Reklama

Czas memów o Polakach w sandałach i skarpetach już się skończył. Podobno mniej klniemy, mniej hałasujemy, nie rezerwujemy o świcie leżaka ręcznikiem. Ale nie oznacza to, że staliśmy nudni czy przewidywalni. Adrianna, Monika i Marcin jako pracownicy branży turystycznej od lat obserwują nas w różnych zakątkach świata. Kiedy pytam ich, jacy jesteśmy na urlopie, otwieram skrzynię z niekończącymi się opowieściami, które rysują wakacyjny portret Polaków.

Polak ciekawy. Wakacje w stylu "zróbmy coś sami"

Kiedy Adrianna Bartnicka, znana na Instagramie jako p. rezydentka, zaczynała dwanaście lat temu pracę w branży turystycznej, rezydent był potrzebny turyście głównie po to, by kupić od niego wycieczkę. A teraz?

Reklama

- Teraz idziemy w samodzielność. Masowe wycieczki autokarowe nie zawsze są już produktem pierwszego wyboru. Coraz więcej osób przychodzi na spotkanie z mapką, zaznacza sobie punkty, które chce odwiedzić, pyta gdzie najlepiej jechać i co jeszcze zobaczyć - opowiada rezydentka.

W tym sezonie Adrianna pokazuje turystom uroki greckiej wyspy Thassos. Przez pięć ostatnich lat pracowała na Zakynthosie i Riwierze Olimpijskiej. W rozmowie z Interią podkreśla, że samodzielność turystów, którzy coraz częściej traktują rezydenta jako drogowskaz, cieszy najbardziej. - To pokazuje, że Polaków już nie trzeba prowadzić za rękę, ale świetnie potrafią wykorzystać daną im przestrzeń, by zrobić coś samemu.

Kłopot pojawia się wtedy, kiedy zwiedzający na własną rękę w nowej przestrzeni się zagubi. Wtedy bez pomocy rezydenta ani rusz. - Miałam kiedyś telefon od małżeństwa, które na Riwierze Olimpijskiej, w miejscowości Palios Panteleimonas, pokłóciło się tuż przed zachodem słońca o to, które miejsce miałam na myśli, mówiąc o najlepszym puncie widokowym. Dzwonili, bym rozsądziła, które z nich ma rację - wspomina ze śmiechem Adrianna Bartnicka. I szybko dodaje: - Żebyśmy tylko o takie rzeczy spierali się w czasie wakacyjnych wojaży i z takimi kwestiami dzwonili do rezydenta.  

Polak pomysłowy. "Trzy bilety dla drewnianych małp"

Czasem nasza wakacyjna samodzielność wykracza poza zwykłe ramy. Kiedy moja rozmówczyni ostatnio przyjechała do hotelu, żeby poinformować gości o godzinie transferu na lotnisko, dostała SMS-a, że dziękują za informacje, ale nie zejdą, bo "patrzą na nią z góry".

- Myślałam, że są w pokoju na piętrze. Ale nie. Okazało się, że weszli z rana na Ipsarion, najwyższy szczyt wyspy Thassos. 1204 metry. Cztery godziny wspinaczki - opowiada Adrianna Bartnicka.

Zaskakiwać może też nasze umiłowanie do pamiątek. Innych niż lokalne przysmaki czy magnesy na lodówkę. Monikę, rezydentkę z dziesięcioletnim stażem, prowadzącą na Instagramie konto o turystyce, nieustająco zadziwia chęć wywożenia przez turystów tego, co znaleźli w czasie urlopu.

- Od skorup żółwi poprzez szczęki rekinów czy zasuszoną rybę. Nie muszę wspominać, że z większości kierunków takich przedmiotów wywozić nie można - zaznacza Monika.

W tym sezonie "melduje" się z Bułgarii. W ciągu ostatniej dekady obcowała z turystami m.in. w Turcji, na Balearach, Wyspach Kanaryjskich, w Grecji, na Malediwach czy Wyspach Zielonego Przylądka. Widziała wiele. Szczyt turystycznej pomysłowości? - W czasie jednego z lotów powrotnych moi turyści uparli się, że wywiozą trzy drewniane figury małp. Każda miała metr wysokości. Dla każdej kupili oddzielne miejsce w samolocie - opowiada rezydentka.

Bo polski turysta, kiedy się na coś uprze, dokona tego za wszelką ceną.

