - koniec końców - dziewczyna przebrana za Oślą Skórkę ucieka z zamku. Nie zapominajmy, że baśń ludowa wyrasta z kultury patriarchalnej. Bardziej pokazuje zło, które wprowadzają kobiety niż przemoc właściwą męskim bohaterom.

Czerwony Kapturek w wielkim mieście

Nowym trendem we współczesnej literaturze są bajki omawiające trudne emocje, nie tylko lęk, ale również gniew czy smutek. Są też bajki terapeutyczne, a także adresowane do dzieci książki o charakterze poradnikowym. Pozycje te stoją w opozycji do tradycyjnych baśni, choć czasem bywają ich uwspółcześnionymi wersjami.

- Dobrym tego przykładem jest książka Aarona Frischa - z ilustracjami Roberto Innocentiego - "Czerwony Kapturek w wielkim mieście". Opowiada o dziewczynce, która przechodzi - zamiast przez las - przez współczesne miasto. To ono jest źródłem zagrożenia. Mamy, oczywiście, w tym mieście wilka - to współczesny król ulicy, wyzywający i silny, pełen wzgardy dla słabszych. "Pinokio" również z ilustracjami Innocenitego - dużo w nich smutku, lęku, rozpaczy, poczucia samotności. "Wilki w ścianach" Neila Gaimana, ilustracje wykonał Dave McKean - dziewczynka słyszy wilcze głosy w ścianach, gdy idzie spać. Dorośli w to nie wierzą, zostawiają ją z tym lękiem samą. Bohaterka musi stawić czoło wilczym głosom, potem samym wilkom, które wychodzą w nocy ze ścian jej pokoju - wymienia profesor.

Kolejna warta zauważenia pozycja to "Włosy mamy" Gro Dahle’a i Sveina Nyhusa. Mała dziewczynka musi poradzić sobie ze smutkiem i depresją własnej matki, która zapada się w sobie, traci kontakt z rzeczywistością. Na ilustracjach mamy przerażające obrazy pustego domu, w którym brakuje jedzenia. Dziecko wchodzi we włosy matki, stara się je uporządkować, uczesać - a w nich wieją wichry, kraczą wrony.

- To dosłowne obcowanie z lękiem. "Zły pan" tej samej spółki autorskiej podejmuje problem trudnych relacji między chłopcem a ojcem, który przeraża, jest wielki, wpada w gniew, niszczy, zagraża. "Koralina" Neila Gaimana to współczesny horror dla dzieci - opowiada o dziewczynce, która przedostaje się do alternatywnej rzeczywistości. Spotyka tam własnych rodziców żywiących się miłością do niej. To opowieść o strasznym, przerażającym, zaborczym uczuciu. Nie tym, które uskrzydla, lecz tym, która uśmierca. Współczesny młody odbiorca może wzrastać, zapoznając się z naprawdę rozwijającymi lekturami, których na rynku nie brakuje. Może jedną z nich przyniesie mu św. Mikołaj? - kończy Leszczyński.