Na moment przed 9:00 Ania K. wchodzi do minimalistycznego budynku. Mija ochronę. Skanuje swój identyfikator i przechodzi przez bramkę. Windą wjeżdża na piętro przeznaczone dla jej działu. Ania K. nie ma dostępu do wszystkich pięter. Pracuje z wrażliwymi danymi i może przebywać tylko na poziomach zajmujących się tą samą tematyką. Ponownie skanuje kartę z identyfikatorem i dociera do szafek. Zostawia telefon, nośniki pamięci cyfrowej, wszystkie urządzenia z Bluetoothem. Gdyby zapomniała wyjąć z kieszeni bezprzewodowe słuchawki, skaner na wejściu to wychwyci. W tym momencie traci kontakt ze światem zewnętrznym. W szafie przy wejściu zostawia również płaszcz. Firma praktykuje "clean desk policy". Na oparciu fotela nie może wisieć nic. Kubki muszą pochodzić z firmowej kuchni. Nad biurkiem można przywiesić zdjęcie, ale musi być zalaminowane. Obowiązuje zakaz wnoszenia papieru, na miejscu też nie ma ani jednej kartki. Firma nie może sobie pozwolić, by jakakolwiek informacja wydostała się na zewnątrz.
O zasadach Ania K. dowiedziała się z podręcznika otrzymanego w dniu rozpoczęcia pracy. Kierownik zmiany chodzi po piętrze, cicho obserwuje i spisuje wszystkie wykroczenia.
Ania K. istnieje naprawdę i pracuje w międzynarodowej korporacji. Nie jest jedną z bohaterek "Rozdzielenia". Ale mogłaby być. W końcu jej dzień roboczy rządzi się takimi samymi prawami jak świat przedstawiony w produkcji, która zadebiutowała na platformie Apple TV+ w 2022 roku. Cztery główne postacie serialu - Mark S., Dylan G., Helly R., Irving B. - to pracownicy zagadkowej korporacji: Lumon Industries. Należą do Działu Rafinacji Makrodanych, którego biuro mieści się na Piętrze Rozdzielenia. Każda osoba z tego zespołu przed rozpoczęciem pracy musiała poddać się specjalnemu zabiegowi. Do mózgu wprowadzono im chip, który rozdzielił go na dwie świadomości - tę, która funkcjonuje tylko w czasie wolnym i nie musi zaprzątać sobie głowy pracą oraz tę, dla której praca jest całym światem. Od tej pory pracowników obowiązuje poranny rytuał przejścia na drugą stronę lustra. Każdy z bohaterów ma osobowość, która "budzi się" dopiero, gdy winda zjeżdża na właściwe piętro. Ich korporacyjne persony nie wiedzą nic o życiu swoich zewnętrznych odpowiedników. Mają być skupione i gotowe do wykonywania poleceń.
Dan Erickson, scenarzysta głośnego serialu, na pomysł korporacyjnego uniwersum, w którym da się oddzielić swoje wspomnienia z pracy od tych prywatnych, wpadł właśnie w pracy. Wchodząc do znienawidzonej fabryki drzwi, gdzie przesiadywał w pozbawionej okien piwnicy, pomyślał, że fajnie by było ominąć następne osiem godzin. Po premierze pierwszego sezonu okazało się, że jego dystopijna fantazja niepokojąco przypomina rzeczywistość.
Promowany przez duże firmy oraz współczesną kulturę "work-life balance" w teorii brzmi dobrze. Zdrowo. Gruba kreska oddzielająca życie prywatne od zawodowego pozwala nam przyjmować odpowiednie role. Skoncentrować się na sprawach w danym momencie istotnych. Nie łączyć uczuć z obowiązkami służbowymi. Odczłowieczyć się, gdy jest to niezbędne. W imię higieny umysłu zatracamy jednak siebie. W miejsce naszych wartości i przekonań wchodzą korporacyjne zasady.
