Reklama

Współtworzył paryską "Kulturę" i był jedną z najważniejszych postaci polskiej emigracji we Francji, pozostał człowiekiem nad wyraz skromnym. Żył prawie 100 lat. Dziś jest uważany za jednego z najważniejszych świadków historii XX wieku.

Arystokrata odporny na snobizm

Józef Czapski, a właściwie hrabia Hutten-Czapski, choć przydomka i tytułu nie używał, urodził się 3 kwietnia 1896 roku w Pradze jako syn Jerzego Hutten-Czapskiego oraz Józefy Leopoldyny z domu Thun-Hohenstein. Jego ojciec był Polakiem, a matka Austriaczką z Czech. Dzieciństwo wspominał jako bezpieczne i dostatnie. Wraz z rodzeństwem wychowywał się w rodzinnym majątku w Przyłukach (dzisiejsza Białoruś). Jego zdaniem żyli przeciętnie - tak jak inni ziemianie w tym czasie na Kresach.

Reklama

Nic w życiu Józia nie zapowiadało, że świat, który zna, wkrótce bezpowrotnie zniknie.

- Byliśmy ogromną rodziną, było nas siedmioro. Dorastaliśmy obstawieni nauczycielkami i nauczycielami. Mieliśmy Niemkę, która nas uczyła niemieckiego i muzyki, Francuzkę, która uczyła francuskiego i naturalnie zawsze Polki.[...] Pamiętam duży majątek, masę dzieci i guwernantki, które się między sobą kłóciły, a my z nimi - wspominał Józef Czapski w rozmowie z Markiem Łatyńskim w 1988 roku (Radio Wolna Europa)*.

Do swojego pochodzenia podchodził z wyraźnym dystansem. W tej samej rozmowie kpił subtelnie ze swoich przodków, którzy ponoć w rzeczywistości z Huttenami nie mieli nic wspólnego, a przydomek nadali sobie ze względu na ówczesną modę i własny snobizm. Choć Czapski przyznał, że w jego rodzinie faktycznie w przeszłości było kilkunastu senatorów, to jego zdaniem ród ten nie wydał na świat nikogo szczególnie wybitnego. Równie bezpretensjonalnie mówił o sobie: "Od młodości myślałem, że będę malarzem, właściwe nie wiadomo dlaczego, bo rysunki, które robiłem, były okropne" - stwierdził.

"Naturalnie byliśmy Polakami"

Gdy Józio miał siedem lat, jego matka zmarła. Wspomnienia o rodzicielce miał zatarte, jednak jedna kwestia zdawała się w nich szczególnie ważna, bo wyraźnie ją podkreślał. To matka, choć sama była Austriaczką, swoje wielonarodowe w istocie dzieci, wychowywała jako Polaków.

- Moja matka, jak miała 14 lat, powiedziała, że chce wyjść za Polaka, bo to jest nieszczęśliwy naród - wyznał w rozmowie z Łatyńskim. - Nie pamiętam jednego słowa niemieckiego, które do nas mówiła. Mówiła zawsze i wyłącznie po polsku. Jeżeli jestem Polakiem, to po pierwsze jest to jej zasługa - podkreślił Czapski.

Fakt ten jest tym bardziej osobliwy, że to ojciec Czapskiego był Polakiem, choć i w tym przypadku nie jest to kwestia prosta (matka Jerzego Hutten-Czapskiego była Niemką bałtycką, a on sam wychowywał się w Petersburgu, zdobywając wykształcenie w szkołach rosyjskich). Dla Czapskiego ojciec był jednak przede wszystkim ziemianinem.

Józef Czapski: "Książki znaczyły"

W kształtowaniu się osobowości młodego Czapskiego fundamentalną rolę odegrały lektury. Zapytany o te najważniejsze, wspominał ojca, który czytał im Trylogię Sienkiewicza. Później rozpoczęło się odkrywanie Żeromskiego.