Polak niecierpliwy. "Dzwonię do pani w bardzo ważnej sprawie"

- Jedno słowo, którym miałabym określić Polaka na zagranicznych wakacjach? Zdecydowanie: niecierpliwy - mówi Monika.- Mam wrażenie, że ta niecierpliwość to taka nasza cecha narodowa. Wszystko chcemy na już, na teraz. Nawet na wakacjach turystom zawsze się spieszy. Ciężka sprawa, zwłaszcza jak się trafi na wakacje do Włoch, Hiszpanii czy Grecji, gdzie czas liczony jest zupełnie inaczej - dodaje rezydentka.

Greckie "siga, siga" - "powoli, powoli" - pięknie wygląda w turystycznych folderach. W świecie polskiego turysty nie działa. Zwłaszcza kiedy podejmie decyzję, że natychmiast musi się skontaktować z rezydentem.

Z czym dzwoni turysta? - Chyba łatwiej wymienić, z czym nie dzwoni - żartują moi rozmówcy. Ale z czym by nie dzwonił, odpowiedź musi uzyskać od razu. Polak na wakacjach wyrozumiały nie jest.

- Nie zliczę, ile razy biegłam do telefonu owinięta ręcznikiem, z mokrymi włosami, usiłując nie wybić sobie zębów na kaflach. Ostatnio jak brałam prysznic, zadzwonił jeden telefon, zaraz po nim drugi. Biegnę. Oddzwaniam na pierwszy numer i pytam: z tego drugiego też państwo dzwoniliście? "Tak. To my się dobijamy od jakiegoś czasu". Tak, dokładnie od 3 minut. I najlepsze jest to, że nie była to sytuacja ostatecznie poważna. Ale kontakt musiał być tak szybki, jakby ktoś umierał - uśmiecha się Adrianna Bartnicka.

Przykłady można mnożyć. Aż po te najmniej miłe. - Zeszłam po coś na dół do auta, słyszę przez otwarty balkon, że dzwoni telefon. Kiedy wróciłam, nie zdążyłam nawet oddzwonić, nim zadzwonił kolejny raz. Ale tym razem był to telefon z Polski, z centrali, z reprymendą. Bo klienci zgłosili, że nie ma ze mną kontaktu - dodaje rezydentka.

- No i ostatnio mój ulubiony przykład z życia koleżanki: północ, telefon: "kupiliśmy pomarańcze, czy powinniśmy je umyć?" - opowiada Adrianna Bartnicka. - Turyści czasami nie do końca rozumieją, kim jest rezydent. Traktują nas często jak człowieka od wszystkiego. Wzywają, żeby wymienić baterie w pilocie od klimatyzacji. Mamy być plastrem na wszystkie wakacyjne "rany" - dodaje twórczyni profilu p.rezydentka.  

Marcin Skalniak pracuje z turystami od 2001 roku. Był rezydentem i pilotem w największych biurach podróży. Od kilku lat "na swoim". Kiedy rozmawiamy, jest właśnie z turystami w Norwegii. Na liście miejsc, w których pracował m.in. Dominikana, Kambodża, Tajlandia, Maroko, Szwecja, Włochy, Madera czy Hiszpania. Skłonność Polaków do traktowania rezydentów jak aniołów stróżów kwituje krótko: - Jesteśmy narodem, który lubi być traktowany "ą, ę". Ale trudno obdarzyć każdego turystę szczególną opieką i atencją, kiedy ma się w autobusie 50 osób - mówi pilot wycieczek.  

Polak beztroski. "Mówiła pani o jeżowcach? To będzie pani miała szansę się wykazać"

Co lubimy na wakacjach? Wyłączyć myślenie.

- Ja wiem, że Polacy mają ogromny głód słońca, ale o nieszczęście naprawdę łatwo. Na każdym spotkaniu tłumaczymy turystom, co robić, by przetrwać urlop bez poparzeń słonecznych czy udaru. My mówimy, a turyści swoje. Najbardziej bolą nas sytuacje, kiedy do dramatów dochodzi chwilę po tym, jak przed nimi ostrzegaliśmy - załamuje ręce Adrianna.

Przykład? - Mamy przy hotelu kamienistą plażę, z jeżowcami. Wśród gości starsi państwo z wnuczką. Kończy się spotkanie, na którym mówiłam, że konieczne są buty wodne, ze względu na te jeżowce. Nie mija kwadrans, jak wraca do mnie ta starsza pani z zapłakaną dziewczynką i mówi do mnie entuzjastycznym tonem: "No to się będzie pani mogła sprawdzić w nowej sytuacji. Wnuczka nadepnęła na jeżowca". Nie mogłam uwierzyć, że babcia puściła tę dziewczynkę do wody bez butów, kiedy tyle, co ostrzegałam. Serce pękało, bo ta kilkulatka, przez bezmyślność opiekunów, do końca tygodnia chodziła zapłakana - opowiada rezydentka.

