Reklama

Stowarzyszenie od 10 lat dba o szczegóły tego, co widzimy na gdyńskich ulicach i osiedlach, ale podkreśla, że wiele jest jeszcze do zrobienia. O tym, dlaczego trzeba uważać z kolorami, jak ważna jest typografia i do czego służy podręcznik szyldów opowiedziała Natalia Wielebska.

Zacznijmy od kolorowych bloków, które przy okazji ocieplania w całej Polsce zaczęły nabierać kolorów. Choć wydaje się, że takie przedsięwzięcie, jak np. pomarańczowe i żółte wielkie bryły nie mogły być dziełem przypadku i projekt musiał zostać skonsultowany z naczelnym estetą miejskim, trudno nie odnieść wrażenia, że takie barwne bloki powstały w zeszycie przedszkolaka. Dlaczego od kilku dekad na siłę maluje się  w ten sposób blokowiska?

Reklama

- Nie znam badań na ten temat, ale istnieje takie powszechne przekonanie, że zaczęły pojawiać się w latach 90., bo ludzie bardziej tęsknili za kolorem. "Za komuny" we wspomnieniach ludzi wszystko było szare, bure, nieatrakcyjne i takie samo. Wydawało się, że jeśli te szare bloki z wielkiej płyty zrobią się kolorowe, to będzie od razu trochę weselej - wyjaśnia Natalia Wielebska.

Znudzeni monotonią

Choć to, co dziś udaje nam się wyciągnąć z okresu PRL (np. meble), nie jest ani szare, ani nudne, pokolenie, które musiało w tych czasach dorastać, kiedy w sklepach nie było żadnego wyboru, a we wszystkich domach było dokładnie to samo, nie do końca potrafi zachwycać się spuścizną tamtych czasów. I taki był pomysł, zamalować jak tylko się da tamten świat - rozróżnić klatki, budynki mieszając przy jednej alejce wiele kolorów.

- Kwestia jest jednak taka, że po pierwsze kolory trzeba umieć dobierać, a po drugie, że nawet właściwie dobrane rzadko się dobrze starzeją. Coś, co wygląda ładnie, jasno i wesoło we wzorniku kolorów na ścianie za kilka lat będzie wyglądało niezbyt atrakcyjnie. Często też, żeby tę "kubikowatość" bloków, trochę złagodzić malowano wzory, które w założeniu miały dodać trochę życia, a tak naprawdę zaburzały podziały architektoniczne. Oczywiście jest szansa, że te kolorowe bloki będą wyglądać dobrze i mogłyby być atrakcyjne, ale ciężko mi odnaleźć przykłady

- To nie jest tak, że my jako stowarzyszenie Traffic Design mówimy absolutne nie barwom - tłumaczy Natalia. - Wprawdzie nie zrobiliśmy bloku w pełnym kolorze, ale myślę, że to mogłoby być ciekawe wyzwanie. Mieliśmy w 2018 roku debatę na ten temat z różnymi specjalistami. Nazwaliśmy nasz projekt "Białe Bloki", ale chciałabym, byśmy kiedyś zrobili projekt, który trochę przełamałby tę wizję. Byłby w innych barwach, ale dobrze dobranych - nie tylko względem siebie, ale i otoczenia.  

Projekty, które wzbudziły największe zainteresowanie na mediach społecznościowych Stowarzyszenia, to mural Sainera z postacią golfisty z 2013 roku i od tamtego czasu właśnie biały blok przy ulicy Lelewela w Gdyni.

- Jacek Wielebski zaprojektował biały blok z kratką podkreślającą podział architektoniczny. Biel jest więc alternatywą i podoba się ludziom.

Mieszkam w pomarańczowym, mieszkam w tym ze statkiem

Ale podobają się także barwy. Mieszkańcy kolorowych osiedli od środka nie zawsze narzekają na "oczopląs". To my go widzimy, w oddali, na planie reszty budynków, na zdjęciach. Wewnątrz zwłaszcza starsi ludzie utożsamiają żywy kolor z czymś wesołym.

- Kolorowy blok działa tak naprawdę w panoramie miasta. Mieszkańcom zależy przede wszystkim na przyjaznej przestrzeni dookoła. Chcą, żeby była zieleń, żeby nie było syfu, pleśni, karaluchów i aut zaparkowanych byle jak pod sam korek. I wydaje im się, że jest to recepta na wszystko, a tak naprawdę rozwiązaniem nie jest, bo te rozwiązania są gdzie indziej. Ważne jest, żeby osiedla były czyste, przyjazne dla pieszych, zielone i że rozwiązania, które to zapewnią są istotne, a fasada to tylko fasada. I chyba nikt nie ma takiej prawdziwej recepty, co zrobić, żeby w naszych blokowiskach żyło się lepiej.To co my robimy, to to, żeby takie miejsca wyglądały ciekawie i spójnie jako całość, żeby dobrze prezentowały się w przestrzeni miasta. Wiemy też, a nauczyliśmy się tego przez lata, jak je indywidualizować, żeby nie zaburzać ich podziałów architektonicznych. Bardzo ważna jest dla nas typografia, czyli liternictwo i numeracja - żeby to było dobrze i starannie zaprojektowane. Wówczas nie tylko łatwiej się odnaleźć, odpowiednio zaprojektowane znaki, wpisane w całość projektu mają wartość estetyczną. 

