Kierunek: Złatna Huta. Obecnie turyści kojarzą ją przede wszystkim jako miejsce, w którym początek bierze jeden z najpopularniejszych szlaków Beskidu Żywieckiego. Trasa wiedzie m.in. na halę Rysianka i halę Lipowska. Zaczyna się w miejscu, w którym znajdują się ukryte w gęstych zaroślach relikty pieca hutniczego, a nieco dalej, na niewielkim wzniesieniu, znajduje się Świątek. Współcześnie dość trudno uwierzyć, że niegdyś w miejscu gęstych traw i łąk pełnych kwiatów prężnie funkcjonowała manufaktura przemysłowa. Huta szkła w Złatnej była miejscem wyjątkowym na mapie ówczesnej Żywiecczyzny i do dziś skrywa wiele legend i tajemnic. Czy kiedyś poznamy je wszystkie?
Ciekawie robi się już przy ustaleniu pochodzenia nazwy Złatna. Początki niewielkiej wsi, która obecnie leży na terenie Gminy Ujsoły w powiecie żywieckim, sięgają XVI wieku. Została założona przez wołoskich osadników i nosiła nazwę Sołki - dawniej uważano, że to właśnie tu swój bieg zaczyna rzeka Soła. Pierwotnie płynący przez górską wioskę potok nosił nazwę Złotna, od śladów złota aluwialnego, na które mieszkańcy natrafili w rzece. Z kolei druga wersja jest związana ze złotem, które zbójnicy mieli ukrywać w lesie Złotnice. I tak, skarb odnaleziony przez potomka zbójników, najpierw przyczynił się do powstania osady na złotnickiej polanie, a potem do powstania całej wsi Złatna.
Początkiem XIX wieku w Złatnej znajdowało się niemal 100 domów, "porozrzucanych" po pobliskich górach. To właśnie wtedy narodził się pomysł, by u podnóża Lipowskiego Wierchu utworzyć hutę szkła. Założenie leśnej huty przypisuje się hrabiemu Adamowi Wielopolskiemu, który jako właściciel terenu, w latach 1812-1815 zawarł umowę dzierżawy z Georgiem Frenzelem, hutnikiem i mistrzem szklarskim niemieckiego pochodzenia.
Jak to się stało, że ośrodek przemysłowy powstał właśnie w niewielkiej górskiej wiosce, w samym środku lasu? O powstaniu manufaktury zdecydowało istnienie kilku ważnych czynników, takich jak odpowiednie zasoby drzewa bukowego, czysta woda czy gruboziarnisty piaskowiec. Gdy decyzja zapadła, w dość krótkim czasie powstały dwa piece hutnicze, główny budynek huty, tartak, drogi służące do transportu, dom parterowy właścicieli czy pięć domów dla robotników o nazwiskach Kotulak, Gratzel, Stonk czy Schreihert. Całkowity obszar huty wraz z zabudowaniami wynosił dokładnie 154 m x 124 m x 90,5 m. Za transport drewna i potrzebnych surowców odpowiadali - w ramach pańszczyzny - miejscowi górale.
- Wielopolski postanowił sprowadzić hutników z Czech i Moraw oraz Niemiec. Pracownikami byli natomiast górale ze Złatnej i Orawy. Kamień do huty sprowadzano z kamieniołomu znajdującego się wówczas w południowo-wschodniej części Lipowskiego Wierchu. W mojej rodzinie krążyła opowieść o grupie robotników przybywających tu z odleglejszych stron. Maszerowali przez las, a następnie zbiegali w dół po drodze wiodącej w kierunku huty. Po skończonej pracy wracali do domu, co zajmowało im ok. 3-4 godziny. W międzyczasie integrowali się jednak z lokalną społecznością, przez co w Złatnej zaczęły powstawać rodziny mieszane z charakterystycznymi nazwiskami takimi jak np. Kotulek czy Nawratel - mówi pochodzący ze wspomnianej miejscowości regionalista Adam Miesiączek. Pradziadek pana Adama był jednym z pracowników szklanej manufaktury: pochodził z Orawy i poślubił mieszkankę Złatnej.
