Reklama

Pandemiczne zwyczaje nie zostały z nami na długo. Nawet jeśli kilkadziesiąt miesięcy temu wydawało się, że świat prędko nie wróci do normy, to lato pod względem epidemicznym zawsze daje wytchnienie. Mało kto myślał o wirusie, podejmując decyzję o zakupie karnetów na tegoroczne festiwale - w końcu tu liczy się zabawa, a nie kalkulowanie zysków i strat jeszcze przed rozpoczęciem imprezy.

W tym roku odbędzie się w Polsce kilka wielkich letnich wydarzeń, a najpopularniejsze z nich, czyli OFF Festival, Fest Festival, Pol’and’Rock Festival czy festiwal w Jarocinie odwiedzą setki tysięcy osób.

Na otwartej przestrzeni

Reklama

Na tapet wezmę wspomniany Open’er Festival, który z wydarzenia zapełnionego przedstawicielami alternatywnego rocka i elektroniki zamienił się w święto różnorodności - nie tylko tej muzycznej. W pierwszej edycji w 2002 roku wzięło udział jedynie 5 artystów, których podzielono na dwie odrębne sceny. Z tym że na jednej, tej głównej, zagrał Smolik oraz zagraniczna gwiazda - The Chemical Brothers (nomen omen mieli zagrać także w tym roku, po 20 latach, ale zaledwie dwa dni przed odwołali swój udział z powodu COVID-19). Wtedy jeszcze jako Open Air Festival był jednodniową imprezą, ale spragnieni alternatywnych brzmień miłośnicy muzyki zaczęli się przyglądać ciekawemu projektowi.  

Święto muzyki zmieniało się. Z lokalnej, ograniczonej do Warszawy alternatywnej - mogło się wtedy wydawać - fanaberii, stało się ogólnopolskim przedsięwzięciem ze stolicą w Gdyni. Stało się także nieodłącznym elementem tego miasta, które od wielu lat jest jej oficjalnym partnerem. Przez dwadzieścia lat na deskach kilku scen wystąpili legendarni artyści na czele z Blur, Prince’em, Coldplay, The Strokes, Snoop Doggiem, The White Stripes, Kanye Westem czy Arctic Monkeys. Wraz ze wzrostem zainteresowania imprezą rosło wszystko: liczba uczestników, poziom artystyczny, poprawiała się organizacja, ale wzrosły także oczekiwania i ceny biletów.

Zabawa to podstawa

Na zakończonym w ubiegłą niedzielę Open’er Festival 2022, według Mikołaja Ziółkowskiego z Alter Art, miała się pojawić "rekordowa liczba unikalnych uczestników" - szacowano, że będzie to 125 tysięcy osób. Najwięcej spodziewano się podczas 3. dnia imprezy, który za sprawą wyjątkowego line-upu mógł zapisać się w historii gdyńskiej zabawy - na Głównej Scenie miało pojawić się czworo artystów - Jan-rapowanie, Megan Thee Stallion, Dua Lipa oraz Martin Garrix.

No i dzień ten przejdzie do historii, ale nie z powodu wyśmienitej zabawy, a ewakuacji wywołanej potężną burzą i wichurą. Dla internautów była to niezła okazja do ponaśmiewania się z hipsterów, którym nie uda się podzielić na Instagramie nagraniami z koncertu Dua Lipy, ale dla tych, którzy byli wewnątrz, była to dość niespotykana, dziwna, a jednocześnie groźna sytuacja. 60 tysięcy osób zostało zmuszonych do natychmiastowego opuszczenia festiwalowej przestrzeni, w sumie nie wiedząc, co będzie dalej.

Jak mówił dzień po zdarzeniach podczas konferencji prasowej Mikołaj Ziółkowski, tego dnia notowano wiatr w porywach od 60 do 100 km/h. Była to jedna z przesłanek do ewakuacji z terenu lotniska Gdynia-Kosakowo.