"Prywatnie cię rozumiem, ale jako twój przełożony nie mogę się zgodzić" - usłyszała Ania K., prosząc o urlop. Firma musi wyrobić normę kwartalną. Tutaj miarą człowieka jest jego wydajność. Dzień pracy nalicza się od momentu włączenia komputera. Upływ czasu wyznacza duży ścienny zegar i monotonny rytm stukania w klawiaturę. Ania K. całymi dniami weryfikuje dane dla dużego klienta. Na podstawie subiektywnej oceny decyduje, co powinno zostać, a co być usunięte. Kliknięcie na tak lub kliknięcie na nie. Co firma zlecająca to zadanie robi z przesłanymi przez nią informacjami? Tego Ania K. nie wie.
"Tajemnicza i ważna" jest też praca bohaterów serialu "Rozdzielenie". Ich zadaniem jest przerzucanie liczb, które wywołują u nich silną reakcję emocjonalną do odpowiednich folderów. Bohaterowie klikają w cyferki i sami są cyferkami. Osiemdziesięcioma procentami ukończonego "tasku", numerem na identyfikatorze, paskiem płacowym. A dla swoich alterów - zewnętrznych odpowiedników - oraz pracodawców kimś, kto nie zasługuje na miano człowieka. Tyle że Mark S., Dylan G., Helly R., Irving B. są ludźmi. Z krwi i kości. Nie znają swojej tożsamości, ale posiadają uczucia i wolną wolę. A z tym korporacja nie umie sobie poradzić.
"To ma szansę powodzenia tylko w takiej strukturze" - mówi mi Ania K. Korporacja jest jak państwo w państwie. Ma swoje prawa, które gwarantują jej przetrwanie. Żeby lepiej sprawować kontrolę, wszystko ma gotowy scenariusz, jest z góry zaplanowane. Gdy zespół z Lumon chce zobaczyć się ze swoją przełożoną, musi złożyć podanie, a gdy chce wyjść ze swojego "open space’u", wypełnić formularz rezerwacji wspólnej przestrzeni. Biurokracja pozbawia nas spontaniczności. Język też kształtuje rzeczywistość. Za pomocą gładkiej korpomowy firma sprawia, że złe rzeczy stają się dobre.
Zabieg rozdzielenia jest dobrowolny. Jak podczas wywiadu opowiadał Dan Erickson, wielu jego znajomych twierdziło, że sami by się na niego zdecydowali. Niektórzy, żeby ominąć nudne obowiązki. Inni, tak jak Mark S., żeby choć na chwilę zapomnieć o swoich traumach. Lumon Industries idzie o krok dalej. Polityka tajemniczej firmy zakłada, że każdy człowiek na świecie powinien oddzielać się od przykrych doświadczeń. Nie tylko tych związanych z pracą. Ale jeśli będziemy przeżywać tylko te przyjemne momenty, czy wciąż pozostaną one przyjemne?
Po jednej stronie lustra wieczna wolność. Po drugiej zniewolenie. Wewnętrzna osobowość bohaterów serialu, jak w "Dniu świstaka", przeżywa w kółko wciąż ten sam, koszmarny dzień. Zamknięci w pętli czasowej, budzą się dopiero w momencie, gdy winda dociera na odpowiednie piętro. Nie mają kontaktu ze swoją zewnętrzną wersją. Nie mogą się poskarżyć, przekazać wiadomości, czujniki kodu od razu ją wykryją. Nie doświadczają snu, ani odpoczynku. Sztuczne biurowe oświetlenie zastępuje im światło słoneczne, klimatyzacja - świeże powietrze, a intensywnie zielona wykładzina - trawę. Przekąski w automatach dostarcza Lumon. Bohaterowie jedzą, piją, oddychają tak, jak życzy sobie tego firma. Są nieustannie nadzorowani przez kamery. Wielki Brat patrzy. Krok w niewłaściwą stronę, a na plecach już czują oddech nadzorcy Piętra Rozdzielenia, pana Milchicka. Za karę lądują w "Break Roomie", który zamiast być miejscem odpoczynku, służy raczej do "łamania" pracowników. Poziom kontroli jak z "Roku 1984" George'a Orwella, a jednak bohaterom udaje się zachować indywidualizm. Nawiązują przyjaźnie, romanse, żartują, łamią zasady. Nawet na samym dnie piekła, którego nigdy nie opuszczą.
