Reklama

O słynnym francuskim szyku napisano wiele. Myli się jednak ten, który sądzi, że aby go mieć, wystarczy założyć beret, zawiązać wokół szyi apaszkę i nonszalancko narzucić na ramiona beżowy trencz czy czarną marynarkę. Francuski szyk to coś niedefiniowalnego. Kobietę, która go ma, natychmiast wyłapiesz wzrokiem nawet na najbardziej zatłoczonej paryskiej ulicy. Wcale nie będzie ubrana krzykliwie czy przesadnie. Przykuje uwagę detalami - gustowną torebką, oryginalnymi butami, kunsztowną, choć niekoniecznie drogą, biżuterią. Roztoczy aurę elegancji, klasy i spokoju. Będziesz do niej wracać myślami jeszcze kilka razy po tym, kiedy cię minie, zastanawiając się, co tak interesującego było w tej kobiecie.

Cóż, ten słynny szyk albo się ma, albo nie. Nie da się go odtworzyć, ale wcale nie o to chodzi. Najlepiej jest być sobą, a styl Francuzek wykorzystać jako wskazówkę do udoskonalenia swojego wizerunku. Oczywiście można w tym celu udać się do butików wielkich domów mody przy Polach Elizejskich, ale w Paryżu i jego okolicach są o wiele ciekawsze sposoby na zdobycie oryginalnych ubrań, dodatków, bibelotów, książek, mebli i tego, czego nawet nie da się spodziewać. A na dodatek za małe pieniądze albo za darmo.

Reklama

Najnowsze wydanie Tygodnika co sobotę na Twojej skrzynce. Zapisz się do newslettera >>

Sklepy vintage: Stylowo i oryginalnie

Jeśli marzą ci się nietuzinkowe ubrania, najlepiej wybrać się na rajd po sklepach vintage. Słynie z nich zwłaszcza dzielnica Marais, pełna ludzi - kolorowych ptaków, którzy są najlepszym przykładem powiedzenia, że w Paryżu możesz być kim tylko chcesz. Czym bardziej lubisz zwracać na siebie uwagę, z tym większym szczęściem malującym się na twarzy będziesz przeglądać tam zawartość wieszaków. Imponujące, kolorowe, błyszczące, szeleszczące - tam znajdziesz prawdziwe cuda. Są też zwykłe ubrania, ale kto by ich szukał na Marais? Żeby nabrać sił na bieganie między sklepami możesz zjeść najsłynniejszą bagietkę w Paryżu - w kształcie... penisa.

Bardziej stonowanych kreacji można szukać w vintage shopach w X dzielnicy, w okolicy ulicy Hauteville, która słynie z warsztatów kuśnierskich i futrzarskich. Tam znalazłam obłędne buty Prady - niestety za małe, i nieźle leżący fioletowy kapelusz z wielkim rondem. Dumnie dzierżyłam go w rękach po wyjściu ze sklepu, kiedy usłyszałam: "Piękny kapelusz, madame". Uznałam, że nawet gdybym go nigdy nie założyła, 10 euro już się zwróciło. Takie perełki to wcale nie rzadkość. Tego typu komisy czy butiki prowadzą zazwyczaj pasjonaci. Często wystarczy rzut oka na osobę stojącą za ladą, żeby wiedzieć, czy znajdziemy tam coś w swoim guście.

Sklepy charytatywne: Kupujesz i pomagasz

Jeśli chcesz upolować tanie ubrania, dodatki lub, na przykład, albumy książkowe czy płyty winylowe, a przy okazji nieść pomoc, wybierz się do sklepów charytatywnych. We Francji najpopularniejsze są te prowadzone przez Czerwony Krzyż oraz wspólnotę Emaus wspierającą osoby w kryzysie bezdomności (sklep polskiego oddziału Emausa mieści się w Krakowie, na os. Willowym - przyp. red.). 