Czy nad gdyńskim festiwalem wisi "pogodowe fatum"? Nie, patrząc na to, co dzieje się w pogodzie w lecie na terenie całej Polski można być pewnym, że to smutna przyszłość nie tylko nasza, ale całego świata. Pogoda staje się coraz bardziej nieobliczalna i pomimo festiwalowej radości uczestników i przebłysków słońca w poszczególne dni, to właśnie my ludzie sami zgotowaliśmy sobie taki los, doprowadzając do zmian klimatycznych.

- Bezpieczeństwo jest najważniejsze. Jedyna właściwa decyzja była taka, żeby tymczasowo ewakuować teren. (...) Koncert, który jest fantastycznym przeżyciem, można przesunąć w czasie, a życia nikt nikomu nie przywróci - argumentował w rozmowie z Interią szef Alter Art, Mikołaj Ziółkowski.

Kolorowo już było?

Według danych Biura Informacji Publicznej Miasta Gdynia, w ostatnich latach wsparcie od miasta dla imprezy rosło, ale pandemia mocno je ograniczyła. Najwcześniejsze dane pochodzą z 2008 roku, gdy Gdynia przekazywała Open’erowi kwotę ponad 666 tysięcy złotych. Dekadę później, festiwal otrzymał wsparcie w wysokości 4 354 000 złotych. Przed rozpoczęciem 16. edycji w 2018 roku Mikołaj Ziółkowski zapowiadał, że pod każdym względem będzie to rekordowa edycja. Wówczas jeszcze przed startem imprezy, niczym na festiwalu Glastonbury wyprzedano bilety na niemal wszystkie dni Open’era. Na scenach pojawiło się ponad 100 artystów.

Kolejna edycja także przyniosła świetne wyniki, a miasto "dołożyło" się do najważniejszej kulturalnej imprezy w Polsce niemal tyle samo, co rok wcześniej (4 369 856 zł). Rok 2020 z pewnością także byłby rekordowy, następny pobiłby pewnie rekord sprzed roku i tak dalej. Ale nadeszła pandemia, która zmusiła organizatorów wielkich imprez do zadania sobie pytania, jak w dobie niekorzystnych warunków finansowych czy geopolitycznych zorganizować tak samo dobre widowisko. I jak spiąć budżet, by to jeszcze się opłacało.

Kendrick Lamar, Anderson .Paak & The Free Nationals, Charli XCX, Taylor Swift, Martin Garrix, Yungblud. To nie jest line-up marzeń, tylko lista artystów, którzy mieli wystąpić na scenie w Gdyni w 2020 roku. Przez pandemię ta szybko pędząca maszyna musiała się zatrzymać. Koncepcja Open’era w ostatnich latach przyzwyczaiła, że nie ma rzeczy niemożliwych, a teraz dołącza do niej myśl "co się odwlecze, to nie uciecze". - Taylor Swift jest świetną artystką i jak tylko kiedyś będzie możliwość, żeby wystąpiła na którejś z edycji Open’era, to się na pewno wydarzy - powiedział mi organizator imprezy. Podobnie ma być w przypadku odwołanej w tym roku Duy Lipy.

W 2021 roku organizacja koncertów była nadal zbyt ryzykowna, więc wybrano bezpieczniejsze wyjście - Open’er Park. Była to seria koncertów w gdyńskim parku, podczas której przez niemal całe lato występowali głównie polscy artyści. Zagrali m.in. Zalewski, Dawid Podsiadło, Pezet, Beata i Bajm czy Artur Rojek. Te działania Gdynia wsparła kwotą 1 782 000 zł. W tym roku Open’er Festival także mógł liczyć na pomoc miasta, ale nie tak wysoką kwotą, co jeszcze podczas ostatnich edycji - były to jedynie 2 miliony złotych. Wiadomo, że wszyscy muszą zaciskać pasa łącznie z władzami samorządowymi.

Czy dobry czas dla imprez już minął? Z pewnością nie, choć koncerty z racji wzrostu cen za bilety stają się ekskluzywne bardziej, niż kiedykolwiek przedtem.