Jak powstawało szkło? Kamienne bloki zwożone spod Lipowskiej wkładano do specjalnych pieców. Palacz podgrzewał je do temperatury 500 st. C. Na rozgrzane kamienne bryły wpuszczano strumień wody, dzięki czemu kruszyły się na nieco mniejsze części. Rozdrobniony kamień trafiał do wydrążonych pni (tzw. stępników) i był traktowany przez młoty obrotowe.
Uderzenia młota sprawiały, że skała zamieniała się w piach, który następnie ługowano. Woda wypłukiwała skaleń, a kwarc pozostawał na dnie spłuczki - był zbierany i wkładany do pieców topniczych mających temperaturę ponad 1000 st. C.
Szkło uzyskiwano z piasku kwarcowego z wapnem, palonych węglanem wapnia i sodą. Wytop szkła miał miejsce w dwóch piecach. W pierwszym z nich stapiano składniki masy, którą następnie przelewano do cebrzyków wypełnionych wodą. Później trafiała ona do kamiennych tygli i była ponownie topiona. Co ciekawe, aby otrzymać kolor niebiesko-zielony, wykorzystywane były trociny czy ziemniaki. Wytopioną masą zajmował się hutnik-wydmuchiwacz, który formował określony kształt. Wykonany przedmiot trafiał do pieca, w którym szkło przez dość długi czas było studzone.
W hucie szkła w Złatnej powstawały kolorowe szklane naczynia, karafki, kielichy, kieliszki, szklane łyżki, wisiorki, paciorki, figurki maryjne, świeczniki-pająki czy świeczniki-lichtarze. Wyrobami handlowano na targach czy jarmarkach w miejscowościach Rajcza czy Milówka, mieście Żywiec oraz miastach Galicji, Węgier czy Śląska.
Nastała druga połowa XIX wieku. Rządy w hucie objęła Anda Koln - kobieta, o której w zasadzie niewiele wiadomo do dziś. Mieszkańcy z pokolenia na pokolenie przekazywali sobie jednak strzępki opowieści o "Pani Matce".
- Anda Koln to bardzo tajemnicza postać. Mieszkańcy opowiadali mojemu tacie, że "Pani Matka" była dobra dla miejscowych górali. Nikt nie powiedział o niej złego słowa! Góralom służyła radą i pomocą. W górach panowała wielka bieda, a ona pożyczała pieniądze, potrzebne sprzęty... Wedle legendy, codziennie o 12.00 dzwoniła na Anioł Pański. Dzwon znajdował się w centrum huty. Został odlany w Ołomuńcu w 1821 roku, obecnie znajduje się w kaplicy św. Marka na Sporowym Polu. Dla miejscowych, którzy nie mieli zegarów, był to taki punkt orientacyjny. Społeczeństwo było religijne, nierzadko ktoś uklękał, robił znak krzyża, a następnie wracał do swoich obowiązków - opowiada Adam Miesiączek.
- Z hutą szkła w Złatnej wiąże się wiele legend. Nieopodal znajduje się przysiółek Langierówka, którego nazwa pochodzi od właściciela terenu, niejakiego Langiera, który pracował w hucie. Pewnej zimy urodziło mu się dziecko, które dość szybko zmarło. Maluch nie został ochrzczony. Pochowano go w lesie, nieopodal domu. Moi dziadkowie wspominali, że w miejscu pochówku oznaczonym krzyżem przez długi czas było słychać płacz - wspomina pan Adam.
- Bohaterami kolejnej legendy jest kilku robotników huty i wilki. Mężczyźni wybrali się do karczmy w miejscowości Rajcza. Zapewne poszli na mszę, co było też idealnym pretekstem, by przy okazji zaczerpnąć trochę rozrywki. Wracali dość późno, a zimowa aura dawała się im we znaki - panował niemiłosierny mróz. W rejonie Starej Piły ("piła" to w gwarze góralskiej tartak) spotkali watahę wilków. Udało im się wspiąć na drzewo. Czekali, czekali, ale wilki ani myślały odpuścić! Najpierw próbowali odstraszyć je poprzez zrzucanie gałęzi, ale pomogło to na chwilę. Jeden z robotników postanowił naciąć nożykiem kawałek palca. Krew "spadła" na jednego z wilków. Gdy reszta towarzyszy poczuła jej zapach, rzuciła się w jego stronę. Wilk zaczął uciekać, wabiąc za sobą pozostałych, a mężczyźni wrócili cali zdrowi. Oczywiście przytoczone historie mają w sobie lekką nutę fantazji, ale te legendy to też jakieś świadectwo tamtych czasów - ocenia pan Adam.
