Nie inaczej było w tuBazie, artystycznej perełce Gdyni. W jednym z budynków dawnego dworku powstała przestrzeń twórcza, o którą dbają trzy fundacje, w tym jedna założona przez Mateusza Żywickiego, obecnie wykładowcę ASP w Gdańsku. To on, razem z innymi grafikami, dzień po wybuchu wojny w Ukrainie rozpoczął akcję "Sitodruk dla Ukrainy".
Co w sitodruku jest magicznego? Analogowość, farba za paznokciami, zapach ręcznie tworzonych dzieł. Ignorant uzna, że to zwyczajne powielanie, przecież można na drukarce. Ale z sitem jest jak z analogową fotografią - każda odbitka tworzy wyjątkowy i niepowtarzalny obraz. Czasem doskonale niedoskonały, bo stworzony przez człowieka, niekopiującą maszynę.
- Z sitodrukiem miałem styczność na studiach. Zajmuję się i żyję z projektowania graficznego i to na ASP wykładam. Sito jest pod tym względem fajne, że wszystkie projekty graficzne i artystyczne materializują się pod rękoma - opowiada Mateusz, od lat doskonalący technikę. - Nie ma znaczenia, czy jest to fotografia, ręczny rysunek czy bardzo skomplikowany projekt "na wektorach" wszystko to się da przenieść "do świata realnego" za pomocą sitodruku. Tym się różni ono od innych technik druku, że wszystko odbywa się w sposób analogowy. To jest ta magia. Nawet coś namalowanego na świstu pogniecionego biletu autobusowego można przerobić na gigantyczną odbitkę o dobrej jakości.
- Sitodruk jest jedną z niewielu metod, gdzie drukuje się farbą, nie żadnym tuszem półtransparentnym, który nie ma żadnej struktury. Właściwie my tylko na to mówimy "proces drukowania" i to może brzmieć automatyczne, ale to jest mechaniczne przeciskanie gumą farby przez oczka siatki - stąd nazwa sito.
W latach 60. tak przeciskał farbę Andy Warhol. Stworzona przez niego seria portretów Marilyn Monroe stała się jednym z najbardziej znanych sitodruków na świecie.
Zanim powstała fundacja grzecznie działająca na terenie Parku Kolibki w Gdyni, była pracownia w Dalmorze, drukowanie po nocach i "niewinne" bieganie po dachach. Grupa dzieciaków wynajęła pomieszczenia w częściowo opuszczonym budynku i przerobiła je na pracownię. Tam pozornie niepoważnie rozpoczęła się poważna przygoda ze sztuką wielu trójmiejskich artystów.
- Dawniej, jak jeszcze mieliśmy siedzibę na Dalmorze w Gdyni i działaliśmy wspólnie jako Traffic Design chcieliśmy rozkręcić pracownię sitodruku. Rozpoczynaliśmy, bardzo chałupniczymi metodami, to było około 2012 roku - wspomina Mateusz. - Potem przenieśliśmy się wszyscy do orłowskiego Parku Kolibki, ale Traffic Design skupił się na przestrzeni miejskiej, szukali czegoś bliżej centrum i się rozdzieliśmy. Powołałem fundację ~morze i zostałem ze swoim sitem "na obrzeżach".
Mateusz od lat organizuje warsztaty, podczas których można bliżej poznać technikę, zobaczyć z bliska maszyny, dotknąć, stworzyć, wyczarować swoje własne całkiem spore, bo powiększone dzieło.