Potrzebowali tego niczym powietrza

Ten festiwal, jak wszystkie inne musiał powrócić, bo marzyli o tym nie tylko stali bywalcy tego rodzaju spotkań, ale też przeciętni fani muzyki na żywo. Choć na początku pandemii mogła rodzić się myśl, że to koniec imprez, które są miejscem, gdzie łatwo jest komuś "sprzedać wirusa", to sami ich twórcy naprawdę nigdy nie brali na poważnie idei końca.

- Nigdy nie miałem takiej myśli, ani przez moment, że [festiwal] nigdy się nie odbędzie. Byłem w tej grupie, która na wielu różnych spotkaniach twierdziła, że taka katastrofa, by zmieniło się zachowanie i potrzeby ludzkie, które są bardzo ważne w kontekście festiwalu muzycznego, to poczucie wspólnoty i bycia razem jest dużo silniejsze i jest ostatnim z bastionów, bo wiele rzeczy dzieje się online, w zamkniętych domach - mówi Mikołaj Ziółkowski z Alter Art.

Według organizatora Open’era ważne jest to, co czują odbiorcy muzyki na żywo, a wspólna jej celebracja stała się nawykiem, który tak szybko nie zaniknie. - Ta potrzeba jest tak silna, że musiałyby minąć dekady, żeby festiwale przestały się odbywać w takiej formie - stwierdza i dodaje jeszcze, że "potrzeby, szczególnie młodych ludzi, absolutnie się nie zmieniły".

Podobnie sądzi Artur Rojek - organizator dwóch festiwali, które odbędą się jeszcze w tym roku - kultowego OFF Festival w Katowicach (5-7 sierpnia 2022) oraz całkiem nowej imprezy showcase’owej Great September (której współorganizatorem jest jeszcze Łukasz Minta i miasto Łódź, 15-17 września 2022). Bez zastanowienia przyznaje, że nie brał pod uwagę możliwości, że wybuch pandemii będzie jednocześnie końcem tego rodzaju imprez masowych. - Carramba, szef stage managerów na OFFie, powiedział mi kiedyś: ‘wszystko kiedyś przemija nawet najdłuższa żmija’ - tego się trzymałem - stwierdza były lider kultowego zespołu Myslovitz, który organizuje w tym roku 15. edycję święta alternatywy.

Wszystkie ręce na pokład dla... Duy Lipy

Korzystając z okazji, podczas tej edycji Open’era porozmawiałem z uczestnikami, by dowiedzieć się, w jaki sposób przeżyli rozłąkę z festiwalową społecznością i niedoborem zabawy przez ostatnie miesiące. Okazuje się, że niektórym mocno brakowało tego typu wrażeń, inny wybierali imprezy w zaciszu domów. Jeszcze inni zaraz po ogłoszeniu tegorocznej edycji poczuli potrzebę sprawdzenia, jak wygląda tego typu wydarzenie tylko po to, by przeżyć nowe doświadczenie. - Za zabawą nie tęskniłam, bo chodziłam na imprezy, ale na festiwalu nigdy nie byłam i bardzo się z tego cieszę - mówiła jedna z uczestniczek, która przyjechała oczywiście dla gwiazdy wieczoru, która w końcu nie wystąpiła.

Tak, bo wiele osób przyjechało specjalnie, by podziwiać na żywo Duę Lipę. Między innymi dlatego w pechowy piątek gdy ogłoszono ewakuację, a koncert się nie odbył, szacowano największą liczbę gości podczas całej edycji.

 Dla licznych uczestników był to pierwszy od dawna czas spędzony w otoczeniu tak wielu ludzi. - Przede wszystkim brakowało mi wyjścia, wspólnego spędzania czasu. Widzenia się bez maseczek, kontaktu bezpośredniego, że możesz do kogokolwiek podejść, zagadać bez problemu - mówił jeden z moich rozmówców, a wtórował mu kolega. - Brakowało mi tej bliskości, teraz nie ma tego dystansu - opowiadał. Sądząc po tych wypowiedziach, wiadomo, że festiwal pełni rolę socjalizacyjną nawet bardziej, niż kiedykolwiek przedtem.