Według miejscowych przekazów, Koln miała dwóch synów. Ci jednak, zamiast mądrze korzystać z dobrodziejstw, jakie ich mama wypracowała w hucie, preferowali raczej dość "swawolny" tryb życia. Matka była dla nich bardzo wyrozumiała, przez co powoli zaczęła tracić nie tylko kontrolę nad ukochanymi dziećmi, ale i majątek.
- Pamiętajmy, że to XIX wiek, w którym kobiety nie miały możliwości samorealizacji. A tutaj proszę: miejsce ukryte w górach, istny koniec świata, prężnie działająca manufaktura, którą zarządza kobieta. Radziła sobie świetnie przez długi czas. Jednak lat przybywało i nie miała już tyle sił, a towary trzeba było sprzedawać np. w Krakowie. Zapewne zajmowali się tym synowie, którzy jechali do "wielkiego świata" i chętnie z jego uroków korzystali. Bo co mieli tu w Złatnej? Lasy, pola, rzekę. A w takim młodym wieku to im raczej do szczęścia nie wystarczało - śmieje się pan Adam.
Dzięki Andzie Koln "miejsce ukryte w górach" stało się przestrzenią, w której zaczęło kwitnąć życie towarzyskie i kulturalne. Adam Miesiączek zaznacza, że "Koln przyniosła w te strony kaganek oświaty". Dodatkowo, niedaleko manufaktury powstał szynk, w którym robotnicy i miejscowi mogli zjeść i napić się piwa. Jedynym śladem po jej istnieniu została funkcjonująca do dziś w Złatnej nazwa "Kuflówka".
- Proszę sobie wyobrazić - w środku prymitywnej góralskiej osady pojawia się przemysł. Dla ludzi to szok, zderzenie z kulturą materialną... Sprowadzeni tu robotnicy reprezentowali wyższy poziom materialny, przychodzili z innych ośrodków. W końcu zaczął się proces integracji tych społeczeństw, co przynosiło pewien zysk dla miejscowych. Zaczęli się dowartościowywać, ich wiedza o świecie wzrastała. Do Złatnej przybywali wozami przedstawiciele klasy rządzącej Żywiecczyzną, co dla miejscowych z pewnością było jakąś atrakcją - opowiada pan Adam.
Huta szkła w Złatnej funkcjonowała od 1812 do ok. 1875 roku. Powody upadku? Pierwsze z nich to brak rentowności i znaczne zużycie drewna, co doprowadziło do wytrzebienia okolicznych lasów - to sprawiło, że Habsburgowie wypowiedzieli umowę dzierżawy Andzie Koln. Do tego doszła śmierć męża i hulaszczy tryb życia synów. Huta została zlikwidowana w 1875 roku.
Po zamknięciu manufaktury kobieta wyprzedała część majątku i w 1885 roku opuściła Złatną. Słuch o "Pani Matce" zaginął. Nie wiadomo, gdzie spędziła resztę swojego życia...
Do dziś miejsca u stóp gór strzeże znajdujący się na wzniesieniu Świątek, określany jako Krzyż "Boża Męka". Niegdyś stał w samym centrum hutniczej osady - postawili go w 1833 roku pracownicy huty Georg Frenzel oraz Feliks i Józef Göttlicher. Zgodnie z przekazami mieszkańców Złatnej, w 1881 roku pierwotny krzyż kamienny spadł z postumentu w trakcie szalejącej burzy. Wówczas Kaczmarczyk z miejscowości Rajcza postawił w tym miejscu cementowy krzyż z wizerunkiem Chrystusa Ukrzyżowanego. Pierwotny został natomiast oparty o cokół.