Żeromski odegrał ogromną rolę, w ogóle mam wrażenie w całej naszej warstwie w tych czasach. To było przebudzenie bólu społecznego. Odkrycie nędzy, odkrycie krzywdy świata, odkrycie naszego uprzywilejowania - mówił wyraźnie poruszony w rozmowie z Łatyńskim.

Wspomniał jednak także, że wtedy zaczęła się "robota". Jego 17-letnia wówczas siostra założyła tajną szkółkę dla ich współpracowników i robotników. "Uczyła ich ‘Wisło, Wisło rzeko nasza’ i o tym, że były różnice białoruskie i polskie, które potem się tak silnie rozwinęły, nie bardzo mieliśmy pojęcie" - podkreślił. "Polacy szalenie nie lubią tego wspominać, ale przecież Kresy, to były kolonie. Myśmy kolonizowali te kraje, łącznie z Ukrainą" - powiedział na antenie RWE w 1988 roku.

Od pacyfisty do żołnierza

Czapski uważał, że rozwinął się dość późno, jako kilkunastolatek. Winą za to obarczał nauczyciela z dzieciństwa, który był człowiekiem przyzwoitym i pragmatycznym, ale miał hamować jego głębszy, kulturalny rozwój. "Moją pasją prawdziwą wtedy nie była ani polityka, ani malarstwo, ale muzyka. W dnie mojej matury do pięciu godzin dziennie pracowałem na fortepianie. Myślałem, że może będę wirtuozem" - wspominał Czapski.

Po opuszczeniu rodzinnego majątku uczył się w petersburskim XII gimnazjum i studiował prawo na tamtejszym uniwersytecie. Gdy wybuchła I wojna światowa został powołany do wojska, dzięki koligacjom rodzinnym dostał się do carskiego Korpusu Paziów. Po rewolucji bolszewickiej wstąpił do I Pułku Ułanów Krechowieckich dowodzonego przez gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego. Ze względu na swoje pacyfistyczne poglądy, których później zresztą bardzo się wstydził, przerwał służbę wojskową i zapisał się do Szkoły Sztuk Pięknych w Warszawie.

Do wojska jednak powrócił - wyruszył na ochotnika do Piotrogrodu w poszukiwaniu zaginionych w trakcie wojny oficerów ze swojego pułku. W trakcie misji dowiedział się, że jego towarzysze broni zostali rozstrzelani.

Utrata, nowy początek i ciągła przemiana

Po wojnie rodzina Czapskich straciła rodzinny majątek w Przyłukach.

To było wielkie rozdanie, ale i uwolnienie, niezależność zupełna. Mój ojciec czuł się upokorzony, że nie może nas materialnie utrzymać. Ale jakże mógł, kiedy mu wszystko zabrali? Wtedy mieliśmy zupełną wolność, co będziemy robić - wspominał w rozmowie z Łatyńskim.

Czapski przyznał, że jego rodzina bardzo przeżywała utratę rodzinnego domu, jednak ich spojrzenie było skierowane w przyszłość. "Moja siostra i ja staraliśmy się nawet fotografii nie chować, bo trzeba było budować nowe, polskie życie" - tłumaczył.

Jego pasje muzyczne zostały dość brutalnie przerwane. Zapytany o to, jak przebiegała w jego ewolucja: od muzyka do malarza, odpowiedział po prostu: "Straciłem fortepian. Przy tych czasach i przy tych warunkach, gdzież mogłem marzyć o fortepianie?".

Najważniejsza zmiana w światopoglądzie Czapskiego dokonała się niemal przypadkiem. Stało się to za sprawą "Legendy Młodej Polski" Stanisława Brzozowskiego. Na książkę trafił w trakcie wizyty u dentysty. Później miał ją ze sobą już zawsze.

To był cios, piorun. Nagle zrozumiałem, że nie ma żadnej ludzkości, do żadnej ludzkości nie dojdę, to jest abstrakcja, jeżeli nie przejdę przez jakiś kraj, jeden kraj, swój kraj, polski kraj. Odkryłem Polskę. Odkryłem sens Polski, konieczność istnienia Polski i konieczność służenia jej [...]. To było entuzjastyczne przeżycie prywatne, które mnie zupełnie zwróciło od pacyfizmu w kierunku wejścia do wojska - tłumaczył na antenie radia Wolna Europa.

