Reklama

Po pięciu godzinach lotu z Polski lądujemy. Nie bez emocji. Lotnisko na Maderze uważa się za jedno z najniebezpieczniejszych w Europie. Położone jest tuż przy oceanie na stromych zboczach wyspy. W sieci nie brakuje nagrań, na których widać, jak wiatry wiejące w stronę lądu chyboczą ciężkimi samolotami jakby były zwiewnymi latawcami. Maszyna kołuje nad oceanem w pobliżu wyspy i podchodzi do lądowania. Siedząc przy oknie, można odnieść wrażenie, że samolot zaraz osiądzie na wodzie. Koła dotykają pasa startowego. Pogoda jest dobra. Żądni ekstremalnych doznań mogą czuć się rozczarowani. Żadnego chybotania, standardowe lądowanie. 

Przed laty głównym problemem portu lotniczego na wyspie była długość pasa startowego. Początkowo wynosił on jedynie 1 600 metrów. Po tym jak jesienią w 1977 roku doszło do dwóch katastrof lotniczych, w których zginęło kolejno 131 i 36 osób, rozpoczęto rozbudowę krótkiego lądowiska. Obecnie wynosi ono 2 781 metrów, a część pasa wzniesiona jest na ogromnych betonowych palach, znajdujących się częściowo nad oceanem. Dla porównania pas na lotnisku Balice w Krakowie mierzy 2 550 m. 

Reklama


W drodze do tajemniczego lasu Fanal

Rankiem wynajętym samochodem ruszamy ze stolicy Funchal w drogę, by odkrywać Maderę - nazywaną portugalską wyspą "wiecznej wiosny". Dlaczego? Średnia temperatura dobowa w styczniu wynosi tu około 16 stopni Celsjusza, a w lipcu około 23 stopnie C. Opady śniegu i mróz nigdy w wybrzeżnej części wyspy nie wystąpiły. Najniższą zanotowaną temperaturą było 7,4 stopni C. w nocy, a najcieplejsze miesiące to sierpień i wrzesień. Trzeba pamiętać, że krajobraz Madery jest górzysty, dlatego w turystycznych miejscowościach położonych nad oceanem będzie znacznie cieplej niż wysoko w górach. Najwyższa odnotowana temperatura to 38,4 stopni C.

Jedziemy do lasu Fanal określanego jako najbardziej niezwykłe i tajemnicze miejsce na wyspie. Do pokonania mamy 50 km. Z położonej nad brzegiem oceanu stolicy Funchal, krętymi i czasami naprawdę wąskimi drogami wspinamy się w górę. Silnik rzęzi na pierwszym biegu, bo miejscami podjazdy są tak strome, że "dwójka" to za wiele.

Za to widoki na trasie zachwycają - wyspę porasta mnóstwo bujnej zieleni poprzetykanej barwnymi, egzotycznymi kwiatami. Jak czytam w przewodniku, stanowi ona dom dla wielu endemicznych gatunków roślin i zwierząt. Ja nazywam ją "bananową wyspą", odnosząc wrażenie, że plantacje bananów są niemal wszędzie.

Madera i jej niezapomniany zapach

Jesteśmy coraz bliżej Fanal, przejeżdżając przez las otwieramy okna. Biorę wdech i czuję, jak napełnia mnie rozkoszny słodki a zarazem rześki zapach, rosnących tutaj eukaliptusów, który subtelnie miesza się z wonią egzotycznych kwiatów. Aż chce się zatrzymać i łapczywie upajać tym niezwykłym aromatem wyspy. Z zachwytów wyrywa nas jednak znak ostrzegający przed dzikimi krowami. Po przejechaniu kilkuset metrów rzeczywiście widzimy w oddali trzy sztuki.

Dzikie krowy to jedna z wizytówek Fanal, o czym przekonujemy się krótko po zaparkowaniu na obszernym parkingu tuż przy wejściu do pradawnego wawrzynowego lasu. Parking z minuty na minutę wypełnia się kolejnymi samochodami. Choć o godz. 10 w lesie nie brakuje już turystów, jest on na tyle rozległy, że wędrując wśród magicznie wyglądających, prastarych drzew mamy poczucie intymności. W oddali pasie się stado dzikich krów. Są jednak zakolczykowane, najprawdopodobniej przez władze parku. Kiedy przechodzimy nieopodal nich, dostrzegamy, że zwierzęta wcale nie reagują na turystów, najwyraźniej są przyzwyczajone do dzielenia z nimi tego idyllicznego obszaru.

Pomiędzy punktami widokowymi w lesie Fanal znajduje się wiele zakamarków, w których - wśród niesamowitych drzew - można po prostu odpocząć. Maderskie lasy wawrzynowe zostały wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO. Co ciekawe, obszar chroniony rezerwatem zajmuje niemal 2/3 powierzchni całej wyspy.


