Reklama

Jest marzec 2006 r. Pogoda w San Francisco nie może się określić - waha się od niemal bezchmurnego poranka po deszczowe popołudnie. Osoby, które zdecydowały się na podwójną porcję krewetek w barze z widokiem na zatokę, przez szybę obserwują, jak ciężkie krople uderzają o taflę wody. Ulicę dalej, przed klawiaturą komputera siedzi amerykański programista Jack Patrick Dorsey. To założyciel serwisu Twitter, którego majątek za kilkanaście lat przekroczy 12 mld dolarów. Ale Jack nie ma o tym pojęcia, bo wysyła tweeta. I to wszystko, co w tym momencie go interesuje. 

"just setting up my twttr" - wiadomością o takiej treści postanowił przywitać się ze światem. Jednak na pierwsze serduszko pod wpisem musiał trochę poczekać.

Reklama

Być może Jack spodziewał się wówczas fortuny na swoim koncie, ale z pewnością nie miał pojęcia, że 15 lat później będzie miał okazję tę wiadomość sprzedać. Nie to jest jednak najdziwniejsze. Zdecydowanie bardziej może zaskakiwać fakt, że Justin Sun, założyciel platformy kryptowalutowej TRON, zdecydował się zapłacić za ten wpis pół miliona amerykańskich dolarów... Co więcej, po kilku godzinach zmienił zdanie i widząc spore zainteresowaniem pierwszym tweetem w historii, a raczej jego cyfrowym zapisem (o czym za chwilę), podbił cenę do 2 mln USD. Najwyższa oferta to 2,5 mln dolarów, ale to nie jest ostatnie słowo, bo aukcja kończy się 21 marca. Pieniądze mają zostać przeznaczone na cele charytatywne.

Chwileczkę... co oznacza kupienie tweeta? Z odpowiedzią spieszy platforma, za pośrednictwem której odbywa się aukcja. "Tym, co kupujesz jest cyfrowy certyfikat tweeta, unikatowy, ponieważ został podpisany i zweryfikowany przez jego twórcę".

Ile wart jest ten wirtualny autograf? To oczywiste - tyle, ile ktoś będzie gotowy za niego zapłacić. Możliwe, że Jack jako pierwszy stworzył i spopularyzował serwis społecznościowy udostępniający usługę mikroblogowania, jednak nietypowe aukcje cyfrowych aktywów odbywały się już wcześniej.

What the... NFT?

Wraz z popularyzacją kryptowalut - w tym przede wszystkim Bitcoina, stanowiącego, zdaniem niektórych, cyfrowy odpowiednik złota - rośnie także świadomość na temat ich użyteczności. I to nie tylko jako elektronicznego środka płatniczego, czego przykładem jest możliwość kupna Tesli za wirtualną walutę.

Rozwój technologii blockchain (bazy danych przechowującej informacje m.in. o transakcjach) przyczynił się do powstania wielu projektów, które emitują tokeny, czyli aktywa cyfrowe pełniące pewną, z góry ustaloną funkcję, w danym informatycznym ekosystemie. 

Stąd niedaleko do tokenów NFT (ang. non-fungible token, czyli tokenów niewymienialnych), które w ostatnim czasie zyskują na znaczeniu w świecie cyfrowym, a od niedawna - m.in. za sprawą domu aukcyjnego Christie's - także w świecie rzeczywistym. 

Czym jest wspomniana "niewymienialność"? Otóż przykładem wymienialnego aktywa są np. pieniądze, którymi posługujemy się na co dzień. Dycha w portfelu to taka sama dycha, jak ta znaleziona w zimowym płaszczu z poprzedniego sezonu, a ta z kolei nie różni się z grubsza niczym od tej zdeponowanej na bankowym rachunku. Każdą możemy wymienić w dowolnej chwili. Czym innym jest natomiast kolekcjonerska dycha, która ze względu na swoją unikalność może być warta dwie dychy albo więcej.

NFT to specjalny rodzaj tokena kryptograficznego, który reprezentuje coś unikalnego, np. cyfrowe dzieło sztuki. Można je kupować i sprzedawać, a jego proweniencja kontrolowana jest dzięki technologii blockchain. Ten "łańcuch bloków" jest w rzeczywistości zdecentralizowaną (czyli nieposiadającą centralnych jednostek zarządzających) i rozproszoną bazą danych, zawierającą informacje o transakcjach lub zdarzeniach.

Technologia ta sprawia, że artysta może wystawić na sprzedaż dzieło sztuki, natomiast kupujący nabywa unikalny token, który reprezentuje to dzieło, a następnie może udowodnić jego autentyczność poprzez blockchain.

