Karolina Olejak: Do ośrodka dzwoni zaniepokojony rodzic. Co zwykle mówi?
Iwona Kubik: - Zwykle rodzice dzwonią późno, wtedy, gdy pojawia się agresja. Tak, jak w przypadku substancji psychoaktywnych, takie zachowania występują po odcięciu od źródła uzależnień. W tym wypadku, gdy rodzic zabiera telefon czy komputer. Pojawiają się krzyki, bicie, obrażanie. Nastolatki demolują pokój. Czasem, w przypływie szału, niszczą sprzęt. To dla rodziców jasny sygnał, że dzieje się coś niedobrego.
Czyli musi wydarzyć się coś skrajnego?
- Tak, przeważnie rodzice przegapiają pierwsze objawy. Mają poczucie, że jeśli dziecko jest w domu, to jest bezpieczne. Rzeczywistość jest inna. W wirtualnym świecie jeszcze łatwiej nawiązać niebezpieczne relacje. Dzieci zyskują dostęp do grup, których nie miałyby szansy spotkać w szkole. Nawiązują niebezpieczne relacje. Mają dostęp do pornografii.
Tu trzeba podkreślić, że nie każde przesiadywanie przed komputerem, nawet przez długi czas, jest uzależnieniem. Dziś granice są bardzo poprzesuwane. Sieci używamy do pracy, nauki i załatwiania codziennych spraw. Trudno wyobrazić sobie życie bez komputera. Z tego powodu ewentualny "detoks" jest ogromnym wyzwaniem. Z tego względu to uzależnienie najtrudniejsze do leczenia, ale przede wszystkim diagnozowania.
Bo ciężko nam wyłapać moment, kiedy z normalnego użytkownika stajemy się osobą uzależnioną?
- Nawet osoba dorosła przeważnie nie zdaje sobie sprawy z problemu. Dziecko, tym bardziej. Bardzo często ukrywamy kłopot, a że komputer nie jest czymś społecznie nieakceptowalnym, jak narkotyki czy alkohol spożywany w dużych ilościach, to nie jest to szczególnie trudne. Tymczasem objawy są bardzo podobne do uzależnień od substancji psychoaktywnych.
To jakie są te pierwsze sygnały?
- Przede wszystkim stałe myślenie o komputerze i o tym, co nam daje. Zaniedbywanie zainteresowań i pasji. Dziecko, u którego zaczyna się problem, nie wywiązuje się z obowiązków szkolnych i domowych. Jest nieobecne myślami, bo jego uwaga skupiona jest na zadaniach, czy relacjach wytworzonych w grach czy w sieci. Traci zainteresowanie kontaktami z rówieśnikami. Zamyka się w swoim wirtualnym świecie. Jedyną przyjemnością, którą czerpią z życia, jest komputer. Odcina się od własnego życia.
Jak działa ten mechanizm?
- Dziecko tworzy swój własny obraz świata. Najczęściej na podstawie tego, który widzi w grach. Dorośli bardzo często wyobrażają sobie, że gry to proste animacje, gdzie poruszamy się jakimś ludzikiem czy zwierzakiem. Tymczasem współczesne gry to skomplikowane fabuły. Bardzo często opierają się na mechanizmach decyzji. Czyli dziecko samo kieruje tym, co wydarzy się w grze. To daje ogromne poczucie sprawczości, którego czasem brakuje w normalnym życiu.
Nastolatkowie odgrywają w grze to, co nie udaje się w życiu codziennym. Tam są popularni, lubiani. Mają supermoce.
Ta różnica polega też na tym, że w grach online dzieci nie są same z grą. Łączą się i rozmawiają z innymi graczami. Często powstają całe społeczności.
- Tu wracamy do kwestii bezpieczeństwa. Rodzice bardzo często projektują swoje doświadczenia na to, co robią ich pociechy. Czyli, jeśli oni bawili się w grupie przyjaciół, gdy sami byli w tym wieku, to uważają, że tak samo działa świat gier.
Tak nie jest, dzieci nie zawsze grają ze znanymi sobie osobami. Bardzo często za ich pośrednictwem kontaktują się z nimi niebezpieczne osoby. Proponują różne rzeczy, uzależniają od siebie. Wzmacniają mechanizm rywalizacji. Znam przypadki, kiedy dzieci za pośrednictwem platform stworzonych do gier wysyłały swoje nagie zdjęcia, żeby zdobyć dodatkowe punkty czy pieniądze. Kupić sprzęt albo dodatkową moc.