Oprócz Świątka, śladami po szklanej manufakturze są relikty pieca hutniczego i piwniczka jednego z zabudowań.
- Resztę śladów przykryła ziemia - mówi Julia Grygny z Urzędu Gminy Ujsoły. - Miejsce, w którym działała huta szkła, do dziś jest owiane aurą tajemniczości. Nie wiemy co przyniesie przyszłość i może odkryjemy coś jeszcze? Na terenie dawnej huty mogą się znajdować pozostałości szkła, cegły, belki... Po zakończeniu działalności manufaktury, miejsce to popadało w zapomnienie. Ludzie nie przywiązywali kiedyś aż takiej wagi do tego, by chronić takie miejsca. Teren ulegał przekształceniu, zbudowano drogę. Obecnie nie odpowiada już dawnemu układowi i możemy sobie tylko wyobrażać ówczesny wygląd huty.
Jednym z ciekawszych znalezisk była tzw. stłuczka szklana, czyli elementy naczyń. Odkryto je w trakcie prac konserwacyjnych Świątka. Wspomniane elementy "schowały się" pod postument i zostały odkryte po ponad 100 latach.
- Asortyment wytwarzany w hucie sprzedawano na targach. Podróżowano drogą wiodącą na Orawę i zgodnie z informacjami, które posiadamy, na terenie Słowacji czy Węgier, może się znajdować wiele tego typu pamiątek - dodaje pani Julia. - Teren po hucie szkła w Złatnej jest miejscem szczególnym i tym tematem trzeba się bliżej zająć. Jednak w grę wchodzą kwestie konserwatorskie i finansowe, dlatego to temat dość odległy w czasie.
Póki co, od zapomnienia hutę szkła w Złatnej ma ocalić tzw. Szklany Szlak, który wiedzie przez całą miejscowość. Na trasie - oprócz huty szkła - znajduje się m.in. XIX-wieczna leśniczówka, drewniana kaplica czy źródełko Matki Boskiej.
Wspomniana leśniczówka została wybudowana w 1876 roku. Obiekt zaprojektował Karol Pietschka, zarządca budowlany zatrudniony w Arcyksiążęcej Dyrekcji Dóbr w Żywcu. W budynku powstały mieszkania dla leśnych urzędników. Do dziś zachował się kryty ganek przebiegający wzdłuż całego budynku z charakterystycznym tyrolskim zdobnictwem. Przed budynkiem znajduje się ogromny dziedziniec, a obok leśniczówki rośnie pięć lip - pomników przyrody, których wiek szacuje się na ok. 200 lat.
Na trasie do huty szkła znajduje się również wzniesiona w nieco późniejszym czasie kaplica. Świątynię zaprojektował ówczesny zarządca lasów Habsburgów - Włodzimierz Chwirut. Obiekt wybudowano w 1930 roku - jest wykonana z drewna świerkowego, w stylu góralskim. Patronką tego miejsca jest Matka Boska Częstochowska, której obraz widnieje w ołtarzu głównym.
W 1891 roku na terenie Złatnej stwierdzono występowanie kilku źródeł siarkowodorowych. Do tej pory udało się zlokalizować dwa. Źródło Matki Boskiej znajduje się w dolinie Śmierdzącego Potoku, na wysokości 754 m. n.p.m. To źródło uskokowe w warstwach pstrych łupków. Wodonośną warstwę stanowią gruboławicowe piaskowce i łupki magurskich warstw. Woda w źródełku jest bezbarwna i ma zapach siarkowodoru. Drugie źródło znajduje się u ujścia Potoku Gawłowskiego, w którym to woda wypływa ze szczeliny piaskowca.
- Szklany Szlak powstał po to, by przypomnieć mieszkańcom historię, która wydarzyła się w ich Złatnej. Turystom chcemy z kolei pokazać, że miejsce u podnóża Lipowskiej i Rysianki skrywa niezwykłą historię, po której pozostały już tylko nieliczne ślady. I wspomnienia, przekazywane z pokolenia na pokolenie - podsumowuje Julia Grygny.