Reklama

W Polsce co piąty funkcjonariusz Służby Więziennej to kobieta. Pracują w działach ochrony i w oddziałach ambulatoryjnych, są wychowawcami, psychologami, pracują w administracji oraz odpowiadają za warunki bytowe więźniów. Funkcjonariuszki są także niezbędne przy dokonywaniu rewizji osobistych osadzonych kobiet i  tych, które przychodzą na widzenia.

Z natury bardziej empatyczne, łatwiej nawiązujące kontakty, często skuteczniej niż mężczyźni potrafią przydzielić osadzonych do odpowiednich cel, biorąc pod uwagę ich charaktery, czy przeszłość. Nie zapominajmy także, że więźniom przebywającym w izolacji - w celu zachowania zdrowia psychicznego - potrzebne są kontakty społeczne zarówno z mężczyznami, jak i kobietami.  

"Nie boisz się?"

Reklama

Edyta od czterech lat pracuje w Areszcie Śledczym w Warszawie-Białołęce jako strażniczka działu ochrony. Od dziecka marzyła o pracy w mundurze: na początku starała się dostać do Policji, ale pokonały ją testy sprawnościowe. W końcu wybór padł na Służbę Więzienną. Jej praca polega na codziennym, bezpośrednim kontakcie z osadzonymi mężczyznami: od doprowadzania ich na widzenia, dozorowania spacerów, aż po pełnienie funkcji wychowawczych. 

Z kolei Magda już od ponad dziesięciu lat jest pielęgniarką w Areszcie Śledczym w Warszawie-Służewcu. Tutaj trafiła po obronie pracy magisterskiej, szukając miejsca do zdobycia doświadczenia zawodowego.

- Zaczynając pracę myślałam, że jest to oddział jak w tradycyjnym szpitalu - wspomina. - Okazało się jednak, że nie jest to taki typowy oddział. Wszystkie cele są pozamykane, ja muszę mieć przy sobie funkcjonariusza działu ochrony, który pójdzie ze mną i otworzy mi celę. Wchodząc do niej muszę mieć przy sobie wszystko, co mi będzie w danym momencie potrzebne.  

"Taka dziewczynka pracuje w więzieniu? Ale naprawdę w bezpośrednim kontakcie? Nie boisz się? Ale jak to?" - najczęściej takie komentarze słyszą obie kobiety, kiedy opowiadają o swojej pracy. Jak mówią, tego typu reakcje wynikają zwykle z braku wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się "za murami". Ich znajomi znają więzienie zazwyczaj z amerykańskich filmów. W rzeczywistości więźniowie nie urządzają akcji buntu w pięć sekund, a funkcjonariusze starają się załagodzić sprawę najpierw przez wychowawców czy psychologów. Tarcze i kaski są w ostateczności. 

Wyzwiska i agresja

Funkcjonariuszki przed przystąpieniem do wykonywania swoich obowiązków przechodzą odprawę: na biurze przepustek zostawiają telefon i wszelkie nośniki pamięci. Oznacza to totalną izolację od świata zewnętrznego na czas pobytu w pracy. - Musi minąć chwila, zanim człowiek przyzwyczai się do krat, do murów, do zamknięcia - mówi Edyta. Także wygląd kobiet-strażników musi być dostosowany do wykonywanych obowiązków. Oprócz munduru zawsze pamiętają chociażby o związaniu włosów. - Makijaż do munduru powinien być delikatny, a paznokcie w pastelowych kolorach i nie za długie - dodaje.

Za murami kontakt ze skazanymi za zabójstwa, gwałty lub rozboje to codzienność. - Większość z osadzonych to ludzie, którzy popełnili błędy, pogubili się i wylądowali za kratami - twierdzi Edyta. Kobiety pracujące w Służbie Więziennej musiały się przyzwyczaić do wyzwisk i niemiłych komentarzy więźniów.

