Reklama

Artyści tworzący Rurales skromnie i solidarnie przekonują, że w projekcie chodzi o przyjemne spędzenie czasu na łonie natury z ludźmi, których się lubi i szanuje. Niektórzy nawet dodają, że to nie sztuka jest na pierwszym miejscu. Jednak osoba stojąca z boku, obserwująca działania ekipy z zewnątrz, np. na filmach dokumentujących wyjazdy, widzi przede wszystkim sztukę. Piękną, ale dostępną tylko dla nielicznych.

Oczywiście, nie chodzi tu o ukrywanie czy jakąś blokadę tylko dla wtajemniczonych. Po prostu murale, tworzone czasem przez kilkanaście lub kilkadziesiąt godzin z ogromną starannością i jeszcze większym wysiłkiem, ukryte są w miejscowościach, gdzie psy szczekają drugim końcem i do których trafia się jedynie przypadkiem, gdy GPS zawiedzie.

Reklama

Sztuka dla sztuki? Wydaje się, że to jest właśnie sztuka dla ludzi. Konkretnych osób, które często nie wiedząc nic o sztuce ulicznej, wpuszczają do swych gospodarstw obcych mężczyzn, karmią ich i z zaciekawieniem podglądają, co im zmalują np. na stodole.

Rurales to projekt tworzony przez artystów z całej Polski. JAYPOP, SEIKON, KRIK KONG, SC SZYMAN i SAINER na co dzień działają przy swoich wyzwaniach artystycznych, uczestniczą w festiwalach i wystawach (np. Traffic Design czy UAA_WWA, Hangar 107 Rouen). Nieodłącznym członkiem ekipy jest Kuba Goździewicz, który wszystkie dokonania filmuje, bez jego filmów trudno byłoby opowiedzieć, czym Rurales tak naprawdę jest.

Nazwa jest połączeniem angielskiego słowa "rural", czyli wiejski z "muralem", które pochodzi z języka hiszpańskiego (choć wydaje się dość polskie, w końcu chodzi o malowanie na murach) i oznacza dzieło dekorujące ściany, zwykle monumentalne.

Jak to się zaczęło?

Początki były różnorodne, w zasadzie na naszych wyjazdach liczyła się głównie chęć stworzenia czegoś, pomalowania ściany i spędzenia miło czasu - opowiada Robert Rączka znany jako Seikon. - Zanim skupiliśmy się wyłącznie na eksploracji wiejskiego krajobrazu, malowaliśmy głównie opuszczone i zapomniane budynki. Pomysł padł nieco spontanicznie, JayPop miał już pewne doświadczenie w malowaniu na wsi w trakcie warsztatów malarskich z ASP i dostał zaproszenie w okolice Opoczna na pomalowanie opuszczonych kamieniołomów. Zapakowaliśmy samochód po brzegi w farby, śpiwory, jedzenie i ruszyliśmy w składzie Krik, JayPop, Kuba z kamerą i ja na południe Polski. Na początku byliśmy nieco nieśmiali, to głównie JayPop wychodził pierwszy z samochodu zapytać gospodarzy o zgodę.

Seikonowi rację przyznaje SC Szyman, gdy wspomina pierwsze edycje - Gdy zacząłem podróżować z ekipą, niezbędnym kluczem do malowania ścian był JayPop. Ma tak niesamowitą aparycję i rozmawia w taki sposób, że potrafi skrócić dystans z ludźmi, bajeruje, a gospodarze się godzą.

- Z czasem każdy z nas nabrał nieco pewności siebie i na kolejnych wyjazdach każdy był w stanie zorganizować sobie ścianę - wspomina dalej Seikon - Zresztą te spotkania i rozmowy z gospodarzami okazały się niezwykle ważne dla nas. To właśnie w najbardziej zapomnianych miejscach zobaczyliśmy, jak bardzo życzliwi i otwarci ludzie mieszkają w Polsce. Od tej pory czuliśmy się bardzo swobodnie w wiejskim otoczeniu. Rurales będzie miał dla mnie zawsze bardzo ważne znaczenie, to właśnie w wiejskim krajobrazie czuję się najbardziej swobodnie, malując ściany, inspiracje kształtami i kolorami otaczającymi przestrzeń mają przełożenie w tym samym czasie na to, co powstaje na ścianie. 

