Reklama

Choć korki w okolicy wydają się nie mieć końca, tak naprawdę to kołowrotek, który kręci się błyskawicznie. Może to skuteczna metoda, żeby biznes na tym kołowrotku prząść, bo gdy zaczynasz analizować, co właśnie robisz, zaczynasz zastanawiać się, czy masz wystarczające umiejętności i może lepiej byłoby tylko popatrzeć przez ogrodzenie, szlaban jest już uniesiony, a ty przyspieszasz w wirze pagórków. Wjeżdżasz do "Zielonego Piekła".

Pierwsze zakręty nadchodzą szybko i gwałtownie, wymagają pełnej uwagi i precyzji. Pagórkowaty teren zwiększa poziom wyzwania, testując zawieszenie i... nerwy pasażera, który zamiera, by nawet oddechem nie rozproszyć kierowcy.

Reklama

I jest ta niesławna na cały świat karuzela - zakręt, którego spadek wyprofilowany jest ostro pod kątem 35 stopni. Wydaje się być czymś z marzeń, jeśli milion razy przejeżdżało się go w grze komputerowej (albo koszmaru, w zależności od perspektywy). Nie liczymy czasu, nie rywalizujemy. Chcemy przeżyć na tym placu zabaw dla dorosłych.  

Ten legendarny tor, ukryty w malowniczych górach Eifel w Niemczech, to miejsce jak żadne inne. To nie tylko tor wyścigowy, to rytuał inicjacyjny dla każdego szanującego się miłośnika motoryzacji.

Wyobraźcie sobie 20,8-kilometrową wstęgę asfaltu wijącą się przez gęste lasy, po pagórkowatych wzgórzach i wokół zdradliwych zakrętów. To jazda na rollercoasterze, która sprawdzi wasze umiejętności i możliwości WASZEGO samochodu do granic możliwości.

Ale w tym rzecz - Nürburgring Nordschleife nie jest przeznaczony tylko dla profesjonalnych kierowców wyścigowych. Jest otwarty dla publiczności, umożliwiając każdemu posiadającemu samochód z homologacją drogową, próbę swoich sił na tym legendarnym torze. I to właśnie tutaj dzieje się magia.

"Zielone Piekło" otwiera swoje bramy

Niki Lauda, legenda Formuły 1 o swoich pierwszych doświadczeniach na Nürburgring napisał w autobiografii. "Gdy ktoś wypadł z  toru, wpadał w krzaki, połykała go zieleń - potem ta zieleń się zamykała i nikt nie wiedział, gdzie tenże kierowca się znajduje. Jakoś wtedy nie wydawało nam się to straszne, a raczej ekscytujące".

"Zielonym piekłem" tor nazwał szkocki kierowca wyścigowy Jackie Stewart. To hasło, które dziś funkcjonuje jako oczywista nazwa, wypisana na plakatach i biletach. I nie chodziło mu bynajmniej o koszmarny sen ekologów. Tor jak tor, ruch w jedną stronę, bandy, szerokość na kilka aut. Co takiego jest na Nordschleife, że nazywa się je piekłem (bo zielone jest nie od nadziei na ukończenie przejazdu, a od położenia wśród drzew)?

I czy określenie jest tak naprawdę adekwatne. Mariusz Kostrzak, rajdowy mistrz Polski, który co pół roku pokonuje ponad 100 zakrętów w okolicy zamku Nürburg, tłumaczy, co jest najtrudniejsze na osławionym torze... i o dziwo nie są to naprzemienne nachylenia, które amatorom (jak autorka) przypominały w czasie przejazdu o kruchości ludzkiego życia.

- Ten tor jest tak długi, że na połowie może padać deszcz, kiedy na drugiej nawierzchnia jest idealnie sucha. W tym momencie dla zawodowców robi się prawdziwe piekło. Jak się jeździ na slickach (opony używane wyłącznie podczas wyścigów, o gładkim bieżniku, niedozwolone na "normalnych" drogach - przyp. red.)  i jak się wpada w deszcz, to jest duży problem. Najważniejszą rzeczą na wyścigach są opony, ich dobór, a jak zmieniają się warunki to i ten element powinien być zmieniany. Trudno jednak o to, skoro na jednym okrążeniu pogoda może zupełnie się od siebie różnić.