Komitet Paryski

Po wojnie Józef Czapski ponownie podjął studia artystyczne i zapisał się do krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie kształcił się m.in. pod okiem Józefa Pankiewicza i Wojciecha Weissa. W 1923 roku wraz z kolegami założył tzw. Komitet Paryski - członków tej grupy nazywano Kapistami.

Rok później Kapiści wyjechali do Paryża, by tam podziwiać dzieła mistrzów i rozwijać własne umiejętności. Później Czapski zwykł mawiać, że pojechał do stolicy Francji z pieniędzmi na sześć miesięcy, ale został tam sześć lat (wrócił do Polski w 1930 roku). W czasie emigracji nawiązał kontakty z tamtejszymi intelektualistami. Po powrocie do ojczyzny był bardzo aktywny - wiele tworzył, ale także pisał o sztuce.

W tym czasie malował przede wszystkim wnętrza, martwe natury i sceny plenerowe. Jego twórczość była różnorodna ze względu na rozmaite inspiracje. Później jednym z głównych motywów, które pojawiały się w jego pracach, był zwykły szary człowiek w zgiełku wielkiego miasta.

W obrazach Czapskiego często występowało metro. Gdy został zapytany o ten fakt przez Łatyńskiego, odpowiedział:

- Żebym ja miał własne luksusowne auto, to bym może luksusowne auta malował. Jeżdżę metrem i pociągiem, to ma swoje formy i tam mam koncert twarzy. Tak samo jak dla mnie każda kawiarnia jest wspaniałym koncertem twarzy. Za moich czasów w kawiarniach starzy panowie grali w szachy, teraz sama młodzież tam siedzi. To jest przyjemność nieprzyjemności - jako że mam 82 lata, mnie w ogóle nie zauważają. Mógłbym tam na głowie chodzić i dalej by mnie nie zauważali. Z tego powodu od 20 lat chodzę do tej samej kawiarni i nikt nie wie, że ja maluję. 

Józef Czapski: "Na nieludzkiej ziemi"

W 1939 roku wielka historia ponownie zapukała do drzwi Czapskiego. Został powołany do wojska, a następnie trafił do niewoli sowieckiej - wraz z innymi oficerami i żołnierzami polskiej armii był więziony przez Armię Czerwoną w Starobielsku, Pawliszczew Borze i Griazowcu. Na skutek szczęśliwego zbiegu okoliczności, który wielu nazywa cudem, był jednym z 450 oficerów, którzy przeżyli pobyt w obozie w Starobielsku.

W 1942 roku w wyniku amnestii na mocy układu Sikorski-Majski został zwolniony z niewoli i wstąpił do tworzącej się w na terenie Związku Radzieckiego Armii Andersa. Dostał wtedy rozkaz odnalezienia polskich wojskowych więzionych w obozach w Starobielsku, Ostaszkowie i Kozielsku.

- Generał o wiele wcześniej niż ja już był właściwie przekonany, że ci ludzie zginęli. Ja ciągle mówiłem, że to jest niemożliwe, że można tak zabić ludzi w momencie wybuchu rewolucyjnego, a nie dwadzieścia lat po nim - wspominał po latach Czapski na antenie Radia Wolna Europa.

Generał mnie nigdy nie przeszkadzał w poszukiwaniu, wszystko popierał. Listy moje, bezczelne niektóre, które tam pisałem, podpisywał swoim podpisem, żeby wszystkie szanse wykorzystać. Ja dzisiaj jeszcze chciałem hołd oddać Andersowi, w jaki sposób on tę rzecz stawiał na pierwszym miejscu - podkreślał Czapski.

Przypuszczenia gen. Andersa okazały się słuszne. Więźniowie, których poszukiwał Czapski, zostali rozstrzelani wiosną 1940 roku. Dziś ten bestialski akt określamy mianem zbrodni katyńskiej.

