Reklama

Kłopoty tego wyspiarskiego państwa na Ocenie Indyjskim rozpoczęły się na początku 2020 roku, gdy świat ogarnęła pandemia koronawirusa. Państwo przez 70 lat swojej niepodległości opierało swoją gospodarkę w dużej mierze na turystyce i przekazach pieniężnych emigrantów, którzy pracując za granicą, wspierali swoje rodziny na miejscu.

Patryk Kugiel, analityk PISM ds. Azji i Pacyfiku, zwrócił uwagę, że po pandemii dochody z turystyki spadły z 4,4 mld dolarów w 2018 roku do zaledwie 506 mln dolarów w 2021 roku, z kolei przekazy stopniały z 600 mln dolarów miesięcznie przed pandemią do 200-300 mln dolarów po niej.

Spirala problemów

Reklama

Tąpnięcie branży turystycznej zaczęło drenować rezerwy walutowe Sri Lanki (z ponad 8 mld dolarów w 2019 roku do 50 mln dolarów w kwietniu 2023 roku) i napędzać spiralę zadłużeniową państwa (między 2006 a 2020 rokiem dług zagraniczny wzrósł z 11,8 mld dolarów do 56 mld dolarów) - to z kolei ograniczyło dostawy paliw, żywności i leków na wyspę.

W kwietniu 2021 roku, chcąc zaoszczędzić około 300 mln dolarów rocznie, ówczesny prezydent Gotabaya Rajapaksa zakazał importu nawozów sztucznych i pestycydów. Decyzja okazała się być brzemienna w skutkach i pogrążyła kraj w klęsce głodu, ponieważ z dnia na dzień siedem milionów rolników musiało zmienić sposób upraw na ekologiczny. Nikt ich jednak do tego nie przygotował. Zbiory spadły o połowę, a ceny żywności poszybowały o 100 proc. w górę.

Sytuacji nie poprawiał skrajny nepotyzm i wielka korupcja władz, która skupiała się w rękach politycznej rodziny Rajapaksa. Znamiennym przykładem ogromnej skali nieprawidłowości jest chociażby port Hambantota wybudowany za 1,4 mld dolarów pożyczonych od Chin. Gigantyczna inwestycja okazała się być nierentowna, a brak środków na zwrot zaciągniętych długów zmusił rząd do przekazania terenu pod dzierżawę Pekinowi na okres 99 lat.

"Przed pandemią Sri Lankę odwiedzała masa turystów"

Od pełnych niepokoju wydarzeń na wyspie minął ponad rok. I choć społeczeństwo wciąż mierzy się z kryzysem, to dzięki czteroletniemu pakietowi reform i pomocy finansowej z MFW powoli staje na nogi. We wrześniu wraz z grupą znajomych odwiedziliśmy ten kraj i przekonaliśmy się na własne oczy, jak wygląda życie w miejscu, które podnosi się z gospodarczego upadku.

Nasza podróż pełna wrażeń nie byłaby tak dobrze skoordynowana, gdyby nie pomoc rodowitego Lankijczyka Hinoshiego Pradeepa, który zorganizował każdy detal naszej wycieczki. Jako przewodnik turystyczny pracuje od 2011 roku - dzięki jego wskazówkom odwiedziliśmy kluczowe miejsca na wyspie i mogliśmy lepiej poznać codzienność na Sri Lance, ponieważ Hinosh opowiedział nam nieco więcej o tym, jak wyglądało i jak wygląda życie na odbudowującej się z bankructwa wyspie.

- Przed pandemią Sri Lankę odwiedzała masa turystów - wówczas uznawano ją za najlepszy kraj do odwiedzenia - przekonywał nas Hinosh. Zwrócił jednak uwagę, że sytuacja pogorszyła się po raz pierwszy jeszcze w 2019 roku, kiedy w Niedzielę Wielkanocną 21 kwietnia doszło do serii zamachów. Zginęło wówczas 258 osób, w tym wielu cudzoziemców. - Wtedy wiele rezerwacji zostało odwołanych, ale miałem kilka wycieczek, dzięki temu ja i moja rodzina mogliśmy przeżyć ten trudny czas - wspominał.

"Życie wywróciło się do góry nogami"

Nasz przewodnik nie ma wątpliwości, że najgorszy czas na wyspie to pandemia koronawirusa, która wywróciła całą rzeczywistość do góry nogami, a turyści całkowicie zniknęli ze Sri Lanki. To był wielki cios dla jej mieszkańców, ponieważ w dużej mierze opierali swoje dochody właśnie na współpracy z zagranicznymi gośćmi. - Zdecydowanie pandemia to najgorszy z kryzysów, jaki doświadczyliśmy - podkreślił nam Hinosh.

Gdy na wyspie pojawiły się pierwsze przypadki zakażenia wirusem, życie jej mieszkańców zmieniło się diametralnie, a ich państwo zaczęło staczać się w gospodarczy chaos. - Byliśmy bez prądu - przez dwa lata mieliśmy go tylko przez osiem godzin dziennie. Brakowało paliwa, nasza waluta przestała cokolwiek znaczyć, ceny podstawowych towarów wzrosły diametralnie, a wiele osób straciło swoją pracę. Nasza rodzina musiała ograniczyć się do dwóch posiłków dziennie, przez dłuższy czas nawet jedliśmy raz dziennie. Wiele osób opuściło wtedy Sri Lankę - wspomina trudny czas lokalny przewodnik. Dlaczego Hinosh - podobnie jak część jego rodaków - nie wyjechał z kraju za pracą? Jak mówił, nie miał pieniędzy na bilety lotnicze i wszelkie formalności z tym związane.