Przykładem takiego aktywa będzie GIF z wizerunkiem pieska złożonego z kilkudziesięciu pikseli. Zapisanie pliku na pulpicie nie sprawi, że staniemy się jego posiadaczami w rozumieniu kolekcjonerstwa. Dopiero transakcja i "podpis" na blockchainie będą oznaczały, że piesek jest nasz. Wówczas będziemy mogli przechowywać go w cyfrowym portfelu, zaprezentować na wystawie on-line bądź zrobić z nim... cokolwiek będziemy chcieli.

Przepraszam, czyje są te memy?

Historia tego rodzaju tokenów sięga 2017 r. Ich twórcy zgadzali się co do jednego: spotykamy się z mnogością cyfrowych "rzeczy", których tak naprawdę nie posiadamy. Postanowili to zmienić.

Popularyzacja gier, w których konkurujemy z innymi użytkownikami w sieci, stworzyła nowy rynek wirtualnych przedmiotów. Co mają do tego tokeny NFT i technologia blockchain, wie ten, kto próbował sprzedać za "prawdziwe" pieniądze wirtualny miecz czy postać z wyjątkowymi umiejętnościami. Zapisanie danego przedmiotu na blockchainie umożliwia jego łatwą wymianę bądź sprzedaż. 

Eksperymenty z NFT rozpoczęły się od modyfikacji wizerunku znanej z internetowych memów Żaby Pepe. Najbardziej "cenne" dzieła zapisane w sieci Bitcoina zostały później sprzedane na aukcji w Nowym Jorku.

13 stycznia 2018 roku na Manhattanie zebrała się grupa entuzjastów nowych technologii, jednak gwoździem wieczoru okazał się Homer Simpson o zgoła zielonej karnacji. Zapisana na blockchainie postać została sprzedana za równowartość niemal 40 tys. dolarów.  


Dużo? Czas to zweryfikował. Przez ponad dwa lata karta nie zmieniła swojego właściciela - aż do 1 marca 2021, kiedy postanowiono ją sprzedać. Nowy nabywca zapłacił za nią ponad 300 tys. dolarów.

Cyfrowe antyki

W 2018 r. powstał CryptoPunks - 10 tys. unikalnych postaci do kolekcjonowania, z których każda ma zestaw unikalnych cech.

Biorąc pod uwagę ich ograniczoną podaż i renomę wśród społeczności wczesnych użytkowników, CryptoPunks są prawdopodobnie najlepszymi kandydatami na "cyfrowe antyki".

Jednak pierwszym projektem, który przedarł się do mainstreamu (choć wciąż nieco niszowego), były CryptoKitties. Gra umożliwiała użytkownikom wspólne hodowanie cyfrowych kotów w celu wyprodukowania kolejnych. Ich cena rynkowa uzależniona była od atrybutów.

CryptoKitties były urocze, łatwe do udostępnienia i zabawne, natomiast pomysł zakupu cyfrowego kota o wartości 1000 dolarów był tak absurdalny, że wieść o tym niosła w najdalsze zakamarki internetu. Do czasu, gdy pękła bańka spekulacyjna i na rynku pozostali tylko najwytrwalsi.

Rok 2018 był także czasem gier typu "hot potato" (ang. gorący ziemniak). Jedną z nich była CryptoCelebrities, której mechanizm opierał się na kupowaniu tokenów z wizerunkiem znanych osób (np. twarz Donalda Trumpa za równowartość 137 tys. dolarów) i odsprzedawaniu ich za wyższą cenę.

Przegrywał ostatni kolekcjoner, który zapłacił na tyle dużo, że nikt inny nie chciał dać więcej. To spowodowało, że część inwestorów realizowała stratę, pozostali kończyli rozgrywkę ze zdjęciem Elona Muska w kieszeni (rzecz jasna, cyfrowej).

Muzyka w NFT

Sam dyrektor generalny koncernu samochodowego Tesla i przedsiębiorstwa kosmicznego SpaceX chętnie udziela się w temacie kryptowalut. Jego aktywność nie ogranicza się do prób wysyłania ludzi na Księżyc czy Marsa, bądź sporach z Amerykańską Komisją Papierów Wartościowych (SEC). Każdy wpis miliardera wywołuje spore zamieszanie na rynkach finansowych.

Z nie mniejszym sukcesem w kryptoświecie odnajduje się jego partnerka. Kanadyjska piosenkarka, szerzej znana jako Grimes, 1 marca sprzedała wideoklipy i utwory własnej produkcji za równowartość 6 mln dolarów. Oczywiście wszystko w formie tokena NFT.