Józef Czapski pod wpływem traumatycznych wydarzeń napisał “Wspomnienia starobielskie" (1943) i “Na nieludzkiej ziemi" (1949). Książki te są dziś uważane za jedne z najważniejszych świadectw cierpień zadanych przez sowiecki aparat przemocy. Sam nigdy nie uważał się za pisarza.

- "Na nieludzkiej ziemi" to mrożąca krew w żyłach relacja z życia i śmierci w gułagu. Napisał ją obdarzony niezwykłym zmysłem obserwacji, wielkim talentem i wyjątkową wrażliwością artysta. Książka Józefa Czapskiego to klasyk, który należy stawiać obok "Archipelagu GUŁag" Sołżenicyna czy ‘Innego Świata’ Herlinga-Grudzińskiego - podkreślał Norman Davies.

Po zerwaniu układu Sikorski-Majski Czapski wraz z armią gen. Andersa przeszedł przez Kazachstan, Persję i Irak na Bliski Wschód. Tam jako oficer w randze majora był odpowiedzialny za Wydział Propagandy i Oświaty Armii Polskiej na Wschodzie.

Zapytany przez Marka Łatyńskiego w 1988 roku o to, czy możliwe jest pojednanie polsko-rosyjskie, odpowiedział:

- Naprawdę nie jestem politykiem. Ale mam jedną rzecz, że w czasie najgorszym, kiedy Niemcy mordowali nas wszędzie i na każdym kroku, nie pozwalałem sobie na generalizację Hitlera i Niemców. Uważałem naturalnie, że to jest ogromna część Niemców, która za Hitlerem poszła, ale jest coś poza tym, które trzeba uznać i przyznać. Niebezpieczeństwo Rosji dla nas uświadamiam sobie w najwyższym stopniu i ono jest straszne, ale trzeba pamiętać, że jest też inna Rosja, która także walczy o wolność i o życie ludzkie przyzwoite i normalne - podkreślił.

- Niemcy hitlerowskie zrobiły masę w przeciwnym kierunku, a tutaj w Rosji nie mamy nic, ciągle Stalin ciąży i jeszcze gułagi istnieją - ocenił w 1988 roku.

Józef Czapski dziś

Choć sam Czapski nie uważał swojego rodu za wybitny, to jeden z jego przodków zapisał się w historii naszego kraju bardzo wyraźnie. Emeryk Hutten-Czapski (dziadek Józefa) był największym spośród polskich kolekcjonerów-numizmatyków. To dzięki niemu w Krakowie znajduje się dziś najważniejsza na świecie kolekcja prezentująca historię mennictwa polskiego, a jednocześnie najcenniejsza kolekcja monet, medali i banknotów polskich w historii. Na froncie, dostępnego dziś dla zwiedzających muzeum znajduje się inskrypcja: "Monumentis Patriae naufragio ereptis" ("Pamiątkom ojczystym ocalonym z burzy dziejowej"). Dzieło życia Emeryka Hutten-Czapskiego stanowi wprost nieocenioną wartość dla polskiej historii i kultury.

Nic więc dziwnego, że gdy pojawiła się idea, by Józef Czapski doczekał się swojego miejsca w Krakowie - oddziału Muzeum Narodowego, w którym ogniskować się będzie myśl związana z jego dziedzictwem, wybrano nieco ukryty teren tuż za Muzeum Emeryka Hutten-Czapskiego. Tak powstał w 2016 roku Pawilon Józefa Czapskiego, o nowoczesnej, skromnej bryle, zaprojektowany przez Danutę i Olgę Fredowicz. Front jest w formie blejtramu z podpisem artysty.