Czasem następuje konflikt interesów. Nie każdy od razu rozumie projekt, ma prawo nie widzieć go w wyobraźni.

- Z akceptacją projektów jest bardzo różnie - wyjaśnia Natalia. - Spodziewaliśmy się, że skoro ten pomysł białego bloku tak się spodobał i mieszkańcom i naszym odbiorcom, to że tym właśnie będziemy się zajmować i to będzie nasza nowa misja, żeby te wszystkie bloki, które trzeba teraz "panierować", czyli ocieplać styropianem nabiorą charakteru. Wydawało nam się, że moglibyśmy przygotować cykl, a nawet poradnik tak jak poradnik szyldowy, o odmalowywaniu budynków po ociepleniach. To jednak nie jest takie proste - mamy teraz trzy realizacje, w międzyczasie trafiły się jeszcze 3-4. Tak jak murali zrobiliśmy kilkadziesiąt w ciągu 10 lat działalności. Od kiedy funkcjonuje projekt "Białe Bloki", udało nam się odmalować bardzo niewiele (w skali porównawczej) takich budynków.

A wcześniej były murale. Gdynia ma jeden z najpiękniejszych szlaków tej sztuki w Polsce. Nie wszystkie są widoczne na pierwszy rzut oka, niektóre ukryte gdzieś pomiędzy podwórkami. Natalia podkreśla jednak, że nie wszystkie są tak idealnie wpisane w przestrzeń miasta, jakby chcieli. Dziś drugi raz by ich nie zrobili lub by je zmodyfikowali.

 - Chcieliśmy np., zamalować smoka z 2014 roku przy ulicy Abrahama, ale mieszkańcy chcieli, by został. Przestrzeń publiczna i ludzie, słuchanie ich potrzeb są w pewnym sensie motorem napędowym Traffic Design.

- Każdy z takich dużych projektów jest znakiem czasów - podkreśla Natalia. - Jak powstawały imponujące obrazy na Zaspie w Gdańsku na przełomie lat 00/10 trwała prawdziwa gorączka muralowa.

Był to czas, kiedy młodzi poważnie zostali dopuszczeni do obiektów miejskich. Mieli pozwolenia, nikt ich nie przeganiał, gdy kreślili linie sprejami. Korzystali z poważnego sprzętu między innymi podnośników, a ludzie obserwowali i podziwiali, ciekawi, co powstanie na ich budynku. A potem grafiki stały się drogowskazami, ktoś mieszkał przy golfiście, ktoś umawiał się pod statkiem.

- Robiono takie projekty na masę, wszyscy się wtedy tym zachwycali i to było bardzo fajnie, ale zrobiło się ich za dużo, a nie do końca były odpowiedzią na to, co zrobić z szarością przestrzeni. Tak było u nas, w pewnym momencie poczuliśmy, że murale to nie jest to, że w mieście powstaje taka muraloza, choć nie lubię tych miejskich chorób, takich określeń. Poczuliśmy, że przesyt nie jest fajny i to, co jest istotne, to projektowanie. Zrozumieliśmy, że nie malarskość, tylko projekt dałby spójność i elegancję tym osiedlom i taki był zamysł na Lelewela i tak chcieliśmy to rozwijać.

- To, co jest problemem na tych osiedlach, to że wchodzisz i się gubisz, a ludzie w muralach lubili to, że budowało takie poczucie tożsamości, że "mieszkam w budynku ze statkiem" lub "kolorowym balonem". Czasem artyści realizowali bardzo trudne tematy, a nie zawsze ludzie chcieli mieć obok coś tak stygmatyzującego, dlatego myśleliśmy o rozwiązaniach w typie serii wzorów, które pasują do siebie, a jednocześnie indywidualizują różne budynki.

Między blokami

Czy byłby Traffic Design, gdyby nie Gdynia? Byliby młodzi ludzie doskonale wiedzący, co chcą zrobić z przestrzenią miejską, a miasto pozwoliło im się popisać. Na reprezentacyjnych ulicach czuć dobry design - w bramach, kolorach, oświetleniu. Jednak Natalia ze swoją ekipą wchodzą dalej. To ich miasto i nie chodzi tylko o przypudrowanie tego, co na wierzchu. Projekty realizowane są w różnych dzielnicach, także tych, do których turyści nie docierają. To podkreśla główną ideę odmiany przestrzeni użytkowych, takich, z których korzysta się na co dzień.