Kilka dni później amerykański zespół rockowy Kings of Leon wydał unikatową wersję swojego albumu zapisanego na blockchainie. Artyści zdecydowali się także w tej samej formie sprzedać serię dożywotnich biletów na swoje koncerty.

O tym, że technologia przeżywa swój złoty okres, świadczyć może m.in. decyzja Christie’s. Założony w 1766 roku angielski dom aukcyjny wystawił do licytacji dzieło sztuki oparte na NFT zatytułowane "Everydays: The First 5000 Days" autorstwa Mike'a Winkelmanna, znanego również jako Beeple.

Jest ona cyfrowym kolażem 5000 futurystycznych obrazów, które wykonał 39-latek. Każdy z nich powstawał kolejno przez 5000 dni, poczynając od 1 maja 2007 r. do 7 stycznia 2021 r.

Winkelmann jest znanym artystą cyfrowym, którego na Instagramie obserwuje ponad 2 mln osób. Tworzy filmy i grafiki dla celebrytów, takich jak Ariana Grande, Justin Bieber i Katy Perry, a także ekspozycje dla dużych marek, jak między innymi Louis Vuitton, Nike czy Apple.

To nie pierwsze dzieło oparte na tej technologii. Stworzona przez niego kolekcja zatytułowana "2020 Everydays", zawierająca 20 dzieł sztuki cyfrowej 3D opartej na NFT, została sprzedana w grudniu za 3,5 miliona dolarów. Aukcja Christie’s zakończyła się na sumie przekraczającej 69 mln dolarów.

"Zapisz jako" i po sprawie?

No dobrze... ale dochodzimy do momentu, kiedy powinno paść pytanie: po co mam płacić miliony, skoro mogę wybrać opcję "zapisz jako", klikając prawy przycisk myszy? Za odpowiedź może posłużyć analogiczna sytuacja. Po co nam grafiki Wojciecha Fangora albo szkice Egona Schiele, skoro możemy pobrać je z sieci i wydrukować? Są tacy, którzy wolą ozdobić swoją ścianę oryginałem.

Zdania na temat tak szybkiego wzrostu popularności wirtualnych aktywów są podzielone. Niektórzy twierdzą, że przyczynił się do tego ogólnoświatowy lockdown. Ludzie pozbawieni możliwości spotkań ze znajomymi, wspólnych wyjść na wystawę czy do sklepu, zaczęli szukać spełnienia online.

Za przykład może posłużyć gra Decentraland, która daje możliwość nabywania nieruchomości za kryptowalutę. Dobre inwestycje mogą się opłacić. Nasz awatar może zwiedzić wirtualne muzeum, uzyskać informacje o eksponatach, a później je nabyć. Ceny mogą jednak zaskoczyć.

Co ciekawe, na wirtualny spacer mamy możliwość wybrać się przy użyciu większości przeglądarek internetowych. Tak jest m.in. w przypadku projektu Cryptovoxels. 

Nawet my sami możemy otworzyć wirtualne muzeum i gościć w nim każdego użytkownika danej platformy.

Jeśli zdecydujemy się na chwilę rozrywki we własnym towarzystwie, aplikacja daje/da nam szansę przejażdżki sterowanym DeLoreanem DMC-12 z "Powrotu do przeszłości".

Co nas kręci

Uzasadnione będą zarzuty dotyczące niefizycznego wymiaru tych rzeczy, bo nie ma to jak dotknąć i zbadać fakturę. Unieść, zważyć w dłoni albo postawić coś na półce z zamiłowania do samego posiadania. Jednak pomimo znaczącej przewagi doświadczania realnego na co dzień, z chęcią oddajemy się wirtualnym rozrywkom.

Reakcja pod postem, wirtualna zbroja czy rekord w kulki nie jest czymś namacalnym, a jednak pozostaje w sferze naszych pragnień. Podobnie z cyfrowym dziełem sztuki, którego ekspozycja nie ogranicza się wyłącznie do ściany w przedpokoju.

Czy jest to tymczasowa moda, czy długotrwały trend, zależeć będzie od skali adopcji. W końcu sam internet ewoluował w nieprzewidzianym kierunku, a mnogość jego zastosowań jest konsekwencją potrzeb użytkowników.

Tak jak trudno było wytłumaczyć 30 lat temu, czym jest strona www, tak wyzwaniem jest nakreślenie ram technologii blockchain i jej przydatności. Niech jednak pierwszy rzuci kamień (bądź token NFT, który odwzorowuje go w wirtualnym świecie), kto choć raz nie ukrył na dnie szuflady przedmiotu mogącego się jeszcze przydać.