- Na warsztaty przechodzą przeróżne osoby. Sitem udaje się zarazić ludzi, którzy nie mają nic wspólnego z technikami plastycznymi. Minęło dziewięć lat, od kiedy prowadzę w tuBazie warsztaty i mieliśmy zarówno osoby, które przez przypadek zobaczyły baner na Facebooku, jak i w pełni świadomych artystów. Trafiła do nas księgowa, mechanik samochodowy z dziewczyną, windykatorzy. Były osoby, którym znudziły się rozrywki typu kino, knajpa i szukały alternatywy "egzotycznej", ale też ci, którzy hobbystycznie zajmują się sztuką. Często na warsztatach pojawiają się zawodowi graficy - na co dzień wysyłają pliki gotowe do sitodruku i chciałaby na własne oczy zobaczyć, jak powstają plakaty. Ostatnia grupa to studenci kierunków artystycznych, którym brakuje na uczelni pracowni.
- A pracowni jest niewiele. W Warszawie jest V9, Kwiaciarnia Grafiki. Kiedyś była taka oddolna inicjatywa "Sitofest", która skupiała różne pracownie rozsiane po Polsce.
Piękno sitodruku polega też na tym, że nie potrzeba drogiego sprzętu, raczej przydaje się przestrzeń, którą wolno pobrudzić. Bardzo często wygląda to tak, ze to pasjonaci sami tworzą swoje stoły.
- Nasza pracownia w TuBazie, jest może trochę bardziej profesjonalna, ale wszystkie sprzęty są używane wcześniej, wyciągnięte z upadających drukarni sita komercyjnego. W Kolibkach udało nam się rozhulać funkcjonowanie pracowni zorganizować warsztaty, wystawy aż doszliśmy do festiwalu Trisity. Teraz powinna odbywać się piąta, jubileuszowa edycja, ale wojna w Ukrainie przekreśliła te plany. Pomyśleliśmy więc, żeby skrzyknąć artystów, którzy mieli brać udział w imprezie, by pomóc. Udało się zebrać "jakąś kasę" - i zrobili to tak, jak umieją, czyli przeciskając farbę przez odpowiednio dopasowane otwory.
Eugenia Tynna, także wykładowczyni ASP, już 24 lutego jak wybuchła wojna, wystawiła na Instagramie na sprzedaż pracę, którą drukowała podczas ubiegłorocznego festiwalu sitodruku. Cegiełki błyskawicznie zaczęły budować mur, więc zgłosiła się do tuBazy z chęcią "dodruku" prac.
-- Za tydzień miał zacząć się festiwal. Pomyślałem, że mamy możliwości, możemy zaprosić innych znajomych artystów i tak, dzięki połączeniu inicjatywy Eugenii i naszych sił wystartowaliśmy z akcją. Razem z Moniką Krzemińską i Julią Opalińską działaliśmy na miejscu. Dziewczyny były niesamowite, bez ich wsparcia nie udałoby się.
"Sitodruk dla Ukrainy" trwa od 25 lutego. Znani artyści i artystki przesyłają swoje projekty nawiązujące tematyką lub kolorystyką do obecnej sytuacji w Ukrainie, które następnie ręcznie drukowane są w pracowni sitodruku w tuBazie. Powstałe odbitki wystawiane są na sprzedaż poprzez platformę internetową, a 100% dochodu trafia do fundacji zajmujących się najpilniejszymi potrzebami ludzi w Ukrainie.
- Przed nami jeszcze wystawa prac dla Ukrainy. Wernisaż odbędzie się w czwartek 5.05.2022 o godz. 17.00 w Zbrojowni Sztuki w ASP w Gdańsku.
Ale tuBaza to nie tylko pracownia, to przede wszystkim ludzie ją tworzący. - Nasz kolega, który trafił do nas kilka lat temu na warsztaty sitodruku, po czym zgłosił się jako wolontariusz, bo marzył, by działać przy czymś takim jak sito artystyczne, utknął w Ukrainie.
Vova Danilchyk od ponad dwóch lat pomagał w pracowni sitodruku w TuBazie. Sam stworzył wiele niezwykłych dzieł, w tym ostatnie, znaczące, bo zrodzone z tęsknoty za rodzinnym domem. Techniką sitodruku zreprodukował dywan wiszący na ścianie w domu jego Babci. Obraz, który został mu w głowie z dzieciństwa spędzonego w Ukrainie i który wracał w jego pamięci.