Czymś innym jest uzależnienie od sieci i social mediów relacji, które tam nawiązujemy, ale jednak są w jakimś sensie prawdziwe, a czymś innym zamknięcie w totalnie innym świecie, jakim jest gra.
- Nie do końca. Zawsze gdzieś jednak dominuje ten wirtualny świat. Mamy różne typy uzależnień od komputera. Pandemia mocno pogłębiła ten problem. Dzieci coraz mniej odczuwają potrzebę kontaktów z rówieśnikami. Do tego typu dołożyłabym oglądanie filmów, tworzenie, rysowanie i robienie innych, z pozoru niewinnych czynności, za pośrednictwem komputera. Pasje przestają być realizowane w życiu codziennym, bo zamiast nich dziecko czyta, ogląda, np. sportowe rozgrywki w sieci, zamiast samodzielnie brać w nich udział.
Inny typ to uzależnienie od social mediów i tutaj nie zawsze potrzebny jest komputer. Młodzi ludzie oglądają życie innych na Instagramie czy Facebooku. Pierwsze co robią po przebudzeniu, to sprawdzanie, co dzieje się w życiu influenserów. To interesuje ich bardziej niż własne życie. Próbują naśladować swoich idoli, zaczynają się odchudzać, czują się niedoskonali, więc spada ich poczucie własnej wartości.
Trzeci typ to zamknięcie się w świecie gier. Młodzi ludzie prowadzą w nim alternatywne życie. Tam nawiązują przyjaźnie, wymyślają sobie wyzwania. To uzależnienie jest najniebezpieczniejsze. Jest tego naprawdę bardzo dużo.
Ostatnio dużo mówi się o "Squid game". To serial, w którym uczestnicy biorą udział w wielkiej grze. Nawiązuje do znanych nam z dzieciństwa zabaw. Tylko tam stawką jest życie. Dzieci bardzo szybko przeniosły to, co zobaczyły na ekranach, do realnego życia. Słyszeliśmy o bójkach i próbach odwzorowywania tych konkurencji.
- Pytanie jest raczej o to, co było pierwsze. "Squid game" bazuje na tym, co od dawna dobrze znamy z sieci, czyli uzależnieniu od wyzwań. Myślę, że nie jest to nowe zjawisko. Mechanizm polega na tym samym. Z wieloma grami było podobnie. Dzieci od dłuższego czasu przenoszą świat gier do rzeczywistości. Znamy wiele przypadków, gdy kończyło się to śmiercią. Niedawno mogliśmy czytać o chłopcu, który pod wpływem gier wpadł w psychozę i ocenił, że babcia jest dla niego zagrożeniem. Ugodził ją nożem. Serial po prostu uwypuklił ten problem. Mówimy o tym, co czasem chciałoby się przemilczeć.
Jaka jest skala problemu?
- Uzależnienie od komputera jest z każdym miesiącem coraz bardziej zauważalne. W ostatnim czasie w ośrodku obserwujemy, że zgłoszeń jest coraz więcej. Jednak to niejedyna zmiana. Przesunął się również wiek dzieci, które potrzebują wsparcia specjalisty. Dzwonią do nas rodzice 8-, 9-latków. Kiedyś problem dotyczył raczej nastolatków.
Wydawałoby się, że nad tymi młodszymi rodzice mają jeszcze jakąś kontrolę.
- Uzależnione dzieci potrafią robić naprawdę przerażające rzeczy, żeby zdobyć dostęp do komputera.
Na przykład?
- Znam historie, gdy dzieci łamały naprawdę skomplikowane hasła tworzone przez specjalistów. W innym przypadku rodzice przenieśli komputer do pokoju i założyli kilka różnych zamków. Tak złożonych, że doświadczony złodziej mógłby mieć z nimi problem. Dziecko rozpracowało je, w dodatku w taki sposób, że rodzice tego nie zauważyli. Wkradało się do pomieszczenia niepostrzeżenie.
Nastolatkowie potrafią kraść klucze do innych mieszkań, np. babci, i włamywać się do nich po nocach. Najpoważniejsze są jednak zachowania agresywne wobec siebie i innych.
Proszę o nich opowiedzieć.