- Druga sprawa - kontynuuje Mariusz Kostrzak - to dużo zupełnie niewidocznych winkli. Gdy tam jeżdżę, nie pamiętam tych zakrętów. Pomyślałem więc, żeby przejechać tor z pilotem, z którym dawniej wygrywaliśmy i zrobić to w stylu "rajdowym". Czyli zapiszemy całą trasę i on będzie dyktował, co mnie czeka na bieżąco. Bo jak przy ponad 200km/h jedzie się, nie wiedząc, co jest za górką... nie można "pędzlować", bo można za którymś razem wypaść z trasy.

- Tor jest nierówny i bardzo rajdowy. Czyli na samochody wyścigowe - a przecież odbywają tu się przede wszystkim takie zawody - Po tych górkach, taki "naleśnik" jak Formuła 1 nie daje rady - podwoziem obciera się o nawierzchnię. To trudne dla samochodu wyścigowego. Jak się jedzie "pseudowyścigowymi", czyli osobowymi, nie jest tak źle.

Przeżyć zakręt. Nie zawsze się udaje

Michał Adamiuk, dziennikarz motoryzacyjny radia ZET i Motowizji miał okazję jeździć po torze w pełnym słońcu, choć kilka dni wcześniej obserwował zmagania profesjonalistów podczas deszczu i mgły. W tym roku 24-godzinny "Eifel Marathon" został przerwany właśnie przez pogodę i był najkrótszym wyścigiem w swojej historii.

- Najbardziej na torze zaskoczyły mnie różnice poziomów. Wiedziałem, że są, ale nagrania video, których obejrzałem dziesiątki, zupełnie nie oddają skali. Spadania i podjazdy na Nordschleife są przepotężne, totalny rollercoaster. Do tego serie zakrętów, gdzie profil jednego płynnie przechodzi w kolejny, odwrócony w przeciwną stronę. Wydaje się, że to właśnie najbardziej sprawia, że ten tor jest tak trudny i niebezpieczny.

Na torze powstało wiele ran, zginęło kilkadziesiąt osób, zarówno kierowców, jak i widzów (nieoficjalne dane mówią o 2-12 zgonach każdego roku).

Jeden z najbardziej przerażających wypadków w historii Nürburgring i całej Formuły 1 miał miejsce 1 sierpnia 1976 roku podczas Grand Prix Niemiec. Austriacki kierowca prowadził bolid ferrari, gdy jego samochód nagle stracił przyczepność i uderzył w barierę ochronną, a następnie zapalił się. W kulę ognia uderzył Brett Lunger.

Lauda był uwięziony w płomieniach przez kilka minut, zanim innym kierowcom, między innymi Lungerowi, udało się go wydobyć z wraku.

Niki Lauda odniósł poważne obrażenia w wyniku wypadku, w tym oparzenia twarzy, głowy i płuc. Jego życie było zagrożone, a lekarze nie byli pewni, czy uda mu się w ogóle przeżyć. 

Przeżył i to jak! Mimo ran zdecydował się wrócić do ścigania po zaledwie sześciu tygodniach od wizyty w piekle po kolejne wygrane.

Na Nürburgring jednak nie wróciły wyścigi Formuły 1, po tym zdarzeniu podjęto decyzję o rezygnacji.

Kilkadziesiąt lat później (w 2015 roku) i kilka dramatów dalej Jann Mardenborough, młody brytyjski kierowca wyścigowy związany z programem GT Academy, uczestniczył w wyścigu VLN na Nürburgringu. Podczas jazdy na mokrej nawierzchni na prostej "Dottinger Hohe", jego Nissan GT-R Nismo GT3 stracił przyczepność i wzbił się w powietrze. Samochód Mardenborougha wylądował za bandą ochronną i przeleciał przez płot zabezpieczający, trafiając w widownię. Zmarła jedna osoba, a kilka innych zostało rannych.

Nürburgring był świadkiem wielu tragicznych wypadków, które wstrząsnęły światem motoryzacji i... przyczyniły się do poprawy bezpieczeństwa w motorsporcie. Stworzenia regulaminu, który pozwala igrać z przeznaczeniem.

Prędkość... minimalna, wiek zapisany w umowie

Zwykle jesteśmy przyzwyczajeni do ustalonych maksymalnych prędkości, z jakimi wolno nam się przemieszczać. Tutaj, choć poruszamy się po trasie o statusie drogi publicznej i ogólnie mają zastosowanie niemieckie przepisy ruchu drogowego, jest kilka wykluczeń regulaminowych.

I tak, na tor nie zostaną wpuszczone pojazdy, których prędkość maksymalna zarejestrowana jest na niższą niż 130 km/h.