Lumon oficjalnie się do tego nie przyzna, ale z korporacji nie da się wydostać. Wiemy o tym, bo Helly R. próbuje uciec z Piętra Rozdzielenia ponad siedem razy. Najpierw drzwi stoją przed nią otworem, ale jej alterka wciąż wraca do środka. Później próbuje kartki z napisem "odchodzę", napisów na ciele, skrawka papieru ukrytego w połkniętej skuwce od długopisu. Grozi odcięciem sobie palców, żeby móc nagrać wideo dla swojej zewnętrznej odpowiedniczki i ostatecznie - decyduje się na samobójstwo. Nic nie przynosi zamierzonego efektu. Zresztą wyjście na zewnątrz i tak oznaczałoby dla niej śmierć. Ta wersja bohaterki funkcjonuje wyłącznie na korytarzach Lumon, więc po zwolnieniu już nigdy nie odzyskałaby świadomości. Musi oddawać swój cenny czas pracodawcy za możliwość funkcjonowania w świecie. To dobrowolne niewolnictwo.
Ania K. może opuścić firmę po 17:00. Nie znaczy to jednak, że gdy wychodzi, jest tą samą osobą. Firma odbiera jej codziennie osiem godzin z życia. Nakłania do wykonywania czynności, których wykonywać tak naprawdę nie ma ochoty. Wolny wybór jest pozorem, przed pracą nie ma ucieczki. Jeśli nie ta, to trzeba znaleźć inną. Jej kolega zasiedział się w tej firmie już osiem lat. Jest zdolny, teoretycznie chciałby odejść. Za każdym razem, gdy daje znać przełożonym, proponują mu szczodry bonus. Te kilka tysięcy to forma uwodzenia, taka sama, jak kosz pełen smakołyków, który pan Milchick przynosi, by namówić bohaterów serialu do powrotu za swoje biurka. I oni wracają. Nielimitowany kontrakt daje poczucie bezpieczeństwa, od którego łatwo się uzależnić.
"Musi zacząć zdobywać nagrody. Też bym się zabił bez pułapek na palce" - mówi Dylan G. po próbie samobójczej Helly R. Zamknięci w białych ścianach open space’u bohaterowie "Rozdzielenia" nie doświadczają materialnych korzyści płynących z ich pracy. Firma musi im to jakoś wynagrodzić. Wewnętrzną walutą korporacji są benefity. Drobne nagrody, na które na zewnątrz nikt nie zwróciłby uwagi, w środku stają się obiektem pożądania. Dylan G. wyrabia kolejne normy walcząc o gumki do mazania, pułapki na palce, swoje karykatury, a także najwyższe wyróżnienie za wynik kwartalny - gofrową imprezę. Jego twarz ożywia się za każdym razem, gdy pan Milchick wjeżdża do sali z melonowym czy jajecznym bufetem.
W prawdziwym świecie tętno Ani K. i jej znajomych z pracy przyśpieszają ciasta. Kanapki, sałatki, owoce firma zapewnia codziennie, ale w każdy piątek przychodzi dostawa słodyczy. Gdy rozejdzie się wieść, że dziś są pączki, ludzie fizycznie biegną do kuchni. O najlepsze zawsze jest walka. Kto ma kolegę na czatach, ten ma fory. Kiedy raz zdarzyło się, że ciast nie było, w biurze zapanowała nerwowa atmosfera. Pracownicy co chwilę wstawali, by sprawdzić, czy już je przywieźli. Nie mogli skupić się na pracy. Czasem słodycze pojawiają się trzy dni z rzędu. Ania K. z kolegami mają teorię, że wtedy pod koniec tygodnia wydarzy się coś złego. Zmniejszą liczbę etatów lub nie przedłużą kontraktów.