- Jeden z naszych pacjentów w ataku szału złapał kota i rzucił nim w babcię. Przerażone zwierzę podrapało starszą kobietę. Mimo że dziecko nie było duże, to pobiło ojca, który zainterweniował. Osoba "na głodzie" jest nieobliczalna. Niezależnie od tego, czy ma lat 40, czy osiem.
Jak wygląda terapia dzieci uzależnionych od gier?
- Jest to bardzo trudna sprawa, bo od gier i sieci bardzo często uzależniają się dzieci, które mają niskie poczucie własnej wartości i problemy z nawiązywaniem kontaktów z rówieśnikami. To sprawia, że trzeba najpierw odnaleźć faktyczne źródło problemu.
Jak się do tego dociera?
- Leczenie w przypadku uzależnień od substancji psychoaktywnych polega przede wszystkim na ich odstawieniu i trwaniu w abstynencji. Proszę sobie wyobrazić całkowite odcięcie od komputerów w dzisiejszym świecie.
W przypadku gier mamy do czynienia z uzależnieniem behawioralnym, czyli przymusem wykonywania pewnych czynności. Tutaj leczenie polega na uczeniu od początku, jak bezpiecznie korzystać z komputera.
Jak to wygląda w praktyce?
- Musimy nauczyć dziecko na nowo planować dzień. Tego, jak wygląda właściwa proporcja spędzania czasu nad różnymi czynnościami. Osoba uzależniona nie ma innych zainteresowań, nie potrafi spędzać czasu poza wirtualnym światem. Nasza praca to w dużej mierze szukanie pasji, pokazywanie różnych form spędzania czasu tak, żeby dziecko zyskało alternatywę. Poza tym w naszym ośrodku prowadzona jest również socjoterapia.
Na czym polega?
- To korekta niepożądanych zachowań. Pokazujemy, jak reagować na różne sytuacje. Zajęcia odbywają się w grupie. W praktyce to nauka pracy z emocjami. Najpierw trzeba nazwać, co czujemy, w związku z potrzebą grania, później spróbować o tym opowiedzieć, a na końcu zareagować.
Taka terapia trwa 12 tygodni. Dziecko w tym czasie przebywa w ośrodku.
A jak wygląda taki standardowy dzień w ośrodku?
- Zaczynamy o 7:30, później jest pobudka, czas na higienę i krótka rozgrzewka. O 9:00 śniadanie, później chwila na sprzątanie pokoju i przygotowywanie się do zajęć. Każda z tych czynności jest ważna, bo dzieci uczą się prawidłowego rytmu dnia, który bywa poważnie zaburzony.
O 10:00 zaczynają się zajęcia. Pierwsza część to spotkanie w grupie. Mamy rozdzielone zadania. Każdy mieszkaniec ośrodka dostaje funkcje. Mamy redaktora, który przygotowuje przegląd wiadomości. Pogodynkę, która zapowiada, jaka tego dnia będzie pogoda. Powstał też zwyczaj pisania oazówek, czyli przekazywanie tego, co działo się wczoraj.
Później są mikrowykłady. To potężna dawka wiedzy. Dzieci dowiadują się, na czym polega ich problem. Później obiad i odpoczynek. Po 16:00 znowu zaczynają się zajęcia. Na koniec dnia odpoczynek i praca indywidualna z terapeutą.
Mocno stawiamy również na terapie rodzin. Bez zaangażowania wszystkich członków, wyjście z problemu staje się znacznie trudniejsze.
W jakim wieku są wasi pacjenci?
- Do ośrodka przyjmuje się dzieci od 15. roku życia. W przypadku uzależnień od komputera - od 14. Jeśli chodzi o młodsze dzieci, to stosujemy inne metody. Rodzice przyjeżdżają do ośrodka, czasem nawet 200 km. Przeprowadzamy rozmowę i podpisujemy kontrakt. Umawiamy się z dzieckiem na nowe zasady. Obecność specjalistów, nieznajomych, sprawia, że dziecko czuje powagę sytuacji. Zdaje sobie sprawę, że to przestały być przelewki.
Co zrobić, gdy widzimy niepokojące sygnały?
- Dzwonić do specjalisty. Rodzice bardzo często uważają, że poradzą sobie sami, stosując różne zasady i kontrole. Dzieci są sprytniejsze, niż myślimy, więc zamiast bawić się w kotka i myszkę, warto poprosić o pomoc.