- Pawilon jest jedynym na świecie muzeum biograficznym Józefa Czapskiego. Jego koncepcję stworzyli Krystyna Zachwatowicz-Wajda i Andrzej Wajda. Wspierali ich w tym dziele rodzina i przyjaciele Czapskiego: Wojciech Karpiński, Piotr Kłoczowski, Henryk Woźniakowski oraz Adam Zagajewski, a także Barbara i Richard Aeschlimannowie, którzy podarowali Pawilonowi dwanaście obrazów Czapskiego ze swojej kolekcji - mówi Agnieszka Kosińska, kierownik Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego i Pawilonu Józefa Czapskiego, które są oddziałami  Muzeum Narodowego w Krakowie.

- Perłą Pawilonu jest pokój Józefa Czapskiego: rekonstrukcja pomieszczenia w siedzibie Instytutu Literackiego w Maisons-Laffitte pod Paryżem, w którym artysta mieszkał od początku 1949 roku do śmierci w roku 1993. Pokój w wymiarach rzeczywistych (3 m. x 5 m.) odtworzyła Krystyna Zachwatowicz-Wajda. Zgromadzono w nim oryginalne i należące do artysty meble i przedmioty warsztatu malarskiego takie jak: pędzle, farby, pastele, kredki, sztalugi, blejtram, palety, notesy, czarki do mieszania farb, a także przedmioty osobiste, między innymi: laska, filiżanka, okulary, lupa, słomkowy kapelusz. Zakomponowano kilka ostatnich, z lat 80., obrazów Czapskiego i jego księgozbiór - wyjaśnia Agnieszka Kosińska.

Człowiek, który musiał pisać

- To jest moje zboczenie, że zawsze pisałem, nie mogłem w ogóle żyć bez pisania, uważając siebie tylko za malarza - mówił Czapski u schyłku życia.

Czapski podkreślał wtedy, że jeszcze nikt nie przeczytał jego dzienników w całości. Stwierdził, że wolałby, żeby ktoś zajął się tym już po jego śmierci. Słusznie uważał, że dziennik musi być intymny, a jego autor nie może w trakcie pisania myśleć o potencjalnym czytelniku. 

- Artysta podarował swoje archiwum Muzeum Narodowemu w Krakowie. Wraz z listami, książkami, trafiły do nas 275 dzienników, które stale eksponujemy. Na tle dzienników malarzy diariusz Czapskiego zajmuje miejsce szczególne. To nie tylko zapiski dnia codziennego, zdarzeń, małych i dużych, wizyt, szkice esejów, listów, cytaty (zwane przez Czapskiego "złotymi gwoździami"), wklejane listy, zdjęcia obrazów własnych, cudzych, ale przede wszystkim notatnik malarski, zapis procesu. Niezliczone portrety, pejzaże, detale, zwierzęta, kwiaty wykonane różnymi technikami (piórko, ołówek, kredka, długopis, akwarela, techniki mieszane) są niezwykłym zapisem widoków tej ziemi, jej mieszkańców i spraw, uchwyconych na gorąco, bo Czapski podróżował z dziennikiem wszędzie: "ten kajet może jest naprawdę jedyną przystanią, zamkniętym na klucz pokojem, gdzie jestem sam" - cytuje Agnieszka Kosińska.

Właśnie ukazał się "Dziennik wojenny (22 III 1942 - 31 III 1944)", odczytany przez Janusza S. Nowaka, opracowany przez Mikołaja Nowaka-Rogozińskiego, wydany przez Wydawnictwo Próby i Instytut Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską, oddział Muzeum Literatury imienia Adama Mickiewicza w Warszawie. - Mamy nadzieję, że dalsze tomy też będą tak dobrze i pięknie wydane - dodaje kierownik oddziału MNK.

Józef Czapski zmarł 12 stycznia 1993 roku w Maisons-Laffitte.

- Pozostawił po sobie błysk rozświetlającego widzenia, melodię zdania, umiejętność twórczego łączenia wielu zjawisk, umiejętność uczenia się od innych i pozostawania sobą w ciągłych przemianach. Jego obrazy, jego teksty, rozrzucone po świecie ślady jego osobowości stanowią przede wszystkim szkołę widzenia" - napisał w książce "Portret Czapskiego" Wojciech Karpiński.