Pięć lat temu Vova przeniósł się z dziewczyną Tatianą do Polski i tu założyli swój dom. Ślub postanowili jednak wziąć w ojczyźnie, ale miłość zaprowadziła ich prosto w centrum piekła. W piątek jako mąż i żona mieli wrócić do trójmiejskiego domu. Niestety, zaledwie kilka dni po przysiędze musieli się rozdzielić. Dziewczyna po tygodniowej tułaczce dotarła do Polski, chłopak granicy przekroczyć nie mógł.
Ta woja nie toczy się poza fundacją, historia Vovy jest historią każdego z jego tubazowych przyjaciół. Stąd też działanie na rzecz Ukrainy było dla Mateusza sprawą oczywistą.
- Pomyślałem, że w ten sposób uda się go wesprzeć. Jeden członek naszej fundacji jest w mieście (Krzywy Róg) , które może zostać zjedzone przez armię rosyjską, jeżeli ta, będzie dalej postępować. Mamy z nim stały kontakt, udało mu się odwieść żonę wraz z częścią rodziny do granicy. Próbowali wraz z kuzynem pomagać przy mołdawskiej granicy jako wolontariusze, ale ostatecznie wrócili do rodziców, którzy nie chcą opuścić swoich domów.
- Jednego dnia widzimy naszego kolegę, drugiego dnia widzimy ofiary wojny. Gdy przyjaciel jest gdzieś w tym konflikcie, jeszcze bardziej uderza tragizm i bezsens tej sytuacji. Chcemy krzyczeć, Vova, nie bądź głupi, wracaj, ale nikt z nas, nie ma prawa rozumieć, jaka targa nim niemoc i dylematy. To był bardzo duży impuls do tego, że codziennie chcieliśmy spędzać czas w pracowni. To stało się dla nas jeszcze bardziej osobiste, zwłaszcza że takich przyjaciół mamy więcej.
Ojciec Vasyla Savchenko, który wraz z synem, prowadzi galerię w Gdańsku, także utknął we Lwowie. Na co dzień organizują przestrzeń artystyczną, dziś starają się zapewnić jakąkolwiek przestrzeń, namiastkę bezpieczeństwa swoim rodakom. Zbierają listy najpotrzebniejszych rzeczy i organizują transporty
- Dużą część kwoty, którą zebraliśmy ze sprzedaży plakatów, ponad 60 tysięcy wspólnie i jeszcze każdy coś zebrał własnymi kanałami, przekazaliśmy właśnie na realne wsparcie tego, co robi Savchenko. Liczymy, że te pieniądze bezpośrednio wesprą konkretne osoby.
- Sitodruk ma w sobie reakcyjność. Transparenty, bibuły solidarnościowe powstawały w piwnicach metodą sitodruku. Profesjonalne maszyny za komuny trudno było ukryć, państwo je konfiskowało, a sito można było zrobić z pończochy, żelatyny i kilku składników chemicznych. W szybkim czasie dawało się wydrukować masę materiałów. Masowa skala, partyzancki sposób - podkreśla Mateusz Żywicki.
W historii protestów, sprzeciwu, walki z niesprawiedliwą propagandą sitodruk odegrał ważną rolę, dlatego plakaty-cegiełki dla Ukrainy nabierają jeszcze większej wartości. Choć symbolika to tak niewiele, przy ~morzu nadziei włożonej w każdą odbitą na papierze kropkę.
Artyści i artystki biorący udział w akcji: Ada Zielińska, Agata Królak, Ania Gawron, Anita Wasik, Anna Rudak, Eugenia Tynna, Joanna Czaplewska, Gosia Herba, Patrycja Podkościelny, Patryk Hardziej, Kasia Pakuła, Maciek Salamon,Mariusz Waras (M-city), Sainer, Vera King