A jaka jest maksymalna? No cóż... regulamin opiera się na odpowiedzialności kierowcy, bo może jechać tylko z taką prędkością, przy której jest w stanie w każdej chwili zapanować nad pojazdem. W szczególności konieczne jest dostosowanie prędkości do warunków drogowych, natężenia ruchu, widoczności i pogody, a także osobistych umiejętności prowadzenia pojazdu oraz jego charakterystyki i ładunku - w naszym przypadku dwóch plecaków i przejętego pasażera kurczowo trzymającego się fotela i pasów.

- Moi dwaj koledzy, znane nazwiska, z którymi dawniej startowaliśmy w mistrzostwach Polski, mają bzika na punkcie tego toru i ciągle chcą poprawiać swój czas. Przejeżdżają trasę w około 8 minut, mi zajmuje to 9, a rekordy toru to 6:35:18 (nie wliczając nierealnego 5:19.55 wyjątkowym autem Porsche 919 Hybrid Evo - przy. red)

Ale to jest jazda na pamięć - przejeżdżają setki okrążeń na symulatorach, których ja nie znoszę - przyznaje mistrz Polski. - Jak zapamięta się konfigurację: lewa, prawa i dodadzą do tego prędkość, to da się zrobić lepszy wynik. Ja wjeżdżam na Nürburgring dla samej radości, następnym razem w lipcu.

I choć pan Mariusz Kostrzak podkreśla, że chodzi o zabawę, serca kierowcy wyścigowego nie da się wyłączyć. Przyznał, że wciąż pobija własne rekordy, ostatnio dzięki odpowiednim oponom. Choć moim zdaniem ważniejszy jest talent i ogromne doświadczenie.

A co z minimalnym... wiekiem? Regulamin mówi o konieczności skończenia 18 lat i posiadaniu ważnego prawa jazdy. Ale nikt niczego nie sprawdza... kupuje się bilet, pokazuje przez szybę i obsługa puszcza dalej.

Jazda zaczyna się, gdy coś się stanie...

Tania zabawa? Nie do końca

Na Nürburgring ściągają tłumy, bo zabawa wydaje się dość tania - 30/35 euro za jednorazowy przejazd.

Na tor wpuszczają praktycznie wszystkie auta, więc śmiało, można przyjechać własnym, nawet jeśli nie jest sportowe i specjalnie przygotowane - spotkaliśmy się  z bmw kabrioletem, jechało z odsłoniętym dachem. Oczywiście w okolicy można wypożyczyć demony prędkości, ale nie jest to konieczne.

Problemy zaczynają się, gdy cokolwiek na tym torze ulegnie uszkodzeniu lub gdy organizator zabawy będzie musiał wstrzymać jazdy z twojej winy, np. by "pozamiatać" fragmenty karoserii, szkła, okiełznać rozlany olej.

Jazda po torze Nürburgring odbywa się z wyłączeniem jakiejkolwiek odpowiedzialności z ich strony i osób przez nią wyznaczonych - podkreślane jest to w każdym podpisywanym z piekłem cyrografie.

"Naruszenia będą zgłaszane policji jako przestępstwa polegające na potrąceniu i ucieczce z miejsca zdarzenia. Wyrządzone szkody zostaną udokumentowane w protokole szkody, który musi zostać podpisany przez osobę, która spowodowała szkodę. Koszt naprawy szkody, w tym oddelegowania personelu zabezpieczającego tor i/lub pojazdów interwencyjnych, ponosi osoba, która spowodowała szkodę."

I tak jeden ze znajomych Mariusza Kostrzaka musiał zapłacić - tylko - 2500 tysiąca złotych, za uszkodzenie bandy.

Ostatnia prosta i zjazd do bazy

Jeśli szybsza jazda autem sprawia frajdę i trafi się okazja, by odwiedzić Nürburg, nie ma miejsca na wahanie... może kosztować cenne sekundy niesamowitych wspomnień na mecie życia. Warto chwycić kierownicę, poczuć dreszczyk emocji i pozwolić się ponieść magii "Zielonego Piekła". Bo jak mawiają prawdziwi miłośnicy motoryzacji - Nürburgring Nordschleife to miejsce, które pozostaje w sercu każdego kierowcy na zawsze... i równie często na karoserii ich auta w formie kolorowej naklejki mruczącej w rytm rozgrzanego silnika: zaliczone.

A potem? Michał Adamiuk, na pytanie, czy chce tam wrócić, odpowiada jak każdy, kto choć raz przejechał tę trasę. - Ja nie chcę, ja wrócę.