- W ramach umowy z Gdynią, tzw. abonamentu i tego, że testujemy projekty na przestrzeniach ważnych z perspektywy miasta, czyli kultowych, znanych, lubianych, odwiedzanych przez mieszkańców. Takim przykładem jest chyloński bar mleczny Smakosz, gdzie Eugenia Tynna zaprojektowała szyld i identyfikację budynku, a Pan Tu Nie Stał, wyprodukował szaliki na podstawie tych grafik. To jest dla nas ważne, że design dobrych projektantów trafia w "zwyczajną" przestrzeń. Mały zakład z maglem, przedszkole nr 16, szkoła nr 21 - to wszystko powstało w ramach abonamentu, a dobra sztuka pojawia się w miejscach dostępnych dla każdego. Pokazujemy, że nie tylko drogie, elitarne miejscówki mają elementy zaprojektowane przez czołowych projektantów, własne identyfikacje, szyldy, murale, tylko, że taka Ola Niepsuj czy Marta Przeciszewska  tworzą dla szkół, przedszkola publicznego. A wiemy przecież, jak zwykle te stare placówki wyglądają i jak się je odnawia.

Stowarzyszenie wypracowało sobie ścieżki działania z Gdynią, zaufanie. Ta współpraca się rozwijała na przestrzeni lat, zaczynała od podstawowych pozwoleń, a silny "związek" ma już całe 10 lat.

 - Wspaniałe jest to, że dla Gdyni ten design jest ważny, wizerunek jest ważny i ta "chemia" zadziała. Nie kojarzę przykładu takiej współpracy organizacji pozarządowej z żadnym miastem, gdzie rzeczywiście byłaby taka przestrzeń do działania i taki duży impakt na przestrzeń publiczną. Pojawiają się hejterskie komentarze, ale słyszymy (więcej) dobrych rzeczy od mieszkańców i ludzi z zewnątrz - o to zrobił Traffic Design. Tak było z Aldkiem, sklepem w Śródmieściu. Projekt Reni Maj był widoczny dużo szybciej, niż ogłosiliśmy go w mediach społecznościowych. Właścicielka sklepu mówiła, że przychodzili ludzie i pytali, o czy to robił Traffic... to bardzo cieszy. 

"Od strony ulicy"

W 2019 roku Gdynia wydała stworzony przez Traffic Design poradnik szyldów. Ma być on podpowiedzią, jak powinien wyglądać szyld w modernistycznym Śródmieściu Gdyni, choć jego uniwersalność pasje także do innych dzielnic. 

-Poradnik robiliśmy we współpracy z miastem. Inicjatywa wyszła od plastyka Miasta Gdynia Jacka Piątka. Chodziło o to, żeby przygotować takie kompendium co wolno, a czego nie wolno robić. Został opracowany w sposób, który odzwierciedla proces: koncepcji, projektowania i produkcji szyldu. Wiedza ta uzupełniona została o aspekty związane z liternictwem, kolorystyką, ekspozycją towaru na witrynach. Zagadnienia z wąskiej dziedziny staraliśmy się przekazać w jak najbardziej przystępny sposób, ograniczając użycie specjalistycznych pojęć i ilustrując jak najwięcej przykładów. Poradnik był trudną pracą, bo trzeba było zrobić całościowy przegląd tego, gdzie się szyldy pojawiają - czy jest pas szyldowy nad lokalem, czy pojawia na elewacji, czy można go zrobić w witrynie, czy trzeba zrobić tablicę, czego trzeba unikać. Poradnik został opatrzony ilustracjami, które pokazują zdjęcia na słynnych śródmiejskich budynkach. To było trudne, ale bardzo ciekawe zadanie. Nie mam bezpośredniego zwrotu, jak on funkcjonuje, ale wiem, że jak przedsiębiorcy się "wprowadzają", dostają taki egzemplarz za darmo w formie papierowej lub elektronicznej. Mogą z tego korzystać sami właściciele, ale i firmy, które te szyldy wykonują i projektują. 

Byli młodzi, szli po zmiany

- Spotkaliśmy się wszyscy kilkanaście lat temu. Poważna współpraca między ekipą zaczęła się, kiedy Gdańsk ubiegał się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury, gdzie wystartowaliśmy z projektem. Nie wiem, czy dla wszystkich, ale dla mnie zaczął się taki okres "grantozy", było mnóstwo grantów, o które można było się ubiegać. Wtedy nie wygraliśmy, ale pomysł robienia festiwalu streetartowo-muralowego już zaczęliśmy realizować. Po kilku latach dostrzegliśmy jednak przesyt i postanowiliśmy nie  doładować przestrzeni kolorami oraz dodatkowymi elementami, ale przerabiać i zmieniać to, co jest. Taka idea od Jacka Wielebskiego i Mateusza Żywickiego, żeby wiedzę graficzną przełożyć na przestrzeń miejską. I to niesłychane, że się wcześniej o tym nie mówiło. I za to, za myślenie o grafice w ten właśnie sposób dostaliśmy nagrodę - Polish Graphic Design Award.

Nie od pieniędzy, projektu, pierwszej zamalowanej elewacji rozpoczęło się to, o co nieustannie starają się ludzie z Traffic Design. Na początku była wizja i ogromna wrażliwość na miasto - to, co można w nim stworzyć, nie niszcząc, a wykorzystując gotową przestrzeń. A Gdynia wciąż odwdzięcza się miejscami, które można udoskonalić.