Kryzys w dużej mierze dotknął także dzieci, ponieważ straciły nadzieję na edukację - szkoły na Sri Lance są płatne, a w dobie krachu finansowego wiele rodzin nie było stać na wyżywienie i kształcenie swoich podopiecznych zarazem. Hinosh mówił nam, że wszystkie swoje oszczędności przeznaczył w tamtym czasie na czesne swojej córki, by ta mogła dalej zdobywać wiedzę. Żeby to było możliwe, sprzedał swój samochód, którym woził turystów.

Turystyczni profesjonaliści

W czasie naszej podróży Hinosh pokazał nam wiele atrakcji i ciekawych miejsc. Prowadzą je ludzie, którzy podobnie jak nasz przewodnik, żyją z turystyki, a swoim interesom poświęcają wiele uwagi, ponieważ są ich jedynym źródłem dochodów w pogrążonym w kryzysie państwie. Jedną z takich osób był Jayath, prowadzący wśród bujnej dżungli swój wyjątkowy ogród, gdzie hoduje przeróżne rodzaje ziół i przypraw. Wiele z nich używamy na co dzień, nie mając pojęcia, że pochodzą z takich miejsc jak tropikalna Sri Lanka - to chociażby popularna gałka muszkatołowa czy kojarzące się ze świątecznym klimatem goździki. Jayath jest turystycznym profesjonalistą, który nie tylko oprowadził nas po swoim ogrodzie, ale na koniec wycieczki zaproponował nam również kojący masaż.

Innym przykładem jest rodzinna z górskiej miejscowości Ella, która jeszcze przed pandemią zaciągnęła kredyt pod budowę wyjątkowych i pięknie położonych domków. Brak turystów spowodował, że stracili mnóstwo klientów, a spadek wartości pieniądza i 70-proc. inflacja wydrenowały ich kieszenie. Teraz gdy wszystko powoli zaczyna wracać do normy, rodzina próbuje stanąć na nogi, co pokazuje swoją wyjątkową i niespotykaną gościnnością.

- Mnóstwo osób w naszym kraju żyje z tej branży - od bogatych, po ulicznych tkaczy naszyjników. Wszyscy zarabiają na turystach - podkreślił Hinosh. Sektor turystyczny jest trzecim co do wielkości źródłem dochodów państwa, stanowiąc kluczowy element PKB Sri Lanki. - Osobiście to jedyne źródło utrzymania, które mam. Moim głównym celem jest budowa domu na ziemi, jaką kupiłem jeszcze przed kryzysami. Ten rok był wyjątkowy pod względem liczby zagranicznych gości i pozwolił mi zaoszczędzić sporo pieniędzy. Poza tym lubię tę pracę - mogę poznawać ciekawych ludzi i doświadczać innych kultur. Pracuję sam i mogę podróżować po całym kraju - nie siedzę zamknięty w jednym miejscu. To dla mnie świetna okazja, by dać z siebie wszystko - mówił nam Hinosh.

"Zagraniczni goście to nasza jedyna nadzieja"

Choć oficjalnie można usłyszeć, że rząd współpracuje z Międzynarodowym Funduszem Walutowym, by wypracować nowy porządek i wprowadzić wiele trudnych oraz bolesnych reform, społeczeństwo nie jest zadowolone z działalności nowych władz.

Przejeżdżając przez różne miejscowości, widzieliśmy wielokrotnie kolejki ludzi czekających przed urzędami na pomoc socjalną i ciepły posiłek. Zdaniem naszego przewodnika działania te są jednak niewystarczające. - Społeczeństwo samo wychodzi z kryzysu. Nowy rząd wciąż próbuje coś robić, ale nic się nie zmieniło - podkreślił.

W trakcie pandemii i niepokojów z 2022 roku Hinosh i jego rodzina - żona Tina oraz córka - mieszkali na wsi. Wiele zawdzięcza swoim sąsiadom, ponieważ razem wspierali się w trudnych czasach. - Pomagaliśmy sobie nawzajem. Wielokrotnie dzieliliśmy się jedzeniem i innymi zakupami - wspominał podczas naszych rozmów.

Mimo trudnych okoliczności i wciąż odbudowującej się ze zgliszczy gospodarki mieszkańcy tej rajskiej wyspy na Oceanie Indyjskim są radośni i zachowują pogodę ducha. Sytuacja się klaruje, a turyści przestają się bać i wracają na stary Cejlon, by posmakować wyjątkowej herbaty oraz poznać mozaikową kulturę Sri Lanki. Hinosh wierzy, że w kolejnych latach zagraniczni goście ponownie przybędą na wyspę tak tłumnie, jak w tym roku, a przyszłość będzie coraz lepsza. - To nasza jedyna nadzieja - podkreślił.