Szyman  przyznaje, że Rurales jest formą spędzania czasu we wspólnym gronie przyjaciół. Specyficzną formą spędzania czasu - wypełnioną malowaniem, poznawaniem ludzi, których nigdy nie miałoby się okazji poznać, goniąc za codziennymi zadaniami. - Jest to wspaniały moment oderwania się od rzeczywistości, pojechania w piękne rejony Polski. Przeżywanie kontaktu z naturą. Cały Rurales to "campowanie" w namiotach, mycie się w rzece, robienie grilla i picie piwa gdzieś na łąkach.  

Kuba, który okiem kamery wyłapuje najciekawsze historie - no może nie najciekawsze, bo jak zauważył JayPop  - zabawnych wspomnień jest sporo, ale te najzabawniejsze nie są do opisania w mediach - podkreśla, że pomysł na projekt wytworzył się naturalnie. - Chłopaki malowali, a ja przyjeżdżałem i to kręciłem. Takie spędzanie czasu razem. Jacek Wielebski (JayPop) wpadł na pomysł, aby wykorzystać to, co filmuję i zrobić z tego cały film. I tak wyruszyliśmy w Polskę.

Naturalność jest kluczowa i często podkreślana przez chłopaków, gdy opowiadają o projekcie. Nie chodzi tylko o to, że śpi się pod gołym niebem, ale to, jak pewnie ekipa się ze sobą czuje. To z tego powodu grupa jest zamknięta, choć były próby "rozszerzenia" jej. SC Szyman przekonuje, że dołączył do malowania w trakcie, ale Seikon wspomina start zupełnie inaczej - - Nie waloryzowałbym tego kto to zapoczątkował, a kto później dołączył, Szyman i Sainer dołączyli w zasadzie, jak zaczęliśmy razem malować i wyszło to całkowicie naturalnie. W ostatnich latach do ekipy dołączył Cekas, który też czuje się na wsi jak ryba w wodzie. 

Najpierw zaufanie, potem ściana

U gospodarzy, do których dociera Rurales, zwykle pierwszą reakcją jest zdziwienie, że ktoś, chce coś robić z ich "zwyczajnymi ścianami". Ozdabiać? Po co? Negocjacje z mieszkańcami dobrze pokazane są na wszystkich filmach Kuby. I to, jak w trakcie kolejnych machnięć farbą, zmienia się nastawienie do sztuki.

- Jeżeli chodzi o mieszkańców, to jest różnie, jedni się godzą inni nie - wyjaśnia Kuba. - Zdarzyło się, że gospodarz się nie zgodził. Poszliśmy do sąsiada, który udostępnił nam przestrzeń i po malowaniu ten, który nie był zainteresowany, sam prosił, aby jednak mu coś pomalować.

- Gdy przyjeżdżamy, ludzie raczej są otwarci, ale w różnych rejonach polski jest różnie. Najłatwiej chyba o zgody było w Górach Izerskich, ale odmowy nie są rzadkością. Nie malujemy na złość komuś i bez zgód - dodaje Jacek JayPop.

- Jak się pojawimy w małej wiosce i zaczniemy oglądać potencjalne tło dla prac, to jak się jedna zgoda pojawi, to fama po wsi idzie bardzo szybko i reszta gospodarzy się godzi - potwierdza SC Szyman.

Choć nigdy nikt ich widłami nie pogonił, Kuba pamięta sytuację, kiedy zostali poproszeni o opuszczenie terenu przez gospodarza - Na początku był zainteresowany i chętny, ale jak zobaczył kamerę, bardzo się zirytował i powiedział, że mamy sobie iść i nie możemy nic kręcić. Odjechaliśmy bez słowa, ale to była naprawdę wyjątkowa sytuacja. Ludzie zwykle są życzliwi.