Bywają agresywni, dokonują aktów samookaleczenia, a wszystko po to, by wywalczyć, wymusić określone przywileje, jak wyjazd do szpitala, przeniesienie do innej celi, czy otrzymanie widzenia. Edyta przyznaje, że w takich sytuacjach stara się zachować spokój i rozwiązać problemy samymi słowami. - To dużo lepiej działa niż jakiekolwiek nerwy. Sytuacje, w których trzeba faktycznie użyć środków przymusu bezpośredniego, zdarzają się stosunkowo rzadko. 

Kiedy pytam, czy w pracy Magda i Edyta boją się o swoje bezpieczeństwo, obie bez wahania odpowiadają: "Czujemy się bezpiecznie". A to bezpieczeństwo z jednej strony gwarantuje proces kształcenia, podczas którego otrzymują gruntowną wiedzę z zakresu psychologii, uczą się jak obsługiwać broń i przechodzą kursy samoobrony, a z drugiej wewnętrzne procedury, obowiązujące w jednostkach.

- Poruszając się po jednostce, mam przy sobie radio, którym w razie czego mogę się porozumieć, gdyby ewentualnie cokolwiek się działo. Gdy doprowadzam lub konwojuję osadzonego, ze względów bezpieczeństwa stoję za nim i to on do pomieszczenia wchodzi jako pierwszy - opowiada Edyta. Zdarzyła się jej sytuacja, kiedy skazany chciał  ją przepuścić, ale wówczas od jej przełożonej usłyszał: "To nie jest kobieta, to funkcjonariusz". Niektórzy osadzeni, chociażby skazani za przemoc domową, trudniej akceptują przełożonego kobietę, inni przechodzą do tego na porządku dziennym. 

Dlaczego Magda i Edyta zdecydowały się na pracę w męskich zakładach karnych? Edyta tłumaczy, że łatwiej jej się porozumieć z osadzonymi mężczyznami niż kobietami, ponieważ funkcjonariuszka jest zdolna "łagodzić" świat odizolowanych mężczyzn.

Osadzone kobiety, zwłaszcza te w związkach i będące matkami, ciężej znoszą warunki izolacji więziennej niż mężczyźni, co widać w ich zachowaniu. Często dochodzi więc do konfliktów i kłótni o błahostki, które w ich mniemaniu rosną do rangi ogromnych problemów. Dodatkowo praca funkcjonariuszek w żeńskich zakładach może się wiązać z zazdrością i zawiścią ze strony więźniarek. Zdarzyło się, że w jednym z zakładów, osadzona zaatakowała funkcjonariuszkę, raniąc jej twarz kawałkiem szkła.

Trudno całkowicie się odciąć

Funkcjonariuszki pracując bezpośrednio z osadzonymi, nie mogą pokazywać swoich słabości. To klucz do sukcesu w tej pracy. Jednak emocje z nią związane są naprawdę silne.

Edycie na początku było bardzo ciężko się odciąć. - Ciągle myślałam o pracy, często mi się śniła i to było naprawdę straszne. Ale po około roku to minęło - dodaje. Zespół i wzajemne wsparcie są w tej pracy bardzo ważne. - Gdyby nie ludzie, ciężko byłoby wytrzymać - mówi Edyta, i nieśmiało dodaje: "Poza tym, jest to dla mnie wyjątkowe miejsce, bo właśnie tu, w Areszcie Śledczym w Warszawie-Białołęce, poznałam swojego narzeczonego, który również jest funkcjonariuszem Służby Więziennej".

Prywatnie kobieta realizuje się poprzez działalność charytatywną: jest wolontariuszką, a także dawcą szpiku kostnego.  


Magdzie trudno oderwać się od tego, co spotyka ją na służbie. - To bardzo przenika do życia osobistego - tłumaczy. By odreagować i zachować równowagę psychiczną od kilkunastu lat trenuje karate. Jak zauważa jej trener, praca z więźniami wykształciła w niej umiejętności interpersonalne, które okazały się nieocenione, gdy organizowała Mistrzostwa Karate. - Karate pomaga mi się wyciszyć, tak jak moja praca uczy mnie pokory, ciągłej pracy nad sobą - mówi Magda.