Dzięki Czerwonemu Krzyżowi do mojej szafy trafiły buty francuskiej firmy Heyraud, na których widnieją półnagie syreny, które kosztowały 9 euro i bransoletka, która 10 lat temu kosztowała 20 euro (teraz 2). W Emausie więcej jest ubrań z sieciówek, ale ja wyszłam stamtąd ze słynnymi angielskimi butami marki Irregular Choice za 15 euro (w Polsce ceny używanych zaczynają się od 150 zł, nowe startują od 300).

Pchle targi: Innym się znudziło, tobie sprawi radość

Brocante to nazwa pchlego targu, określenie handlu starzyzną. Dla mnie to synonim przygody, źródło, może czasem ciut niezdrowej ekscytacji i kopalnia historii. Nie można było ich organizować przez prawie cały czas pandemiczny. Teraz pojawiają się nieśmiało, ale latem na pewno będzie ich wiele w całej Francji. Jedne są profesjonalne - handlują na nich osoby specjalizujące się w obrocie antykami i innymi przedmiotami z długą przeszłością. Na innych może się wystawić każdy, kto chce zarobić trochę grosza, ale też pozbyć się zalegających w domu przedmiotów. Na targach organizowanych w małych miasteczkach można, na przykład, skompletować pokaźne zapasy ubranek i zabawek dla dzieci w każdym wieku. Są też giełdy tematyczne, m.in. z biżuterią, dla miłośników wina, dla wszelkich hobbystów.

Przyznaję, że na pchlich targach mam najwięcej słabości. Z racji zawodu trudno mi się oprzeć starym gazetom. Mam już magazyn modowy z 1926 roku i dwa wydania satyrycznego "Charlie Hebdo", których okładki z 1978 roku są zadziwiająco aktualne. U pewnej pani znalazłam niedawno niezwykłą, szytą na zamówienie suknię balową - czeka na lepsze czasy (czytaj: jak schudnę). Na targu organizowanym w weekendy na Montmartre mam "swoją" panią od okularów słonecznych, kupiłam u niej dwie pary przed lockdownem i kolejne dwie, żeby uczcić jego koniec. 16 euro sztuka, nigdzie takich nie znajdziesz - przynajmniej mam taką nadzieję.

Hitem ostatniego wypadu na targ stały się klipsy ze zdekonstruowanymi wieżami Eiffla (tak wiem, serialowa Emilly w Paryżu dostaje reprymendę za noszenie wieży w tym mieście jako głęboko obciachowe). Nastoletni sprzedawca najpierw podał mi cenę 1,5 euro za parę, a kiedy już widział moje zdecydowanie, dynamicznie podniósł stawkę do... dwóch euro. Nieelegancki zabieg handlowy, ale moja strata (czytaj: i tak je bardzo chciałam). Moim ulubionym zajęciem po trafieniu ciekawego okazu jest szukanie jego historii w internecie. Tak też zrobiłam tym razem. Okazało się, że klipsy pochodzą z dawnego paryskiego butiku, szalenie modnego między latami 70. a 90. W sieci można kupić wisior z pojedynczą wieżą za 60 euro, a inne klipsy, sygnowane nazwą butiku, dostępne są za około 300 euro.

Na takich targach, zwłaszcza w bogatszych dzielnicach, można natrafić na sprzedawców z torebkami, paskami czy butami z emblematami znanych projektantów. Choć większość z nich wygląda na stare, trzeba naprawdę dobrze się znać, żeby nie trafić na podróbkę. 800 euro wydaje się być dość atrakcyjną kwotą za torebkę Chanel sprzed dwóch dekad, ale przykro byłoby je stracić na pamiątkę z Turcji.

Wystawki: Skarby leżą na ulicy

Raz w miesiącu, w określone dni, w każdej francuskiej miejscowości można wystawić przed dom niepotrzebne przedmioty. Rano zostaną uprzątnięte przed odpowiednie służby, ale wcześniej każdy może sobie wziąć, co chce. To niewątpliwie dobre źródło starych mebli, szczególnie dla osób, które lubią zajmować się ich renowacją, bibelotów wszelkiego typu, ale i sprzętów AGD zastąpionych przez nowsze modele oraz innych przedmiotów domowego użytku. Jest tu pewien zwyczaj, który warto przenieść na polski grunt: urządzeniom elektrycznym, które są zepsute na amen, odcina się wtyczki, żeby było wiadomo, że nie ma dla nich ratunku.