- Każdy dzień na takim wyjeździe jest niepowtarzalny i pełen przygód - przyznaje Seikon -  codziennie pojawiają się podstawowe pytania, co zjemy, gdzie będziemy spać i gdzie się wykąpiemy. Zdarza nam się spać gdzieś na polu u gospodarza, w stodole nad potokiem, albo w lesie. Ostatnim razem pomalowaliśmy ścianę gospodarstwa, a w podzięce dostaliśmy klucze i możliwość zatrzymania się w drewnianej sali weselnej. 

To, co łączy wszystkie wyjazdy, niezależnie, czy są to Kaszuby, Mazury, czy Dolny Śląsk, to cena zaufania, jakim potrafią obdarzyć ludzie. Nie tylko wpuszczają na teren swojej posesji, ale zapraszają do domów i wspólnego biesiadowania. Dzielą się tym, co mają, lubią i wchodzą w spory światopoglądowe. Taka scena ujęta jest na ostatnim filmie, który premierowo wyświetlany jest w gdańskiej stoczni 9 lipca.

- Miałem dosyć specyficznego gospodarza, który gościł swoją rodzinę z miasta, z którą przez cały weekend biesiadowali. Ja malowałem i biesiadowałem razem z nimi. W rodzinie jednak był konflikt polityczny - gospodarz prawicowiec, rodzina lewicowa. Cały dzień przeciągali linę między kierunkami poglądów, sięgając przy tym po kolejne kieliszki z wódką. Po jednym dniu takiego biesiadowania byłem tak zmęczony psychicznie, że musiałem porządnie odpocząć, zanim wróciłem do ściany - śmieje się S.C. Szyman. - Jak wróciłem, dokończyłem mural, przyjechała do mnie reszta chłopaków i też zaczęli wchodzić w dyskusje z gospodarzem. Na koniec JayPop zadał mu pytanie, czy wolałby "niepijącego prawaka, czy pijącego lewaka?" i miłośnikowi wódeczki zawiesił się system. Następnego dnia rano, gdy wróciliśmy po drabinę, z uśmiechem próbował częstować nas "rozchodniaczkami". Był bardzo konsekwentny w swoich działaniach.

A co ze sztuką?

Sztuka jest i trzyma się bardzo dobrze drewnianych desek, metalowych silosów i ścian z odpadającym tynkiem. Czy w takich okolicznościach przyrody maluje się inaczej, inspiracje są inne?

- Otoczenie i kontekst krajobrazu ma dla każdego z nas jakieś znaczenie, wydaje mi się, że jako dorośli artyści, mamy już swoje, różne sposoby. Tak jak różnimy się technikami, stylami, malujemy abstrakcyjnie lub figuratywnie, bawimy się w inny sposób kompozycją i kolorem tak i inaczej filtrujemy konteksty lokalne. Natomiast jestem przekonany, że każdy z nas ma szacunek do otoczenia. Nie malujemy zabytkowych budynków, staramy się działać tam, gdzie mural nie zaszkodzi, tam, gdzie jest już tak bardzo pięknie, nie mamy czego szukać - tłumaczy Jacek Wielebski (JayPop).

- Sainer zgadza się i dodaje - każdy ma inaczej, jedni ilustrują lokalne legendy, historie gospodarzy albo samych gospodarzy, a inni wpisują formą, inspirując się otoczeniem, naturą, pejzażem wiejskim.

Czasem powstają dzieła "łączone". Choć to nie jest rzecz obca w technice malarstwa, jaką posługują się artyści na co dzień, podczas wyjazdów Rurales nabiera specyficznego wydźwięku.