Drobne wypadki są standardem. Gorzej, kiedy dochodzi do prawdziwych tragedii. Marcin opowiada o koledze, który musiał jechać z turystą na rozpoznanie zwłok do gruzińskiej kostnicy, Adrianna w tym roku pierwszy raz odebrała telefon z greckiego szpitala, z informacją, że jedna z turystek właśnie zmarła. - Takich sytuacji dzieje się więcej, niż mogłoby się nam wydawać. Nikt, jadąc na wakacje, nie planuje śmierci czy wypadku, ale przez tych kilka lat widziałam wiele ludzkich dramatów. Co roku na Wszystkich Świętych zapalam znicz za mojego turystę, którego nie udało się uratować - wspomina Monika.

Polak żądający. "Nie chcę jechać na kole"

Są tacy, po których jak mówią rezydenci i piloci, od razu widać, że "zaraz będzie z nimi jakiś problem". - Utrudniają nam pracę, ale bardziej niż siebie, jest mi szkoda ich samych. Bo ja staram się nie przejmować od turysty złych emocji, kiedy wiem, że jestem winiona za nic. Ale to przykre, że ktoś leci tyle kilometrów tylko po to, by emanować negatywną energią i odreagowywać swoje problemy na innych - opowiada Adrianna.

Skargi standardowe? "Nie podoba nam się pokój". Tylko że często kwestia gustu nie jest kwestią reklamacyjną. Do tego zażalenia na "monotonne jedzenie". No i "nie ten" widok. - Ale nie, że miał być na morze, a jest na śmietnik. Autentyk z jednej z greckich wysp: turyści poskarżyli się, że dostali pokój z widokiem na Morze Jońskie. A oni myśleli, że to będzie Egejskie - słyszę w opowieściach moich rozmówców.

Najdziwniejsze prośby?

- Aż trudno w to uwierzyć, ale w autobusie, w czasie wycieczki, czy nawet przejazdu z lotniska do hotelu, kiedy trzeba usadzić pełen autokar ludzi, pokutuje dalej: ja nie chcę jechać na kole. Tylko że w nowoczesnych autobusach, z płaską podłogą to nawet nie wiadomo gdzie to koło jest. Ale osoby, które kiedyś podróżowały autosanami mają uraz do dziś - zaznacza Marcin Skalniak. - Ja takiemu panu czy pani zawsze mówię: ok, ale proszę mi wskazać, gdzie to miejsce jest - uśmiecha się pilot.

Kiedy pytam, czy jesteśmy zatem roszczeniowi?, słyszę, że "mimo wszystko, coraz mniej".  

- To jest element tej zmiany, że ludzie są coraz bardziej świadomi swoich wyborów. Zdarzyło mi się usłyszeć: "No wiem, że to są trzy gwiazdki i to czy to kuleje, ale jesteśmy w Grecji i są takie piękne widoki". Chociaż nawet jeśli Polak tak myśli, to rzadko mówi to głośno. Więc jak już to wyartykułuje, bardzo się to ceni - mówi Adrianna Bartnicka.

- Są na szczęście ludzie, którzy rozumieją, że turystyka to gałąź, zależna od tylu czynników, że może się zdarzyć, iż nie wszystko zadziała jak w szwajcarskim zegarku. I mają z tyłu głowy, że jakieś niedociągnięcia mogą się zdarzyć - dodaje Marcin Skalniak.  

Polak balujący. "My z chłopakami mamy tylko dietę płynną"

Według raportu Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) Polacy zajmują 10. miejsce spośród 52 krajów świata pod kątem spożycia alkoholu. Na urlopie poza granicami Polski zdecydowanie nie zaniżamy tych statystyk. - Lubimy wypić na wakacjach i to się nie zmienia - przyznają nasi rozmówcy.

- To jest smutne, ale dla niektórych wycieczka czy wyprawa nie będzie superfajna, jeśli polski turysta się na niej nie upije. Niezależnie jak daleko od domu wyjedzie. Ja się strasznie temu dziwię, że lecimy przez pół świata, żeby powiedzieć sąsiadowi, że byliśmy na Dominikanie, ale nawet oceanu czasem nie widzieliśmy, bo dalej niż do baru w basenie turysta nie dotarł - mówi Marcin Skalniak.