Na okazje polują tutaj nie tylko "klienci indywidualni", ale też ludzie, którzy z wystawek uczynili swoje stałe źródło dochodu. Mężczyźni z białych furgonetek polują na złom, panie z samochodów kombi na przedmioty, które później sprzedadzą na pchlich targach. Między nimi plątają się ludzie tacy jak ja, którzy cieszą się, że trafią na coś fajnego. Pomijając kilka mebli, które czekają w piwnicy na moją wenę twórczą, profesjonalne lustro do garderoby i stare radio, jednym z moich ulubionych znalezisk są obrazy w drewnianych zdobionych ramach przedstawiające dość zwyczajne pejzaże w styku holenderskim, na których ktoś dorysował komiksowe roboty i Avengersów.

W Paryżu na wystawkę można trafić w każdej chwili. Którejś soboty na chodniku pod kamienicą w X dzielnicy czekał na nowego właściciela piękny kufer podróżny, jakiego używano w XIX wieku do nadawania bagażu z Dworca Montparnasse. Pośród niezbyt wartościowych gratów na Montmartre wypatrzyłam z kolei piękną ceramiczną misę inspirowaną liściem monstery.

Hale pełne staroci

Wszystko to, co możemy upolować na wystawkach, znajdziemy też w halach, w których handluje się starociami. Mebli jest tam do wyboru, do koloru. Włącznie ze stylowymi fotelami-toaletami, barkami na kółkach i komodami na płyty winylowe. Półki uginają się od szkła, kryształów, garnków, porcelany, sztućców, figurek, zabawek, zapalniczek, popielniczek... Nie sposób wymienić wszystkiego. Dość niepokojące wrażenie robią wyliniałe koniki na biegunach łypiące z różnych kątów. Obszerne są działy ze "sztuką". Choć o gustach się nie dyskutuje, na większości z tych dzieł przydałoby się narysować Avengersa... Ceny w halach? Bardzo niskie i do negocjacji.

Imponujące wrażenie robi hala, w której sprzedaje się sprzęt z restauracji. Są tu wszystkie profesjonalne urządzenia kuchenne, ale też neony miejsc, po których zostało wspomnienie, setki krzeseł, stolików i innych elementów wyposażenia gastronomii. Dobre miejsce zwłaszcza dla tych, co startują w tej, nietaniej przecież, branży.

Kto czyta, ten wymienia

Znamy je w Polsce, ale nie używamy na taką skalę - tzw. książkowymieniarki znajdziesz we Francji nawet w blokach. Na pierwszym piętrze (tutaj nie ma parteru), stoją regały wypełnione tomami. Budki, z której każdy może sobie wziąć wybraną książkę, a potem włożyć do niej inną, są też w parkach czy alejkach spacerowych. Świetnym pomysłem było przerobienie na nie dawnych budek telefonicznych. Najczęściej trafiają tam kieszonkowe wydania romansów, ale oprócz nich można znaleźć dokładnie wszystko i w wielu językach świata.

Jeśli kolekcjonujesz jakieś szczególne przedmioty, znajdziesz, zwłaszcza na Montmartre, miejsca, w których można zbankrutować, choć pojedyncze przedmioty drogie nie są. W sklepie Dam Boutons (zaginione guziki) uroczy właściciele handlują guzikami właśnie. Kilka ulic dalej można zaopatrzyć się w aniołki wszelkiego wzoru i przeznaczenia, gdzie indziej - we wszystko z kotami. Jeśli zajmujesz się rękodziełem i robótkami, zachwycą cię pasmanterie i sklepy z materiałami. W Gabinecie Ciekawostek przy rue Ravignan poczujesz się z kolei jak w warsztacie średniowiecznego maga. Szkielecik ptaszka, preparat z wężyka w słoiku, łyżeczka do absyntu - nasz klient, nasz pan.