Ceny biletów podyktowane są wieloma zmiennymi, a niektórzy narzekali na nagły wzrost cen. - Mega fajny line-up, cena była rozsądna jak na niego, ale tak -  to wciąż za wysoka cena - powiedział mi jeden z uczestników. I jeśli chodzi o ceny, to rzeczywiście w tym roku z powodu wzrastających kosztów logistycznych organizatorzy byli zmuszeni podnieść je o około 50 złotych, w każdym wariancie wejściówki. Ma się rozumieć, przyjezdni wiedzą, dlaczego dochodzi do tej podwyżki i mimo wszystko nie mają zamiaru rezygnować z dobrej zabawy.

- Porównując do cen za granicą festiwali, to i tak jest opłacalne; - Jest nawet przystępnie z cenami, zwłaszcza, że jestem stąd; - Ceny biletów są zdecydowanie za wysokie, ale w sumie jest inflacja i wszystko poszło w górę, więc organizacja też kosztuje - twierdzili moi rozmówcy.

Post-pandemiczny comeback

Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Zdaniem Mikołaja Ziółkowskiego był to najtrudniejszy w historii Open’era rok - pod względem logistyki, pracy i problemów, które wciąż się piętrzyły. Organizator dodaje także, że nie jest to jedynie problem polskiego podwórka festiwalowego - to wyzwanie całej rodziny europejskich i amerykańskich festiwali. - Totalny wzrost kosztów, post-pandemiczne przerwanie cyklu dostaw, problemy z transportem, z lotnictwem, honoraria - wymienia szef Alter Art. 

Z powodu pandemii wiele osób przebranżowiło się i nie zdecydowało wrócić na dawne stanowiska, stąd braki kadrowe. - Wielkie wyzwanie na szczęście zakończone sukcesem - celebrujemy i bardzo ciężko pracujemy, aby ten festiwal był w takiej formie, w jakiej go znamy i pamiętamy - mówi Ziółkowski.

Pomimo światowego kryzysu (również tego geopolitycznego), Artur Rojek - twórca OFF Festivalu, którego domem od kilku lat są Katowice - pozostaje optymistą i zapewnia, że nie bał się o tegoroczną edycję. Był pewien, że odbędzie się na dawnych zasadach. - Sytuacja z ostatnich dwóch lat trochę mnie przyzwyczaiła do działania z większą czujnością na szybkie zmienne. Proces budowania programu artystycznego był też trochę inny. Niewielu z nich to [artyści - przyp. red.] zabukowani w 2019 i 2020 roku. Wszystko trzeba było robić od nowa, biorąc pod uwagę nową rzeczywistość i zmiany w planach koncertowych artystów. W międzyczasie rozpoczęła się wojna. Niektórzy zaoceaniczni wykonawcy myślą, że wojna w Ukrainie to też wojna w Polsce - twierdzi Rojek, który na tegoroczny OFF Festival zaprosił m.in. legendarnego Iggy’ego Popa.

Sądzi jednak, że problemy to nic nowego - jeśli spojrzymy na "organizację festiwalu wstecz, to nigdy nie było lekko. Festiwal to zawsze mnóstwo zmiennych" - dodaje. I zakłada, że spragnieni muzyki wpadną w prawdziwy dźwiękowy trans. - Myślę, że dadzą upust swojej tęsknocie i wpadną w totalnie dobrą zabawę i nastrój - dopowiada.

Z Mikołajem Ziółkowskim rozmawiałem pierwszego dnia Open’era i było jeszcze za wcześnie, by ocenić, jak zachowują się uczestnicy na pierwszym po-pandemicznym festiwalu. Zauważył jednak, że nie ma czegoś takiego, jak pokoleniowa wymiana - po prostu do dobrej zabawy dołączają przedstawiciele różnych roczników.

- Patrząc na ludzi, widzę, że tutaj się absolutnie nic nie zmieniło. Poza tym że weszły nowe pokolenia, z czego się bardzo cieszę. (...) Patrząc z perspektywy frekwencji i wielkiego powrotu, zapotrzebowania i tego krzyczącego tłumu - po to to robimy, dla tych emocji i dla uczestników. Tak chcieliśmy wrócić i tak wróciliśmy - dodał szef Alter Art.