Raz do roku Ania K. uczestniczy w imprezie integracyjnej. Pełno jedzenia, alkohol leje się litrami. W ramach inauguracji kierownicy dużych projektów wykonują układ taneczny. Firma zapewnia choreografa, stroje, w tle bucha ogień. Kilkunastu dyrektorów tańczy, jak im zagrają. Dzięki temu szary pracownik może się z nimi utożsamić. W serialowym Lumon też zachęca się do tańca. Pierwsze siedemdziesiąt pięć procent normy wyrobione przez Helly R. zespół świętuje Muzycznym Doświadczeniem Tanecznym. Wybór pada na gatunek "buntowniczy jazz". Krótka chwila wolności w kontrolowanych warunkach. "Więźnia najlepiej poskromić, dając mu wierzyć, że jest wolny" - powiedział Kier Eagan, założyciel Lumon Industries.
Dla jednych celem są gofry, inni szukają głębszego sensu. Firma oczywiście go dostarcza. W Lumon Industries Kier jest bóstwem, a podręcznik Biblią i zarazem jedyną dozwoloną książką. Znajdzie się w nim cytat na każdą okazję. Usprawiedliwiający każde działanie managerów. Miejscem kultu jest Wieczyste Skrzydło. Pracownicy mogą tu podumać nad mądrymi słowami byłych prezesów wpatrując się w ich figury lub przejść się po wiernej replice domu samego Kiera. Figurą boską jest również Zarząd Lumon. Podczas oficjalnych spotkań łączy się za pomocą małego głośniczka i słucha. Jednak bohaterowie nie mogą liczyć, że do nich przemówi. Głosu Zarządu doświadczają tylko wybrani, którzy przekazują jego słowa dalej.
Gdy w korporacji Ani K. dzieje się coś niepokojącego, prezes wysyła maila zatytułowanego: "do wszystkich ludzi firmy". A raczej jego asystentka wysyła, z jego konta. Motywacyjna treść ma uskrzydlić strudzonych pracowników. Dodać im wiary. Nakłonić do dalszej, wydajnej pracy. Niektórzy liczą na to, że za lata oddanej służby zostaną wywyższeni.
Jeśli są nagrody, muszą być też kary. Kiedy Ania K. nie wyrobi normy, nie idzie do "Break Roomu", ale musi udowodnić swoje oddanie firmie w inny sposób. Od tej pory uczucie niepewności, jak bohaterom Franza Kafki, będzie towarzyszyć jej cały czas. Pierwszy etap to rozmowa z przełożonym. Gdy upomnienie nie przyniesie skutku, musi wdrożyć "action plan" wymyślony przez managera. Przydzielone zadania są omawiane na codziennych spotkaniach "one-on-one". Plan ma kilka "levelów". Jeśli "performance" się poprawia, Ania K. przechodzi stopień wyżej. Jeśli nie, jej plan przestaje być wewnętrzny i zostaje wpisany do platformy biznesowej online, a to oznacza, że dział HR został poinformowany. Ani K. grozi wtedy "warning letter". Kiedy nazbiera jej się kilka listów, firma ma prawo ją zwolnić. Ale tego nie zrobi. Ostrzeżenie ma sprawić, że weźmie się w garść lub zwolni sama. Ręce korporacji muszą pozostać czyste.
W tym roku, w ramach promocji drugiego sezonu "Rozdzielenia" na Grand Central Terminal w Nowym Jorku postawiono przezroczysty prostopadłościan zaaranżowany na wnętrze korporacji. Zamknięci w nim aktorzy wykonywali obowiązki służbowe swoich bohaterów. Blisko toczącego się życia, a jednak oddzieleni szkłem. Najgorsze jest to, że w takim akwarium zamykamy się sami.
"Piekło ma dobre i złe strony. Dobre są takie, że jest tylko wytworem makabrycznej ludzkiej wyobraźni. A złe, że jeśli ludzie mogą coś sobie wyobrazić, to zwykle mogą to stworzyć" - mówi pani Cobel, szefowa Piętra Rozdzielenia.
Imię i nazwisko Ani K. zostały zmienione, żeby chronić jej tożsamość.