- Często jest tak, że kolaboracje wynikają z wzajemnych rozmów, wspólnego zainteresowania tematem. Zdarza się, że jest to uwarunkowane sytuacją, która wyniknęła podczas podróży, bo na przykład nie ma więcej ścian albo jest jedno miejsce, które podzielono architektonicznie na dwie różne części i wtedy albo robimy prace, które wzajemnie ze sobą oddziałują, albo są zupełnie niezależne. To, że udaje się stworzyć coś wspólnego, wynika także z naszych wzajemnych relacji - wyjaśnia Sainer.

Gdy jest premiera filmu, zainteresowanie Ruralesem wzrasta, ale jak przyznaje Kuba, pomiędzy filami wszystko wygasa. JayPop zauważa, że to pozytywny aspekt -  wydaje mi się, że zainteresowanie jest na podobnym, niskim poziomie i to fajnie, wysyp kopistów miałby fatalne skutki dla pejzażu wsi.

Teraz Polska!

Zapytani o zagraniczne edycje artyści zgodnie przyznają, że to nie to. Seikon, który na co dzień tworzy i mieszka za granicą chętnie przyjeżdża na Rurales właśnie dlatego, że chodzi o Polskę.

- Z roku na rok rzeczy się zmieniają. Są nowe twarze, style, różne miejsca i to dla mnie najważniejsze. Nowe historie od lokalnych rolników. Ludzi, którzy mają pozytywną energię, ufają nam i pozwalają bez żadnych oczekiwań wejść w ich życie prywatne. Myślę, że te rzeczy sprawią, że zawsze będę malować na polskiej wsi. Nadal jesteśmy braćmi i siostrami bez podziałów.

- Byliśmy raz w Estonii i mieliśmy tam tłumaczkę, więc się udało, ale bez niej nie byłoby szansy. No i nie istnieje to co najciekawsze w Ruralesie, czyli relacja z ludźmi - dodaje Kuba. Jeżdżenie za granicę odpada, a co do Polski, tak naprawdę to, gdzie jedziemy, nie ma znaczenia, możemy losować albo zdecydować w dzień wyjazdu.

Gdy GPS zawiedzie

Czy jest jakaś mapa dzieł, które powstały podczas Rurales? -  Nie ma i raczej nie będzie, bo nie o to w całej "zabawie" chodzi - mówi Kuba. - Dokumentacją jest film z odpowiednią muzyką i ujęciami. Rurales to czas, a "zwiedzanie" powinno być dziełem przypadku. Fajnie, jak ktoś trafi, rozpozna, napisze do nas. Ale to, że malujemy komuś ścianę, nie znaczy, że chcemy tam wysyłać ludzi. Szanujemy gospodarzy i nie chcemy zmieniać ich cichego i spokojnego życia, które tak cenimy.

- Dużo osób mówi mi, że było, otagowują zdjęcia w internecie - zauważa JayPop.  Moja mama ostatnio trafiła na poboczną trasę i szukała mojej pracy, którą stworzyłem 6 lat temu. Dowiedziała się o wsi na Kaszubach, o której istnieniu nie miała pojęcia. Sam wracałem kilka razy w te same miejsca, ale to nigdy nie jest cel. Nikt nie odhacza "obrazków" z poprzednich edycji, ale miło jest przypadkiem lub przy okazji dowiedzieć się, że gdzieś tam są i się trzymają.

Czym więc jest Rurales?

 - Wydaje mi się, że na to pytanie każdy z nas z biegiem czasu odpowie w trochę inny sposób, ale Rurales jest dla mnie połączeniem kilku kluczowych elementów w całość: sztuka, przyjaźń, podróż i osobiste uwolnienie się od otaczającej nas rzeczywistości. Podczas wyjazdów eksplorujemy najbardziej odległe i zapomniane zakątki Polski, to tam szukamy miejsc, które do nas przemawiają i zachęcają do tworzenia. Poznajemy ciekawych ludzi, wysłuchujemy śmiesznych anegdotek na temat danego miejsca, ale też poznajemy prawdziwe i smutne historie naszych gospodarzy, bo przecież nie każdemu zawsze wiedzie się doskonale.    

Zainteresowanym tematem osobom polecamy film, którego premiera wkrótce na FB Rurales.