Lato pełne wrażeń

I tak jak Open’er Festival 2022 w ubiegłą niedzielę przeszedł do historii, to na fanów festiwali nadal czeka lato pełne emocji. Między innymi podczas wspomnianego już OFF Festival, na którym Artur Rojek zapowiada dużą różnorodność nie tylko gatunkową, ale też koncerty w niespotykanych miejscach. Wśród występujących są m.in. Alabaster DePlume, który zagra w domu Wojciecha Kilara, czy raper MIKE prezentujący się na 33 piętrze biurowca KTW. Dla fanów twórczości Kate Bush przygotowano występ Half Wife, którą nazywa się jej współczesną wersją.

Jeśli komuś nadal jest mało muzyki na żywo, to może wybrać się na Śląsk - organizatorzy spodziewają się gościć każdego dnia 15 tysięcy uczestników.

- Podczas głównej części festiwalu w Dolinie Trzech Stawów pojawi się m.in. ikona punk rocka, legendarny Iggy Pop, twórczynie ruchu riot grrrl, amerykański zespół Bikini Kill, shoegaze’owa gwiazda DIIV,  brytyjski producent i dj Mura Masa, który odwiedzi OFF, promując nową płytę, czy formacja Metronomy, która przyjedzie z ostatnim doskonałym albumem ‘Small World’ - zapowiada Artur Rojek. Na szczególną uwagę zasługuje także pewien polski akcent  - zespół Papa Dance z okazji 35-lecia krążka "Poniżej krytyki" zagra album w całości.

Festiwale showcase’owe przyszłością?

Skąd pozyskiwać muzyczne inspiracje i artystów, którzy mogą wkrótce stać się ważnymi scenicznymi graczami? W końcu żadna sława nie trwa wiecznie, a festiwal budowany wciąż wokół tych samych artystów stałby się nudny. Stąd potrzeba szukania nowych talentów.

Wielu cenionych i wyprzedających dziś ogromne stadiony muzyków zaczynało od prezentacji na festiwalach showcase’owych. Polegają one na tym, że zainteresowany pokazaniem się światu artysta robi to, co umie najlepiej - wykonuje swój repertuar na oczach uczestników. Festiwal jest połączony z konferencjami specjalistów, którzy prezentują swoje opinie na temat rozwoju branży - każdego dnia prezentują się delegaci, którzy znają ją od podszewki. Dzięki temu często skryte gdzieś talenty mają szansę zabłysnąć i pokazać się światu, ale jest to też miejsce spotkań dla specjalistów z branży i szansa dla rodzimych grup, by zabłysnąć.

Okazją na odnalezienie takich diamentów będzie organizowany we wrześniu festiwal Great September. Jego współtwórca, zauważa, że dla niektórych występy na tego rodzaju imprezie były kamieniem milowym w karierze. - Najbardziej znane z nich to amerykański SXSW w Austin, Reeperbahn w Hamburgu, Eurosonic w Groningen czy Spring Break w Poznaniu. Na tego typu festiwalach zaczynali wszyscy wielcy - od Dua Lipy i Eda Sheerana po Jamesa Blake’a, The XX, Skeptę, Ralpha Kaminskiego, Korteza czy Sanah - wymienia Artur Rojek.

- Festiwal ma na celu pokazać najciekawszych nowych polskich artystów. W kilkunastu klubach miasta Łodzi, przez trzy dni, odbędzie się ponad 100 koncertów. Festiwal ma charakter miejski. Opaska festiwalowa będzie upoważniała do wejścia do wszystkich klubów, gdzie w ramach festiwalu odbywać będą się koncerty - tłumaczy organizator.

Wydaje się więc, że tegoroczne lato będzie dla miłośników muzyki jednym z fajniejszych momentów ostatnich kilkudziesięciu miesięcy. Warto rozglądnąć się, co ciekawego dzieje się w okolicy, by nie przegapić szansy na wzięcie udziału w fantastycznej zabawie i przy okazji stać się częścią wielkiej, muzycznej społeczności. I być może odkryć coś nowego, co będzie wkrótce zapętlone królować na Twojej playliście.