Pół biedy, jeśli się przy tym nie awanturujemy. Ale i tu zdarza się, że ułańska fantazja daje o sobie znać. - Nie dalej jak wczoraj, dzwoni do mnie managerka hotelu i mówi, że obraża ją jeden z naszych gości, skacze do basenu, jest pod wpływem alkoholu. Musiałam pojechać, porozmawiać. Na szczęście pan przyjął krytykę - relacjonuje Adrianna.

Ale dodaje, że "bywają sytuację, gdy musi walczyć". - Na przykład jak ta, kiedy mieliśmy przez dwa tygodnie grupę młodych chłopaków. Od początku powtarzali, że oni stosują tylko dietę płynną. Non stop miałam zgłoszenia z hotelu, że nie mogą dać sobie z nimi rady. Ale kiedy bym nie pojechała, zawsze byli już nietrzeźwi. Niezależnie od pory, bełkotali, że nie mogą obiecać, że będą grzeczni, bo jak się napiją to "wszystko się może zdarzyć". No i się zdarzało. A że mało który hotel chce w takich sytuacjach wzywać policję, to pozostało nam, tylko przetrwać te dwa tygodnie aż panowie wylecą do domu - wspomina rezydentka.

Plusy? - Tych urlopowiczów jest coraz mniej. Bo to, że otwiera się bar i ustawia się kolejka, na wakacjach było, jest i będzie. Ale coraz więcej turystów spożywa z klasą - słyszę od rezydentów.

Polak oszczędny. "Jak napełnić dwie dwulitrowe butelki hotelowym piciem"

Są jednak pewne rzeczy, które mimo upływu lat się nie zmieniają. Wśród nich, zamiłowanie do tego, by "wszystko było w cenie".

- To, co mnie najbardziej u klientów razi to to, że jak mają szwedzki stół, to nie umieją tego uszanować. Idą z torebkami Louis Vitton i pakują do środka pieczywo, dżemy, owoce. Jakby ich nie było stać na zakupy w pobliskim markecie. Boli, że mimo upływu lat to się nie zmienia i to niezależnie od statusu materialnego, ani wykształcenia. Nie ma też znaczenia czy to "tania" Chorwacja czy "droga" Tajlandia. Ostatnio miałem pana, który podszedł do bufetu z napojami, z dwiema dwulitrowymi butelkami po wodzie, żeby napełnić je hotelowym piciem - opowiada Marcin.

"Królowie oszczędzania" zdarzają się także na wycieczkach. - Jeden z turystów miał do mnie pretensje, że autokar zatrzymuje się w takich miejscach, gdzie toalety są płatne, a on płacić nie chce. Zapytał, czy może więc skorzystać z ubikacji w autokarze, która jak wiemy, dostępna jest tylko w sytuacjach wyjątkowych - wspomina Marcin. I dodaje: - Chęć do przyoszczędzenia zauważyć można u niektórych na każdym, nawet najbardziej zaskakującym kroku - podsumowuje pilot wycieczek.

Monika zwraca uwagę na jeszcze jedną mało optymistyczną kwestię: - W dalszym ciągu spora grupa Polaków wyjazd za granice traktuje jako możliwość pokazania się. Zapłaciłem, to mi się należy. Do tego traktowanie obsługi z góry. Okropne. Chyba nic mnie tak nie irytuje - podkreśla rezydentka.

Dla równowagi na szczęście są i tacy, którzy pozostają w pamięci pracowników turystyki ze względu na zupełnie inne przesłanki. - Na przykład pary, którym przyszło mi pomagać przy zaręczynach. Do tej pory z jedną z nich utrzymuję kontakt i czasami wpadają na wakacje tam, gdzie akurat w danym sezonie pracuję - zaznacza Monika.

Na koniec, off the record, słyszę: "Pogadaliśmy, pożaliliśmy się, ale wiesz, co sobie właśnie myślę? Że chociaż często ten polski "all inclusive" zamienia się w "all excuse me", kiedy trzeba Polakom wszystko wybaczyć, to nie jest z tymi turystami tak źle, jakby się mogło wydawać. Bo inaczej żadne z nas nie wytrzymałoby w tej robocie tyle lat" - uśmiecha się autor(ka) tych słów. I już wie, że każdemu z naszych rozmówców przyjdzie w życiu przeżyć, a potem opowiedzieć jeszcze wiele kuriozalnych historii o Polakach na zagranicznych wakacjach. - Byle tych budujących, było więcej niż tragicznych - dodaje.