Mamy ładną słoneczną pogodę, ale wielu uważa, że najpiękniej i najbardziej tajemniczo las prezentuje się, kiedy spowija go gęsta mgła. O taką aurę najlepiej wczesnym rankiem, ale nie tylko, na tej wysokości - 1150 m n.p.m - mgły nie są rzadkością. Spacerując po lesie robimy 5 tys. kroków, a przemierzamy jedynie jego część.

Baseny naturalne, a na obiad wyśmienity... potwór morski

Dalej udajemy się do Porto Moniz, gdzie znajdują się baseny naturalne - jedna z głównych atrakcji północnego wybrzeża wyspy. Zatrzymujemy się w miejscu wyróżnionym niebieskimi liniami, co oznacza strefę płatnego parkowania. W miejscach oznaczonych na żółto parkowanie jest zabronione, z kolei białe linie wyróżniają strefy, gdzie można zatrzymywać się zupełnie za darmo.

Świeża bryza oceaniczna owiewa twarze, czuć też inny zapach - wulkanicznych skał. To kwintesencja basenów naturalnych w Porto Moniz, powstałych z zastygłej lawy wypełnionej słoną wodą z oceanu. Fale nieustannie przelewają się nad ciemnymi głazami, wymieniając wodę w naturalnym kąpielisku. Całkowita powierzchnia kompleksu basenów wynosi ok. 3,8 tysiąca metrów kwadratowych.

W miasteczku przychodzi czas na posiłek - tradycyjny maderski przysmak czyli rybę o nazwie Espada - pałasz czarny podawaną z bananem. Ryba (choć po złowieniu wygląda jak prawdziwy potwór z najgłębszych czeluści oceanu) jest niezwykle delikatna, smakuje znakomicie, a banan - ku zdziwieniu - okazuje się w tym przypadku idealnym połączeniem. Cena 10 euro.

Czarna plaża, zgubiony welon i zastygły Winston Churchill

Tego dnia jedziemy jeszcze w kierunku Seixal. Tam znajduje się kolejne niezwykle urokliwe miejsce - plaża z czarnym piaskiem, otoczona wysokimi i zieleniącymi się klifami. Przy błękitnym niebie woda nabiera intensywnego turkusowego odcienia. Gra tych kolorów jest po prostu niezwykła.

Na koniec zostaje jeszcze Veu da Noiva czyli wodospad Welon Panny Młodej. Jak sama nazwa mówi, spadająca z wysokiego klifu woda wygląda niczym długi ślubny welon, który otoczony ciemnymi skałami i soczystą zielenią, gnie w błękitach oceanu. Turyści podziwiają ten widok ze specjalnie przygotowanego punktu.

Żeby wrócić do stolicy Funchal, przemierzamy wszerz całą wyspę. Nie zajmuje to wiele czasu, bo Madera z zachodu na wschód ma 57 km długości i jest szeroka na 22 km. 

Zachód postanawiamy spędzić w rybackim miasteczku Camara de Lobos. Siadamy w knajpce nad zatoką pełną kolorowych i nadgryzionych zębem czasu kutrów rybackich. Nieopodal znajduje się mały hotelik, a przed nim rzeźba siedzącego Winstona Churchilla. Paląc cygaro, z rozwiniętą sztalugą próbuje uchwycić piękno rybackiej zatoczki - tak zastygł w kamieniu, przypominając turystom, że przed laty spędzał tu czas.  

Na koniec poncha i saúde (czyli na zdrowie)

Za Churchilla, wyspę wiecznej wiosny oraz bananów, zapierające dech widoki i silnik naszego auta, by wytrzymał kolejne dni na stromych trasach Madery wznosimy toast lokalnym trunkiem o nazwie poncha

Niegdyś popijano go w każdym porcie, wierząc w jego niezwykłe zdrowotne właściwości. Wszystko za sprawą składników, z których powstaje: witamina C zawarta w cytrusach miała chronić przed przeziębieniem, miód przeganiać stany zapalne, a lokalny rum solidnie rozgrzać. Przed nami jeszcze sześć intensywnych dni na wyspie, dlatego - poza kierowcą - nikt nie odmawia sobie takiego "zdrowotnego wzmocnienia".

***

W kolejnych dniach pobytu na Maderze wędrowaliśmy (zabierzcie koniecznie buty trekkingowe) do miejsc zjawiskowych i absolutnie godnych polecenia. To słynne maderskie lewady: Levada Nova (z pięknym wodospadem na trasie, pod którym można przejść) oraz Levada dos Balcoes (krótka trasa z pięknym balkonem widokowym na końcu); Cabo Girao - punkt widokowy ze szklaną platformą wzniesioną na wysokim klifie; Półwysep Św. Wawrzyńca czyli Ponta de São Lourenço szlak turystyczny po najbardziej wysuniętym na wschód półwyspie Madery; szlak na najwyższy szczyt wyspy Pico Ruivo (1862 m n.p.m.), na który z Pico do Arieiro prowadzą słynne "schody do nieba"; stolica wyspy Funchal (gdzie mieści się muzeum Cristiano Ronaldo, który pochodzi z wyspy); trasy bananowe - Rota da Banana i liczne punkty widokowe, które spotykaliśmy na drodze.